Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2012, 19:22   #198
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Leśna chata była drewnianym domem w surowym, prostym, myśliwskim stylu. Co nie pasowało do niej, to liczne znaki wymalowane białą farbą, które ciągnęły się po elewacji dookoła budynku. Były to indiańskie glify, które choć mogły zdziwić turystów lub nieświadomych mieszkańców wyspy o przenikającej ich wymiar rzeczywistości duchowej, która zaczęła przybierać materią zła, James przyjął ten widok ze zrozumieniem i ulgą. W końcu ktoś, kto uwierzy z miejsca w każde ich słowo bez przekonywania i podejrzeń o zidiocenie.

Tobiasz Larkson, z tego co pamiętał Walker, potomek odźwiernego Bramy, przywitał ich z początku nieufnie w towarzystwie myśliwskich psów. Ich widok zmartwił Jamesa. Jak mógł zapomnieć o Łobuzie?!! Gdzie był? Kiedy uciekł? Podczas walki w lesie w walącymi się drzewami? Czy w ogóle opuścił Bass Harbor? Został zamknięty w chacie Reda, czy w Pirackim Skarbie? Zapomniał o ufnym czworonogu, którego zrobiło mu się żal jakby stracił ludzkiego przyjaciela. O ile ludzkie cierpienie w większym obrazie jest ważniejsze, to po przeżyciach I wojny światowej znieczulił się. Podswiadomość musiała bronić się przed szaleństwem odwracając normę. Niewinność zwierząt, zwłaszcza koni i psów, które oddawały swe życie na frontach Europy po pewnym czasie do tykały go równie boleśnie a po zarośnięciu duchowych i psychicznych strupów, były obecne uczulając jego wrażliwość na ich los w sposób szczególny.

Dlatego widok rozpływającego się Solomona w smugach dymu oraz znieruchomiałe, bezwładne ciało bladej Judy, przyjął z trudem, lecz potrafił w końcu sobie z tym poradzić. Przynajmniej dusza blondynki cierpieć nie będzie rozrywana na strzępy przez Adumbrali. W pewnym sensie udało jej się wydostać w wyspy. Uwolnić od zagrożenia. A Solomon? To było przygnębiające i przerażające. Jednak był wciąż cień szansy. Zamknięcie bramy mogło wszak uwolnić jego ducha od męczarni wyrywając go ciemności. Jeśli zdążą. Zostawało mieć nadzieję, że pozbawiony duszy Łobuz, klacz Lucy i inne stworzenia na wyspie nie są celem Adumbrali. Lecz czyż wedle indiańskich wierzeń duchy zwierząt i roślin nie miały swojego miejsca obok ludzi u Manitou? Walker chciał wierzyć i nie wierzyć zarazem, że zło i ciemność spaczy wszystko co dobre na ziemi, łącznie z przyrodą i zwierzętami.

Larkson i szaman na zewnątrz odbyli prywatną rozmowę w towarzystwie psów, nie krępując się wcale z tym, że przybysze zdawali sobie sprawę z tego i wiedzieli, że to o nich jest mowa. Tobiasz i Wiosło zerkali raz po raz na chatę, gdy Indianin relacjonował sprawę. W tym czasie James poczęstował się zaoferowaną wcześniej kawą oraz jedzeniem gospodarza.

Potem obaj wrócili do domu. Szaman zjadł i położył się na spoczynek a Larkson zaprosił gości do rozmowy chcąć poznać z ich ust wszystko od początku do końca.


- Panie Larkson. - powiedział Walker, wciąż głodny jak wilk, kończąc posilanie się pieczonym królikiem, którego zagryzał pajdą czerstwawego już chleba. - Co tu dużo mówić, przecież Złamane Wiosło powiedział już jak było. - ciągnął szczerze i przeżuwając zarazem zupełnie nie zwracając uwagi na dobre maniery, jakby to był ostatni posiłek życia, lub jak gdyby wielkomiejskie maniery pasowały w tej chwili do okoliczności jak pięść do nosa. - Pytaj pan o szczegóły, których Indianin może nie znał lub niejasno naświetlił. - Do ukrycia nic nie mamy - rozłożył ręce. - lecz czasu wiele nie ma, a ta opowieść to długa i krótka zarazem jest. - głową kiwnął w stronę płócien sięgając do kieszeni płaszcza, z której wyjął papierośnicę. - Obrazy, te które masz pan w rodzinie od lat, mogą być tymi, których potrzeba, do odprawienia rytuału domknięcia bramy. - dopił gorącą kawą i podszedł ku ścianie, aby przyjrzeć się malowidłu. - Pan pozwoli, że zapalę? - zapytał pytającym gestem wznosząc papierosa. Czuł jak głód tytoniowy wzmorzył się po solidnym posiłku, lecz czekał przez chwilę w zawieszeniu, zarówno na przyzwolenie jak i konkretne pytania, czyli odpowiedź gospodarza.

- Niech pan pali, oczywiście - powiedział Larkson na co Walker odetchnął z ulga odpalając skręta. - Nie potrzebuję szczegółów. Potrzebuję konkretów. Od kogo się to wszystko zaczęło. Kto z Bass był pierwszy, pana zdaniem? -
Walker skrzywił czoło wyraźnie szperając w pamięci.

Potem, po namyśle gospodarz dodał:
- Obrazy. Faktycznie są w mojej rodzinie od bardzo dawna. Ale nie sądzę, czy też raczej nie sądziłem, że skrywają w sobie jakiś sekret. Wiecie, jaki, jak go odczytać?

