Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2012, 15:10   #10
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Ishir

Vars prowadził swego więźnia spokojnie przez ruiny. Ishir zauważył, że zmierzają w miejsce gdzie nigdy wcześniej nie był. Wojownik doprowadził go bowiem do małych drzwiczek w skale, po czym długimi schodami w dół. Pod ziemią błądzili korytarzami, które pokrywały liczne zapiski w nieznanym chłopakowi języku. Kilka razy mijali różne schody prowadzące w górę czy to też w dół, tak więc można było się domyślić iż idą swego rodzaju tunelem, który miał pełnić role skrótu do różnych miejsc w obozie.
Ucieczka nie wchodziła w grę, bowiem kajdany skutecznie tłumiły magię, a latające ostrza Varsa tłumiły nadzieję na udany opór fizyczny. W końcu wojownik zatrzymał się przy jednych schodach prowadzących w górę i mruknął cicho. – Tak to chyba te…

Ishir po chwili wraz ze swym oprawcą znowu był na świeżym powietrzu w miejscu którego elektryczny mag wcześniej nie widział. Przed nim rozpościerała się spory teraz pokryty jedynie fragmentami ścian jakiegoś starego dużego budynku. Mimo że budynek dawno już przestał istnieć, na podstawie szczątków ścian można było w przybliżeniu określić jego długość i szerokość, która to z kolei wskazywała iż zapewne dawniej była to jakaś świątynia. W centralnej jej części znajdował się duży kamień który oblekały grube żelazne łańcuchy. Skała pokryta była niemal w całości dziwacznymi runami które pulsowały delikatnym malachitowym światłem.
Tego miejsca pilnowało zaledwie czterech strażników, każdy odziany w pełni płytową zbroję, oraz hełm przysłaniający twarz. Kiedy mijaliście ich razem z Varsem, jeden z zbrojnych drgnął niespokojnie na wasz widok. Jednak jedno spojrzenie mistrza mieczy wystarczyło by wrócił on do swej dumnej wyprostowanej pozycji.
- Przywitaj uśmiechem swe nowe więzienie.- powiedział z kpiącym uśmiechem Vars przypinając chłopaka do grubych łańcuchów otaczających dziwaczną skałę. – Ale nie łam się, długo tu nie posiedzisz. –zaśmiał się czarnowłosy i bez żadnego wyjaśnienia odszedł, by po chwili zniknąć w tunelu którym tu przybyliście.
Siedzenie na świeżym powietrzu było na pewno o wiele lepsze niż wilgotna zimna cela. Jednak ten dziwny kamień oraz brak innych więźniów w okolicy budziły prawdziwy niepokój. Jego „smycz” trzymająca go przy kamieniu nie należała do długich, mógł odejść na zaledwie kilka kroków od świetlistego kamulca.

Los postanowił się chyba jednak w końcu uśmiechnąć do chłopaka. Nie przesiedział bowiem przy głazie nawet kwadransu, gdy usłyszał trzaski i dźwięk opadających na posadzkę zbrojnych ze strony z której tu przybył.
Otóż trzej gwardziści tego miejsca, leżeli na ziemi, nieprzytomni czy też martwi, a czwarty ocierał z krwi dwie katany. Był to bez wątpienia ten zbrojny, który jako jedyny poruszył się na wcześniejszy widok.
Rycerz zarzucił na ramię jakiś spory metalowy kwadratowy pojemnik i ruszył w stronę chłopaka szybkim krokiem, ściągając po drodze hełm. Oczom Ishira zaś ukazała się twarz, która w tej sytuacji budziła wielką nadzieję…



Pod osłoną pancerza, krył się bowiem Mifu. Samuraj z którym chłopak stoczył swą ostatnią przed schwytaniem walkę.
- Nie sądziłem, że spotkam Cię tu w roli więźnia… – mruknął białowłosy i jednym uderzeniem miecza rozbił łańcuch wiążący Ishira z kamieniem. – Długo już tu jesteś?- zapytał pomagając chłopakowi wstać i oglądając jego kajdany blokujące magię.

Aryuki Marai

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=LelQgzjKdbQ[/MEDIA]

Po odejściu burmistrza dziewczyna mogła powrócić do radosnych chwil jakie niesie ze sobą poranek. Dokończyć herbatkę, obmyć się pod strugami ciepłej wody ( i słuchać dokuczliwych wypowiedzi współwłaściciela ciała na temat jego zdaniem za małej pupy cz też asymetrycznych o milimetr piersi), przebrać się w czyste ubranie ( w akompaniamencie uszczypliwości na temat braku gustu i stylu). Żyć nie umierać prawda?

Deszcz powoli tracił na sile zaś miasteczko budziło się do życia. Dziewczyna dokładnie słyszała jak stara babcia Jong żali się swej przyjaciółce na te paskudną pogodę. Pani Jong była sąsiadką Aryuki która miała zwyczaj siedzenia na tarasie ze swym mężem, czy też przyjaciółkami i narzekania. Bo jak każdy wie kiedyś to było lepiej, niebo było bardziej niebieskie, jedzenie smaczniejsze, a świat ogólnie bardziej przyjazny.

„- Ciekawe co ta starucha by powiedziała gdybyśmy jej opowiedzieli o naszych czasach…”- mruknął mentalnie nieodłączny kompan dziewczyny, gdy ta zbierała się do odwiedzi w sklepie z fajerwerkami pana Wanga.

Sklep o wiele mówiącej nazwie „ Najlepsze sztuczne ognie Wanga.” znajdował się przy głównym placu (czy bardziej placyku) i budził dobre wrażenie. Czerwone dachówki były wyczyszczone, do tego stopnia, że chyba nawet kroplą deszczu głupio było po nich spływać. Nad wejściem znajdowała się figura podłużnego chińskiego smoka, na którego ciele zgrabnymi literami zapisana była nazwa przybytku. Przed drzwiami na haczykach wisiały aktualnie gaszone duże lampiony. Dobry, porządny sklep w starym stylu.

Pan Wang był dość wiekowym jegomościem który to praktyki tworzenia sztucznych ogni nauczył się od swego ojca. On natomiast przekazał je swemu synowi, ten jednak nigdy fajerwerkami się nie interesował. Wang junior jak go zwali niegdyś w wiosce, dość szybko opuścił to miejsce po kłótni o której słyszała cała wieś. W skutek tej awantury Pan Wang wziął pod opiekę swego wnuka Xina, a kontakty z Wangiem juniorem skreślił na zawsze, ten zaś o Xina jakoś nigdy się nie upomniał.

Wnuk Wanga aktualnie był w wieku Aryuki i najprościej można by go określić słowami „Słodka ciamajda”. Xin bardzo się starał, pomagać dziadkowi i przejąć w przyszłości jego fach. Ten wysoki brunet o niewinnej twarzy jednak miał nawyk do potykania się niemal o wszystko co możliwe, z rąk leciał mu każdy przedmioty, który zawsze rozbijał się tak, że naprawa była niemalże niemożliwa. Jedyne z czym sobie radził bez problemu to proch i składanie fajerwerków ( za co Bogom, duchom i światu jako takiemu dziękowała osada, bowiem dzięki temu nie zamieniła się jeszcze w wielki krater po wybuchu)

I to właśnie Xin dziś obsługiwał klientów, a dokładniej pierwszą klientkę jaką była Aryuki. Chłopak na widok szarookiej spłonął rumieńcem i wypuścił naręcze trzymanych rakiet. Bo warto było dodać, że Xin od kiedy dziewczyna zamieszkała w wiosce zawsze tak na nią reagował. Na jej widok wszystko leciało mu z rąk, a język wiązał mu się w co najmniej kilka supłów.

„- Uwielbiam tego gościa.”- zarechotał w głowie dziewczyny dudniący głos.” – Większego nieudacznika ze świecą szukać. Mógłbym rozłożyć sobie leżak i patrzeć na niego godzinami.

- W czym emmm służyć mogę ja… znaczy się, no… Czym mogę służyć? –wydukał Xin zbierając z ziemi fajerwerki.

Andher

Grupa pod wodzą Kapelusznika wybrała drogę prawym korytarzem, która okazała się słuszną ścieżką. Tunel bowiem szybko doprowadził wędrowców do piedestału na którym spoczywał metalowy wisior w kształcie gwiazdy. Gdy tylko czarny mag podniósł wisior powietrze rozdarł wrzask uradowanego tłumu, oklaski i gwizdy zachwytu. Crona westchnęła na to tylko i stwierdziła.
- To zaczyna być irytujące… jak najszybciej znajdźmy wyjście z tego labiryntu.

Odnalezienie wyjścia nie obyło się bez nowych atrakcji. W jednym z korytarzy na drużynę wyskoczyły ogromne tygrysy, o ostrych kłach i wygłodniałym spojrzeniu. Zirytowany całą sytuacją Lao jednak bez trudu się z nimi rozprawił, zaś pokonane potwory rozpadały się w kolorowe papierki ku radości niewidzialnego tłumu. Po za bestiami w krętych korytarzach natknęli się jeszcze na strzelające ze ścian strzałki (które powstrzymała ciemność stworzona przez Cronę) jak i iluzoryczna przepaść, którą Andher bez problemu rozgryzł.

Gdy w końcu trzyosobowa grupka wyszła z tajemniczego labiryntu, od razu trafili do kolejnej sali. Droga za nimi zamknęła się, tak więc mogli przeć tylko na przód.
Pomieszczenie do którego trafili było okrągłe, zaś po drugiej jego stronie znajdowały się zakratowane drzwi zapewne miały otworzyć się po przejściu próby tej sali.
Klaun który dotychczas udzielał się przy nowych zadaniach milczał, nie dając żadnych wskazówek. W pomieszczeniu po za drużyną zaś była jeszcze tylko jedna rzecz.


W centrum sali stał kamienny pomnik wielorękiej istoty wzrostu dorosłego mężczyzny. Ubrana w szaty niczym mnich z jakiegoś zapomnianego klasztoru, w dłoniach trzymała przeróżne przedmioty. Miecze, wazy, latarnie, w jednej dłoni zaś…


…medalion z deseniem słońca. Tak więc nowe zadanie powiązane było z posągiem, ale w jaki sposób?
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 14-01-2012 o 15:13.
Ajas jest offline