Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2012, 18:34   #139
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Potężny ryk tygrysa zdołał zasiać w Leiko ziarnko niepewności. Odruchowo zerknęła za siebie, acz jedynym co napotkało jej czujne spojrzenie były zatrzaśnięte drzwi, ni jedną szczeliną nie pozwalające na zerknięcie na zewnątrz. Ukryta w chatynce mogła zaledwie słuchać odgłosów dobiegających do niej z pola walki z chodzącymi truchłami w jakie zamieniło się wykopalisko. Ale Gōsuto tora? To było niespodziewane wtargnięcie tej bestii, której poczynań nie była w stanie do końca przewidzieć. Sprzymierzeniec? Zaledwie chwilowy, do czasu wyrżnięcia wszystkich nieumarłych robotników, czy może oddany strażnik ziem Sasaki, a tym samym i Kojiro? Szczelne zamknięcie się w niewielkim budyneczku nie dawało łowczyni możliwości poddania ocenie zamierzeń tygrysa. Jednak nie było to też teraz jej zadaniem.

Odwróciła swe lica od drzwi skupiając swoje zmysły na wnętrzu chatki, a tłumiąc bodźce docierające z zewnątrz. Było.. podejrzanie. To określenie najlepiej opisywało wrażenia Leiko po pierwszym zlustrowaniu wystroju. Niby nic, jedynie domeczek odcięty od reszty świata warstwami desek, kilka mebli mogących niegdyś znać swe lepsze lata, aż w końcu i kapliczka.. prosta droga wprost do niej. Łatwa.
Za łatwa.

Ze strunami swej czujności napiętymi do najwyższych granic, kobieta postąpiła pierwszy kroczek, za którym nastąpiły kolejne. W napiętej ciszy nieśpiesznie sunęła przed siebie, spojrzeniem wodząc po całym pomieszczeniu w poszukiwaniu.. w poszukiwaniu oznak zagrożenia i przerwania tej iluzji złudnego bezpieczeństwa. Zaś koniuszkami palców muskała szorstką powierzchnię najbliższej sobie ściany wspomagając się dotykiem, dzięki któremu mogła natrafić na drobne ślady czyhających pułapek. Bo dlaczego? Dlaczego komuś tak bardzo miałoby zależeć na dodatkowym obudowaniu wnętrza chatki? Ni jeden blady promień księżyca nie wpadał do środka przez zabite deskami okna, powietrze pozbawione obiegu poruszało się ociężale czyniąc to miejsce mało przyjemnym do dłuższego przebywania. Na kogo zatem czekały te krzesła i stół? Któż chciałby znajdować się tu tak długo, aby zechcieć usiąść i pozwolić się przytłoczyć małej, zamkniętej chatynce?

Ostrożnie przemierzając drogę do kapliczki, Leiko zauważyła pierwsze oznaki zagrożenia. Pod wypaczonymi klepkami podłogi i w szczelinach ścian czaiły się igły, to zapewne dla ich ukrycia postarano się o dodatkowe warstwy drewna. Mechanizmami spustowymi więc musiały być inne klepki, albo...
Nagle zatrzymała się w miejscu. W bystrych oczach na mniej niż sekundę odbiły się cieniutkie smugi, zaś chwilę potem na wargi wstąpił uśmiech. Kocio enigmatyczny, zarówno z odrobiną rozbawienia co i zaintrygowania.

