Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2012, 14:03   #134
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Zerkniesz na moment na moje klamoty? - rzuciła na odchodnym. - Wydaje mi się, że i tak nigdzie się nie wybierasz.
Skinął i wrócił do czytania gazety. Z jednego z pudeł wyjęła swój bezcenny notes i z nabożnością pogładziła skórzaną obwolutę. Przeszła kawałek dalej do budki telefonicznej. Nadszedł czas by odnowić kontakty. Siatka znajomości była zawsze mocną stroną Lawrence i doszła chyba do punktu gdzie musiała porzucić anonimowość i przejść do konkretów. Następne pół godziny spędziła na rozmowach a aparat pożerał coraz to kolejne monnety.
- Cześć Martin... Nie, nie... Tak się składa, że żyję i mam się dobrze... Po prostu zrobiłam sobie wakacje.... Mhm... Posłuchaj Martin, szukam informacji...
Jedna przerwana rozmowa pociągała za sobą kolejną i jeszcze następną.
- Cześć Benson, tu Lawrence... Jak widać to były tylko plotki, nie? Słuchaj, mam interes...
- Harnett? Benson mówił, że możesz pomóc mi w pewnej sprawie... Chodzi o Błogosławiony Dwór... Tak, fearies...
- Loyd. Tu Lawrence. Hehe, tak, ta sama Lawrence. Chciałabym nakręcić mały włam. Ten szczeniak, loup, dalej dla ciebie pracuje?
- O’Brian? Poznajesz mnie? Wiem, kopę lat. Dalej robisz w gadżetach? Potrzebne mi kilka rzeczy. Haha, na wczoraj, jak zawsze.

Tak oto w ekspresowym tempie Londyn mniej lub bardziej bezpośrednio dowiedział się o jej zmartwychwstaniu. Niektórzy zapewne łyknęli sugestię o sfingowanej śmierci, inni podejrzewali, że jednak wróciła. Pozostałym po prostu nie robiło to różnicy. Nie bez powodu wybierała spośród swoich dawnych informatorów tych, którzy ze śmiercią są za pan brat i już jej doświadczyli. Regulatorzy, emerytowani regulatorzy czy ci, którzy kiedyś pracowali jako regulatorzy... Ci chwilowo plasowali się poza skalą zaufania. Choć to pewnie kwestia czasu nim wieść się rozniesie i dotrze również za mury Ministerstwa. Trudno. Było to ryzyko, które skłonna była teraz podjąć.

Co do uzyskanych informacji... Większość była niewyczerpująca ale dawała nowe punkty zaczepienia. Na Rewirze i w światku nieumarłych nie krążyły jak na razie żadne plotki o parku przy Canal Street i o drzewie wisielców. Benson obiecał, że powęszy w archiwach prasowych i da znać co piszą o serii samobójstw z nim związanych. Harnett przybliżył wątek Dworów, choć tak naprawdę nikt nie był biegły w tym temacie. Odmieńcy byli postrzegani jako niezwykle hermetyczna grupa. Nie uważają się za Martwych - bo w sumie nimi nie są - żyją w enklawach, najczęściej poza miastem. W dworach należących do ich ludzkich pomocników czy “zakorzenionych” faerie - czyli takich, które nie przybyły tutaj przez Zasłonę, lecz mieszkały przez wieki. Najlepiej pogadać z którymś z nich. Niekiedy sithe spotykają się w lokalu na Rewirze o nazwie “Błogosławione Okna” lub w wiejskim pubie na przedmieściach “Kocioł Moiry”. Dalej o kielichu, kluczu i wadze. To symbole Triumwiratu, ale poza tym słowem niewiele więcej informatorzy byli skłonni powiedzieć. Co do kościoła na Rewirze i przyjemniaczka “kaznodziei” Richarda... Przybytek jakich wiele na Rewirze, wyznają go zombie. Istniają podejrzenie o nekrofagię. Ponoć niekiedy “odmładza” wiernych. Potrafi cofnąć nieznacznie proces gnilny zachodzący na zombi. Richard jest dziwny. Ludzie plotkują, ze to Nowa Krew, niektórzy ze pół krwi demon, inni że po porstu Pomiot Piekielny albo Cudak z Ukrytego Dworu. Jednym słowem, postać dość enigmatyczna.
Od Loyda chciała wypożyczyć pewnego cwaniaczka, małoletniego loup garou, wschodząca gwiazda wśród londyńskich włamywaczy. Jako cel podała adres firmy RIP i listę ostatnich zleceń Leona Rickiego.
Loyd odradził szczeniaka. Siedziba Rest In Peace jest chroniona znakami ochronnymi i najpewniej odpieprzy gówniarzowi zaraz po przejściu progu, o ile w ogóle go przejdzie. Loyd zasugeruje udział ludzkiego speca, ale sugerowany jest doświadczony specjalista. A to oczywiście kosztuje. Jakieś 10 tysięcy funtów, licząc posmarowanie pośredników, szczególnie jeśli nie chce zostawić śladów. A jeśli rezygnujemy z dyskrecji obetnie się koszty do dwóch tauzenów. Poza tym szef R.I.P to dawny człowiek MRu, niejaki Edmund Core - naprawdę uzdolniony ex-Żagiew. Ma szerokie powiązania z MRem więc sprawa rysuje się w delikatnie. CG obiecała, że zorientuje się w swojej sytuacji finansowej i się odezwie.
Z O’Brianem umówiła się na wieczór. Zdała krótki raport co ją interesuje. Granaty błyskowe, flary, mocne latarki, najlepiej generujące światło UV. Ma razić mocno i najlepiej działać bezprądowo aby zakłócenia duchowe nie miały na nie wpływu.O’Brian obiecał zniżki po znajomości i zapytał zawadiacko czy szykuje się na wojnę z wampirami. Nie zaprzeczyła ani nie potwierdziła odwieszając słuchawkę.
Przez cały czas bacznie obserwowała klauna uwijającego się w pocie czoła. Kostium musiał stanowić nie lada przekleństwo w tym upale. Przechodnie wrzucali mu drobniaki do kapelusza, szczególną atencja darzyły dzieciaki co było do przewidzenia.

