Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-01-2012, 23:01   #21
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Rozmowa z Bezem, a potem... Tango

Oparty o murek w jednej z alejek stał Bez. Teraz wyglądał trochę normalniej, a dokładniej jak zwykły brat bliźniak. Stał przebierając nogami i popalając cygaro. Jego ciuchy były trochę przyciorane i gdzieniegdzie dało się zobaczyć resztki błota. Stał jak gdyby nigdy nic. Wydawał się myślami nieobecny do czasu aż dostrzegł brata. Jego wzrok poczatkowo przeszył go, a potem powędrował w stronę jego towarzyszki. Mina przybrała niepewny grymas.
- Pru... poczekaj sekundkę - poprosił Ilya i ruszył w stronę brata.
Prudence posłuchała nagle wybita z rytmu. Cóż, cokolwiek by nie myślała o “tym drugim” był bratem Ilyi...
Bez dogasił peta o mur o który parę sekund wcześniej się opierał po czym ruszył w stronę brata. Jego krok był pewny i stanowczy. Stanął na przeciw brata i zdzielił go kuksańcem w łepetynę, a konkretniej chciał jednak jego braciszek popisał się refleksem i ów cios zablokował przedramieniem.
- Ile razy mam Cię uczyć by nie podrywać nieznajomych? - odparował.
- Ile razy mam ci powtarzać, że gówno mnie obchodzą twoje uprzedzenia?! - warknął - [i]Pierwszy raz od... [i]- nie dokończył, ale wcale nie musiał - ...mam z kim tańczyć i nie mam pojęcia ile czasu będę miał by tańczyć, więc mam zamiar to wykorzystać. Nawet nie jesteś starszy, więc nie zachowuj się jak wredny, starszy brat. Teraz bym cię prosił abyś się z nią GRZECZNIE przywitał, nie narobił mi wstydu, ani nie przeszkadzał. Mogę na to liczyć?
- Oo w całym wywodzie jednak przypomniało Ci się, że mogę być miły i nie miły.
- przełknął ślinę - Cóż, niech będzie, ale wisisz mi przysługę, ale taką prawdziwą. A i zapewne się domyśliłeś o tym całym cyrku w karczmie więc dodam tylko, że na prawdę mam tego hienoida i będą problemy. Ale co poradzić umiem je na siebie ściągać i na Ciebie przy okazji. Chociaż czekaj ostatnio to ja prawie zginąłem przez Ciebie i tą... nie ważne. Tylko nie przeginaj z nią rozumiemy się?
- Jasne. Dzięki.
Ilya wrócił po tancerkę i chwile potem już przedstawiał
-Prudence. To mój brat, co chyba widać, Bez. Niezwykle utalentowany iluzjonista. Bez. To Prudence. Najlepsza tancerka jaką spotkałem od lat, a i śmieje się z moich żartów, więc jeszcze rzadsze zjawisko - uśmiechnął się szeroko
- Ilu... - spojrzała w oczy nowopoznanego chłopaka wyciągając dłoń na powitanie - Ten hienoid to była iluzja?
- Nie, to nie była iluzja, spotkałem tego drania wcześniej, zabił krasnoluda, a ja na karku miałem dwójkę tych.. hienoidów. Zabiłem je. Po czym czmychnąłem, choć oczywiście ta gnida czegoś szukała w tym mieście i zapewne jeszcze nie znalazła. Chyba będę musiał wynająć jakiś dobrze strzeżony pokój, na wszelki wypadek. - odpowiedział z poważną miną po czym dodał w stronę Ilyi - wiesz to, że tańczy to jedno to, że jest ładna to drugie ale że śmieje się z Twoich żartów to już coś niesamowitego - mówiąc to uśmiechnął się.
- Właśnie szliśmy dalej tańczyć - przypomniała Pru podejmując próbę przywrócenia i sobie i Ilyi dobrego humoru - Pewnie po tak pracowitym dniu z chęcią się czegoś napijesz - wcisnęła zwinnie dłoń pod ramię tancerza by, chociaż zamierzała podtrzymywać rozmowę z Bezem, Ilya nie poczuł się odrzucony czy zapomniany.
“Młodszy” bliźniak spojrzał na brata, kątem oka upewnił się, że tancerka na niego nie patrzy i poruszył bezgłośnie ustami “JE-ŚLI TO ZE-PSU-JESZ” i przejechał kciukiem po gardle, a gdy zwróciło to uwagę Prudence udał, że po prostu drapie się w policzek
Bez teraz uśmiechał się łagodnie, a niema wypowiedź brata nawet go rozbawiła.
- Jasne- mam już dość tego tułania się choć nie będę ukrywał, że wasze tańce ani mnie ziębią ani parzą więc z chęcią w tym czasie coś zamówię i popytam o dobre lokum - odparł Pru na pytanie. - może dlatego, że naoglądałem się sporo wal... ich w wykonaniu brata.
- Dobra, chodźmy do środka - ponaglił, nieco zbyt mocno, Ilya, gdy spostrzegł, że brat zaczyna gadać za dużo. - Poprowadził Prudence do drzwi, otworzył je i puścił ją przodem.
Bez wszedł ostatni po bracie zamykając spokojnie drzwi. Usadowił się na krześle rozmyślając co by tu zmalować gdy przypomniał sobie, że niestety nie może. Co trochę go zmartwiło. Nie mniej jednak zamówił do stołu całą flaszkę i sobie trochę żarcia. Po drodze wypytując karczmarza o świetną kryjówkę i dach nad głową. Przy okazji podając mu kilka monet.

Ilya od razu skierował się szybkim krokiem do zespołu. Na tyle szybkim, by widać było jego zapał. Niemal, że przerwał im w połowie melodii, ale delikatne pociągnięcie go za ramię, szybko go opanowało. Wraz z Prudence odczekali, w miczleniu, aż utwór się skończy
- Tango?! Chłopaki! Czy my umiemy grać tango? - zapytał rozbawiony wokalista-gitarzysta reszty zespołu - Dla was to nawet specjalnie pójdziemy na zaplecze instrumenty zmienić
- Dzięki. Pru... poczekasz na mnie chwilkę? Tylko sobie nigdzie nie idź! Będę za pięć minut!
Ilya zabrał swoje rzeczy zza lady i wynajął pokój, aż nieprzyzwoicie poganiając właściciela. Poleciał na piętro, jakby uciekał z płonącego budynku, trzymając pod rękami cały dobytek... tylko nie w tą stronę.

“Kiedy tancerz tańczy, ziemia pod nim jest święta”
“Uwierzyłbym tylko w taką pasję, która potrafi tańczyć”
“W tangu o wszystkim się zapomina, wszystko przestaje boleć, tylko by się tańczyło, tańczyło.”
“W tańcu możesz sobie pozwolić na luksus bycia sobą.”
Przyszło mu do głowy jeszcze kilka cytatów, gdy się przebierał. Żałował, że nie ma garnituru do tanga, ale jego strój do tańce też się nada.
- Gdy gra tango, cały świat zamiera i słucha... - powiedział sam do siebie, uznając to za ładne stwierdzenie. Ubrany był bardziej do flamenco niż tanga, ale nic bliższego nie miał.
Buty do tańca, spodnie w głebokiej czerni, biała koszula o szerokich rękawach, czerwona szarfa (obszyta na złoto, wzdłóż krawędzi), przewiązana jako pas, z zostawionym końcem, spadającym z lewego biodra prawie do kolana. Do tego czarna kamizelka (obszyta, również, na złoto). A wszystko w doskonałym stanie. Niewiele ubrań dziś tak wyglądało. Niewiele było tak czyste. Chyba o nic nie dbał tak jak o strój do tańca. Uśmiechnął się i zszedł na dół.

Zespół zaczął grać już gdy schodził po schodach, widać było, że “zwolnione tempo” sprawia mu wielką frajdę. Muzyka szła powoli, ale stale przyspieszała by osiągnąć normalną melodię. Ostatnie dwa stopnie zeskoczył, lądując na obu stopach. Przeszedł jeszcze, półtanecznie, dwa kroki i wyciągnął rękę do Pru, nie musiał wiele czekać nim ją złapała.
-Pierwszy mocniejszy akord-
Przyciągnął ją do siebie, obejmując w talii wolną ręką.
-Drugi akord-
- Gdy gra tango, cały świat zamiera i słucha... - wyszeptał jej do ucha i natychmiast wykonał pierwszy krok.
-I pozostałe-
Potem kolejny i wszystkie. Muzyka robrzmiewała niezmącona żadną rozmową. Zespół grał. Ciała tańczyły. Obecni się gapili. A Tango... Tango po prostu Było. Zupełnie nie w stylu Ilyi. Prawie wszystkie tańce towarzyskie niemal mu “przeszkadzały”. Krępowały, jego żądzę ruchu. Gdy tańczył sam. Nie dla publiczności, ale dla zabawy, to po trzech tańcach pot lał się z niego strumieniami. Tańce towarzyskie były... wolniejsze. Nie bardzo pozwalały się zmęczyć. Nie sprawiały, że miało się wrażenie, że zaraz wypluje się płuca. Ale Tango... z nim wiązały się najwspanialsze wspomnienia. A przynajmniej jedne z najwspanialszych. Nawet mu nie przeszkadzało, że sam nie wie czy jego dusza tańczy z Pru czy z Murmazą. Odrzucił tę myśl natychmiast, jak tylko ją dostrzegł. Tańczył tu i teraz! A jego partnerka... dorównywała mu kroku. Już zapomniał jaka jest różnica między dziewczyną co po prostu poszła potańczyć, a profesjonalistką. Wszystko było doskonałe. Dawno nie zmuszał się do takiego poziomu. Miał wrażenie, że każdy błąd zostanie dostrzeżony, gdy ona tańczy w pobliżu. Dotąd, nie ważne jakiego by nie popełnił i tak wyglądało to doskonale. Kontrast to jednak dziwna sprawa. Nie mógł teraz określić czy wspaniała czy okropna.

Muzyka ucichła. Dyszeli patrząc sobie w oczy z uśmiechem. Puścili się i odeszli po krok w tył.
- To było COŚ - stwierdził tylko Ilya
Chyba chciał mówić coś jeszcze, ale tych kilkunastu, czy dwudziestukilku ludzi, którzy to obserwowali zaczęło bić brawo. Najpierw jeden mężczyzna. Ilya zamknął usta i spojrzał na niego. To był jakiś dziadek o niezwykle przyjaznym spojrzeniu, obok niego siedziała kobieta, niewiele młodsza. Ich spojrzenia... Oni też kiedyś tak tańczyli tango. Ilya nawet nie zauważył, że teraz już wszyscy klaskali w dłonie. Jednak najbardziej się cieszył z uznania tej starszej pary.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 12-01-2012 o 23:18.
Arvelus jest offline  
Stary 14-01-2012, 00:31   #22
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
- Moje, a co? Zakaz jakiś jest? - powiedział z irytacją, zatrzymując się i zwracając do krasnoluda - Zrobilibyście coś pożytecznego, zastrzelili tą bestię, co pono po ulicach grasuje, a nie na ludzi wrzeszczeli...

Bo, kurna, rozumiał, że istota o wyglądzie homonkulusa była tutaj novum, ale... co takiego było w trzydziestocentymetrowym karzełku, żeby zaprzątał uwagę trójki strażników? Żeby kogoś zabić, musiałby chyba zagadać go na śmierć...

Mniejsza - przerwać działanie czaru mógł błyskawicznie, więc nie tracił czasu. Zakończenie bytności ducha na tym planie było fraszką... Dlatego czym prędzej odesłał go.

- Jest zahibernowana. - Schylił się przy tej większej bestii i sięgnął za pazuchę. Powoli wyciągnął stamtąd nóż sprężynowy o rzeźbionej rękojeści, którym potem gładko przejechał hienoidowi ostrzem po tętnicy szyjnej. - Tak lepiej. Chcę dokonać sekcji, ale teraz wybaczcie... idę do „Wróżki”, zająć się potworem. - Nieśpiesznie schował nóż i zwyczajnie zaczął odchodzić... coraz bardziej przyspieszając - Ktoś musi. Jak nie wy... - rzucił już z biegu, licząc, że strażnicy zrozumieją sugestię...

Nie wspomniał, że potwór walczy z czarem hibernującym... niby czemu? Jeśli zwalczy czar, to wróci krwawienie, wróci wszystko, co w metabolizmie zabójcze... - i sprawy potoczą się tak, jak potoczyłyby się dobry szmat czasu temu.

***
Wpadł, niemal przewracając pierwszego człowieka przy drzwiach. Nawet na to nie zwrócił uwagi. Liczyło się tylko to, co było przy parkiecie – człowiek, którego widziano w towarzystwie bestii... i Prudence.