Tuż przed nią, dosłownie na sun przed końcówką jej nosa rozciągała się misterna pajęczyna utworzona z jedwabnych nici. Trudne do zauważenia w panującym w chatce półmroku. Gdyby ruszyła szybko do przodu nie dostrzegłaby ich. Ba... nawet nie zauważyłaby ich przerwania. Zagradzająca drogę ku kapliczce siateczka była nazbyt delikatna, by jej przeznaczeniem było porozcinanie ciała nieuważnej muszki, który by w nią wpadła. Iye, za tą pułapką kryła się o wiele paskudniejsza niespodzianka dla intruza. I właśnie ta jej perfidia, ten chytry zamysł jej twórcy przywołał cień zadowolenia na licach Leiko.
Dziesiątki igieł.. iye, znowu nie tak. Bardziej metalowych żądeł, które zasmakowały śmiercionośnej dla ludzkiego organizmu trucizny. Czekające w ciemnościach w ścianach, w podłodze i na suficie na rozdarcie pajęczyny, wystrzelenie z zabójczą szybkością i zagłębienie się w ciepłym ciele. Była nimi otoczona, nie miała ku temu wątpliwości. Ktoś zadbał o.. rozrywki dla nieproszonego gościa.
Potrafiła docenić sztukę zakładania sideł.. i równie dobrze potrafiła się im wymykać, igrać przebiegle na nosie myśliwego. Heike, pomimo swego niezbyt czarującego talentu do manipulowania życiem i śmiercią, raczej nie potrafiłby założyć takiej pułapki. Musiało to być dzieło któregoś z ninja strzegących tych terenów, być może sam sławetny Ishiki poplątał w swym palce. Przykro byłoby zmierzyć się z tym bez dokładnego przygotowania..

Cichutko stawiając swe geta, jak gdyby samo ich głośniejsze stuknięcie o podłogę mogło wzbudzić niepokojące drgania w konstrukcji, łowczyni odstąpiła od siateczki na bezpieczniejszą odległość. Następnie sięgnęła do kokardy utworzonej z obi na swych plecach i zaczęła.. ją rozwiązywać. A potem rozplatać cały pas trzymający ciasno poły kimona, aż opadł on na podłogę. Nie było nikogo przed kim miałaby się zasłaniać, a zresztą.. zawstydzanie się z powodu odsłaniania swego ciała przed światem było w mniemaniu Leiko równie absurdalne, co onieśmielenie się po obnażaniu nagiego ostrza miecza. Naturalnie, czasem urocza krępacja wstępowała na porcelanowe lica kobiety, gdy przed którymś mężczyzną ukazywała więcej ze skrywanych uroków dla nagięcia dla siebie siły jego woli. Jednakże te odwracane spojrzenia, częściowe przesłanianie twarzy figlarnymi puklami włosów, drobne i zdające się być przypadkowymi gesty, to wszystko było dopracowanym spektaklem Leiko przeznaczonym dla oczu swej wygłodniałej jej nagości widowni. Dla Kirisu. Dla Kojiro. Dla Yasuro nawet. Dla wielu innych przed nimi i zapewne jeszcze wielu innych po nich. Zdobywcy, łowcy, mniej lub bardziej śmiali w swych polowaniach na względy i wdzięki zgrabnej łani, której speszone oczy wyzwalały chęć opieki nad nią. Było tylko jednym z kolejnym sposobów wodzenia na pokuszenie wprost w kobiecą zasadzkę.

Kimono podtrzymywane przez dłonie łowczyni powoli spływało po jej ciele, miękko otulając po drodze każdą z jego krągłości. Zsuwając się po gładkości jej skóry odsłaniało plecy, wypuszczało ze swych ram kształtne piersi, muskało smukłe wcięcie w talii, obejmowało zgrabne biodra i pośladki, swym aksamitnym dotykiem ześlizgiwało się po udach i zgrabnych łydkach. Aż ułożyło się u jej bosych stóp.
Poczuła na swej odsłoniętej skórze przejmujący dreszcz chłodu.

