Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2012, 00:31   #22
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
- Moje, a co? Zakaz jakiś jest? - powiedział z irytacją, zatrzymując się i zwracając do krasnoluda - Zrobilibyście coś pożytecznego, zastrzelili tą bestię, co pono po ulicach grasuje, a nie na ludzi wrzeszczeli...

Bo, kurna, rozumiał, że istota o wyglądzie homonkulusa była tutaj novum, ale... co takiego było w trzydziestocentymetrowym karzełku, żeby zaprzątał uwagę trójki strażników? Żeby kogoś zabić, musiałby chyba zagadać go na śmierć...

Mniejsza - przerwać działanie czaru mógł błyskawicznie, więc nie tracił czasu. Zakończenie bytności ducha na tym planie było fraszką... Dlatego czym prędzej odesłał go.

- Jest zahibernowana. - Schylił się przy tej większej bestii i sięgnął za pazuchę. Powoli wyciągnął stamtąd nóż sprężynowy o rzeźbionej rękojeści, którym potem gładko przejechał hienoidowi ostrzem po tętnicy szyjnej. - Tak lepiej. Chcę dokonać sekcji, ale teraz wybaczcie... idę do „Wróżki”, zająć się potworem. - Nieśpiesznie schował nóż i zwyczajnie zaczął odchodzić... coraz bardziej przyspieszając - Ktoś musi. Jak nie wy... - rzucił już z biegu, licząc, że strażnicy zrozumieją sugestię...

Nie wspomniał, że potwór walczy z czarem hibernującym... niby czemu? Jeśli zwalczy czar, to wróci krwawienie, wróci wszystko, co w metabolizmie zabójcze... - i sprawy potoczą się tak, jak potoczyłyby się dobry szmat czasu temu.

***
Wpadł, niemal przewracając pierwszego człowieka przy drzwiach. Nawet na to nie zwrócił uwagi. Liczyło się tylko to, co było przy parkiecie – człowiek, którego widziano w towarzystwie bestii... i Prudence.

Ignorując klaszczącą publikę ruszył w kierunku dwójki, z uwagą skoncentrowaną na blondwłosym młodzieńcu. Kiedy przepchnął się przez pierwszy szereg, zakrzyknął:

- Pru...! - zakrzyknął z ulgą. Żyła. Lecz już chwilę później przeniósł swój wzrok na młodziana i wyraz twarzy mu się zmienił - Proszę na chwilę, jeśli można...
Ilya oderwał spojrzenie od starszej pary, nie łapiąc o co chodzi. Na chwilę się wyłączył. Że ma za kimś iść? Spojrzał na Prudence i zrozumiał. Starszy Braciszek. No... niech będzie.
-Jasne. Nie ma problemu. - żałował, że nie kierują się do baru, bo zaschło mu w gardle. Zaczepił po drodze kelnerkę i zamówił mały dzbanek słodkiego wina. Przy wskazanym stoliku nie usiadł od razu, tylko wyciągnął dłoń
- Ilya jestem.
- Awerroes. - odpowiedział i, po zawahaniu się, zdecydował się spróbować przełamać lody - Papierosa? - kontynuował, wyciągając przed siebie trochę tytoniu. Ot, niezobowiązująca propozycja... lecz może trochę rozluźni atmosferę? Nie chciałby, aby przy stole doszło do jakichś rękoczynów.
-Dzięki za propozycję, ale nie palę. - odmwóił, uśmiechając się lekko -co chyba ostatnio wchodziło mu w nawyk- i usiadł - Więc o czym chciałeś porozmawiać? Nie masz nic przeciwko, byśmy byli per “Ty”, prawda?
- Twój wybór. – powiedział, nachylając się nad rozmówcą – Słuchaj, wiem, jak to wygląda... ale nie przyszedłem robić Ci wyrzutów o to, że dobierasz się do cudzych kobiet. – w sumie... ale to było mniej ważne. Teraz najważniejsze - Ale słyszałem, że jakiś obcy kretyn o wyglądzie podobnym do twojego zabiera się za kontrolę istot, nad którymi panować nie może. Wiesz coś o tym? – cóż, jak do rzeczy, to do rzeczy...
- Chwila, chwila, chwila... Jak to “cudzych kobiet”?- Zmarszczył brwi wyraźnie zbity z tropu. Już prawie powiedział, że to tylko taniec, ale w sumie w przypadku tanga zabrzmiało by to śmiesznie, zamknął oczy myśląc sekundę- Inaczej. To ciebie ona nazywa Awo?
- Tak - fuchnął się - I nie wiem, co ci o mnie powiedziała. Ale może prędzej odpowiesz na drugie pytanie? Jest trochę ważniejsze. - przypomniał mu.
Ilya oparł się cieżko o oparcie intensywnie myśląc. Ajjj... czuł się... oszukany.
- Jakiś śmieszny blondasek podrywa ci taką kobietę, a ty martwisz się jakimiś czarami? Dobra. Jak chcesz, choć masz dzwine priorytety - uśmiechnął się, Awerroes już nie był w stanie dostrzec, że jest sztuczny, co go cieszyło - Mój brat zna się na magi. Nie wiem czy to telepatia, czy jeszcze iluzja, ale jest w stanie wmówić istotom co tylko zechce. Aktualnie ta hiena jest przekonana, że Bez ją wychował, od kiedy tylko nie potrzebowała ssać maminego cycka i jest mu bezwględnie posłuszny. Jak doskonale wytresowany pies.
- Słuchaj, daruj sobie żarty – zganił go – Pru jest wolna, choć sama uważa inaczej. Więc ma wolność. – dokończył, siląc się na spokój – Te bestie mają łączność telepatyczną, jedną aurę... a ta najprawdopodobniej już uzupełniała sobie braki. W najlepszym przypadku przygarnęliście kreta, w najgorszym: uśpionego zabójcę. Oba warianty są równie idiotyczne. Zbyt duże ryzyko. - powiedział spokojnie, mając nadzieję, że zdoła dotrzeć do jednego z bliźniaków.
- Nie pochwalam zagrywki brata, ale nawet on nie jest na tyle szalony, by brać go sobie na zwierzątko. Mówił coś o wynajęciu pomieszczenia, więc podejrzewam, że jest nim zafascynowany i chce go zbadać. Dogłębnie, że tak to ujmę. Hiena niedługo i tak będzie martwa.
- Jeśli chce go zbadać, to niech asystuje mi w sesji. Jeden umierający potwór w stanie hibernacji jest teraz przenoszony do gabinetu. I... podzielę się honorarium za ekspertyzę. – stwierdził prosto Zabezpieczenia będą lepsze, a wnioski - we dwóch - pełniejsze.

-Zaraz mu to zaproponuję, choć nie spodziewam się wiele. On nie lubi działać z obcymi. W ogóle ciężko się z nim współdziała. Rany - oparł się wygodnie, zmieniając adresata słów z Awerroesa na siebie samego - no tak... taki fart to by mi jeszcze odbiło czy coś... - zagrymasił mimiką, wyraźnie rozczarowany, choć sam nie był w stanie przed sobą się przyznać, czy na pewno już ją odpuścił. Co jak co, ale albo padł ofiarą jej zabawy, albo jest o co walczyć.
- Słuchaj, powiedz mi, które pomieszczenie. Znajdę kilku ludzi z bronią i ustawię ich pod drzwiami. Tak na wszelki wypadek, bezpieczniej będzie. – powiedział mu – I co Pru ci mówiła? – dodał po zawahaniu się.
-[i]Wybacz, ale brachol się nie zgodzi. Zadbam o bezpieczeństwo. Nie jestem tylko blond tancerzykiem. Potrafimy sobie radzić z takimi bestiami. A Pru... -[i] Zagryzł wargę. Powiedzieć prawdę? Czy skłamać? A jak skłamać to w którą stronę? Nie, nie kłamać. Czyli mówić prawdę, czy wymigać się od opowiedzi? Bo wymyślając niestworzone historie na pewno nic nie zyska.
- Nie dużo... ona... wahała się co do tanga, ale... przekonałem ją, że to tylko taniec - miał nadzieję, że to tylko dla niego, jako kogoś kto żyje tańcem i z tańca, brzmi to tak głupio. Tango “tylko tańcem”? Dobre sobie. Rany... tylko czemu i tak staje po ich stronie, a nie po swojej własnej? Powinien powiedzieć prawdę. Wtedy Awo mógłby się wściec, urządzić awanturę, albo, jeszcze lepiej, zerwać związek... argghhh... “rany, jesteś, zwyczajnie, FRAJEREM!” sam siebie obraził w myślach. Za taką kobietę.. postąpienie “nie w swoim stylu” chyba byłoby usprawiedliwione.
- Niech więc będzie – rzucił. Nie, by zrezygnował. Po prostu naciskanie na blondyna byłoby daremne... a gdyby się coś nie powiodło, chętni na wyprawę zareagowaliby bardzo szybko, wiedzieni przez hałas.

