Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2012, 19:30   #57
Radioaktywny
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
Alchemik przysłuchiwał się rozmowie. Jednocześnie wychwytując opowieści zwiadowczyń, obserwując dziwne zachowanie przywódcy oraz walcząc z rozkojarzeniem, które zaczynało się powoli pojawiać. Spowodowane było ono zapewne natłokiem informacji ale przede wszystkim ilością alkoholu we krwi... którą zresztą miał zamiar podnieść kiedy tylko opuści to pomieszczenie. Gdy na chwilę zapadła cisza postanowił ponownie zabrać głos i odpowiedzieć Tarnusowi
- Kiedy ja ostatnio powiedziałem, co odkryłem to nazwaliście mnie wariatem... teraz one mnie za takiego uważają, bo rozumuję racjonalnie. No i jak tu człowiek ma być spokojny? A do tego jeszcze to przeklęte miasto. Ja już dawno mówiłem, żeby się wycofać i wrócić z oddziałem paladynów... Ale nie... wy wolicie siedzieć tutaj, czytać jakieś pierdoły i czekać aż nadejdzie wieczór i wszyscy wyzdychamy... Chciałbym wiedzieć czy istnieje jakiś plan, czy po prostu czekamy na kostuchę?
-Plan jest, ale wymaga odwagi... u wszystkich.- mruknął lekko poirytowany rycerz. Spojrzał na krasnoluda dodając.- Twoje wypowiedzi Drogbarze i to co odkryłeś, póki co wywołały jedynie zamęt. Chcę faktów! A nie anonimowych gróźb, których źródła nikt nie zna. Nadal nie wiemy co się wydarzyło w tym mieście. Nadal nie wiadomo z czym przyjdzie nam walczyć, jeśli tu wrócimy. -Potarł czoło.-Ewakuacja stąd wymaga planu. Jesteś inżynierem Drogbarze, więc... wymyśl go. Wymyśl sposób jak przetransportować rannych. Natomiast wy.- Rycerz wskazał palcem kobiety.-O co chodzi z tym kapłanem? Czemu nie jest tu z wami? Nawet jeśli był wrogi, to nie mogłyście go siłą przywlec?
- Zaiste, albo nas nie słuchacie, albo nic nie rozumiecie. Nie wydaje mi się byśmy miały cokolwiek do powiedzenia w sprawie jego przywleczenia tu. Sami możecie to ocenić udając się do świątyni by go tu przywlec, tylko radzę w większej ilości niż dwie kobiety. - odburknęła z wyraźnie słyszalną złością w głosie Evelyn.
- Srutututu. Do diabła z całym kapłanem. Jak to jaki plan? Ranni na wozy i dajemy dyla jeszcze przed zmrokiem. Ryzykowne, ale i tak daje im większe szanse niż zostanie w tej cholernej dziurze. Marne szanse mamy utrzymać się tu do rana. A już na pewno nie w tym samym gronie. - rzucił krasnolud poirytowany tym, że dopiero teraz raczono posłuchać jego słów. - Wy tu sobie debatujcie jak chcecie, ale ja radziłbym wam iść i mi pomóc. Przez wasze niezdecydowanie straciliśmy już dobrych kilka godzin - brodacz opuścił salę i skierował się ku wozom, aby zobaczyć co można z nimi zrobić.


***


Wóz był masywny, ale na szczęście dosyć prymitywny. Alchemik znalazł siekierę, i jednocześnie opędzając się od robaków zaczął odrywać kolejne części wozu. Bez koni, i tak większa część była bezużyteczna. Wóz był prosty, dlatego nie trwało długo nim został ogołocony prawie do zera. Ale mimo to wciąż był za ciężki. Nie było wyjścia. Trzeba było odbić także boczne deski. W zamian przybił tylko kilka pionowych kawałków, które będą miały na celu zatrzymanie ciała, gdyby chciało się sturlać na bok. Nie będzie to zbyt wygodne, zapewne z wozu w czasie podróży będą zwisać kończyny rannych, ale dzięki temu będą mieli chociaż nikłe szanse na przeżycie. Wóz musiał być lekki.

W końcu Drogbar dopiął swego.Robota została okupiona stekiem przekleństw ale została ukończona. Dodatkowo w zestawie brodacz zyskał jeszcze kilka siniaków - wszak nie jest łatwo po pijaku machać toporem.

Z potężnego wojskowego wozu zostały tylko dyszel, podwozie, oraz decha obita po bokach rzadką “palisadką”. Właściwie to ciężko było nawet nazwać to wozem, ale istotne było, że było lekkie i mobilne. To miasto wypaczyło Gurnesa do tego stopnia, że już nie przejmował się losem rannych. Gdyby miał wybór, to pewnie by ich zostawił, ale wiedział, że do ucieczki potrzebuje pozostałych przy życiu. A wbył pewien iż, przynajmniej część z nich rannych nie opuści.

Kiedy stwierdził, że więcej już zrobić nie może, wyrzucił siekierę i skierował swoje kroki z powrotem do dowódcy, aby poinformować go o gotowości do wymarszu. Euforia wywołana wizją szybkiej ucieczki spowodowała, że nawet robale po drodze wydawały się mniej dokuczliwe...
 
Radioaktywny jest offline