Ostatnimi czasy dużo sprzętu ze sobą nosiła. Nie tylko ozdabiającą ją kreację, ale też i oręż wszelkiego rodzaju do zadawania śmierci na wiele wymyślnych sposobów. A każde z tych ostrzy i niepozornych bibelocików leżało teraz u jej stóp czyniąc ją całkiem bezbronną. Acz jeszcze nie gotową do wejścia pośród zawiłości pajęczyny stworzonej ludzkimi rękami.
Opuściła spojrzenie, przy czym koniuszkami palców troskliwie przesunęła po wyraźnych krągłościach swego biustu, wywołując tym dotykiem falę rozchodzącego się po ich delikatnej skórze dreszczyku. Choć owe jędrne półkule były niewątpliwymi kobiecymi atutami i niezaprzeczalnymi argumentami w dysputach z mężczyznami, to w tej sytuacji tylko zawadzały. Byle ich zakołysanie mogłoby trącić którąś z nici i uruchomić śmiertelną pułapkę. Zabita z winy swego własnego ciała, z powodu jego rozkosznych uroków rozpalających męskie sny i wyrywających mimowolne tchnienia z ich płuc. Nie mogła sobie na to pozwolić.
Ujęła w dłonie swe obi i poczęła się nim obwiązywać. Śliwkowa barwa długiego pasa kontrastowała w w ciemnościach z bielą skóry łowczyni, gdy pod jego kolejnymi warstwami więziła swój biust. Zwieńczyła je niewielkim, acz ciasnym wiązaniem na samym szczycie tych swoich krągłości. Mało wygodnie. Nie był to najlepszy ze sposobów na dbanie o walory kobiecego ciała, ale wszak to należącego do Leiko zostało wyhartowane w matczynej kuźni, aby bez wahania wychodzić naprzeciw takim niedogodnościom w imię słusznej sprawy. A jeśli przyjdzie potrzeba zadbanie o nie, udobruchania, rozpieszczenia w postaci potraktowania swej skóry wonnymi olejkami i masażami w celu zachowania nieskazitelności, to na to wszystko nadejdzie pora później.

Pochylając się w swej prawie pełnej nagiej okazałości sięgnęła dłonią pośród fałdy leżącego kimona i ujęła za sztylet tanto. Drobne ostrze zapomniane w ostatnich wydarzeniach, ale jakże teraz jego niepozorność miała okazać się przydatną. Póki co jednak znalazło się ono w miejscu jakże rozkosznym, jakże słodkim i prędzej stworzonym do całowania i tworzenia nań ścieżek językiem niż do chowania broni. Łowczyni ostrożnie wsunęła je za przewiązujący ją pas obi, dokładnie w ciasną dolinę pomiędzy swymi stłamszonymi piersiami, gdzie to objęte zostało ciepłem tej bezpiecznej skrytki. Zaledwie część rękojeści wyzierała zza materiału, gotowa oraz wyczekująca na uchwycenie smukłymi palcami i odegranie swej roli.

Kobieta z nonszalancją wyplątała swe stópki z oplotów kimona i drobnymi kroczkami zbliżyła się ponownie do zabójczej w zamyśle siateczki.




Zmierzenie się z jej zawiłością wymagało od Leiko największego skupienia, nie tylko na tle umysłowym. Musiała.. czuć swoje ciało. Spokojny rym jego serca, krew pulsującą w żyłach, każde napięcie mięśni. Być świadomą jego wymiarów i możliwości, następstwa każdego nawet najdrobniejszego i bezwarunkowego ruchu jak zgięcie palca. Panować nad każdą jego częścią, od stóp i dłoni po pojedyncze kosmyki lśniących jak czarny jedwab włosów, których niewłaściwe opadnięcie na kark mogłoby wszystko zniszczyć.

Przymknęła oczy koncentrując się na okolicach swego splotu społecznego, na krążącej w jej wnętrzu harmonii i przepływach energii wyostrzających postrzeganie świata.

Wślizgnęła się w przestrzeń poprzecinaną ledwo dostrzegalnymi smugami.



***


Jak wąż..

Żywa manifestacja piękna i równie zabójczego niebezpieczeństwa. Stworzenia opiewanego w historiach jako postać przybieraną przez zazdrosne, zawistne, najbardziej wyrachowane kobiety zdradzone przez mężczyzn. Ale teraz z tym zwierzęciem łączyła Leiko tylko gibkość ruchów, gdy wyginała linie swojego ciała zamknięta pośród nici wrażliwych na byle muśnięcie.

