Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2012, 15:11   #13
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Lucius Hyalus


Gdy człowieka gna strach o najbliższych, przygotowania nie trwają długo. Upycha się co popadnie w plecaku, łapie mieszek z klejnotami i zaciągając na siebie podróżną pelerynę, zamyka się sklepik. Lucius gotowy był w niespełna kwadrans i już gnał na dworzec.
Krople deszczu spływały po jego włosach, gdy w kolejce oczekiwał na zakup biletu. Nie udało mu się dogonić magów z Fairy Tail, zapewne wyjechali z samego rana, zanim jeszcze mistrz Markarov odwiedził przybytek maga szkła. Nie pozostawało więc nic innego niż pod osłoną daszku na peronie czekać na ciężką żelazną maszynę.

Droga do Kinto nie zapowiadała się ciekawie, bowiem miasto leżało dość daleko i pociąg miał dotrzeć tam dopiero wieczorem. Wchodząc z nielicznymi pasażerami do żelaznego pojazdu mag mógł tylko mieć nadzieje, że dotrze do celu jak najszybciej by ocalić swoją ukochaną. Ta myśl dręczyła go w niemiłosierny sposób, co mogło stać się z Yuki? Zawsze wszak była obowiązkowa, wracała na czas nie zadzierała z kim nie trzeba. Musiało stać się coś złego…

Pociąg pędził przed siebie, a Lucius zajmował pusty przedział, patrząc się w deseń jakie tworzyły spływające po szybie krople. Połowa drogi była już za nim zaś lekkie oburkiwanie brzucha przypominało że czas na obiad.
Z zamyślenia wyrwał chłopaka dopiero dźwięk otwieranych drzwi. Do przedziału z impetem wkroczyła niewysoka staruszka o siwych lokach.


Była ona ubrana w schludny czerwony żakiet, oraz pelerynę przeciw deszczową którą rzuciła na wolne miejsce. Był to typ tak zwanej „kościstej babuni”, charakteryzował się groźnym spojrzeniem, twarzą na myśl przypominającą starą Panią profesor, na której widok w szkołach uczniowie mieli dreszcze. Jej brązowe oczy omiotły przedział a gdy tylko natknęły się na Luciusa, babcia odezwała się stanowczym, ale jednak w pewien podświadomy sposób, ciepłym głosem.
- Pomógł byś staruszce! Też ta dzisiejsza młodzież, widzą starszych i nawet przez myśl nie przejdzie by się podnieść z bagażem pomóc. Tylko bujacie głową w obłokach i wyżej. A zamiast cieszyć się życiem, wyglądacie jak siedem nieszczęść. –zrugała chłopaka i zakładając ręcę na biodra oczekiwała pomocy.

Kerei Shiro i Edgardo Mortis


Nim Kerei się obejrzał nadszedł kolejny dzień, a on ziewając I przecierając oczy stał w porcie. Statek do którego został przydzielony nie trudno było znaleźć, był największy i najbardziej zadbany w porcie, a napis „Wesoła Rozeta” dumnie zdobił deski. Zastanawiając się czy za zniszczenie biurka kapitan każe mu szorować pokład chłopak wkroczył na pokład.

Edgardo w tym czasie nie miał tak spokojnego poranka. Gdy dotarł do miejsca zapisów okazało się, że drzwi oznaczone tym napisem zamknięte są na głucho. Szybko wypytał obecnych tu zbrojnych o to gdzie jest dowódca wyprawy i okazało się, że zamknął on zapisy pięć minut temu i ruszył do portu.
Nic tylko zaklnąć szpetnie pod nosem by się chciało!
Jednak los sprzyjał młodemu łowcy bo oto za plecami usłyszał spokojny głos. – Czyżby ktoś mnie szukał?



Gdy chłopak się odwrócił ujrzał wysokiego szczupłego mężczyznę, który na myśl przywodził bardziej szlachcica niż rycerza. Otrzepał on czarny płaszcz z niewidocznego kurzu po czym uciął sobie z Mortisem krótką pogawędkę. Okazało się ze Kapitan wyprawy (który zwał się Komatsu) słyszał trochę o „Demonicznym łowcy”. Dzięki temu Mortisowi udało się zaciągnąć na wyprawę, podpisując na szybko tylko kilka dokumentów. Wraz z kapitanem udał się spokojnym krokiem w stronę „Wesołej Rozety” która to mieli płynąć.
Komatsu okazał się osobą bardzo inteligentną i wnikliwą, zadawał wiele pytań i oczekiwał dokładnych odpowiedzi. Nie dziwota, że ktoś taki jak on w Zakonie miał wysoką pozycję.

~*~

Statek powoli oddalał się od portu. Ku radości licznej liczby najemników nie zostali on zaciągnięci do prac na pokładzie. Załadunkiem żywności zajęli się portowi robotnicy, a załoga zadbała o to by łajba odpłynęła na pełne morze bez większych problemów.




Słońce wschodziło powoli do góry, nadając niebu piękną złotą barwę. Morska bryza muskała policzki, zaś skrzekot mew cichł wraz z oddalaniem się od portu. Fale uderzały o burty pieniąc się i wprawiając statek w lekkie kołysanie. Pracujący marynarze zaś podjęli się jednej z morskich pieśni umilających pracę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=lJLbbySWqpQ&feature=related[/MEDIA]

Komatsu wygłosił na początku motywująca przemowę, która była dość sztampowa i niespecjalnie ciekawa. Mała flota która, płynęła na wyprawę liczyła łącznie trzy statki, ale to Rozeta była flagowa. Najemnicy otrzymali dwuosobowe kajuty, zaś ich głównym zadaniem na pokładzie było nie przeszkadzać, a w razie niebezpieczeństwa dawać z siebie wszystko.

Edgardo i Kerei dostali wspólną kajutę, tuż obok tej Kapitańskiej. Możliwe, że Komatsu liczył na to, że ktoś o manierach tak dobrych jak Mortis opanuje dziwactwa Shiro...

Bain Egiladrie


Winda z głośnym stukotem toczyła się w dół. Podniecenie rosło wraz z każdą sekundą, cóż to mogło kryć się w podziemiach uczelni? Jakim to sposobem Grum chciał skrócić podróż do kryształowej wieży. Na wszystkie pytania na ten temat, czy to podchwytliwe czy tez wprost krasnolud milczał i uśmiechał się tylko wesoło.

W końcu winda zatrzymała się a metalowa krata odsunęła się w bok odsłaniając miejsce zapierające dech w piersiach.
Podziemna sala była o wiele większa niż pracownie w głównym budynku szkoły Alchemików. Albemiki najwyższej jakości dumnie odbijały światło lamp zawieszonych na suficie. Wszędzie było pełno kabli, oraz części do połowy zbudowanych urządzeń który „kryształek” widział pierwszy raz na oczy. Ubrani w białe kitle osobnicy chodzili tu z notatnikami, badając reakcję różnych materiałów na dziwaczne mikstury. Gdzieś tam z boku ktoś z radością sterował małym golemem przy pomocy pilota.

Na powitanie przybyłych wystąpił natomiast młody osobnik, który bardziej przypominał inżyniera niż alchemika.



Odsunął złote gogle z oczu, i ręką zmierzwił swoje brązowe włosy. Jako jedyny tutaj, ubrany był w kamizelkę i elegancką koszule, nie zaś w biały fartuch. Na uszach miał piękne złote słuchawki, zaś przy pasie przypięte fiolki, jak i złoty pistolet, który kablami połączony był ze słuchawkami.
Grum na powitanie przytulił go mocno tak że chłopakowi aż oczy wyszły z orbit.
- Dobrze Cie widzieć Grum. –wydyszał naukowiec, po czym podał rękę Bainowi. –[i] Witaj jestem, Jun główny inżynier.
Po wymianie uprzejmości Jun zaczął prowadzić dwójkę przybyłych między stołami i różnymi wynalazkami, aż w końcu doszli do niczym nie wyróżniającego się stolika alchemicznego.
- Przygotowałeś to o co prosiłem? –zagadnął Grum i przetarł palcami swą bujną brodę, Jun zaś z uśmiechem odparł. – Prawie, jeszcze tylko parę składników i dobrać dawkę i będzie gotowe. –powiedział i wyciągnął na stół dwie butelki wypełnione gęstą fioletową mazią.
Białobrody starzec zaś wyszczerzył się do Baina. – Mikstury teleportacji kryształku, niezłe cacko co?
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline