Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2012, 14:03   #133
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=vdr-G48RHfQ[/media]

Nikomu by się na głos nie przyznała ale czuła się źle. CG Lawrence. Latami pracowała na swoją opinię. Suka z rodowodem. Bez skrupułów, bez uczuć. Rzeczowa i ambitna. Ceniła sobie pracę i... pracę. I jeszcze... pracę. Nigdy się nie zwierzała. Nigdy nie mówiła ludziom po imieniu, nawet swojemu mężowi. Lubiła drwić i przywdziewać ten swój cyniczny uśmiech. Nie okazywała strachu ani emocji.

Pozory.
Fasady.
Maski.
Jesteśmy tym co nosimy na twarzy. Lubiła tak twierdzić.
Ale nie do końca było to prawdą. Gdzieś w środku była tylko człowiekiem, choć zarzucano jej, że nawet to jest jedynie przebrzmiałą pieśnią. Zagubienie i strach wiły się dookoła niej jak stado rozzłoszczonych żmij. Czuła rosnący niepokój. Dławiący, pozbawiający niemal tchu. Po co wróciła z martwych? Żeby stawić czoła demonowi, który pała żądzą by zawlec ją z powrotem do piekła? Żeby stać się sama nie lepszym demonem, który potrafi ranić a nawet zabijać świecąc jak cholerna supernova? By stać się przedmiotem śledztwa swoich niedawnych kolegów w wydziału? Ironia losu. Myśliwy stał się zwierzyną... Zastanawiała się kogo wyznaczą do zbadania sprawy z Relaksu bo, że kogoś wyznaczą nie miała wątpliwości.
Spocone dłonie przykleiły się do tekturowych pudeł kiedy wysiadała z taksówki. Ciemne przeciwsłoneczne okulary odgradzały ją od zewnętrznego świata dostarczając pozory bezpieczeństwa. Na czoło nasunęła głębiej rondo kapelusza.
Drzewo. Dlaczego ciągle do niego ciągnęła? Zdawało się ważne. Emanowało osobistym wręcz wydźwiękiem. Ale CG nie potrafiła dokopać się do drugiego dna. Wyczuć znaczenia.
Nie sposób było nie zauważyć samochodu holowanego sprzed JEJ kasztanowca. Jej... Czy tak właśnie pomyślała? Nie była pewna. Ponoć pierwsza myśl jest bezcenna. Impulsywna. Nie podparta logiką. Jest wewnętrznym głosem, który chce nam coś powiedzieć.
Była skołowana. Czuła się jak na haju. Może to przez słońce. W taką pogodę nie trudno o udar.
Południca...
Południca z objawami słonecznego udaru.
Nie można się nie zaśmiać, prawda?
Pogwizdywała, cholera jedna wie czemu. Rozbujanym krokiem doszła do drzewa, rzuciła pakunki tuż obok splątanych mięsistych korzeni i nałożyła obie dłonie na pomarszczoną korę jak Jezus na skronie Łazarza.
- Kurwa... - szepnęła złamanym głosem. - Czego ty ode mnie chcesz? Czego chce Dean? Ja nic z tego nie rozumiem... Daj mi jakiś znak, ok? Zawrzyjmy umowę. Odkryj przede mną karty a ja postąpię w zgodzie z własnym sumieniem. Bo nie mogę nic zrobić kiedy nic nie wiem! - chyba nie zdawała sobie sprawy, że podnosi głos. Krążyła wokół pnia z błyszczącymi oczami i naraz kopnęła weń z impetem. - No dalej! Obróć wodę w wino, przemów ludzkim głosem, do cholery! Dłużej tego nie wytrzymam!
Zombie otoczyły ją zwartym wianuszkiem ale stali osłupiali i nikt nie reagował. A ona wyładowywała złość kopiąc bez opamiętania. Chyba wzbudziła powszechną sensację bo wzrok postronnych spoczął na niej w ciekawskim skupieniu.
Wyciągnęła szyję w stronę żarzącej słonecznej tarczy i rozłożyła bezradnie ramiona.
- A ty gdzie jesteś? Przyjdziesz po mnie prawda? No chodź, miejmy to z głowy! - zaśmiała się i zgięła wpół przyciągając czoło do kolan. - Aaaa, tak. Przyjdziesz w nocy. Kiedy będę bezbronna i zaciągniesz mnie do piekła! Pierdol się! Pierdolcie się wszyscy!

Uspokoiła się dość szybko. Odeszła od drzewa dysząc ciężko i jak gdyby nigdy nic doszła do faceta w uniformie klauna.
- No co? - zapytała z wrogością. - Miałam zły dzień. Złamał mi się paznokieć.
Złapała swoje pudła i chyba wtedy dostrzegła Rickiego. Dosiadła się na jego ławeczkę zaplatając nogę na nogę i odpaliła nerwowo papierosa.
- Cześć - skinęła mu głową i uśmiechnęła się przepraszająco. - Zrobiłam scenę, co?
Strzepnęła popiół i wskoczyła na ławkę siadając na skrzyżowanych nogach co nie było szczytem przyzwoitości w kusej obcisłej sukience.
- Dlaczego ciągle tu siedzisz? Przez drzewo? Płonie. Ale nie wiem czemu...
- Scena jak się patrzy - zgodził się spokojnie. - Nie pierwsza dzisiaj. Ten kasztanowiec przyciąga, jak widzę, specjalnych ludzi. Czy też nieludzi. Jak się miewasz?
“Nieludzi”. Wie - pomyślała.
- Nie najlepiej - odpowiedziała na głos zresztą zgodnie z prawdą co było na nią dość dziwne bo zawsze ograniczała się do standardowego “fine”. Chyba istotnie się rozklejała. Szlag... Fatalny moment na załamanie psychiczne.
- Wybacz, że ostatnio tak uciekłam a przecież okazałeś mi wiele dobrego. To chyba z powodu potencjalnej rozmowy o pracę bo na takiej musi padać wiele pytań, prawda? A ja na niewiele z nich mogłabym odpowiedzieć więc wolałam sobie darować...
Zwiesiła głowę i po prostu ograniczyła się do palenia.
- Widzę, że to więcej niż trudny dzień. Nawet więcej, niż trudny tydzień - zażartował. - Pewnie zrobi się z tego trudny miesiąc, jak znam życie.
- To optymistyczne założenie, że dożyję do końca miesiąca - zaśmiała się ponuro w odpowiedzi. - Posłuchaj Ricky... Widzę, że tkwisz w tej sprawie. Mojego drzewa... Może... moglibyśmy współpracować? Bez umów o pracę i zobowiązań. Nie oczekuję nic ponad to, że wymienimy się informacjami i... sama nie wiem. Chcę się dowiedzieć o co z nim chodzi. A ty? Co w ogóle cię tu przyciągnęło? Samo drzewo czy jakieś zdarzenia poboczne?
- Praca - odpowiedział enigmatycznie. - Niestety. Ale mogę przypuszczać, że jest jednak w jakiś sposób związana z miejscową florą.
- Rozumiem - pokiwała głową wypuszczając dym nosem. - Współpraca nie wchodzi w grę skoro nie jesteśmy kolegami z pracy.
- Eee tam - machnął ręką. - Kolegami byśmy tak czy siak nie byli. Chociaż to szowinistyczne stwierdzenie, za które uprzejmie proszę o wybaczenie. Po prostu nie mogę mówić nic, co jest ujęte w kontrakcie jako poufne. Zasady R.I.P.Rozumiesz.
- Rozumiem - wzruszyła ramionami. - I szanuję. Chociaż w pewien sposób ubolewam. A... co do sensacji. Mówiłeś, że nie byłam dzisiaj jedyną. Powiesz co za atrakcje jeszcze się tu dziś wydarzyły? No i czemu holują ten wóz?
- A bo to właśnie ta atrakcja. Jeden z twoich dawnych kolegów regulatorów chciał chyba staranować te drzewo, a drugi do niego strzelał. Znaczy do samochodu. Niedawno. Przynajmniej była jakaś rozrywka w ten nudny dzień.
- Regulatorzy? - zdziwiła się. Ricky wiedział o niej chyba więcej niż by chciała. - Podali nazwiska?
- Jeden wrzeszczał je na pół parku. Dusty czy Dastin, jakoś tak. Znasz? A drugi postrzelał i zwinął się zaraz potem. Pewnie egzekutor. Oni już tacy są. Postrzelają, a potem nie zadzwonią nawet. Wiem co mówię, bo dawno temu umawiałem się z jedną taką
Widać było, że Ricki ma wyśmienity humor.
- Co ty nie powiesz - CG także się uśmiechnęła, pierwszy raz szczerze i wesoło. - Byłam żoną jednego i przez większość czasu koegzystowanie z nim było równie przyjemne co szarpanie się z wściekłym pitbullem. No... ale w łóżku nadrabiał wszystkie swoje wady - puściła porozumiewawcze oko do Rickiego. - Dusty... Nie znam. Na pewno jakiś świeżak. I faktycznie dziwna historia. Jeden chce staranować moje drzewo a drugi wali serią do samochodu. Pewnie ścigali Wróżkę Zębuszkę, bo mam wiadomość z pewnego źródła, że jest na top 10 najbardziej poszukiwanych przestępców Ministerstwa - wyszczerzyła się radośnie. Zaczynała się uspokajać, nerwowość i histeria powoli odpływały i dawało jej to złudne poczucie normalności i kontroli.
- No w końcu się za nie wzięli - mruknął Ricky. - Wiesz, że tak naprawdę wróżki - zębuszki to małe, krwiożercze monstra, które w średniowieczu pożerały zaginione dzieci. Zaczynały od zębów. W XIII wieku Papież zawarł z nimi porozumienie. Pakt, na mocy którego zjadały tylko zęby mleczne dzieci, pozostawione pod poduszką zostawiając srebrną monetę jako zadośćuczynienie. Gdyby złamały ten pakt Inkwizytorscy łowcy mieli za zadanie znajdować ich kryjówki i tępić gniazda. Do tej pory, na szczęście, żadne nie przebiły się tutaj. A te, co przetrwały przez wieki honorują “zębowy pakt”.
- Wow, Ricky. Jesteś jak chodząca biblioteka. Nie żebym kupiła tą wersję ale wiesz, w archiwach MR’u nie o takich bzdurach wypisują całe tomiszcza. I, co gorsza, czasem się to czyta i wykorzystuje w praktyce.
Papieros wypalił się do filtra i CG rzuciła go na parkową ścieżkę i przydeptała obcasem.
- Ok. Trwonię czas... Jesteś pewien, że nie chcesz wymienić się informacjami? Rozumiem, że zleceniodawca musi zostać anonimowy ale... co dwóch egzorcystów to nie jeden. Udało ci się chociaż porozumieć z tym... bytem? Jest niedostępny. Ukryty. Jest tutaj i nie ma go zarazem... Chociaż ja z nim rozmawiałam. Zaczynałam nawet czegoś się dowiadywać kiedy ten niewdzięczny zombie zdzielił mnie gałęzią.
- Wydaje mi się że zrobiłem pewne postępy w śledztwie - powiedział z zagadkową miną. - Ale nie naciskaj na mnie więcej, bo się w sobie zamknę.
Żartobliwy ton nie zamaskował powagi słów.

 
liliel jest offline