CG schowała notes do torebki i ruszyła w stronę kasztanowca.
- Dobra - westchnęła. - runda druga...
Usiadła w cieniu szeleszczących gałęzi pośród tłoczących się zombie. Smród był niemiłosierny. Skinęła kilku z nim, których kojarzyła już z widzenia.
- Panowie, proszę... Żadnego znowu użycia siły. Jesteśmy po tej samej stronie.
“Albo po przeciwnych” dodała w myślach.
Skupiła się na druidycznym bycie, którego przecież już raz namierzyła. Posiłkowała się muzyką, spokojną, bez cienia agresji. Tym razem nie zmuszała a jedynie... zapraszała. W zasadzie otarła się o żebrzący ton. Muzyka nie zwijała się w duchowe pęta a jedynie stanowiła pewną zachętę, jak w kreskówkach smugi dymu unoszące się znad świeżych babeczek przyjmując kształt nawołującej dłoni. “Spójrz, jestem tu, czekam. Nie pożałujesz.”
Nie przyszedł. A CG miała na tyle oleju w głowie żeby zrozumieć, że próba pętania go spełźnie na niczym.

Drzewo wyglądało na wiekowe. Solidny pień i rozłożysta korona.
CG zrzuciła obcasy i nim któryś z martwych zdążył zareagować wspięła się na najbliższą gałąź a później wyżej pod sam niemal czubek. Dotykała liści, wdychała ich zapach. Szukała znaków szczególnych, odstępstw od normalności. Zerwała jeden z liści i złamała w pół aby sprawdzić kolor sączących się z środka soków. Paznokciem podważyła kawałek kory. Nie doszukała się niczego nadzwyczajnego. Zwykłe cholerne drzewo! Przynajmniej z wierzchu. Ale złowieszcza płomienista aura nie pozostawiało złudzeń, że jest czymś więcej. Nie wiedziała jak ugryźć sprawę.
Przez moment siedziała jeszcze na gałęzi w cieniu gęstych liści przebierając gołymi stopami jak mała dziewczynka. Próbowała dokopać się do swoich nowych mocy. Nadal nie potrafiła ich kontrolować. Budziły się i gasły według własnego kaprysu.
Po pewnym czasie jednak poczuła sączącą się z jej wnętrza strużkę światła. Jej skóra zaczęła połyskiwać i skrzyć się i CG bardziej chyba ten fakt przestraszył niż usatysfakcjonował. Stłumiła to szybko a raczej po prostu rozproszyła koncentrację i wszystko zniknęło. Zeskoczyła na trawę, złapała obcasy i wróciła do Rickiego.
- Dzięki, że popilnowałeś moich pudeł - burknęła łapiąc pakunki.
Przysiadła na ławce i odpaliła kolejnego papierosa. Co dalej? “Błogosławione Okna”. Rewir nie był daleko. Dojedzie metrem.
 
liliel jest offline