Ot do czego może człowieka doprowadzić ciskanie stołkiem w maszkarę. Jeden nieopatrzny ruch i się ląduje w ciemnicy. Po prawdzie to nikt by nie dał Erichowi gwarancji, że gdyby grzecznie siedział na zadku, to cała awantura nie skończyłaby się tak samo. Kontemplując fizjonomie więźniów wszelkich ras i profesji można było dojść do takiego, niewesołego wniosku.
Oldenbach nie należał do ludzi sentymentalnych, ale spoglądając na gęby swych towarzyszy podróży poczuł do nich coś na kształt sympatii. W końcu nic tak nie zbliża, jak wspólna odsiadka w pierdlu. A właśnie w nim po krótkiej, acz treściwej rozmowie z radnym Richterem się znaleźli. Oczywiście radny nie słuchał żadnych usprawiedliwień, tłumaczeń, czy zapewnień o niewinności. Wsadził ich do ciupy i tyle. Wyglądało na to, że nockę spędzą w warunkach iście goblińskich.
I wtedy, gdy Erich szykował się do zajęcia swojego kawałka podłogi, ktoś go wywołał po nazwisku. To była jakaś znajoma. Oldenbach ją kojarzył. Magda zajmowała się, tak jak i on do niedawna, powożeniem. Uśmiechnął się na jej widok i natychmiast tego pożałował. Smród ciurmy wdarł się do jego gardła przez nieszczelności w uzębieniu, że aż zakaszlał.
No ale przynajmniej spotkał kogoś, kto go znał. Kto brał go za tego kim jest, a nie za jakiegoś pieprzonego magistra impotentae. - Madzia, moja ştokrotko. A ço Ty tu robişz? – spytał obejmując kobietę i cmokając ją na powitanie w policzek? - Çześć kumotrze. – rzekł do jej wytatuowanego kompana wyciągając w jego stronę rękę. - Za ço tu trafiliście? Jakaś łapanka na wozaków była?
- Jak to za co? – wzruszyła Magda ramionami – Za niewinności i kilka posiniaczonych buziulek, a Ty?
- Za dobre şerce. Wieşz jak to mawiają. „Jak şię ma dobre şerçe, to trzeba mieć twardą dupę”. Na feştynie jeden taki … idiota przywiózł różne pokraki, no i wyobraź şobie, że mu nawiały z klatek i pouçiekały. Mówię Çi jaki şię zrobił burdel.- Erich złapał się za głowę dla pokazania jaki wielki - Çiepnąłem w jedną ştołkiem i …
Magda zaśmiała się serdecznie poklepując poufale Ericha po plecach. - Ha, ha, ha! Nie kończ. Wpadła straż i zgarnęła wszystkich jak leci.
- Ano. – przytaknął Oldenbach niezbyt zadowolony, że mu przerwano wywód. - A Ci z tobą? To jacyś znajomi? – spytała kobieta obrzucając towarzyszy Ericha dość szczególnym spojrzeniem i zatrzymując dłużej wzrok na Sylwii i jej włosach. - Tak jakby. – mruknął nie wdając się w szczegóły. - A ona? – Magdę najwyraźniej zżerała zdrożna ciekawość. - To moja babcia. – odparł Erich ze śmiertelną powagą.
Dalszą rozmowę przerwało im wejście oprawcy w towarzystwie strażników. Wkrótce Erich wraz z kompanami, w tym siwowłosą dziewczyną, został wyciągnięty z celi i postawiony przed obliczem urzędniczego przydupasa Richtera, który złożył im propozycję, o dziwo do odrzucenia. Grzywna, w wypadku Ericha 7 koron, albo uwięzienie na 7 dni, bądź też odszukanie w kanałach zbiegłego stwora i 50 złotych do podziału w wypadku sukcesu, bądź też powrót do pierwszych dwóch wariantów. - Ja też şię zgadzam. – stwierdził po wypowiedzi Konrada. - Ale Panie urzędniku. Waşza Łaşkawoşć. Potrzebowalibyśmy jakieś mapy owych kanałów, a i próçz broni, to i jakowaś lina i pochodnie by şię zdały.
Stwierdził Erich w próbie wytargowania paru przydatnych rzeczy.
Po zakończeniu spotkania wyszli na ulicę, gdzie spotkali nikogo innego, jak Dietricha. Korzystając z tego, iż znów są razem, a i w większym składzie, bo z nimi stała siwowłosa dziewczyna Erich opowiedział wszystko Spielerowi i zakończył sakramentalnym pytaniem. - To ço robimy? „Śpimy” tak mniej więcej odpowiedział mu Gomrund, który rzeczywiście wyglądał jakby Miał zaraz zasnąć.
Erich pokiwał głową ze zrozumieniem patrząc na poobijanego krasnoluda. - Ja bez niego nie idę. – wskazał Gharrtsona kciukiem. – Po za tym przydąłoby şię lepiej przygotować. No właśnie …
- Jeştem Erich Oldenbach. – wyciągnął ze szczerbatym uśmiechem rękę w stronę siwowłosej dziewczyny. – A Çiebie jak zwą? Chceşz şię do naş przyłączyć? Jeşteśmy kompanią najemników, a zwą naş … - zastanowił się chwilę – „Şzanşa na şukçeş”, albo „Zakom braçi mniejşzych” – wskazał wzrokiem na Gomrunda. - Albo … - wypiął dumnie pierś – Oldenbach i şpółka. No to jakże będzie względem tego ço i owşzem?
Propozycja była w mniemaniu Ericha co najmniej kusząca. |