Oddychała spokojnie, wstrzymując jednak w sobie powietrze, kiedy nitki znajdowały się zbyt blisko jej twarzy. Pozbawienie chatki jakiegokolwiek źródła przewiewu musiało świadczyć o tym, że pułapka była wielce wrażliwa, nawet na najdelikatniejszy powiew. Manewrowała pomiędzy nimi rozważnie dobierając wśród plątaniny otwarcia dla siebie, ale czasem nie wystarczyło samo pochylenie by z nich skorzystać. Musiała wykorzystywać swe akrobatyczne umiejętności, aczkolwiek nie w tak rozbuchany sposób jak można byłoby sobie wyobrażać. Ah, te opowiastki o shinobi mogących jednym skokiem, albo serią szybkich ewolucji łączących w sobie skakanie na rękach i inne wymyślne sztuczki, pokonać tak „trywialną” pułapkę. Niewątpliwie cieszyły prostych ludzi, chociaż prawdy w nich było niewiele. Żaden szanujący się i trenowany przez całe swoje życie ninja nie pokusiłby się na tak popędliwe rozwiązanie, mogące równie łatwo zaprzepaścić sukces misji.
Ona zaś była teraz tego najlepszym przykładem. Ucieleśnieniem pokornego sunięcia do przodu.



***





Jak wąż..

Gad o lśniących łuskach pełzający się po nieznanym sobie terenie wypełnionym nowymi zapachami, nowymi widokami i nowymi smakami. Zastygała w bezruchu po każdym wykonanym geście, jakby nasłuchiwała rozerwania bądź choćby złowieszczego zadrżenia jednej z nici tworzących tę misterną pułapkę.

Powoli, powolutku.. była to metoda prób, ale już nie błędów. Każdy ruch powodujący głębsze zaplątanie się wśród pajęczyny i jednocześnie zbliżający Leiko do kapliczki, zdawał się być przez nią dokładnie przemyślany i dopiero wtedy uzewnętrzniany, choćby i był zaledwie przesunięciem stopy po podłodze. Taka mozolność nie sprzyjała zachowaniu cierpliwości, kusiła do rozłożenia szeroko rąk i rzucenia się do przodu przez nici. Ale taka gwałtowność była domeną impulsywnego umysłu, a nie tak chłodnego i w akompaniamencie głuchych odgłosów walk dobiegających zza ścian chatki bystro kalkulującego działania łowczyni. Ona nie mogła się teraz dostosować do swych towarzyszy. Pośpiech w takiej chwili zaprzepaściłby zarówno wszystko co sama osiągnęła do tego momentu, ale też i rolę jaką każde z nich wypełniało dotąd w jej planach. Nie mogła sobie pozwolić na popełnienie w pośpiechu błędu, gnana myślami o bezpieczeństwie reszty. Musieli sobie radzić sami, jeszcze przez chwilę, jedną, dwie..



***


Jak wąż..

Prześlizgiwała się całą wieczność określaną przez jedwabne niteczki. Na zewnątrz walka z nieumarłymi musiała trwać w najlepsze. Młody Płomyczek wywijał w ciemnościach nocy swymi ognistymi jūmonji-yari, niezgrabny acz efektywny Furoku być może walczył ramię w ramię z jej własnym, rozkosznym tygrysem.. i jeszcze nieobliczalny Gōsuto tora przyłączył się do polowania.

Tak wiele się działo, a ona była tutaj, w tej chatynce, której wnętrze było niczym trwająca w spowolnionym tempie wyrwa oddzielona od reszty świata. Czas wydawał się w niej zatrzymać, a cierpliwie manewrująca pomiędzy pasmami pajęczyny Leiko straciła jego poczucie, nie skupiała się minutach upływających jej między palcami. Te zaś przepływały pomiędzy kolejnymi częściami pułapki. Długie i smukłe badały wolną przestrzeń pomiędzy niteczkami, aby odnaleźć w nich lukę dla postawienia stopy, zawieszenia ręki w powietrzu bądź nawet przeciśnięcia całego ciała bez narażania się na uruchomienie ukrytych mechanizmów.

