Szlachetni mężowie mogli szczęśliwie kontynuować swą świętą misję, dzięki niech będą Najwyższemu! Inkwizytor okazał się człowiekiem nader rozsądnym i stek łgarstw, które Claude przyoblekł w kościelne frazesy wypisane na sfałszowanych dokumentach łyknął jak pelikan. Kiedy już zagrożenie ze strony fioletowych ludzików było dalekie, szlachcic rozwalił się wygodnie na łodzi i zarechotał donośnie odkorkowując butlę okowity. Do Criche było coraz bliżej.
Ale nie dość blisko, żeby móc już układać plan tournee po miejskich burdelach i kasynach. Oczywiście coś jeszcze musiało po drodze pójść całkowicie źle. Strata sternika, który zwalił się z trzaskiem na pokład buchając juchą była właśnie taką jedną z tych absolutnie nieprzyjemnych rzeczy. Agresja czekających na nabrzeżu zbrojnych tak samo. Claude zerwał się z wymoszczonego sobie przy dziobie łodzi posłania i od razu zaczął swe czary-mary. Zbiry zmierzały ku pasażerom "Szprotki" po wąskim mostku. Ich pech. Rzucany zza pleców Owaina i Kanga strumień oślepiających barw dotknął całą, stłoczoną na pomoście trójkę. Jeśli czar, w którym szlachcic się specjalizował zadziałałby jak należy, większość roboty byłaby z głowy. Pozostawałoby tylko podejść do nieprzytomnych oprychów i miłosiernie ich dobić. Claude dobył rapiera i przygotował się do swego ulubionego etapu walki. Dorzynania bezbronnych. Claude rzuca "Tęczowe Kolory".
Ostatnio edytowane przez Panicz : 14-01-2012 o 20:38.
|