Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2012, 02:04   #3
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Nie wierć się tak... jeszcze śpimy.
O co ci chodzi? Przecież leżę spokojnie.
Nie, wcale nie leżysz spokojnie, pchły masz czy jak?
A ugryzł cię kto kiedy?
Dajże spokój i nie wierć się, bo zaraz nas zupełnie wybudzisz.
Ja śpię, jak chcesz możesz wstawać.
No właśnie nie chcemy wstawać. Jeszcze jest czas, więc możemy się wylegiwać.
I tak już mnie nie swędzi.
To bardzo dobrze. A teraz bądź grzecznym lisem i daj spać


Pokój był pusty. Tak zupełnie. To było dziwne dla Kenya - Shury. Taka piękna komnata, a nikt nie zrobił nic by stała się w jakiś sposób użyteczna? Przynajmniej dało się poprosić o czysty koc, który teraz leżał w rogu, a spod którego, właśnie, wygrzebywał się lis. Powoli. Wystawił rudą łapę, by chłód go powoli orzeźwił, poprawił krążenie. Potem coraz bardziej, by ostatecznie wystawić pyszczek i pozwolić chłodnemu, w porównaniu do ciepła koca, powietrzu orzeźwić płuca.

Nigdy nie zrozumiem po co ci ten rytuał.
Tłumaczyliśmy już, nie? Nam ciężej wstawać. Zbyt to lubimy, ciężko to porzucić.
Brak dyscypliny.
Nie... gdyby była potrzeba to byśmy to zrobili natychmiast.
Nie ważne


Koc się podniósł, wraz ze wstającym drugim lisem

Hej!

Nie zareagował, tylko wyszedł, ciągnąc za sobą koc, zdecydowanie zbyt wolno zsuwający się z niego. Drugi lis pozostał odkryty. Futro zjerzyło mu się w fali, gdy wstawał na cztery łapy. W następnej chwili już na dwie, by po kolejnych dwóch przeczesać palcami, wciąż rude, włosy.
- Brrr... zimno tu... - zadrżała, bo była to najwyraźniej dziewczyna, choć aż nieprzyzwoicie płaska, albo to tylko kwestia luźnych ubrań, ani trochę nie podkreślających kobiecości. Nawet głos miała z pogranicza płci. Fakt jest faktem, że było zimno i dla tego, wraz z drżeniem wyrosło jej futro, na całym ciele, poza głową. Roztarła dłonie, by dostarczyć ukochanego ciepełka.

Aleś się rozkaprysiła
Nie zrzędź. Nie lubimy chłodu.
Jesteśmy w PIEKLE. Tu NIE JEST zimno.
W porównaniu do tego co było pod kocem, jest chłodno
Ludzie...
Nie pamiętasz, że nie jesteśmy człowiekiem?
Lunar to określenie twojej mocy, a nie rasy.
Jedni mówią a, inni b. Nie jesteśmy już, do końca, człowiekiem.
Nie ważne.
Lubisz tą frazę co?
Nie ważne


Ale ta myśl była już wesoła, a nie zrzędząca. Tańczące Gromy uśmiechnęła się do lisa, który właśnie się przeciągał, by rozruszać mięśnie.
- Idę coś zjeść. - zakomunikowała, samej też wyciągając ręce do góry i w tył, naciągając stawy do granic możliwości. Wyszła, krocząc po pustym korytarzu. Może i budynki są tu wspaniałe, ale... brakuje im duszy. Nikt nie wypocił się, nikt nie uderzył młotkiem w palec, gdy przybijał gwoździe, murarze nie klnęli na “młodych”, że zaprawa jest źle wymieszana... W ogóle tak dziwnie. Ale w sumie nic dziwnego, kto by budował domy, podczas gdy one same się budują?
W sali uznanej za stołówkę jedzenie czekało. W sumie to niewiele brakowało by określić je jako wrzucone do wora. Jednak aż tak wredni nie byli. Choć trzeba było rozpakować je ze skrzyni i nie były to frykasy, to Kenya - Shura zjadła bez narzekania, tylko bolało ją trochę, że je sama. Następną godzinę spędziła na dachu Diamentowego Pałacu. Nie było trudno się jej wdrapać. Zielone słońce... jaki paskudny kolor. Wszystko wydawało się, przez nie, surrealistyczne. Nie aby oczekiwała, że piekło będzie w jakiś sposób logiczne, czy ładne ale...przynajmniej widoki, same w sobie, były warte poświęcenia im czasu. Kolejna godzina to były powolne ćwiczenia. W zasadzie, przypominały rodzaj tańca. Kontrola esencji krążącej po ciele. Pozwalało to się zrealaksować i stopniowo zwiększało jej ilość, jaką ciało mogło pomieścić, nie mówiąc o samej poprawie jej kontroli. W końcu, lekko zawiedziona nie poznaniem nikogo z wyprawy (ale w sumie co się dziwić, skoro wyalienowała się na dachu?) poszła na miejsce zbiórki, by tam na nią czekać.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 25-01-2012 o 21:35.
Arvelus jest offline