- Chyba zaczęło się od chłopaka co zaginął w Bass Harbor. NIe pamiętam jak się nazywał, ale był przewodnikiem profesora Willburriego. Nieboszczyk Adrian musiał w świętej swej profesorskiej naiwności otworzyć Bramę a nieszczęsny dzieciak stał się pierwszą ofiara Adumbrali i potem nie na żarty wystraszył mego przyjaciela, a tej pani wuja, co się skończyło zawałem serca... - zamilkł na moment. - A jeśli chodzi o naszą wiedzę, to mamy notatki misjonarza. - James podał mężczyźnie kolejno wymięte kartki. - Tu jest o Strażniku Bramy. - zagryzł filtr papierosa w zębach.

- Tu o obrazach. - przyjrzał się stronie po czym podał ją placem pokazując na zakreślone w kółeczko nazwy, kiedy Larkson miał już papier w ręce. - A tu... o pańskim przodku... - zmrużył oczy od gryzącego dymu, po czym strzepnął popiół. - Ze sobą mamy kilka płócien. Te brakujące winny być u pana.

Przez dłuższy czas Larkson czytał materiały. Milczał tak samo jak Norman, który wygladał jak zdjęty z krzyża zanim wyszedł na werandę.

- Tutaj mam obraz wisielca. Faktycznie. Ale oczy zasmuconej matki. Hmm. W domu tych nuworyszów w Bass było płótno pędzla misjonarza. Ale nadal nie mam pojęcia, co to za sekret. Płótno wisi u nas od wieków. I nie wiem jaką może skrywać tajemnicę.

- Wintersoonowie... Myśleliśmy o tym wcześniej, aby do niech zajrzeć... Tylko, że ich dom jest na drugim końcu wioski, która teraz jest jednym wielkim gniazdem Adumbrali... - westchnął Walker wpatrując się w obraz. - Strażnik pisał, że wystarczy popatrzeć na płótna, aby wiedzieć co miał na myśli... Taniec, czyli rytuał ma być taneczny. Sowa, więc w nocy. Ciemna skała, to chyba miejsce... Latarnia jest na ciemnej skale... I tam ktoś się powiesił w przeszłości tam, tak? Kto był najbardziej znanym wisielcem Bass Harbor? - zapytał czując, że to ma kluczowe znaczenie, lecz nie mogąc sobie przypomnieć szczegółów. - Czyli musielibyśmy zatańczyć w nocy dookoła latarni... - powiedział James powoli z ogłupiałą miną, nie rozumiejąc po co mieliby wtedy ściągać w to miejsce wszystkie demony z wyspy odpalając jej blask. - Oczy zasmuconej matki... Może kobiece łzy po starcie potomstwa mają istotne znaczenie dla rytuału?



- Nie sądzę, by to było aż tak oczywiste. Może, kiedy uda się zebrać pięć. Może jakiś punkt wspólny. A może … coś jest pod farbą? A może wskazują jakieś miejsce.

- Bardzo dużo tych może - wtrącił Złamane Wiosło.

- Taaaa... - Walker od razu podniósł jeden z obrazów pod światło, aby zobaczyć, czy nie ma tam ukrytych pod farbą żadnych znaków, informacji.

Podniósł sowę, którą znaleźli jako pierwszą. Z pewnym przestrachem dostrzegł, że deszcz i wilgoć na które narażali płótno miały na obraz dość niszczycielski wpływ. Farba w niektórych miejscach rozlewała się tworząc brudnawa zacieki. Zmrużył oczy, bo wydawało mu się, że zobaczył pod farbą jakieś napisy, na miejscu jednego ze skrzydeł. Nie był tego pewien, ale wydawało mu się, że pod farbą, czarnymi literami ktoś zapisał krótkie zdanie. Aby odczytał je sięgnął po chusteczkę aby zmyć farbę, lecz zawahał się.

- Tu faktycznie są ukryte napisy. – zauważył na głos. - Norman. – powiedział trącając zakrywającego się kocem mężczyznę na leżance, który był gotowy do odpoczynku po karkołomnej ucieczce z Barr Harbor. – Tu. Na Skrzydle. Widzisz? Jako oficer śledczy lepiej zajmiesz się zdjęciem farby bez zniszczenia śladu. – mrugnął do Dufrisa, który pojawił się parę minut wcześniej wracając z zewnątrz deklarując wyprawę do latarnii.

Norman miał rację. Rozdzielenie się i koordynacja uruchomienia obiektu ze zdobyciem obrazu z domów Wintersnoonów, zwiększało szanse powodzenia tego drugiego, odciągajac tym demony z Bass Harbor. Tylko czy Dufris zdąży uciec? I z kim powinien zostać szaman? Był przekonany, że ostatni puzzel układanki był ważny, jednak pozostałych płócien James nie mógł wziąć ze sobą, więc po "Oczy zasmuconej matki" będzie musiał pójść samotnie, zostawiając obrazy oraz towarzyszy pod opieką jego mocy. Kto wie, może w chacie Reda, oprócz narzędzi będzie i Łobuz.

– Chyba, że ktoś z Was zna się na sztuce malowania i wie jak to zrobić? – zapytał na tyle głośno, mając nadzieję, że i Złamane Wiosło może się obudzi lub jeszcze nie zasnął. – Ja bym użył ciepłej wody, albo pary i przetarł czystą szmatką płótno. - powiedział wiedząc, że tak zrobi jeśli nie będzie innej, mądrzejszej propozycji, pojęcia nie mając, czy postąpi właściwie.

- Sprawdź tego Sam. – podał kuzynce Adriana obraz z tańczącymi dziećmi po czym przyjrzał się uważnie „Ciemnej Skale”.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 14-01-2012 o 19:28.
Campo Viejo jest offline