Wyginając mocno swe plecy zdołała ustawić linię ciała w łuk uwięziony w siatce. Zafalowały lekko włosy, gdy mając odchyloną głowę koniuszkiem nosa prawie, dosłownie prawie, zahaczyła o górującą ponad sobą pojedynczą nić. Prawie.. to słówko towarzyszyło jej przez całą przeprawę. Było przy niej za każdym razem, kiedy wykonywała mniejszy lub większy ruch.
Prawie, prawie..



***



Stała otulona mrokiem. Wysmukła, kobieca sylwetka jak cudnej urody statua ukryta zazdrośnie przed spojrzeniem reszty świata. Samotna i nieruchoma tancerka zastygła w swej finalnej pozie.

Uniosła uwolnioną od zdradzieckich oplotów rękę i opuszką palca starła zagubioną, samotną kropelkę potu spływającą po łabędziej długości jej szyi. Ale pomimo tej drobnej oznaki trudu jaki musiała włożyć w doprowadzenie swego precyzyjnego tańca do końca, uśmieszek subtelny zarysował się na rozchylonych wargach Leiko. Po zmaganiach z pokracznymi demonami i innymi kreaturami nie z tego świata, miło było posmakować trochę wyzwania do jakiego było się stworzoną.

Nie lekceważąc jeszcze otoczenia i nie osłabiając swej czujności, łowczyni podeszła nieśpiesznie do kapliczki. Zaszeleściły cichutko niewielkie karteczki otaczające stojącą na niej miskę, kiedy dotykając palcami zbliżała ich zapisaną zawartość ku swym oczom. W ciemnościach nie mogła ich dokładnie odczytać, ale wystarczyło jej tych kilka skrawków, aby zrozumieć, że były to dziwaczne haiku. Nic nieznaczące dla niej formułki zaklęć. Mimo to nie czuła w powietrzu magii, ale i pewno nie wiedziałaby jaki ta miałaby smak lub zapach. Polegała jedynie na słowach tamtej drażniącej miko, według której tajemniczego przedmiotu nie powinny strzec żadne bariery. Ważne też było to, że owe karteluszki nie kryły w sobie żadnych dalszych pułapek. Ani one, ani kapliczka.

Samo wasabi nie było najbardziej.. godnym trofeum po całym wysiłku związanym z przedostaniem się do niego. Nawet w oczach Leiko nie wyglądało na przedmiot natury magicznej, dzięki któremu grajek miałby mieć tak dużą moc nad swymi zastępami nieumarłych. To było po prostu.. wasabi. Oczywiście, potrafiło wywołać łzy u człowieka, acz nie było to zbyt groźne zagranie jak na obiekt mający „ogniskować złą chi”. Byle czosnek miał być słabością Heike?
Zerknięcie przez ramię i ponowne otaksowanie bystrym wzrokiem wnętrza chatynki potwierdziło tę zaskakującą teorię. Nie dostrzegła niczego, co dostatecznie spełniałoby rolę źródła mrocznej maho.
Sięgnęła zatem dłonią ku swemu biustowi, jednocześnie z lekkością wzruszając ramionami. Ktoś zastawił tę pułapkę w jakimś celu. Albo wasabi rzeczywiście było tak wielkim skarbem, albo wszystko – poczynając od strażników na zewnątrz, poprzez ponurą chatkę i rozwieszone pomiędzy jej ścianami nici, było tylko kuszącym kąskiem mającym zwieść tutaj intruza.

Cóż, był tylko jeden sposób, aby sprawdzić jaka była prawda.
Leiko zacisnęła palce na rękojeści tanto i delikatnie, by przypadkiem nie drasnąć skóry swych piersi, wysunęła broń z przyjemnej kryjówki pomiędzy nimi. Zamachnęła się lekko, po czym wbiła drobne ostrze w sam środek korzenia. Głęboko, jak gdyby nie był byle pozbawioną ziemi rośliną, a żywą istotką skazaną na śmierć.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 05-03-2012 o 16:46.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem