[media]http://www.youtube.com/watch?v=O-simsWIMl8[/media]
Łatwo znalazł dom swojego znajomego. Był to nudny wierzący chrześcijanin z równie nudną żoną, ich znajomość to dość długa i nudna historia. Budynek wyglądał tak jak każdy amerykański dom na przedmieściach, miał z 25 lat.
-Zaczekaj w aucie... albo wyjdź i czekaj przed autem. Podbiegł truchtem do drzwi z lwią klamką. Zapukał.
-Zaraz!- odezwał się niemęsko brzmiący głos jak najbardziej mężczyzny.
Stanley żuł gumę i podrapał się po udzie. Kroki nabrały na sile i usłyszał przesuwanie zamku. Cyniczny grymas rozpromienił twarz Stanleya. Szczery radosny uśmiech Aleca Morgana rozparł twarz blondyna z kozią bródką.
-Hej!
-Witaj! Jasna... dawno Cię nie widziałem.
-Ja również. Wiesz dużo pracy.
-Jasne, ale mogłeś chociaż zadzwonić.
~Nie kurwa, nie mogłem.
-Dzwoniłem, raz to przyznam. Miałem małe problemy.
-Jakie?- zapytał zaniepokojony Morgan
-Życie- odparł gorzko Mark, po czym zmieniając temat obrócił się i wskazał czarne auto od Unitry.
-O cholera! Wybacz Jezusie. Skąd to masz?
-Praca dla korporacji. Awansowałem. Będę walił prosto z mostu... Niepewna twarz Aleca.
-Potrzebuje zostawić to auto. Mam poważną robotę i... no... to cacko zbyt rzuca się w oczy... nie patrz tak, nie jestem szpiegiem, po prostu działalność handlowa... będę mógł pożyczyć twojego Land Rovera? Nadal go masz?
-Jasne. Tylko trochę mnie niepokoisz. Przy okazji chyba niczego nie brałeś? Nie masz zamiaru wąchać znowu w moim domu? Wiesz co myśli na ten temat Janet. Nie mówiąc o mnie i o naszym Panie.
~NIE PIERDOL MI TU ZNOWU! NIECH ARASAKA GO SPRZĄTNIE DO KURWY NĘDZY... SPOKÓJ MARK... BĄDŹ UPRZEJMY.
-Co ty zmieniłem się. Myślę nawet nad powrotem do kościoła.
-OOO! To świetnie- Alec poklepał Stanleya po ramieniu. Ten chciał mu przyjebać prosto w nos.
-Jestem z przyjacielem z pracy. Może wejść?
-Oczywiście! Zapraszam, Janet właśnie się depiluje, ale zaraz zejdzie na dół.
~Przecież lubiłeś dziewczęta z bobrem, Alecu.
Poczekał na Analoga i weszli do środka. Typowy układ domu. Czekała ich nudna i męcząca godzina, prawie rodzinnego obiadku. Stanley dał jasno do zrozumienia, że nie chce rozmawiać o pracy. Zjedli zupę pomidorową i kotlet z ziemniakami. To akurat było bardzo smaczne, choć Mark miał kłopot z jedzeniem, efekt stymulantu. Para zbierała ubrania dla biednych, więc łatwo było podwędzić ciuch dla kamuflażu. Alec dał kluczyki i razem z Johnym zabunkrowali się w garażu. Był naprawdę duży, więc oba pojazdy się zmieściły. Napili się piwa i grzecznie wyprosili nadgorliwego gospodarza. Przenieśli broń do Land Rovera. Stanley ubrał się w pożyczone ubranie- coś z lat 80s. Czerwona koszula z guzikami i kołnierzykiem, bawełniane czarne spodnie, mokasyny i szerokie okulary przeciwsłoneczne. Ulizał włosy do tyłu. Wyglądał jakby szedł na gorącą sobotnią noc.
-Zajebiście. Wyglądam sexy. Teraz plan. Zacznijmy od początku. Mamy kamuflaż, raczej mnie nie poznają. Broń w bagażniku. Słuchaj jak chcesz też się przebież. Gdybyśmy nie zmieniali samochodu sporo panienek poszło by z nami do łóżka- uśmiechnął się- Dobra podjeżdżamy na lotnisko. To jasne. Musimy podejść niepostrzeżenie to celu. Awionetki startują z mniejszego pasa. Gorzej z bronią. Nie wejdziemy uzbrojeni. Będzie ciężko jeśli Arasaka, nas przychaczy. Powiem wprost wtedy nas mają . Ale jest nadzieja. Nie wiem na czym ona polega, ale dojdziemy do tego- rozłożył ręce- Jakieś plany Analog?
Ostatnio edytowane przez Pinn : 14-01-2012 o 14:27.
|