W końcu, jeszcze indziej z bestią nie poszedł, prawda? Prawda? – I dobrze wiedzieć. Ma... dość specyficzną historię. Możesz się uważać za potencjalnie szczęśliwego, kosztem szczęścia mojego. Tylko nie każ mi potem wznosić za to toastu. – powiedział, wzruszając ramionami.
Ilya już prawie zapewnił, że się wycofa, ale ugryzł się w język. To byłoby już zwykłe przegięcie! Nienienienienie... czasem trza się zatroszczyć o własny zadek, a nie wciąż tylko “inni inni i inni”
- “Specyficzna historia”, w dzisiejszych czasach, to nic oryginalnego- -stwierdził chcąc zejść z niezręcznego tematu. Gdyby to był jakiś gbur... po porstu by go wyśmiał, obronił się przed aktem agresji, po czym, bezczelnie zalecał się do Pru, ale ten tu. Masakra. Czemu to takie upierdliwe? “Proszę cię.. dajże mi choć jeden powód by cię nie lubić!” pomyślał, jakby chciał by ta myśl do niego dotarła. To by znacznie uprościło. -Wino! - zakrzyknął widząc kelnerkę idącą z dzbankiem - Rozumiem, że napijesz się ze mną... - “chłopie... jesteś idiotą”, zakomunikował, w myślach sam do siebie. “Rozważasz możliwość odbicia mu kobiety, za którą wielu by zabiło, a równolegle bratasz się z nim? Tożto kpina i okrucieństwo dla was obu”
- Obawiam się, że jestem zbyt mało poetycki, by pojąć pańską metaforę, panie Ilya. – Zmierzył go dość chłodnym wzrokiem – Oryginalność nie ma tu nic do rzeczy, to jedynie stwierdzenie faktu. Gdyby Pru bycie kochanką traktowała choć odrobinę osobiście, mógłbym mieć więcej żalu. Ale nie ma, więc porzućmy te rozważania. Choć, muszę przyznać, raczej was za to nie polubiłbym. – Tym razem mówił już na tyle zimno, na ile mógł się zdobyć – I to nie oznacza, że zamierzam komukolwiek schodzić z drogi. – Teraz pozwolił sobie już na jakiś gest: wzruszenie rękami.
Tak. Świetnie. Unoś się. Dajże mi, jeśli nie powód, to choćby pretekst, by cię nie lubić. Ilya tak miał. W myślach gadał do siebie, jakby jego umysł był osobnym bytem niż ciało
- Jeśli uraziłem to proszę o wybaczenie. Chodziło mi o to, że niemal każdy ma dziś ciekawą historię do opowiedzenia, a niektórzy na tyle ciekawą, że woleli by jej NIE opowiadać. Na temat tej sytuacji... nie mam jeszcze zdania. Muszę to przemyśleć. Rzeczywiście to jest niesamowicie niezręczne. - skrzywił się, gdy zauważył, że w jego wersji wydarzeń przestaje stykać. Twierdzi, że Pru go uprzedziła o związku z Awo, a teraz jest to niezręczne? Kurde... trza bardziej uważać, bo jeśli nie zostało to przeoczone, a coś miał wrażenie, że z bezmózgim chamem nie rozmawia, to albo domyśla się, że wtedy coś kombinował, albo teraz ta “niezręczność” to tylko słowa.
- Z pewnością – machinalnie potwierdził, nie zastanawiając się nawet nad słowami rozmówcy – Muszę przeprosić, że podejrzewałem o niestworzone rzeczy, ale dziewczyna ma talent do pakowania się w tarapaty. Mam nadzieję, że dodatkowy dzban wina to zrekompensuje? – spojrzał Ilyi w oczy
- Nie ma czego rekompensować. Dbasz o swoją kobietę. To się chwali- Ilya uśmiechną się, ale sam już nie wiedział czy szczerze, ani jak to wygląda.
Awerroes poczekał, aż zawołana kelnerka przyniesie dzban, po czym sam nalał wina towarzyszowi.
- O, to mi przypomina, że zapomniałem się zapytać: co was z bratem rzuciło to takiej zapadłej dziury? - spytał się, tym razem z widocznym zainteresowaniem.
-Pieniążki. Trzeba z czegoś żyć. Ja żyję tańcem i z tańca. Czasem zbieram na prawdę ładny pieniądz, dziś, tuż przed atakiem, właśnie rozkopałem małą żyłkę złota. A Bez... on zawsze znajdzie gdzieś jakiś sposób by zarobić, nawet jeśli nie są to ‘dobre’ monety. Zdolny jest chłopak. Pru mówiła, że masz tu coś do zrobienie, ale nie dopytywałem. Będzie nietaktem, czy wciskaniem nosa w nie swoje sprawy, jeśli z ciekawości zapytam?

Zanim odpowiedział, zapalił trochę tytoniu.

- Też potrzebuję pieniędzy. Mój mistrz wymógł na mnie zaprzysiężenie, rzekomo starożytnej formuły. Prócz wartości pozytywnych, w które wierzę, nakłada na mnie pewne obowiązki. Uznaj, że to śmieszne, ale jestem człowiekiem ‘starej daty’ i wierzę w takie rzeczy – mówił spokojnie, wzruszając ramionami – No, zresztą stary Roscalin ma swoje sposoby. – dodał niechętnie – I dlatego tkwię w tej dziurze, czekając na jakąś zakichaną wyprawę i urobek. – pociągnął dym - Liczę na to, że znajdą miejsce dla kogoś z pewną dozą umiejętności medycznych i ksenomantycznych,
-Może się zdziwisz, ale rozumiem. Znam doskonale wartość długu. Choć są różne ich rodzaje. Ten rzeczywisty, z którego już się wywiązałem, zgodnie z własnym sumieniem, oraz takie o które posądzają nas inni, z którego nie wywiązałbym się do końca życia. Ale brzmi to znacznie bardziej tajemniczo niż na to zasługuje. Po prostu Al’Kharoon uważał, że każdy z nas ma obowiązek, do końca życia występować w jego cyrku “bo nas uratował”, “bo nas wychował”, bo to, bo tamto. Gdyby nie pewnien zbieg okoliczności wciąż bym u niego występował. Wiesz jakie to frustrujące być w tak wielu wspaniałych miejscach, a tak na prawdę nie widzieć żadnego z nich? - zapytał i upił łyk wina.

Awerroes już zbierał się, żeby ostro odpowiedzieć Ilyi, ale w porę powstrzymał język. Nie mógł powiedzieć, żeby go rozumiał czy lubił. Paskudny los, co? Aż chciał zapytać, czy miał kiedyś kłopoty z włożeniem czegoś do gęby. Bo nie wyglądał – nie wyglądał też, jakby ów Al'Kharoon go chłostał czy robił inne, dziwne rzeczy.

A tymczasem ksenomanta znał taką sytuację aż nazbyt dobrze. Kiedy po raz pierwszy przybył do Jerris, był obdartym żebraczyną – i to jeszcze takim, który taplał się w niebezpiecznej wiedzy! Oczywiście, tej niebezpiecznej wiedzy ani trochę nie kontrolując.

Ostatecznie, powoli wydmuchnął kilka obłoków papierosowego dymu zanim odpowiedział młodzianowi.