Ignorując klaszczącą publikę ruszył w kierunku dwójki, z uwagą skoncentrowaną na blondwłosym młodzieńcu. Kiedy przepchnął się przez pierwszy szereg, zakrzyknął:

- Pru...! - zakrzyknął z ulgą. Żyła. Lecz już chwilę później przeniósł swój wzrok na młodziana i wyraz twarzy mu się zmienił - Proszę na chwilę, jeśli można...
Ilya oderwał spojrzenie od starszej pary, nie łapiąc o co chodzi. Na chwilę się wyłączył. Że ma za kimś iść? Spojrzał na Prudence i zrozumiał. Starszy Braciszek. No... niech będzie.
-Jasne. Nie ma problemu. - żałował, że nie kierują się do baru, bo zaschło mu w gardle. Zaczepił po drodze kelnerkę i zamówił mały dzbanek słodkiego wina. Przy wskazanym stoliku nie usiadł od razu, tylko wyciągnął dłoń
- Ilya jestem.
- Awerroes. - odpowiedział i, po zawahaniu się, zdecydował się spróbować przełamać lody - Papierosa? - kontynuował, wyciągając przed siebie trochę tytoniu. Ot, niezobowiązująca propozycja... lecz może trochę rozluźni atmosferę? Nie chciałby, aby przy stole doszło do jakichś rękoczynów.
-Dzięki za propozycję, ale nie palę. - odmwóił, uśmiechając się lekko -co chyba ostatnio wchodziło mu w nawyk- i usiadł - Więc o czym chciałeś porozmawiać? Nie masz nic przeciwko, byśmy byli per “Ty”, prawda?
- Twój wybór. – powiedział, nachylając się nad rozmówcą – Słuchaj, wiem, jak to wygląda... ale nie przyszedłem robić Ci wyrzutów o to, że dobierasz się do cudzych kobiet. – w sumie... ale to było mniej ważne. Teraz najważniejsze - Ale słyszałem, że jakiś obcy kretyn o wyglądzie podobnym do twojego zabiera się za kontrolę istot, nad którymi panować nie może. Wiesz coś o tym? – cóż, jak do rzeczy, to do rzeczy...
- Chwila, chwila, chwila... Jak to “cudzych kobiet”?- Zmarszczył brwi wyraźnie zbity z tropu. Już prawie powiedział, że to tylko taniec, ale w sumie w przypadku tanga zabrzmiało by to śmiesznie, zamknął oczy myśląc sekundę- Inaczej. To ciebie ona nazywa Awo?
- Tak - fuchnął się - I nie wiem, co ci o mnie powiedziała. Ale może prędzej odpowiesz na drugie pytanie? Jest trochę ważniejsze. - przypomniał mu.
Ilya oparł się cieżko o oparcie intensywnie myśląc. Ajjj... czuł się... oszukany.
- Jakiś śmieszny blondasek podrywa ci taką kobietę, a ty martwisz się jakimiś czarami? Dobra. Jak chcesz, choć masz dzwine priorytety - uśmiechnął się, Awerroes już nie był w stanie dostrzec, że jest sztuczny, co go cieszyło - Mój brat zna się na magi. Nie wiem czy to telepatia, czy jeszcze iluzja, ale jest w stanie wmówić istotom co tylko zechce. Aktualnie ta hiena jest przekonana, że Bez ją wychował, od kiedy tylko nie potrzebowała ssać maminego cycka i jest mu bezwględnie posłuszny. Jak doskonale wytresowany pies.
- Słuchaj, daruj sobie żarty – zganił go – Pru jest wolna, choć sama uważa inaczej. Więc ma wolność. – dokończył, siląc się na spokój – Te bestie mają łączność telepatyczną, jedną aurę... a ta najprawdopodobniej już uzupełniała sobie braki. W najlepszym przypadku przygarnęliście kreta, w najgorszym: uśpionego zabójcę. Oba warianty są równie idiotyczne. Zbyt duże ryzyko. - powiedział spokojnie, mając nadzieję, że zdoła dotrzeć do jednego z bliźniaków.
- Nie pochwalam zagrywki brata, ale nawet on nie jest na tyle szalony, by brać go sobie na zwierzątko. Mówił coś o wynajęciu pomieszczenia, więc podejrzewam, że jest nim zafascynowany i chce go zbadać. Dogłębnie, że tak to ujmę. Hiena niedługo i tak będzie martwa.
- Jeśli chce go zbadać, to niech asystuje mi w sesji. Jeden umierający potwór w stanie hibernacji jest teraz przenoszony do gabinetu. I... podzielę się honorarium za ekspertyzę. – stwierdził prosto Zabezpieczenia będą lepsze, a wnioski - we dwóch - pełniejsze.

-Zaraz mu to zaproponuję, choć nie spodziewam się wiele. On nie lubi działać z obcymi. W ogóle ciężko się z nim współdziała. Rany - oparł się wygodnie, zmieniając adresata słów z Awerroesa na siebie samego - no tak... taki fart to by mi jeszcze odbiło czy coś... - zagrymasił mimiką, wyraźnie rozczarowany, choć sam nie był w stanie przed sobą się przyznać, czy na pewno już ją odpuścił. Co jak co, ale albo padł ofiarą jej zabawy, albo jest o co walczyć.
- Słuchaj, powiedz mi, które pomieszczenie. Znajdę kilku ludzi z bronią i ustawię ich pod drzwiami. Tak na wszelki wypadek, bezpieczniej będzie. – powiedział mu – I co Pru ci mówiła? – dodał po zawahaniu się.
-[i]Wybacz, ale brachol się nie zgodzi. Zadbam o bezpieczeństwo. Nie jestem tylko blond tancerzykiem. Potrafimy sobie radzić z takimi bestiami. A Pru... -[i] Zagryzł wargę. Powiedzieć prawdę? Czy skłamać? A jak skłamać to w którą stronę? Nie, nie kłamać. Czyli mówić prawdę, czy wymigać się od opowiedzi? Bo wymyślając niestworzone historie na pewno nic nie zyska.
- Nie dużo... ona... wahała się co do tanga, ale... przekonałem ją, że to tylko taniec - miał nadzieję, że to tylko dla niego, jako kogoś kto żyje tańcem i z tańca, brzmi to tak głupio. Tango “tylko tańcem”? Dobre sobie. Rany... tylko czemu i tak staje po ich stronie, a nie po swojej własnej? Powinien powiedzieć prawdę. Wtedy Awo mógłby się wściec, urządzić awanturę, albo, jeszcze lepiej, zerwać związek... argghhh... “rany, jesteś, zwyczajnie, FRAJEREM!” sam siebie obraził w myślach. Za taką kobietę.. postąpienie “nie w swoim stylu” chyba byłoby usprawiedliwione.
- Niech więc będzie – rzucił. Nie, by zrezygnował. Po prostu naciskanie na blondyna byłoby daremne... a gdyby się coś nie powiodło, chętni na wyprawę zareagowaliby bardzo szybko, wiedzieni przez hałas.

W końcu, jeszcze indziej z bestią nie poszedł, prawda? Prawda? – I dobrze wiedzieć. Ma... dość specyficzną historię. Możesz się uważać za potencjalnie szczęśliwego, kosztem szczęścia mojego. Tylko nie każ mi potem wznosić za to toastu. – powiedział, wzruszając ramionami.
Ilya już prawie zapewnił, że się wycofa, ale ugryzł się w język. To byłoby już zwykłe przegięcie! Nienienienienie... czasem trza się zatroszczyć o własny zadek, a nie wciąż tylko “inni inni i inni”
- “Specyficzna historia”, w dzisiejszych czasach, to nic oryginalnego- -stwierdził chcąc zejść z niezręcznego tematu. Gdyby to był jakiś gbur... po porstu by go wyśmiał, obronił się przed aktem agresji, po czym, bezczelnie zalecał się do Pru, ale ten tu. Masakra. Czemu to takie upierdliwe? “Proszę cię.. dajże mi choć jeden powód by cię nie lubić!” pomyślał, jakby chciał by ta myśl do niego dotarła. To by znacznie uprościło. -Wino! - zakrzyknął widząc kelnerkę idącą z dzbankiem - Rozumiem, że napijesz się ze mną... - “chłopie... jesteś idiotą”, zakomunikował, w myślach sam do siebie. “Rozważasz możliwość odbicia mu kobiety, za którą wielu by zabiło, a równolegle bratasz się z nim? Tożto kpina i okrucieństwo dla was obu”
- Obawiam się, że jestem zbyt mało poetycki, by pojąć pańską metaforę, panie Ilya. – Zmierzył go dość chłodnym wzrokiem – Oryginalność nie ma tu nic do rzeczy, to jedynie stwierdzenie faktu. Gdyby Pru bycie kochanką traktowała choć odrobinę osobiście, mógłbym mieć więcej żalu. Ale nie ma, więc porzućmy te rozważania. Choć, muszę przyznać, raczej was za to nie polubiłbym. – Tym razem mówił już na tyle zimno, na ile mógł się zdobyć – I to nie oznacza, że zamierzam komukolwiek schodzić z drogi. – Teraz pozwolił sobie już na jakiś gest: wzruszenie rękami.
Tak. Świetnie. Unoś się. Dajże mi, jeśli nie powód, to choćby pretekst, by cię nie lubić. Ilya tak miał. W myślach gadał do siebie, jakby jego umysł był osobnym bytem niż ciało
- Jeśli uraziłem to proszę o wybaczenie. Chodziło mi o to, że niemal każdy ma dziś ciekawą historię do opowiedzenia, a niektórzy na tyle ciekawą, że woleli by jej NIE opowiadać. Na temat tej sytuacji... nie mam jeszcze zdania. Muszę to przemyśleć. Rzeczywiście to jest niesamowicie niezręczne. - skrzywił się, gdy zauważył, że w jego wersji wydarzeń przestaje stykać. Twierdzi, że Pru go uprzedziła o związku z Awo, a teraz jest to niezręczne? Kurde... trza bardziej uważać, bo jeśli nie zostało to przeoczone, a coś miał wrażenie, że z bezmózgim chamem nie rozmawia, to albo domyśla się, że wtedy coś kombinował, albo teraz ta “niezręczność” to tylko słowa.
- Z pewnością – machinalnie potwierdził, nie zastanawiając się nawet nad słowami rozmówcy – Muszę przeprosić, że podejrzewałem o niestworzone rzeczy, ale dziewczyna ma talent do pakowania się w tarapaty. Mam nadzieję, że dodatkowy dzban wina to zrekompensuje? – spojrzał Ilyi w oczy
- Nie ma czego rekompensować. Dbasz o swoją kobietę. To się chwali- Ilya uśmiechną się, ale sam już nie wiedział czy szczerze, ani jak to wygląda.
Awerroes poczekał, aż zawołana kelnerka przyniesie dzban, po czym sam nalał wina towarzyszowi.
- O, to mi przypomina, że zapomniałem się zapytać: co was z bratem rzuciło to takiej zapadłej dziury? - spytał się, tym razem z widocznym zainteresowaniem.
-Pieniążki. Trzeba z czegoś żyć. Ja żyję tańcem i z tańca. Czasem zbieram na prawdę ładny pieniądz, dziś, tuż przed atakiem, właśnie rozkopałem małą żyłkę złota. A Bez... on zawsze znajdzie gdzieś jakiś sposób by zarobić, nawet jeśli nie są to ‘dobre’ monety. Zdolny jest chłopak. Pru mówiła, że masz tu coś do zrobienie, ale nie dopytywałem. Będzie nietaktem, czy wciskaniem nosa w nie swoje sprawy, jeśli z ciekawości zapytam?

Zanim odpowiedział, zapalił trochę tytoniu.

- Też potrzebuję pieniędzy. Mój mistrz wymógł na mnie zaprzysiężenie, rzekomo starożytnej formuły. Prócz wartości pozytywnych, w które wierzę, nakłada na mnie pewne obowiązki. Uznaj, że to śmieszne, ale jestem człowiekiem ‘starej daty’ i wierzę w takie rzeczy – mówił spokojnie, wzruszając ramionami – No, zresztą stary Roscalin ma swoje sposoby. – dodał niechętnie – I dlatego tkwię w tej dziurze, czekając na jakąś zakichaną wyprawę i urobek. – pociągnął dym - Liczę na to, że znajdą miejsce dla kogoś z pewną dozą umiejętności medycznych i ksenomantycznych,
-Może się zdziwisz, ale rozumiem. Znam doskonale wartość długu. Choć są różne ich rodzaje. Ten rzeczywisty, z którego już się wywiązałem, zgodnie z własnym sumieniem, oraz takie o które posądzają nas inni, z którego nie wywiązałbym się do końca życia. Ale brzmi to znacznie bardziej tajemniczo niż na to zasługuje. Po prostu Al’Kharoon uważał, że każdy z nas ma obowiązek, do końca życia występować w jego cyrku “bo nas uratował”, “bo nas wychował”, bo to, bo tamto. Gdyby nie pewnien zbieg okoliczności wciąż bym u niego występował. Wiesz jakie to frustrujące być w tak wielu wspaniałych miejscach, a tak na prawdę nie widzieć żadnego z nich? - zapytał i upił łyk wina.

Awerroes już zbierał się, żeby ostro odpowiedzieć Ilyi, ale w porę powstrzymał język. Nie mógł powiedzieć, żeby go rozumiał czy lubił. Paskudny los, co? Aż chciał zapytać, czy miał kiedyś kłopoty z włożeniem czegoś do gęby. Bo nie wyglądał – nie wyglądał też, jakby ów Al'Kharoon go chłostał czy robił inne, dziwne rzeczy.

A tymczasem ksenomanta znał taką sytuację aż nazbyt dobrze. Kiedy po raz pierwszy przybył do Jerris, był obdartym żebraczyną – i to jeszcze takim, który taplał się w niebezpiecznej wiedzy! Oczywiście, tej niebezpiecznej wiedzy ani trochę nie kontrolując.

Ostatecznie, powoli wydmuchnął kilka obłoków papierosowego dymu zanim odpowiedział młodzianowi.

- Nie sądzę, żeby to był najgorszy los, który mógł Cię czekać. Ludzie z całego świata jęczą pod butami watażków... jak nie lord Byne... – rozejrzał się czujnie, czy nikt nie usłyszał nazwiska – ... to ten, kto zawiaduje mutantami. W ostateczności, niewiele się to różni. A długi, z którymi mam do czynienia, są zazwyczaj niestety obiektywne, choć wielu dałoby wiele, aby było inaczej. Magia krwi o to dba. – dokończył prosto.

-[i]Moglibyśmy się spierać czy mój los był taki wesoły, ale ani nie ma to sensu, ani nie mam ochoty wywlekać przeszłości. Powinna zostać tam gdzie jej miejsce. Z tyłu. Ale zapamiętaj, że to, że coś nie brzmi źle wcale nie oznacza, że nie jest złe.
- No, niektórzy mieli jeszcze spotkania z demonami. – wciął się i mruknął bardziej do siebie niż do niego.
Ilya otworzył usta by coś powiedzieć, ale zamknął je nim zdązyłwydać dźwięk. To by nie było mądre.
- Nawiększe zło jakie w życiu spotkałem pochodziło od ludzi. Nie zdażyło mi się mieć do czynienia z demonami, nie licząc okazyjnych pokazów ksenomantów, gdy jakiś się załapał na przedstawienie u nas. W sumie cieszę się z tego. Oczy ludzkie nie powinny widzieć rzeczy, nie przeznaczonych dla nich. Choć dzisiaj... całkiem często się to zdarza. Mogę się, chyba, uważać za farciarza.

„Z wyjątkiem okazyjnych pokazów ksenomantów”? Eh, najprawdopodobniej nic nie widział. Prawie żaden ksenomanta nie był dostatecznie szalony, aby wzywać demona ku uciesze publiczności. Publiczność się przestraszy, demon (czy, jeszcze lepiej, Horror!) się strachem nażre... i na koniec zeżre również wzywającego. Nie, pewnie wziął za demona jakiegoś pomniejszego ducha przybranego w fantazyjne igraszki.

- To narzędzia. – Wzruszył rękoma. Zakazana wiedza... też coś. - Trzeba tylko nad nimi panować. – pozwolił sobie pominąć szerokość kontroli, którą było „panowanie” nad sobą – wcale nie poczuwał się do wyjaśnienia, jak wiele przez to rozumiał.
-Nie wiem. Zupełnie się na tym nie znam, ale nigdy mi się nie podobały żadne przywołania. Pokazywanie tego w cyrku... to nie powinno tak być. Dla tego nigdy nie oglądałem pokazów. Słyszałem tylko jak Al’Kharoon zapowiadał ksenomantę.
- Zapewne was oszukali – stwierdził prosto – Przyzwania duszków są dużo prostsze, a nikt z oglądających nie rozpoznałby demona.
Ilya się uśmiechną
-Nawet jestem skłonny w to uwierzyć. Ludzie lubią wielkie słowa, a Al’Kharoon to wiedział. Nie miał skrupułów. Jeśli tylko coś, w ostatecznym rozrachunku, przynosiło zysk to nie powstrzymywał się.
- Eh? Posunął do wszystkiego? – Historyjka chłopaka go ani trochę nie przekonywała. – Kobieta z brodą, „przepiłowana dziewczyna”... to wszystko są cyrkowe oszustwa. Przyzywanie duszka jako demona od tego nie odstaje, a jest bezpieczniejsze – rozwinął myśl ze wzruszeniem ramion. Cyrk przecież na kłamstwach stał, prawda od dawna wiadoma.
-Nie mówiłem teraz wcale o cyrkowych oszustwach, tylko odbiegłem od tematu. Zdaża mi się. Nie ważne. Nie masz ochoty wysłuchiwać moich żalów jaki to on był zły, tym bardziej, że sam nie uważam, się za jakiegoś niesamowicie pokrzywdzonego- uśmiechnął się tancerz smutno, na prawdę uważał inaczej, ale to zachował dla siebie.

„Nie mam” - miał ochotę odpowiedzieć mu rozmówca, lecz ostatecznie tylko pociągnął trochę dymu z papierosa, siedząc w ciszy.

Kolejny utwór skończył się głośną codą. Pru początkowo chciała podbiec do swojego właściciela, jednak nie wydawał się zachwycony jej widokiem. Był zły. Znowu. I zabrał ze sobą tancerza, chociaż tym razem była pewna, że nie dojdzie do rękoczynów, wolała nie rzucać się w oczy Awerroesowi. Ułagodzi go później w łóżeczku.
Nie mając nic do robienia, gdyż tańczenie solo tego akurat wieczoru wydało jej się mało atrakcyjną możliwością, postanowiła przysiąść gdzieś z boczku i odpocząć słuchając drobnego zespołu. Nie siedziała jednak długo, gdyż po chwili podeszedła do niej starsza parka. Chociaż nie znali się rozmowa przebiegała zadziwiająco gładko. Kilkadziesiąt minut później Prudence zdała sobie sprawę jak już długo Ilya rozmawia z Awo. Spojrzała w stronę baru. Nadal tam stali. Znaczy - stali, pojęcie względne. Dostrzegała pewną rozlazłość w ruchach blondyna. Nie spodobało jej się to, dlaczego jej opiekun musiał zepsuć taki wieczór jak ten? Pośpiesznie pożegnała się z Eufrazyną i Patarisem i lekkimi acz długimi krokami dotarła do baru zatrzymując się pomiędzy dwójką mężczyzn.
- Czuję się zapomniana... - oznajmiła kryjąc złość pod nutką słodkiej kokieterii.

Ilya ledwo na nią spojrzał. Sam nie wiedział na ile jest zły, na ile zniesmaczony, a na ile, zwyczajnie mu przykro. Na szczęście “Starszy Brat” się odezwał:
- Przepraszam - odpowiedział prosto Awerroes, zwracając się do Prudence - Musiałem ustalić kilka rzeczy - usprawiedliwił się. Chwilę później stwierdził, że następnej okazji w tym dniu nie będzie.- To niewiele, ale proszę: przyjmij to w charakterze przeprosin. Podczas ataku nie zatroszczyłem się o Ciebie tak, jak powinienem – powiedział i dał jej wyciągniętą zza pazuchy chustę, lekko się zacinając na słowach.
- Oh... - wyrwało się Pru kiedy na jej rękach spoczął prezent. Nigdy nie dostała niczego od nikogo, było to..hm.. niespotykane. Patrzyła na kawałek materiału zahipnotyzowana - Dlaczego mi to dajesz? - zapytała chłodno, a jej wzrok napotkał zdziwione spojrzenie Awerroesa. Mogła się sprzedawać, robić to czego inni od niej oczekiwali, ale do cholery, dlaczego on nie mógł trzymać się konwencji. Impulsywnie wcisnęła zawiniątko z powrotem w dłonie Awo.
- No, zależy mi na tobie. To chyba... normalne? – szukał właściwego słowa. Szlag, dziewczyna była problematyczna!
- Nie jesteś mi nic winien - wycedziła zapominając o tańcu, o tancerzu i pragnąc pogrążyć się w czarną pustkę nieświadomości. Ruszyła do wcześniej wynajętego przez Awerroesa pokoju po drodze łapiąc stojącą na ladzie samopas butelkę wina i zatrzaskując za sobą drzwi z hukiem. Przegrzebała pośpiesznie swoją drobną torbę podróżną z ulgą wyczuwając płaski, chłodny kształt pod palcami. Wiedziała co jej pomoże w tej chwili.
-Łoł... o co jej chodziło? - zapytał, półretorycznie, tancerz, z głęboką konsternacją na twarzy. Nie rozumiał. Nie spotkał kobiety która nie lubi prezentów, a spotkał ich całkiem sporo. W sumie to już zdążył zapomnieć, że inni ludzie też mogą mieć ciekawą historię i jego teksty o oryginalności były czysto grzecznościowe, ale może rzeczywiście coś dziwnego ona przeszła.
- O to, że nie przywykła do tego, że komuś na niej zależy. - mruknął - Lepiej nie będę jej tykał w tym stanie. - wzruszył ramionami.
Nie jest przyzwyczajona? To znaczy, że wcześniej nie dostawała prezentów? Znaczy, że Awo nie dawał jej prezentów? Już prawie go skrytykował, ale się powstrzymał
- To ja idę pogadać z bratem.
 
Velg jest offline  
Stary 15-01-2012, 17:37   #23
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
-Dajno kolejkę- zawołał “młodszy” do barmana, siadając obok Beza i widząc, że w danej chwili nie ma żadnego alkoholu
-Wedle życzenia... - odpowiedział i zaraz zabrał się do mieszania drinków
-Czy byłem wystarczająco przekonujący? - odparł z szyderczym uśmieszkiem - wybacz to dopowiedzenie o arenie ale nie mogłem się powstrzymać.
-I tak jestem wdzęczny. Dobrze się spisałeś. Czemu nie możesz tak zawsze? - zaśmiał się po swojemu
-[i] Może dlatego, że byłoby wtedy cholernie nudno? A wracając do ważniejszych spraw, musimy na chwilę wyjść. Tu nigdy nie wiadomo kto nas podsłuchuje. - odparł wstając powoli z krzesła przy barze. Bracia wypili szybko zamówione kielonki, Ilya zapłacił i razem skierowali się na zewnątrz. Ich twarze owinął zimny powiew powietrza. Obok zatoczył się pijaczyna i na widok dwóch bliźniaków próbował stanąć jak wryty, nie dawał rady utrzymać pionu. Skomentował:

- Ja pierdolę? Tylko dwie flaszki a już, kurwa, widzę podwójnie? - wycedził ledwo stojąc na nogach, co w sumie rozbawiło obydwu.

Minęli jeszcze jedną uliczkę nim skręcili na rynek. Nikogo nie było w około bo i ‘po co?’, a jakby się zbliżał to szybko by go zauważyli. Bez stanął teraz już z całkiem poważną miną.
- Słuchaj zacznijmy od tego żebyś przestał gadać, że jestem iluzjonistą. Ile mam Ci razy powtarzać, że kiedy ktoś to słyszy to dużo trudniej kupić jego zaufanie? - powiedział na jednym wydechu. - Trzymajmy się, że jestem jakiegoś rodzaju elementalistą a ja dostosuję iluzję na przykład do ziemi i pnączy. I pamiętasz jak uczyłem Cię kłamać? Pewnie nie bo to nigdy do Ciebie nie docierało łatwo. Dużo łatwiej jest UKRYWAĆ niż kłamać. Więc do czasu aż nie zada Ci nikt pytania wprost to nie wspominasz o tym i tyle. Dodatkowo kiedy kłamiesz musisz wymyślić dobrą bajkę i zapamiętać komu ją powiedziałeś by potem się jej trzymać. To jest zawiłe i się pogubisz więc trzymaj się niedomówień a jak będę obok to to ja będę kłamał. To proste i przejrzyste.
-Dobra. Racja jest po Twojej stronie, wybacz.

-Po drugie zwiał mi heinoid. Ale nie będziemy go szukać, nie powinien się szwędać po mieście a nawet jeśli to z jednym strażnicy spokojnie się uporają. To nie nasza broszka a tym-bardziej ty i ja w tych okolicznościach nie możemy go tknąć. - uśmiechnął się kącikiem ust wiedzą co zaraz będzie się działo.
Ilya zmrużył brwi
- Jak to “uciekł ci”? Musimy go dorwać, albo upewnić się, że opuścił miasto i nikomu nie zagraża.
- Czy Ty mnie w ogóle słuchasz? Masz mu się na oczy nie pokazywać i go nie szukać. Bo nie wiem czy jest teraz pod kontrolą gościa odpowiedzialnego za najazd czy też nie. Niestety ale nie możemy nic zrobić teraz. - odpowiedział dość krótko Bez który przybrał teraz minę myśliciela czy jak inaczej tego nie nazwać, wyglądał na zamyślonego.
- Kiedy to się stało?
- Tuż po cyrku w tej karczmie. W sumie mam kilka tropów ale sam nie sprawdzę ich wszystkich a już na pewno potrzebuję odpoczynku. Będzie trzeba poszukać kogoś kto nam w tym pomoże. - odparł z niezbyt wesołą miną Bez. - jest jeszcze jeden mały problem.
- Już chwila minęła- zamyślił się Ilya, ignorując ten mały problem -Skoro jeszcze nie wybuchła panika to znaczy, że chyba uciekł poza maisto... Przejdę sie potem po nim. Co to za problem?
- Czemu Ty mnie nie słuchasz? Nie przejdziesz się miastem bo skontaktowałem się z tym gościem który odpowiada za atak. Rzuciłem mu wyzwanie i propozycję. Muszę się wkupić w ich szeregi a jak będziesz się plątał to mogą nas pomylić.
- Że jak? Co ty kombinujesz?
- Jasna cholera, próbuję się dowiedzieć kto za tym stoi i pokrzyżować mu plany chociaż jak tak dale będziesz bredził to się do niego na prawdę przyłączę. Zwróciłem jego oczy na swoją osobę więc pewnie będzie mnie szukał. Ale nie wiem czy przyjmie ofertę czy będzie chciał mnie skasować. Tym-bardziej, że jestem w stanie mu trochę namieszać w szykach lub pomóc. Więc masz być ostrożny a w razie jakby się pojawił ktoś chcący przyjąć propozycję to masz zagrać dobrego brata wspominając o moim istnieniu tego złego i walczyć bądź uciec. Rozjaśniłem Ci trochę? -
odparł widocznie wkurzony na brak zaufania brata któremu notabene ostatnio dupę uratował.
-Dobra. W razie czego mam cię za niesamowitego dupka. Jakbyś potrzebował z tym jakiejś pomocy to wal.
- No więc potrzebuję ale na razie musimy dowiedzieć się tyle ile nam się uda w tej karczmie na temat zlecenia. Resztę tego co wiem powiem też innym jak tam się udamy. A Ty czego się dowiedziałeś pominąwszy, że znalazłeś jakąś cycatą babkę?
- Że świetnie tańczy
- wyszczerzył zęby, ale znał sposób myślenia brata.[i]- Awerroses, tylko o nim wiem coś sensownego. Pali. Jest nieprzyzwoicie tolerancyjny na mój bezczelny podryw, jest ksenomantą, już się dogadał z miejscowymi, że mu zapłacą za zbadanie hienoida, jest w stanie jakoś utrzymać umierającego na pół kroku przed śmiercią, leczy biednych za darmo, bogatych za strasznie drogo. Poza tym Pru wydaje się do niego przywiązana, ale nie koniecznie emocjonalnie. - Przy ostatnim zdaniu znacznie pochmurniał. Jeszcze troche i przyklęknąłby i zaczął rysować kółka na ziemi, z burzową chmurką nad czołem. Karykatura tego obrazu od razu przywróciła mu uśmiech
- Tańczy, używa wysublimowanych słów i umie uwodzić. Dziwna mieszanka a on za to jest z tego co mówisz opanowany, dobry i zna się na trupach. Czyli jest groźny. Cóż ciekawa para nie powiem. Ale znasz moje zdanie na jej temat, nie mniej rób z nią co chcesz, póki nie wejdzie nam w paradę, będę dla niej w miarę miły.
- Dzięki. Dobra, więc jak chcesz się “dowiedzieć jak najwięcej” na temat zlecenia?
- Po prostu wejdę tam razem z Tobą u boku.
- odparł z uśmieszkiem na ustach.
- To... aż dziwne, że nic nie kombinujesz, ale pasuje mi.
- To nie tak, że nie kombinuję mam już plan ale wszystko zależy od tego co się dowiem więc będę improwizował. - odparł tak jakby poczuł się nie doceniony.
-Dobra. Może jednak przejdę się po mieście... już zmierzcha. Nikt nie powinien mnie zobaczyć.
- To nie jest zły pomysł ale też nie najlepszy jak ktoś by nas obserwował jakimś czarem to będzie wszystko widział. Choć w gruncie rzeczy nie powinien zdawać sobie sprawy z Twojej twarzy więc ogólnie może być. Ja tam idę się przespać czekam po południu na Ciebie przed karczmą. - odparł po czym ruszył w sobie tylko znanym kierunku.
Ilya odprowadził brata, przez chwilę, wzrokiem, po czym ruszył sprawdzić czy w mieście wszystko w porządku. Przemierzał półciemność niezauważony niczyimi oczami w poszukiwaniu najmniejszego znaku, że futrzak jednak nie oddalił się.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 15-01-2012 o 17:47.
Arvelus jest offline  
Stary 15-01-2012, 22:07   #24
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
- Cześć - zagadał do barmana, gdy ten, akurat, miał chwilę wolnego. - Słuchaj. Spotkałem tu przyjaciółkę i, podczas rozmowy, powiedziałem kilka słów za dużo i wkurzyłem ją nieprzeciętnie. To ta co skubnęła ci wino z lady.
- Tak? I co w związku z tym - zapytał czyszcząc kufel. Czy oni ZAWSZE to robią? W sumie nie zdażyło się Ilyi wiele razy oglądać barmana przy innej czynności niż rozlewanie alkoholu, lub czyszczenie naczyń
- Po pierwsze chciałbym uregulować jej rachunek
- No to dwadzieścia pięć, się należy.
- Masz. Mam też prośbę. Chciałbym ją przeprosić. Możesz mi powiedzieć, który pokój wynajęła?
Barman milczał wciąż trąc ścierką
- Skąd mam wiedzieć, że się znacie?
- Słuszna uwaga. - pochwalił barmana delikatnie - Ale chyba widziałeś Tango w naszym wykonaniu. Tak nie tańczą obcy ludzie.
- No... zdecydowanie nie - przytaknął
- Nazywa się Pruedence, ma pokój razem z Awerroesem, tym tam, z którym rozmawiałem przez dłuższy czas. Oboje jesteśmy tancerzami, wychowanymi w cyrku, choć nie tym samym. Ma piękne niebieskie oczy i zdecydowanie nie pachnie jak większość ludzi, z przykrością stwierdzam, że kobiet też, w Munbayne. Teraz mi wierzysz, że ją znam?
Ilya stał na przeciw drzwi. Jedne na lewo były te od jego pokoju, jedne na prawo był pokój Pru. Opierał się o przeciwległą ścianę myśląc. Ostatecznie odbił się od niej ruchem tułowia, zakręcił na palcach i wszedł do siebie. Odstawił naginatę i mausera, wcześniej rzucone na łóżko, do rogu. Rozrzucał zawartość plecaka po pościeli, aż w końcu znalazł. Teczka, z jakiegoś twardego, czarnego plastiku. W środku miał kilka kartek papieru. Większość porysowana ołówkiem, ale z tyłu kilka innych. Jedna, już całkiem stara kartka, czerwonego papieru, zakupionego daleko na wschodzie. Tu takiego nie robiono. Inna kartka była instrukcją. Westchnął załamując się

-Czemu tak łatwo stracić głowę dla kobiety? - zapytał sam siebie, dochodząc do wniosku, że gdyby nie one to chyba faceci nie mieli by co prowadzić swoich wojen. Choć w sumie sam jeszcze nie wiedział czy już stracił, czy po prostu nie przeszkadzała mu wizja, by dla niej stracić. Zabrał się do roboty. Kilka lat temu Siedem Gracji zawędrował na Daleki Wschód, tak Ilya zafascynował się rzeźbami z papieru. Nakupował odpowiednich kartek i kilka instrukcji. Większość zmarnował, a teraz została mu ostatnia. Usiadł na łóżku, krzyżując nogi, położył sobie teczkę na kolanach, kilka starych kartek obok i zabrał się do pracy. Nie wiedział czy to dla niej. Po prostu chciał się czymś zająć. Zwykłe siedzenie jest nudne. Tak mu się lepiej myśli. No... w każdym razie nie irtytuje się bezczynnością. Zaczął od kilku prób na zwykłych, zamazanych prymitywnymi rysunkami, kartkach. Wychodziło... średnio. A jak to twórca, on dostrzegał kazdy najdrobniejszy błąd. Jak w tańcu, stopa postawiona dwa cale nie tam gdzie trzeba zostanie przeoczona przez publikę (no ba... jakby oni wiedzieli gdzie ma upaść stopa), ale sam tancerz ma wrażenie, że to tak rzuca się w oczy jakby się przewrócił, rozwalając po drodze stolik, z chinską porcelaną. Jedna próba, druga, trzecia, czwarta, przypływ gniewu, uspokojenie się, piąta. W końcu zaczęło jakoś wyglądać. Westchnął głeboko i zabrał się do czerwonej kartki. Okazało się, że cena tego papieru (która go kiedyś zszokowała) wcale nie była wywróżona z kart. Papier giął się znacznie lepiej. Był wdzięczniejszym materiałem do pracy. Ostatecznie skończył niezwykle zadowolony z efektu. Po piątej próbie spodziewał się, że wyjdzie znacznie gorzej.


Cisnął ją za siebie, tak, że uderzyła o ścianę i spadła za łóżko, na którym się walnął, zaplatając dłonie na karku. No i tyle z myślenia. Cóż.. podczas tańca potrafił kombinować nad najgorszymi problemami, bo tańczył znacznie powyżej przeciętnego poziomu poświęcając na to niewielką uwagę. Ale to okazało się zbyt absorbujące. Zirytowany tym, że przez pół godziny do niczego nie doszeł teraz poświęcił się tylko kombinowaniu.

* * *
Podczas odprawiania rytuału nikt Prudence nie przeszkadzał, za co była ogromnie wdzięczna opatrzności. Potrzebowała tej króciutkiej chwili dla siebie, by móc skupić skołatane myśli. Złość wyparowała z niej wraz z trzaśnięciem drzwiami, pozostała duża doza żalu, a przede wszystkim, strach - właśnie odrzuciła coś co chciał jej podarować Awo. Nie mogła tak robić! Skoro on kupił coś, co chciał by nosiła, powinna z uśmiechem to przyjąć.

Posprzątawszy swoje rzeczy przemyła twarz zimną wodą. Przez chwilę starała się sobie przypomnieć czy Awo wspominał coś o jej biżuterii. Niektórych brzdęk złotych branzolet drażnił, jednak on... On chyba był z typu mężczyzn którym podobało się połączenie nagości z błyskotkami. Rozebrała się więc, pozostawiając na sobie błyszczące złotem ozdóbki. Zapatrzyła się na siebie w lustrze uznając, że jednak całość wymaga przytonowania. Nie mogła nie docenić efektu ciepłego oświetlenia w połączeniu z głębokim kolorem złota, jednak... meh, było tego za dużo. Na pierwszy odrzut poszła nadmierna ilość bransoletek, następnie złoty naszyjnik. Na szyi pozostawiła jedynie cienki złoty łańcuszek z lazurową zawieszką w kształcie łzy. Pozostało jeszcze tylko ułożyć włosy i była gotowa.

W pewnym momencie zdało jej się, że słyszy pukanie do okna. Dźwięk raczej nieadekwatny do sytuacji. W końcu byli na pierwszym piętrze, nikt nie pukałby do jej okna tutaj. W momencie, gdy uznała to za niezbyt zabawny omam słuchowy, dźwięk powtórzył się z bardziej natrętną nutą. Owinąwszy się kocem i podeszła do okna, by rozchylić zasłonięte zasłony.

A tam siedział sam tancerz, jednym półdupkiem na parapecie i uśmiechał... Miał już na sobie zwykłe ubranie. Pomachał dłonią w geście “cześć” i wykonał gest, proszący o otwarcie okna. Widząc zdziwnienie złożył ręce (z czego, w jednej chował różyczkę) i posłał spojrzenie typu “baaaardzo ładnie prosze”
Pru obejrzała się w stronę drzwi błagając opatrzność, by Awerroes przez tę chwilę nie wchodził. Wszystko zrozumiałby źle. Otworzyła okno mimo to. Podniosła brwi pytająco poprawiając koc na piersi.
Ilya patrzał na nią w ten sposób, aby miała pełną świadomość, że nie schodzi spojrzeniem poniżej jej ust
- Dzień dobry pani, zajmuje się obnośnym handlem. Byłaby pani zainteresowana zakupem, tego oto arcy... no... w każdym razie dzieła origami? - nieco zamaszystym ruchem obrócił dłoń i otworzył ją prezentując różę. Nie dał po sobie poznać, że się denerwuje. Miał nadzieję, że te wszystkie błędy i wady widzi tylko on, a ona, jako, że nie jest twórcą i chyba nie bawiła się w origami, ich nie dostrzeże
- Chcesz mi to sprzedać? - zaskoczona dziewczyna nie wiedziała jak zareagować - Bardzo ładne, ale dlaczego przez okno? - delikatnie nastroszyła się ironią jak zawsze kiedy nie wiedziała jak sobie poradzić z sytuacją.
-Eeee... - Ilya zrobił głupią minę, zbity z tropu. - Moje usługi nie należą do standardowych, więc i droga dostarczenia nie powinna być standardowa. Nie ważne. Tak, chciałbym sprzedać, a raczej dokonać wymiany.
- Na...? - ciągnięcie tej zabawy było dość niespodziewane dla samej tancerki jednak po prostu była ciekawa. Sytuacja wymiany usług jak najbardziej leżała w jej zakresie pojmowania, jednak chyba umykał jej sens całej transakcji. Toteż jak dziecko podążała za świecidełkiem ciekawa dokąd ją to zaprowadzi.

