- W tym hotelu jesteśmy bynajmniej spaleni, gdy wszedłeś do środka to ten parkingowy wezwał ochronę.
-Domyślam się- dopadało go zejście, czuj przepotężny głód przy jednoczesnym braku apetytu- W każdym razie udało nam się zwiać. Ustalmy parę szczegółów. Ci ochroniarze nie wyglądali na dyskotekowych osiłków. Analog wytłumaczył, że typy należały do Arasaki. Kurwa. Mówisz poważnie. Te kutasy są zmieszane w to od samego początku. Ale dobra jedziemy dalej- towar jeszcze go trzymał przez co się nie załamał i brnął dalej w tą przygodę- Nasz studenciak będzie na lotnisku Matsona. Wynajmuję awionetkę i gdzieś się wybiera. Oni też o tym wiedzą. Mogli już nas z tym połączyć. Kurwa, napewno nas z tym zmieszali. Słuchaj będziemy musieli zrobić to naprawdę ostrożnie. Auto jest na celowniku, ale z drugiej strony to czołg. Piekielnie szybki czołg. Czuje się rozjebany. Pójdę do kibla i wciągnę kolejną kreskę. Nie patrz się tak! Nie jestem ćpunem. Obrócił się i uśmiechnął się sam do siebie. Podniszczony sklepik z podłogą z czarno-białych kafelków, i pustkami na półkach. Stary mężczyzna w okularach i tirowej czapce z daszkiem spojrzał na Stanleya i pospiesznie machając rękami odparł:
- Nie mamy paliwa, ale jest elekryczny...
-Zdążyłem zauważyć- odparł zimno Mark po czym jakby czując wyrzuty sumienia dodał- Gdzie toaleta?
-Tu po prawej, w głąb sir.
-Dzięki. Toaleta była koedukacyjna. Nie spodziewał się czegoś lepszego, w tej prawie opuszczonej stacji benzynowej. Nie miała zbyt dużych dochodów. Jarzeniówka przerywała. Deska podniesiona. Zamknął ją. Jane zawsze o to prosiła. Nie wyszło im najlepiej, powinien brać Prozac i poświęcać jej więcej uwagi, choć raczej jej nie kochał. Wyjął plastikowy woreczek pełen metaamfetaminy. Delikatnie używając karty, wysypał małą ilość proszku. Zamknął szczelnie i schował porcję narkotyku, po czym zajął się tworzeniem kreski. Z starego mandatu wykreował zwijkę i wciągnął proszek nosem. Sam fakt zażycia stymulantu jak związany z nim rytuał dał mu sporo satysfakcji. Sklepikarz lekko dziwnie się na niego popatrzył. Był za długo jak na lanie, za szybko jak na... Kupił colę, wodę, gumy, drażetki, batoniki energetyczne i czipsy. Słońce Kalifornii cudownie piekło go po twarzy. Uśmiechnął się. |