- Nie sądzę, żeby to był najgorszy los, który mógł Cię czekać. Ludzie z całego świata jęczą pod butami watażków... jak nie lord Byne... – rozejrzał się czujnie, czy nikt nie usłyszał nazwiska – ... to ten, kto zawiaduje mutantami. W ostateczności, niewiele się to różni. A długi, z którymi mam do czynienia, są zazwyczaj niestety obiektywne, choć wielu dałoby wiele, aby było inaczej. Magia krwi o to dba. – dokończył prosto.

-[i]Moglibyśmy się spierać czy mój los był taki wesoły, ale ani nie ma to sensu, ani nie mam ochoty wywlekać przeszłości. Powinna zostać tam gdzie jej miejsce. Z tyłu. Ale zapamiętaj, że to, że coś nie brzmi źle wcale nie oznacza, że nie jest złe.
- No, niektórzy mieli jeszcze spotkania z demonami. – wciął się i mruknął bardziej do siebie niż do niego.
Ilya otworzył usta by coś powiedzieć, ale zamknął je nim zdązyłwydać dźwięk. To by nie było mądre.
- Nawiększe zło jakie w życiu spotkałem pochodziło od ludzi. Nie zdażyło mi się mieć do czynienia z demonami, nie licząc okazyjnych pokazów ksenomantów, gdy jakiś się załapał na przedstawienie u nas. W sumie cieszę się z tego. Oczy ludzkie nie powinny widzieć rzeczy, nie przeznaczonych dla nich. Choć dzisiaj... całkiem często się to zdarza. Mogę się, chyba, uważać za farciarza.

„Z wyjątkiem okazyjnych pokazów ksenomantów”? Eh, najprawdopodobniej nic nie widział. Prawie żaden ksenomanta nie był dostatecznie szalony, aby wzywać demona ku uciesze publiczności. Publiczność się przestraszy, demon (czy, jeszcze lepiej, Horror!) się strachem nażre... i na koniec zeżre również wzywającego. Nie, pewnie wziął za demona jakiegoś pomniejszego ducha przybranego w fantazyjne igraszki.

- To narzędzia. – Wzruszył rękoma. Zakazana wiedza... też coś. - Trzeba tylko nad nimi panować. – pozwolił sobie pominąć szerokość kontroli, którą było „panowanie” nad sobą – wcale nie poczuwał się do wyjaśnienia, jak wiele przez to rozumiał.
-Nie wiem. Zupełnie się na tym nie znam, ale nigdy mi się nie podobały żadne przywołania. Pokazywanie tego w cyrku... to nie powinno tak być. Dla tego nigdy nie oglądałem pokazów. Słyszałem tylko jak Al’Kharoon zapowiadał ksenomantę.
- Zapewne was oszukali – stwierdził prosto – Przyzwania duszków są dużo prostsze, a nikt z oglądających nie rozpoznałby demona.
Ilya się uśmiechną
-Nawet jestem skłonny w to uwierzyć. Ludzie lubią wielkie słowa, a Al’Kharoon to wiedział. Nie miał skrupułów. Jeśli tylko coś, w ostatecznym rozrachunku, przynosiło zysk to nie powstrzymywał się.
- Eh? Posunął do wszystkiego? – Historyjka chłopaka go ani trochę nie przekonywała. – Kobieta z brodą, „przepiłowana dziewczyna”... to wszystko są cyrkowe oszustwa. Przyzywanie duszka jako demona od tego nie odstaje, a jest bezpieczniejsze – rozwinął myśl ze wzruszeniem ramion. Cyrk przecież na kłamstwach stał, prawda od dawna wiadoma.
-Nie mówiłem teraz wcale o cyrkowych oszustwach, tylko odbiegłem od tematu. Zdaża mi się. Nie ważne. Nie masz ochoty wysłuchiwać moich żalów jaki to on był zły, tym bardziej, że sam nie uważam, się za jakiegoś niesamowicie pokrzywdzonego- uśmiechnął się tancerz smutno, na prawdę uważał inaczej, ale to zachował dla siebie.

„Nie mam” - miał ochotę odpowiedzieć mu rozmówca, lecz ostatecznie tylko pociągnął trochę dymu z papierosa, siedząc w ciszy.