-Odpowiedź na pytanie. Albo dwa. Stoi?
- Zadaj pytania to ci powiem czy się zgadzam - uśmiechnęła się opierając ramieniem o framugę okna.
-Czemu nie powiedziałaś mi co na prawdę jest między wami? - zapytał z lekkim uśmiechem, ale wyraźnie pozornym luzem
- Sypiam z nim - wzruszyła ramionami - To nie zmienia ani o włos stosunków jakie ci opisałam. Chcę by był zadowolony i szczęśliwy.
Ilya się skrzywił. Nieco bardziej niż chciał.
-To nie są stosunki na zasadzie “starszy brat” - stwierdził zrzedzącym tonem i odwracając wzrok na ciemne niebo.
- W przeciwieństwie do ciebie nigdy nie miałam brata - zażartowała lekko i przekrzywiła głowę - Z resztą, dlaczego by nie można sypiać z bratem?
- Widziałem wiele różnych rzeczy, kilka znacznie od tego dziwniejszych...
-Seks - przerwała mu - nic nie znaczy. Nie ma znaczenia z kim, gdzie i dlaczego. Równie dobrze można wahać się czy podać komuś dłoń. Mężowie zdradzają żony, siostry sypiają z braćmi. Fizyczna miłość w żaden sposób nie jest miarą przywiązania. Jest to wystarczająco porąbane bym odradzała również tobie przejmowanie się tym... gestem.

-Kochałaś kiedyś? - zapytał po chwili trawienia. Nagle miał wrażenie, jakby jej blask, którym go tak oślepiała, przygasł i to całkiem mocno.
- Tak - wyciągnęła rękę po papierowy kwiatek.
Ilya oddał jej go, jakby od niechcenia
-Więc nie rozumiem. Uprawiałem seks, czasem zwyczajnie pieprzyłem się z kobietami poznanymi na parkiecie, ale też kochałem się. To przecież zupełnie co innego. Mimo, że fizycznie niesamowicie zbliżone. Ach... nie ważne. Jestem niepoprawnym romantykiem. Być może kiedyś coś ściągnie mnie na ziemię

~W seksie nie ma nic romantycznego ~ powtórzyła w myślach mantrę, która teraz była jej drugą skórą, a kiedyś pozwalała przetrwać niespokojne noce. To ona jej to wytłumaczyła.
- Kojarzysz Nissheim? - zapytała delikatnie gładząc papierowe płatki - Pierwszą ofiarą tego miasta była Nyss. To ją kochałam. Jak siostrę, czysto platonicznie.
Tancerz spuścił wzrok przygnębiony śmiercią Nyss. Nie ważne, że jej nie znał. Póki zwłoki nie mają imienia, lub to nie dzieci, to potrafi przejść obok nich śmiejąc się. Ale gdy mowa o śmierci kogoś kto był komuś bliski...

- Ja kochałem raz... - westchnął głośno i nieregularnie, jakby walczył o kontrolę nad sobą - Murmaza była ode mnie znacznie starsza, ale to kwestia elfiej krwi. Różnica była tylko liczbą. Nie było jej widać podczas tańca. Jesteś pierwszą tancerką na poziomie przynajmniej podobnym do mojego, jaką spotkałem od kiedy ją... od kiedy ona nie żyje. Pamiętam jak to było z nią. Nazwanie tego “tylko seksem” byłoby obrazą dla tych wspomnień.- zakończył już cicho, coraz bardziej przygnębiony, bezwednie zaciskając pięść na parapecie.
- W takim razie była bardzo szczęśliwą kobietą - westchnęła cicho.
-[i]Szczęście... to bardzo ciężkie pojęcie. Zapytałem cię dziś czy ty byłaś szczęśliwa w cyrku. Byłem ciekaw czy... - zagryzł wargę, zastanawiając się czy chce o tym jej powiedzieć. Nie, inaczej. Chciał jej o tym powiedzieć. Tylko nie wiedział czy to odpowiednie. Nigdy nie był typem cichego macho.
- Czy co...? - pongaliła łagodnym głosem.

-Czy tylko u nas było tak, że chciało się uciec jak najdalej... Ta ekslozja... to my ją spowodowaliśmy... tylko po to aby uciec Al’Kharoonowi. Aby uciec jego łowcom... - już powiedział za dużo. O tym NIKT nie powinien wiedzieć.
- To jak ona umarła? - rozumiała potrzeby Ilyi, czasami łatwiej po prostu opowiedzieć o strasznych przeżyciach, czasami to pomaga. Dlatego pozwoliła delikatnie nacisnąć chłopaka, by ten mógł w swym wywodzie odnaleźć chociaż trochę spokoju.
- Każde z nas miało trzy imiona. Ja byłem Ilya dla trupy. Arhiman na scenie i Aoth na...- był coraz słabszy. Jakby się kurczył, gdy o tym mówił -... na arenie... Dość. Starczy! -zganił sam siebie.
Pru podskoczyła pod wpływem nagłej zmiany tonu głosu. Zaskoczona zamrugała patrząc na twarz rozmówcy, jakby nagle zmieniła kolor. Jednak tempo narzucone tancerzowi było za duże.
-Mu-szę iść. Miło było poznać... - wydukał, już ledwo nad sobą panując. Kontrolowanym ślizgiem znalazł się na skraju dachu i, przy sporej prędkości, zeskoczył z niego ginąc w nocy.

Prudence jeszcze przez chwile przyglądała się niknącej w ciemności sylwetce. Mogła go powstrzymać, złapać za rękaw i próbować... próbować co? Pewnie dlatego go nie zatrzymywała. Westchnęła ciężko i zamknęła okno zastanawiając się czy spotka jeszcze kiedyś tancerza. Dopiero teraz zasłaniając szyby przypomniała sobie o papierowym kwiatku. Był bezużyteczny, ale jakoś nie widziała powodu by go wyrzucać. Schowała więc go do torby i obmywszy ponownie twarz w skupieniu wróciła do przerwanych uprzednio przygotowań.
Rozczesała włosy, by ponownie upiąć je w podobną fryzurę. Była gotowa dokładnie w momencie, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Uśmiechnęła się gotowa i zdeterminowana.
- Awo? - uchyliła drzwi tak, by wszelkie wdzięki chowały się ich skrzydłem.

- Pru, mogę wejść? - zapytał ostrożnie, nie chcąc ryzykować, że zły nastrój dziewczyny nadal trwa.

Gdy upewniła się, że u drzwi stoi mężczyzna na którego właśnie czekała uśmiechnęła się i wykonując zapraszający gest rozchyliła drzwi nadal pozostając pod ich osłoną. Gdy tylko wszedł przesunęła się zamykając wejście, a w pokoju rozszedł się nienautralnie głośny skrobot zamykanego zamka. Nim zdążył się obrócić dziewczyna podeszła i przywierając do jego pleców zaczęła szeptać przeprosiny jednocześnie rozpinając jego koszulę i składając pocałunki na nieosłoniętej materiałem skórze. Przysięgała, że nie chciała go urazić i że będzie nosiła tę chustę i chociaż Awerroes zwrócił uwagę na fakt, że ani razu nie podziękowała i nie wyraziła swojej wdzięczności, to w tej chwili nie znajdował się w pozycji by jej to wypomnieć.


Ilya szybko przestał biec.
- Nie... znowu się zaczyna - wyszeptał sam do siebie, wiedząc jak spędzi kolejne kila godzin i był na siebie niesamowicie zły o to. Szwędał się po mieście bez celu, pogrążony walce, by nie poddać się cichej rozpaczy. Stare słowa, wyżobione krwią w jego pamięci, go prześladowały...
“Gdy leżysz na ziemi i wiesz, że już nie usłyszysz oklasków, że nie wyjdziesz na scenę, a za to trzeba będzie opuścić cyrk i trupę, która była jedyną rodziną i wie się, że zginie się jako żebrak...”
-No no no... kogo my tu mamy.

Ilya rozejrzał się i zorientował, że wszedł w typową ciemną uliczkę, gdzie typy, spod ciemnej gwiazdy, sączyły mocniejsze trunki. Już sporo wypili. Tancerz zawrzał. Przypomniał sobie całą wściekłość jaką czuł, po śmierci Murmazy i po raz pierwszy znalazła ona cel
-Jakiś blondasek zapomniał, że ulice bywają niebezpieczne w nocy. Jako praworządni obywatele, jesteśmy zmuszeni zadbać o...
-Zawrzyj gębę grubasie i zejdź mi z drogi...

Nastała cisza. Tego się nikt nie spodziewał.
-Że co powiedziałeś?! - warknął największy z nich
-Abyś ruszył swój tłusty zad, bo stoisz mi na drodze, prosiaku.
Obecni wstali. Szeptali między sobą. Było ich pięciu
-Z nim jest coś nie tak... zostawmy go
-Czarny, nigdy nie zamkniesz mordy?
-Dobra blondasku... jeśli teraz zapłacisz nam myto, to zapomnę o twoim niewyparzonym ję...
Nie zdołał dokończyć, bo pałka wybiła mu ząb, z taką siłą, że aż pochylił się w dół. Ilya machnął drugi raz, tym razem słabiej, ale rozwalając usta i naruszając jedynki. Dopiero gdy pijak padł na ziemię, jęcząc niemiłosiernie, reszta zorientowała się co się dzieje.

- Następni? - zapytał Ilya, z wyraźnym wyzwaniem. Uliczka była wąska. To dobrze. Potrafił wykorzystać ściany, śmietniki i inne elementy w walce, a im nie pozwalało to go otoczyć. Pierwszy odważny, a w zasadzie bardziej pijany, rzucił się rudzielec. To było aż śmieszne, bo był on najniższy ze wszystkich. Z pijackim rykiem rzucił się na tancerza. Atak był tak nieporadny, że aż żałosny. Ledwo dostrzegł jak blondyn unika ataku półobrotem, a tego gdy zawiązał mu jakąś wstęgę wokół nadgarstka w ogóle nie zauważył, póki świat nie zawirował i ziemia nie uderzyła go potężnie w plecy. Ryknął czując, że chyba ma złamany nadgarstek. A Ilya nie czekał, aż tamci nabiorą odwagi, rozpędził się w dwóch krokach, wyskoczył odbijając od ściany, zawirował z niesamowitą prędkością i zdzielił kolejnego piętą w pysk, że aż uderzył w przeciwległą ścianę. Ostatni dwaj już mieli chwilę by zorientować się w sytuacji i wcale nie zamierzali dać się łatwo powalić. We wściekłości Ilya nawet nie poczuł jak pięść zanużyła się w jego boku, ale wytrąciło go to z równowagi. Większy pijak zaraz go złapał i wygiął ręce za plecami, wytrącają pałkę z dłoni

-I co teraz wari acie? - zapytał poprawiając chwyt i podnosząc go tak, że musiał stanąć na palcach, po czym odciągnął go od ściany. Ilya nie miał siły się uwolnić.
-Splot słoneczny-
Chybiony, nieco zbyt wysoko, więc nie było źle
-Bok-
Auu... dokładnie tam, gdzie oberwał od trolla
-Policzek-
Dosyć tego... Ilya warknął groźnie, z takim zacięciem, że pijak się zawahał.
Tancerz wyszedł z zaułka otrzepując ramię. Tak, to mu pomogło. Nie ma nic lepszego na smuty niż stare, klasyczne mordobicie. Jak to dobrze, że zmienił ubranie. Nie miał już ochoty tańczyć. Wrócił do Rogatej Wróżki, ale od razu poszedł na górę i zamknął się w pokoju.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 22-01-2012 o 01:38.
Eyriashka jest offline  
Stary 15-01-2012, 22:25   #25
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Nienawidził takich chwil. Momenty samotnej bezsenności tuż przed świtem sprzyjały rozpamiętywaniu najróżniejszych niepowodzeń. Leżąca obok elfka, poznaczona śladami upojnej nocy, wcale nie poprawiała jego sytuacji. Cokolwiek trudno było pogodzić sprzeczne impulsy. Jeden nakazywał rozważyć sensowność jakiegokolwiek związku. Drugi przypominał o przyjemności, gdy obsypywał pocałunkami aksamitną skórę Prudence, nieustannie prąc ku górze – gdzie między dorodnymi piersiami tkwiła końcówka naszyjnika... Aby uniknąć takiego dysonansu, na trzy kwadranse przed świtem wymknął się z łoża.

Zazwyczaj w takich sytuacjach brał Ugryzia na „spacer”, jakby ów był zwyczajnym psem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że mechaniczny czworonóg tego nie potrzebuje, ale pałętająca mu się pod nogami kupa metalu dawała mu pewne poczucie normalności i pozwalała czymś zaprzątnąć myśli. Teraz, kiedy pies robił za kupkę złomu, musiał sobie radzić inaczej. Krótka przechadzka zawiodła go na cmentarz.

Takie miejsca zawsze go uspokajały. Nie był jednym z ksenomantów-ekscentryków lubujących się w szokowaniu nieznajomych symboliką funeralną, lecz dzielił z resztą przedstawicieli swej Dyscypliny pogląd na śmierć.