Kolejny utwór skończył się głośną codą. Pru początkowo chciała podbiec do swojego właściciela, jednak nie wydawał się zachwycony jej widokiem. Był zły. Znowu. I zabrał ze sobą tancerza, chociaż tym razem była pewna, że nie dojdzie do rękoczynów, wolała nie rzucać się w oczy Awerroesowi. Ułagodzi go później w łóżeczku.
Nie mając nic do robienia, gdyż tańczenie solo tego akurat wieczoru wydało jej się mało atrakcyjną możliwością, postanowiła przysiąść gdzieś z boczku i odpocząć słuchając drobnego zespołu. Nie siedziała jednak długo, gdyż po chwili podeszedła do niej starsza parka. Chociaż nie znali się rozmowa przebiegała zadziwiająco gładko. Kilkadziesiąt minut później Prudence zdała sobie sprawę jak już długo Ilya rozmawia z Awo. Spojrzała w stronę baru. Nadal tam stali. Znaczy - stali, pojęcie względne. Dostrzegała pewną rozlazłość w ruchach blondyna. Nie spodobało jej się to, dlaczego jej opiekun musiał zepsuć taki wieczór jak ten? Pośpiesznie pożegnała się z Eufrazyną i Patarisem i lekkimi acz długimi krokami dotarła do baru zatrzymując się pomiędzy dwójką mężczyzn.
- Czuję się zapomniana... - oznajmiła kryjąc złość pod nutką słodkiej kokieterii.

Ilya ledwo na nią spojrzał. Sam nie wiedział na ile jest zły, na ile zniesmaczony, a na ile, zwyczajnie mu przykro. Na szczęście “Starszy Brat” się odezwał:
- Przepraszam - odpowiedział prosto Awerroes, zwracając się do Prudence - Musiałem ustalić kilka rzeczy - usprawiedliwił się. Chwilę później stwierdził, że następnej okazji w tym dniu nie będzie.- To niewiele, ale proszę: przyjmij to w charakterze przeprosin. Podczas ataku nie zatroszczyłem się o Ciebie tak, jak powinienem – powiedział i dał jej wyciągniętą zza pazuchy chustę, lekko się zacinając na słowach.
- Oh... - wyrwało się Pru kiedy na jej rękach spoczął prezent. Nigdy nie dostała niczego od nikogo, było to..hm.. niespotykane. Patrzyła na kawałek materiału zahipnotyzowana - Dlaczego mi to dajesz? - zapytała chłodno, a jej wzrok napotkał zdziwione spojrzenie Awerroesa. Mogła się sprzedawać, robić to czego inni od niej oczekiwali, ale do cholery, dlaczego on nie mógł trzymać się konwencji. Impulsywnie wcisnęła zawiniątko z powrotem w dłonie Awo.
- No, zależy mi na tobie. To chyba... normalne? – szukał właściwego słowa. Szlag, dziewczyna była problematyczna!
- Nie jesteś mi nic winien - wycedziła zapominając o tańcu, o tancerzu i pragnąc pogrążyć się w czarną pustkę nieświadomości. Ruszyła do wcześniej wynajętego przez Awerroesa pokoju po drodze łapiąc stojącą na ladzie samopas butelkę wina i zatrzaskując za sobą drzwi z hukiem. Przegrzebała pośpiesznie swoją drobną torbę podróżną z ulgą wyczuwając płaski, chłodny kształt pod palcami. Wiedziała co jej pomoże w tej chwili.
-Łoł... o co jej chodziło? - zapytał, półretorycznie, tancerz, z głęboką konsternacją na twarzy. Nie rozumiał. Nie spotkał kobiety która nie lubi prezentów, a spotkał ich całkiem sporo. W sumie to już zdążył zapomnieć, że inni ludzie też mogą mieć ciekawą historię i jego teksty o oryginalności były czysto grzecznościowe, ale może rzeczywiście coś dziwnego ona przeszła.
- O to, że nie przywykła do tego, że komuś na niej zależy. - mruknął - Lepiej nie będę jej tykał w tym stanie. - wzruszył ramionami.
Nie jest przyzwyczajona? To znaczy, że wcześniej nie dostawała prezentów? Znaczy, że Awo nie dawał jej prezentów? Już prawie go skrytykował, ale się powstrzymał
- To ja idę pogadać z bratem.
 
Velg jest offline