Jak mag zazwyczaj wyjaśniał ludziom, ksenomancja nie była tożsama z nekromancją – każdy czarodziej by się obruszył na taką tezę! - ale ją w sobie zawierała. Per se zajmowała się jedynie sprawami ducha i duszy, a jednym z jej głównych narzędzi była manipulacja strachem. Lekko na modłę Horrorów... lecz to w gruncie rzeczy mało znaczyło. Ludzie i Horrory aż zbyt często działali niepokojąco podobnie. W każdym razie, tak się składało, że największym lękiem większości ludzi był strach przed śmiercią. Czyniło to śmierć bodajże najpotężniejszym narzędziem ksenomantów, więc jej opanowanie było koniecznością. Opanować, a więc wyzbyć się strachu – magia nie była tak prosta, jak technika, i nie dało się jej praktykować bez wyzbycia się strachu przed własną mocą. Awerroes przypuszczał, że ten niuans kosztował życie większą ilość jego kolegów przy fachu niż starcia z horrorami. Jeśli odrzuciło się strach przed obcą mocą, znikała najważniejsza z barier chroniących przed zbytnim zagłębieniem się w zakazaną wiedzę. A to najczęściej było tragiczne w skutkach.

W każdym razie – sprowadzało się to do tego, że Awerroes miał zupełnie inny pogląd na pewne sprawy niż normalni ludzie. Cmentarz był dla niego symbolem śmierci i nieuchronnego końca. Wręcz przeciwnie, był przepełniony reliktami życia! Choć nie posiadł jeszcze umiejętności widzenia wszelkiego życia, niemal fizycznie czuł otaczające go ze wszystkich stron fragmenty Prawdziwych Wzorców. Mało tego, w pobliżu aż roiło się od bardziej tradycyjnych form życia. Ot, na cmentarnym drzewie siedziała sobie w najlepsze wiewiórka, a gdzieś w bardziej zaniedbanej części widać było kopczyk kreta. Summa summarum, tworzyło to idealne warunki dla zadumy – w tym miejscu nie czuł się osamotniony, a jednocześnie nie musiał znosić dokuczliwości bliskiego towarzystwa kogokolwiek szczególnego.

Kiedy wreszcie zebrał się i rozsadził wygodnie na szerokim nagrobku, mógł wreszcie poświęcić trochę uwagi dręczącym go wątpliwościom. Dotyczyły, jak łatwo było się domyślić, Prudence. Dziewczyna była tak piękna jak zawsze, a w łożu szalała niczym istny demon. Mógł to poświadczyć Problem tkwił w tym, że ksenomancie to przestawało wystarczać. Owszem, miał do niej słabość... - sama myśl o niej sprawiła, że nieświadomie uniósł do twarzy koronę kwiatu, złożonego przez kogoś na grobie – ale zauroczenie stopniowo mijało. Dziewczyna zdołała chyba przez ten dzień wymienić z chłopakiem więcej słów aniżeli z nim przez ostatnie dwa tygodnie. Mówiło to źle o ich związku. Ba!, pokazywało, że żyją w zupełnie innych światach. Kobieta nawet nie umiała czytać, a jej wiedza o świecie była szczątkowa. Znała kilka nazw miast - tych w których przebywała jej trupa... i niewiele więcej. Nic, o czym mogłaby rozmawiać ze swoim kochankiem. Mag również nie polepszał sytuacji. Wprawdzie posiadł wszechstronne wykształcenie, lecz zupełnie nie orientował się w tematach, które tworzyły mały mały świat elfki.

Innymi słowy – pozostawało im prawie tylko łóżko. Łóżko, które dla Awerroesa było niewystarczającą podstawą, a dla Pru nie oznaczało nic osobistego. Tyle, co nic.

Powoli zaczynał rozumieć, że wcale nie pociągała go niegdysiejsza prostytutka o mentalności niewolnicy. Tym, czego pożądał, była kobieta jeszcze nieistniejąca. Prudence, ale wyzwolona, wykształcona... i wyleczona. Wizja była realna - dziewczyna, mimo swojej prostoty, głupia nie była – lecz była też nadzwyczaj czasochłonna w realizacji i wcale nie gwarantowała sukcesu. Jak przekonał się na własnej skórze, nawet u najemników naiwnością zakładać odwzajemnienie uczuć. Cóż, warto było spróbować, zwłaszcza, że autentycznie zależało mu na tym, żeby dziewczyna stanęła na nogi.

No, nie, żeby nie był zadowolony z kochanki – miał przecież do niej wyraźną słabość. Tylko, że mogła być dużo lepsza. A przede wszystkim, chciał od partnerki więcej. Na dzień dzisiejszy zaś nie zapowiadało się, aby łatwo od niej to uzyskał... Postanowił zatem, że od następnego dnia rozpocznie edukację Prudence.

Z tym postanowieniem zastał go świt. Pierwsze promienie Słońca skutecznie wybiły mu z głowy rozmyślania i znacząco polepszyły atmosferę. Znaczyły też, że musi się szybko zbierać, gdyż niedługo w „Rogatej Wróżce” zacznie się spotkanie...

***

Udało mu się dotrzeć do drzwi Rogatej Wróżki ledwo chwilę po zakończeniu spotkania.
 
Velg jest offline  
Stary 27-01-2012, 21:30   #26
 
Serika's Avatar
 
Reputacja: 1 Serika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodze
Szlag. Następnym razem NAPRAWDĘ będzie ostrożniejsza! Plecy paliły ją żywym ogniem, podobnie jak porządnie poobijany tyłek, a na domiar złego po niespodziewanej wycieczce pionowo w dół szalenie trudno było zebrać myśli. Minęło dobrych kilka sekund, zanim wietrzniaczka uświadomiła sobie, że właściwie to już nie spada, że leży na czymś (a może jednak w czymś?) miękkim, ciepłym i chyba futrzanym. Kolejnych kilka sekund zajęła jej decyzja, że można w końcu otworzyć zaciśnięte powieki i zmierzyć się z rzeczywistością, która, co nie ulegało wątpliwości, miała dla niej jakąś pokaźną niespodziankę.

W rzeczy samej, miała. Oj, miała.

Ogromny pysk pełen wielkich, ostrych zębów przyglądał jej się z wyraźnym zaciekawieniem. Na wszelki wypadek zacisnęła powieki jeszcze raz, po cichu licząc na to, że to efekt paru niezbyt mocnych, na szczęście, uderzeń w głowę i kiedy otworzy oczy po raz kolejny, zębatej mordy już tam nie będzie.
Była, a jakże.
Skierka odruchowo szarpnęła się, próbując wyswobodzić z uścisku - nawet nie dlatego, że było jej bardzo niewygodnie, po prostu świadomość bycia trzymaną w czyjejś wielkiej łapie była nieco... mało komfortowa. Łapa trzymała mocno i najwyraźniej nie zamierzała przestać - co wbrew pozorom miało swoje zalety. Może i lepiej, żeby nie przestawała, skoro wisieli razem kilkanaście stóp nad ziemią... Ten fakt bynajmniej nie sprawiał, że tłukące się szaleńczo w piersiach Skierki serce zwalniało tempo, ani że była w stanie uspokoić oddech, ale skoro i tak w danej chwili pozostawała całkowicie bezsilna, mogła przynajmniej poświęcić czas na przemyślenie sytuacji. Nie szło jej to najlepiej - chaotyczne myśli wirowały w głowie, jakby tańczyły jakiś wyjątkowo skomplikowany taniec, nijak nie chcąc ułożyć się w jakąkolwiek spójną całość.
Szczegóły. Skup się na szczegółach, głupia kobieto!
Po pierwsze - to coś, co ją trzymało, nie wyglądało na hienoida. Podobne, ale jednak inne.
Po drugie - szara kamizelka wskazywała na jakieś obycie z cywilizacją. Po dłuższym zastanowieniu - może nawet obycie ze strażą miejską, choć to byłby nadmiar szczęścia.
Po trzecie - nadal żyła. Co było w sumie jeszcze dziwniejsze, niż szara kamizelka.
Po czwarte, z dołu ktoś coś krzyczał. Coś, co brzmiało jak rozkaz, zawierało słowo “pogoń” oraz coś o traceniu żołnierzy. Czyżby “kapitan-frajer” się ocknął i jednak zaczął rozsądnie działać, rychło w czas?
Rzut okiem w dół powiedział jej, że owszem. Nie wiedziała, skąd wytrzasnęli w tym tempie pancerusa, ale widok potężnego pojazdu jakoś gwałtownie poprawił jej humor. Uwaga wietrzniaczki jakoś sama z siebie oddryfowała w kierunku analizowania odporności pojazdu na ostrzał i rozważania mechanizmu zamknięcia klapy... To było uspokajające! Wystarczająco, że po chwili zebrała się w sobie na tyle, żeby w końcu przestać gapić się jak sroka na malowane wrota i wreszcie się odezwać.
- Um... Dzięki za pomoc - powiedziała, nie siląc się na specjalną elokwencję.
- Mamy zmienną naturę... - uśmiechnął się chytrze kapitan, - ale wygląda na to, że stoimy po tej samej stronie muru Munbyne. - Gestem zaprosił do środka metalowego transportera.

Wilkołak nadal trzymający wietrzniaczkę miękko wylądował na dachu po czym upuścił ją obok włazu jakby odkładał na trawę małe, delikatne zwierzątko. Dopiero teraz poczuła, ile kosztował ją upadek. Dygotała na całym ciele, a nogi odmawiały jej posłuszeństwa w takim stopniu, że praktycznie od razu musiała usiąść, bo ugięły się pod nią, gdy dotknęła podłoża. Uznając, że musi trochę dojść do siebie, skupiła się na obserwacji otoczenia. A było na co patrzeć - nie co dzień miała szansę obserwować wilkołaka z tak bliska. Był czterokrotnie wyższy, ale jego rozmiar począł zmniejszać się i zwężać. Napięte do tej pory, pękające od napęczniałych mięśni grzbietu, łap i grubych ud, skrawki szarej tkaniny rozluźniły się. Z nadprutych szwów zniknęły wystające kępki długiego włosia. Szczęka cofnęła się drastycznie, a razem z nią zapadł się nos - zmieniający formę strażnik nie krył bólu, choć może i by chciał to nie potrafił. Po napinającym ciało jak łeczysko skurczu całego ciała wygiął się w drugą stronę. Garbił się tak przez chwilę głośno dysząc. Bezsilnie upadł na kolana podpierając się - już nie szponami, a dłońmi - o uda. Teraz dopiero miała go na wysokości oczu.

- Nie ma sprawy... - dodał, nadal dysząc, wilkołak-strażnik czy raczej strażnik-wilkołak.
Skierka postanowiła darować sobie idiotyczne pytania o to, czy nic mu nie jest. Oczywistym było, że przemiana była dalece nieprzyjemna, ale w sumie nie musiała mu o tym przypominać.
- Naprawdę dzięki - powiedziała po prostu. - Panu również - skinęła głową kapitanowi, podnosząc się powoli z ziemi. Nadal wszystko ją bolało po odbijaniu się od gałęzi drzew, ale była w stanie ustać na nogach, więc nie mogło być bardzo źle. Chciała powiedzieć coś więcej, ale jej wzrok przykuły szczegóły techniczne budowy pojazdu. Oczywiście, to nie był czas na podziwianie mechanicznych cudeniek, ale jeden czy dwa rzuty okiem jeszcze nikomu przecież nie zabrały zbyt wiele czasu!

Oceniającej pancerusa nie umknęły skuteczne modyfikacje pojazdu, które różniły go od tych pokrachowych - produkowanych kilkaset mil na wschód od Munbyne. Tak, throalscy inżynierowie znali się na rzeczy, ale do tego egzemplarza ich masowo produkowane transportery się nie umywały. Pierwsze co zwróciło jej uwagę to ścieżka jaką wytyczył sobie pilot - wyraźnie odróżniająca się od dość gęstego zalesienia połamanymi lub obalonymi drzewami i rozrytą glebą. Sama bryła pancerusa przypominała te krasnoludzkie, zupełnie jakby modele pochodziły z tego samego projektu - masywny, poziomy klin zawieszony pomiędzy jeszcze wyższymi kołami. Tutaj jednak kół było sześć, nie cztery - więc dodatkowa oś. Same opony również kryły w sobie mała tajemnicę. Elementalistce wystarczyłoby dotknąć ich powierzchni, ale nawet zbliżenie ręki umożliwiło jej wyczucie, iż w grubą gumę zręcznie wpleciono silnie skondensowaną esencję ziemi. Dla kompletnych laików - ‘kamienie’. Chmura zasłoniła blady księżyc, ale Skierka była pewna, że w odpowiednim jego świetle koła pojazdu przypominałyby wielkie, cylindryczne węgle. W takim wypadku nie wątpiła, że w kadłub i inne elementy nadwozia twórca tej machiny również mógł ingerować na poziomie składu materialnego.

Jedną nogą była już wewnątrz pancerusa, gdy jeszcze kątem oka zarejestrowała przesuwający się po dachu sześcian na szynach. Wyglądało to na całkiem sprytny mechanizm przełączania napędu pomiędzy trzema osiami. Co prawda siłownik musiał ważyć swoje i wymagać odpowiedniej energii do zmiany pozycji, ale też dociskał pancerusa do nawierzchni i zapewne pozwalał wyjechać z niemożliwych dziur, podjechać pod bardzo pochyłe wzniesienia.

Obserwującym wietrzniaczkę mężczyznom widok z pewnością musiał wydawać się zabawny. Skierka wpatrywała się w pancerusa jak zahipnotyzowana, powoli wodząc wzrokiem po kołach i nadwoziu pojazdu. Delikatnie, wręcz pieszczotliwie, pogłaskała dłonią dach pojazdu, wczuwając się w pulsującą w metalu energię. To było piękne. Naprawdę piękne. Harmonia i precyzja wykonania, moc drzemiąca we wzbogaconych w magiczną esencję elementach, potęga silnika, który był w stanie prowadzić potężną maszynę po każdym prawie terenie... Powoli przerzuciła nogi przez krawędź włazu, nie mogąc oderwać wzroku od konstrukcji, ale w końcu zwyciężyło pragnienie zobaczenia, jak to cudeńko może wyglądać w środku. Wzięła głęboki oddech i wskoczyła do środka, miękko lądując na podłodze pojazdu.

Kokpit stanowił jeden podłużny i dosyć ciasny - choć nie jak na jej standardy - korytarz o ukośnych ściankach, ze stojakami i zapiętymi w nich strzelbami, ławeczką z oddzielającymi sześć miejsc siedziskami, a u końca sterownią jednego pilota.

Przyglądając się wnętrzu, zdjęła z pleców metalową konstrukcję skrzydeł. Skrzywiła się widząc, że jedno z nich jest dość poważnie uszkodzone - trzeba będzie naprawić, a jej narzędzia wraz z Bagażem zasuwały sobie gdzieś samopas i w chwili obecnej nie miała ich pod ręką. W gruncie rzeczy równie dobrze mogła poprosić o odpowiedni sprzęt załogę pojazdu - i tak chciała z nimi pogadać. W zamian za pomoc wisiała im przynajmniej informacje. Nie było tego dużo, ale jeśli sami nie zorientowali się, że pomiędzy mutantami istniała więź, oraz że wzrok astralny może wskazać kierunek, w którym podążyli uciekinierzy, to należało im to uświadomić.
 
Serika jest offline  
Stary 28-01-2012, 13:41   #27
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
20 lat temu - na zamku Munbyne...


Dwóch nastoletnich orków stało na wysokim tarasie twierdzy w pogodny, wiosenny poranek mając najpotrzebniejsze osadzie zabudowania niemal pod nogami. Gruby mur kilkadziesiąt metrów dalej oddzielał jeszcze do niedawna zamek Munbyne od dziczy na wschód stąd. Teraz wzdłuż drogi w tamtym kierunku znad blanek wystawały dachy drewnianych i blaszanych zabudowań otaczających zamek ciasnym kręgiem.Uchodźcy ze wschodu. Jeszcze dalej piętrzyła się postawiona dwie wiosny temu -na wyraźny rozkaz lorda-ojca- drewniana palisada. Teraz przerabiana na niższy, ale przemyślniejszy mur. Z bramą-pułapką i basztą z widokiem niemal na skraj prapuszczy gdzie kończył się widnokrąg.



- Walgerze, Oni nie są jednymi z nas. Dlaczego ludzie ojca budują mur? - zapytał niższy, w czerwonej pelerynie i szarej kamizeli bez rękawów.

Nie odpowiedział mu starszy brat -jak tego oczekiwał- lecz zdecydowanie niższy, tubalny wręcz głos. Masywna dłoń spoczęła na jego barku. Druga na barku jego brata.

- Taki jest pakt Monusie, do jego wypełnienia tak być musi.. - odpowiedział, a każde jego słowo przytykało wręcz uszy. -..a teraz chodźcie, Wasz ojciec życzy sobie was widzieć.., teraz. - -zaakcentował.

- ...Ale oni nigdy Nas nie zrozumieją, jesteśmy dla nich tylko kolejnym murem za którym chcą się chować -odpowiedział głośno nadąsany młodszy z braci.




Ani tajemniczy mentor, ani milczący brat nie odpowiedzieli, uznając to pewnie za poryw gniewu. Krzywozębi młodzieńcy ponuro podążali więc w głąb komnaty. Za nimi sunął wysoki, masywny kształt okryty ciężką tkaniną. Sukno ciągnęło się jeszcze niemal metr za nim, twarz zakrywało tak, że osobnik prawdopodobnie niczego nie widział poza czubkami własnych stóp. Mijając wysokie na kilka metrów, 'ucięte' kolumny z oliwnymi latarniami na szczytach. Rzucały smukłe cienie wydłużające się na wszystkie strony, a oświetlały efektownie łukowy, misternie wykończony sufit komnaty. Minęli zabytkowy diadem pra-pradziada. Popiersia wszystkich synów rodu Byne, od trzech pokoleń wstecz aż po popiersie własnego ojca. Posąg lwa podarowany ojcu przez jednego z wielkich kupców jerryskich. U końca sali na obłożonej skórami wysokiej kozetce leżał posiwiały, dyszący głęboko ork. Otworzył zeszklone oczy słysząc ich kroki. Młodzi bracia stanęli przed ojcem. Olbrzymia, zakamuflona płaszczem rozsiadła się na tronie. Chropowata dłoń ostrożnie poprawiła klepsydrę na podłokietniku.

-Synowie.., jestem na skraju ścieżki. Zbyt wiele martwych ciał ociera me stopy, zbyt wielu nas, Braci..., zostawiłem pod sobą. Cel jest już tak blisko..., niemal go widzę.., taak. - starzec chrypiał przez całe zdanie, jakby podekscytowany nieco zyskał na siłach, na sam koniec zaniósł się kaszlem.

Tajemniczy olbrzym podniósł się z siedziska i ruszył w kierunku konającego władcy. Wielka, szorstka dłoń delikatnie podniosła łysiejącą głowę, druga subtelnie wytarła usta dogorywającego lorda- jego ledwie obecne oczy patrzyły teraz na wiernego sługę. Na chuście zostały niewielkie, szkarłatne kleksy. Starszy, małomówny brat przygarnął ramionami stojącego nieco przed nim młodszego. Ten stracił już na werwie- ledwie podniósł jedną rękę by zacisnąć ją na przedramieniu brata.

- Wywaru Panie..? Póki ciepły tłumi ból... - nawet okropnie niski głos zakapturzonego sługi wydawał się mniej dotkliwy.

- Nie.., nie Sługo... -Olbrzym odstąpił pokornie w tył. - już widzę.., -ostatnie oddechy przetaczały się przez płuca starca, gdy podnosił rękę by wskazać następcę - jeden z Was to zakończy, jeden dostrzeże prawdziwe imię muru..., zamieni szepty w wyraźny głos..., zakończy pakt... - blade, poprzecinane fioletowymi wstążkami krwioobiegu ramię podnosiło się powoli.

Martwe, pomimo otwartych jeszcze powiek oczy wbite na wieczność w stojących jeden przed drugim, przerażonych synów. Ręka opadła. Sługa spojrzał na klepsydrę. "Co do ziarnka"


..teraz - poranek po ataku na Wilczy Mur...


Bez

Obudził go jakiś nieprzyjemny głos zza okna o wybitej jednej szybce. Snop światła słonecznego o szerokości miecza wycelowany dokładnie w jego oko, gdy poderwał się do siadu. Serce zwolniło na wieść, że to nie hienoid powrócił wiedziony zmysłem węchu i chęcią zemsty. Cała noc była nieprzyjemna i choć nie mógł dokładnie określić dlaczego- 'spał źle'. Koszmary senne w postaci szkaradnych, podwodnych stworzeń i wielkim krzyżem z opisanym na nim kołem, zbyt proste jak na symbol, pozbawione jakiegokolwiek przekazu. Ból głowy od samego przebudzenia i natarczywy hałas z ulicy na zewnątrz- dość wybuchowa mieszanka na początek dnia.


Ilya

Kąpiąc się w ciepłym jak na tę porę roku świetle słońca, stojący obok wejścia blondyn przeżuwał z zadowoleniem kupione za dwa miedziaki soczyste jabłko. Poza rzemieślnikami naprawiajacymi szkody i administratorami dyrygującymi rzemieślnikami dało się też wyróżnić luźny tłum- mieszkańców. Z tej zaś grupy Ilya oczekiwał wyłuskać kogoś odstającego od tutejszej społeczności- swego brata. Miast niego pojawiły się znajome, choć poznaczone ciemnymi sińcami i świeżymi bliznami gęby typków z wczorajszej rozróby w alejce. Wszyscy czterej- w lekkich skórzniach, pod bronią. Eskortujący jakiegoś wyższego stołkiem gryzipiórka w bordowym płaszczu i wysokim kapeluszu. Wszyscy -jak jeden- rozglądający się bacznie dookoła. Sam Ilya nie był pewien czy świadczyło to o profesjonaliźmie z jakim podchodzili do roli ochroniarzy, czy może o chęci odwetu na kimś kto położył ich wczoraj spać w takim makijażu. Mimo to minęli go bez najmniejszej reakcji, może nawet nie zauważyli.
 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."
majk jest offline  
Stary 28-01-2012, 13:46   #28
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Awerroes

Mimo przyjemnej pogody widok miasta w tym stanie nie napawał optymizmem. Zdemolowane budynki i plamy krwii wsiąkające w ziemię i drewno. Płonące stosy truchła potworów i starannie uprzątane przez odzianych w czarne sutanny o szarych kołnierzach i rękawiczkach kapłanów Disa ciała dawców imion transportowane na cmentarzysko. Mieszkańcy nie próżnowali. Na rozkaz lorda Byne'a wzmożono prace remontowe co musiało lordowski skarbiec sporo kosztować. Za to budowniczowie i rzemieślnicy uwijali się jak mrówki pod okiem dozorców 'z góry'. Jak widać to nie miał być koniec miasta Munbyne, a i Awerroes miał w tym swój udział. Mimo tej pocieszającej nieco perspektywy niemal całą drogę do celu towarzyszyli mu niesieni w trumnach polegli. A może tak było już od dłuższego czasu- życie toczyło się swoim biegiem, a On i śmierć parli po innej linii, choć w tym samym kierunku. Na niewielkim cmentarzu wył jedynie wiatr. Mogiły zdawały się zduszone- kolorowe, ryte w kamieniu pomniki z detalicznymi zdobieniami. Krzyż symbolizujący rękojeść miecza Helgahasta wbitego w ziemię, pod nim tarcza z wypisanym Imieniem i słowami o zmarłym dawcy. Krótki grób przed nagrobkiem. Typowe niemal krasnoludzkie cmentarzysko. Cichy szloch samotnej wdowy był niesłyszalny z dalszej odległości. Obojętni na śmierć kapłani spuszczali kolejne ciała krasnoludów do kolejnych dołów.




Siedząc dalej zamyślony Awer ledwie w porę dostrzegł zbliżających się zbrojnych i osłanianego przez nich jegomościa w bordowym, eleganckim stroju z wysokim cylindrem na głowie. Poobijani nieco ochroniarze zostali nieco z tyłu na skinienie swego pana. Ten podszedł żwawo, nie przedstawił się od razu przechodząc do rzeczy:

-Twoim zadaniem jest wzięcie udziału w wyprawie z 'Rogatej Wróżki', powrót w jednym kawałku nawet jeśli miałaby to być sama głowa, zdanie raportu i przede wszystkim- nie zdradzenie Twoich jakichkolwiek powiązań z Konsorcjum. Pozdrowienia od Mistrza Rascalina, zrozumiałeś? - nawet nie patrzył na ksenomantę, niby błądził wzrokiem pośród nagrobków czegoś lub kogoś szukając i czekał na prostą, pozytywną odpowiedź.


...południe dnia po ataku - Rogata Wróżka...

W samo południe klub nie miał wielu klientów- mimo to obsługa kręciła się po sali sprzątając po wczorajszej strzelaninie. Troll -od rana w paskudnym humorze- wyjmował z wyścielanych watą skrzynek nowe zestawy kufli i układał je na półkach. Co jakiś czas wychodził zza lady i wynosił wielkie wory odpadków na podwórze zaplecza. Zajętych było tylko kilka miejsc- to czekający na ogłoszenie wyprawy awanturnicy, zainteresowani z tych czy innych powodów. Drzwi otworzyły się po raz kolejny. Stojący w nich elegant w szarym fraku przylizał włosy do tyłu, zszedł po kilku stopniach w dół po czym skierował się do baru. Posępny troll z lekkim uśmieszkiem obsłużył klienta nalewając do połowy do wysokiego kieliszka żółtego alkoholu, a następnie topiąc w cieczy podsuszoną żabę. Drink zabulgotał tak, że znad krawędzi szkła wystawały tylko sztywne nogi płaza i sycząca pianka. Ruszył w kierunku sceny-podwyższenia gdzie spokojnie czekał. Po chwili dopiero wyjął szkielecik i wychylił zawartość. Już od chwili przykuwał uwagę bystrzejszych oczu, więc był pewien, że kto chce ten usłyszy co ma do powiedzenia.

- Szukam śmiałków, którzy wiedzą na co się porywają i wiedzą jak przetrwać za murem. Celem wyprawy jest przedkrachowa baza na środkowo-południowych szczytach gór skolskich. Wydostanie z tamtąd kilku istotnych urządzeń i powrót do Munbyne, gdzie czekać będzie zapłata- po 2 tysiące złotych monet na głowę. - odłożył kielonek na tacę przechodzącej obok służki - Jak wiadomo stąd na wschód nie ma prawa i morału, a na północ aż po zbocza Skolu knieje i mokradła.., tam łatwo się zgubić, zapaść pod ziemię. Bez nagrobka, bez żałoby, bez nagrody. Tedy powtarzam- kto się waha niech odpuści. Wymarsz za godzinę spod Gniazda na bramie południowej.. - jakby nigdy nic zeskoczył z podestu i ruszył do baru już z daleka nawiązując kontakt wzrokowy z barmanem.


...około południa – gdzieś na północny wschód od Munbyne

Musieli się w końcu zatrzymać. Po maratonie przez Trupie Wysypisko, bombardowaniu Munbyne i śmiałej ucieczce brakowało już sił, nogi wiotkie jak źdźbła trawy. Wojownik wybrał miejsce- ciasną kotlinę na skraju zagajnika ze stromym brzegiem i lotnymi piaskami na samym dole. Tylko w tym miejscu z leja wystawały pojedyńcze korzenie rozłożystego drzewa.

-Naturalna pułapka... - zaśmiał się rozpalając palenisko, wyraźnie kładąc nacisk na 'naturalność'. -coś ty taki przestraszony, w słoiku nie widziałeś takich rzeczy, co? Heeh.. Tamci pewnie też mieli pełne gacie jak zobaczyli twoich "kuzynków", oj na pewno mieli - zażartował ścieląc koce na łonie korzeni dużego drzewa.

Skulony przy ogniu mutant nie reagował na zaczepnie dobry humor Kyrrosa, któremu wciąż było mało. Istotnie był... zaniepokojony. Szklana kopuła zastępująca część jego czaszki pulsowała jasnym światłem. Stwórca ostrzegał, że będzie wystawiany na próby, ale te obrazy, ból wypisany na twarzach.

~Czy tak wygląda świat poza inkubatorem, inaczej 'słoikiem'?- zdołał pozbierać wszystkie myśli martwych krewniaków i skupić się na własnych ~Dlaczego Stwórca wybrał mnie z nich wszystkich?!. Poczuł gniew. Oczy zwęziły się wyraźnie skupiając się na szykującym się do odpoczynku Kyrrosie. ~Kim "do wszystkich kurew" jest Kyrros, że tak go bawi ścieżka jaką wybrał dla mnie Stwórca? Sam jest tylko sługą, ma chronić misję, mnie. Jest więc moim sługą. Może najwyższa pora mu to uświadomić... - specjalny hienoid ściągał czarne myśli, zbyt widocznie.

Wtedy bowiem ich spojrzenia niespodziewanie spotkały się kiedy trollowy pancerz wylądował na ziemi, a właściciel wyprostował się. Mutant zamarł. Kyrros wyciągniętym z pasa leżącego na rozłożystych korzeniach pistoletem celował w jego głowę. Nie miał wątpliwości, że dokładnie pomiędzy coraz mniej zmarszczone brwi. Widział co te pociski robią z przeszkodami, a Kyrros rzadko chybiał. Nigdy z tak dziecinnej odległości.

- Słuchaj bydlaku, nie obchodzi mnie czym jesteś i po co jesteś, ale jeszcze raz spojrzysz na mnie w ten sposób- to będzie ostatni raz. - troll wydawał się oazą siły woli przy niepewnym mutancie, popuśił więc - A teraz odsuń się w tamtą stronę, nie za daleko- żebym cię widział.. i zbieraj siły. Przed nami jeszcze kilka niebezpiecznych odcinków i długa wspinaczka.- sam upewnił się, że będzie miał na mutanta dobry widok i oparł się o pień.
 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."
majk jest offline  
Stary 18-02-2012, 11:31   #29
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Cole siedział spokojnie popijając piwo. Czuł jak trucizna trawi jego ciało, więc postanowił uruchomić swoje akumulatory. Tryby machiny puszczonej w ruch ciężko było zatrzymać, toteż Cole poczuł jak jego ciało zaczyna się regenerować bo choć rany były nieznaczące, Cole czuł jak powoli słabnie. Akumulatory oczywiście miały swój limit, jednak najważniejsze było pozbyci się infekcji. Ból, nie.. nie czuł go, bowiem ból towarzyszył mu w jakimś stopniu przez całe życie, to jednak pozszywaniec czuł jak słabnie, a na to nie mógł sobie pozwolić.
Naładować akumulatory, to zrobi jak tylko dowie o jaką wyprawę chodzi. Nagle na scenę wyszedł ktoś i zaczął ogłaszać nabór. Słowa płynęły, lecz Cole wyłapywał to co najważniejsze. Wiedział już że ma godzinę na przygotowania, a potem ruszy. Nie obchodziło czy będzie działał w dobrej sprawie, toteż dziwny grymas pojawił się na jego twarzy. Poprawił broń przy pasie, dopił piwo i wyszedł z Rogatej Wróżki. Opatulił się mocniej płaszczem, bowiem ciałem jego wstrząsnął delikatny dreszcz, być może zatrucie było poważniejsze niż początkowo sądził Cole szedł powoli przez miasto, co jakiś czas rozglądając się na boki. W ustach poczuł suchość, więc przyspieszył krok. W końcu doszedł do miejsca, które go interesowało. Odnalazł tam krasnoluda wskazanego przez trolla z wróżką na barku- właściciela warsztatu. Ten na powitanie obejrzał Cole od stóp do głów. Wypowiedział z uznaniem, lub szacunkiem, jakieś kilka słów w swoim języku, których pozszywaniec nie zrozumiał, i pokiwał tylko głową. Dał znać ręką mu, by skierował za nim do warsztatu, co też Cole uczynił. Warsztat był po prostu sporą, wysoką halą. Z luksferami ciągnącymi się wzdłuż ścian i kilkoma rozsuwanymi wrotami. O ile na podwórzu walało się to i owo, to w środku porządek i przepych metalowych podzespołów. Uszkodzony pojazd terenowy wyniesiony na ramionach olejowych siłowników. Wprawione oko rusznikarza dostrzegło kilka zabawek o charakterze czysto zaczepnym- holowana haubica, kilka skrzynek gotowych do zamontowania min naciskowych. Spod burej plandeki nieśmiało wystawało pierwsze koło i oko przedniego reflektora, zaś w miejscu ogona sześciolufowy młynek- bez wątpienia motocykl z wstecznym działkiem dla pasażera. W końcu znalazł miejsce do rozmowy, przemówił we wspólnym:

- Więc w czym więc mogę Ci pomóc? Trzeba coś naprawić? Może szukasz części, hee? - nie czekając na odpowiedź już zaczął czegoś szukać na stole z narzędziami.

Cole zaczął rozpinać płaszcz, odsłaniając jednocześnie arsenał, który przy sobie nosił. Krasnolud zagwizdał, lecz Cole nie przerywał. Broń położył na blacie, przesuwając równocześnie narzędzia na bok by nie przeszkadzały, i zaczął zdejmować górne warstwy ubrania.

- Infekcja..musiałem ją zneutralizować. Ogniwa.. słyszałem, że dasz radę je naładować. - wyliczył trzydzieści sztuk złota, które wyłożył obok swojego arsenału.

- Na Mynbruje- kto Cię tak urządził? - skrzywił się na ranę jednak jego uwaga szybko przeniosła się na inne szczegóły budowy Cole - Kim Ty jesteś..? - Wyraźnie chodziło mu o blizny poprzeszczepowe, hydraulikę czasem wystającą jak słoma spod koszuli stracha na wróble. Odpowiedź nie padła i widać mechanik nie chciał ryzykować odpowiedzi, za to jak na krasnoluda przystało chciał się targować. -Sześćdziesiąt... - brzmiało zaproszenie.

“Pieprzone karyple” pomyślał, lecz wiedział że nie ma co się targować. Krasnolud miał wszelkie karty w rękach, a on nie miał argumentów. Bez słów wyjął kolejną dychę, choć bardzo niechętnie, i położył na stół.

Grzebiący śrubokrętem za paznokciami właściciel pokiwał głową widząc, że klient nie chce się bawić w targi.

- Dobra, niech Ci będzie.. pięćdziesiąt -

Krasnolud wskazał ręką stary i poniszczony, wielki, oskubany z tapicerki fotel. Cole zrobił to posłusznie, i obserwował z zaciekawieniem co robi “karypel”. Ten podszedł do wielkiej płachty i zdjął ją, ukazując coś w rodzaju wielkiego generatora. Stara, poniszczona maszyna wyglądała jakby miała zaraz się rozsypać, lecz krasnolud zaczął wciskać jakieś przyciski, poruszać energicznie jakąś dziwną, wielką i zardzewiałą wajhą. Cole uśmiechnął się pod nosem, bowiem początkowo maszyna wydawała co najwyżej dźwięk, przypominający odgłos zdychającej świni. W końcu jednak, maszyna zaczęła działać a krasnolud zaczął podłączać różne kable do ciała Cole’a. Prąd, energia czy jak zwała tak zwał, przeszył ciało pozszywańca. Nie bolało, wręcz przeciwnie bowiem całą energię pochłaniały akumulatory. W końcu cały proces doładowywania zakończył się. Cole czuł się lepiej, o wiele lepiej. Mocniejszy i silniejszy. Podziękował i zabrał swoje manele i ruszył po konia. Biobot od razu dał mu do zrozumienia, że nie spodobało mu się zostawienie go samego na tyle czasu.

- Aleś wrażliwy – rzekł mu Cole

Zazel, bo tak miał na imię biobot zbył tą uwagę zwykłym parsknięciem. Cole wziął go za uzdę i poklepał przyjacielsko po pysku.

- Pogoń za duchami, zgubi Cię Cole – mruknął biobot – [i] To może Cię przerosnąć[i/] – zawyrokowała a potem już zamilkła

Cole uśmiechnął się i poświęcił uwagę swojej broni. Zaczął sprawdzać jej stan techniczny oraz stan i zapas amunicji. Rewolwer, który do tej pory spoczywał spokojne w kaburze, został szybko przez swojego właściciela, rozebrany i złożony z powrotem. Gdy miał już pewność że z tą bronią jest wszystko w porządku, Cole wyjął zaczął głaskać Abaddona. Dwie dziury wylotowe, spoglądały beznamiętnie na Cole’a, który podświadomie czuł pragnienie jego broni. Pragnienie … krwi.
Na sam koniec zostawił Sam. Granatnik, którego bęben zręcznym ruchem dłoni opróżnił. Sprawdził pierw jej komorę a potem naboje, które pieczołowicie włożył. Robił to tak, jakby czule pieścił kochankę, bowiem Sam miała swoje humory i lubiła jak się o nią dba i okazuje odrobinę „czułości”.

W końcu skończył przygotowanie więc ruszył na miejsce zbiórki. Nie zwracał szczególnej uwagi na zebranych tam ludzi, chociaż wzrok jego poszukiwał pewnej kobiety. Tej, która dała mu tą kartkę.
Na razie poszukiwania były bezskutecznie, więc wzruszył ramionami i spojrzał wymownie na biobota, lecz ten milcząc wpatrywał się wymownie w swojego „Pana”. Sam pozszywaniec był gotów do wyruszenia.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 18-02-2012, 21:19   #30
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Gdy go minęli aż sie skrzywił. Nie musiał ich tak obijać. Nie musiał się chwalić swoimi zdolnościami. Ale cóż... alternatywą było mazać się pół nocy, a teraz być niewyspanym, a oni zdecydowanie łapali się pod kategorię “zasłużyli sobie”.

“Wymarsz za godzinę spod Gniazda na bramie południowej..”

Po krótkiej rozmowie z Bezem doszli do wniosku, że piszą się na to.
- A więc ruszamy.

Ilya się zamyślił maszerując ulicą. Po co to? Dla pieniędzy? Niby ładny grosz. A co tam. Pieniądze są symbolem wszystkiego. Robienie głupich rzeczy dla nich nie jest wcale głupsze niż robienie głupich rzeczy dla czegokolwiek innego.
- W mej głębokiej zajebistości i tak jestem nieśmiertelny- zaśmiał się zatrzymując przed zniszczonym drewnianym kościókiem, zniszczonym podczas ataku. Pocisk zawalił pół dachu, na ławy. W zasadzie niewiele brakło by powalił całą budowlę, ale trzymała się i, skoro nie zawaliła się przez noc, teraz też się nie zawali.

- Idealnie.
Ucieszył się widząc snop światła, wpadający przez wielką dziurę w dachu, na pustą przestzreń między resztkami ław a ołtarzem

* * *

Wyszedł po pół godziny. Ekipa już się zbierała. Zabrał resztę swoich rzeczy z pokoju, po drodze dokupił setkę pocisków i dołączył do wszystkich.
 
Arvelus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172