Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-01-2012, 20:33   #11
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Bieganie na golasa po lesie? No kurwa, bez przesady. Zabawa w amazonki i pigmejów mogła być fajna z dziewczętami, ale siedzieć w tataraku z kutasem na wierzchu to nie był szczyt marzeń Claude'a. Dlatego sympatycznego inkwizytora szlachcic postanowił przekonać do przeformułowania planów na mniej rozbierane. I mniej postojowe.

"Wasz wielebność, wszystko to jest dla mnie w pełni zrozumiałe" – przemówił d'Arvill marszcząc czoło – "Ale rzecz w tym, że trafiliście na takich, których zaraza imać się nie może".
Piszczałka, fioletowi i klecha spojrzeli po sobie z lekkim zaskoczeniem. Takiej wolty się nie spodziewali. Wszak jasne było, że plaga zarówno chwyta w swe zębiska urodzonych i plebejuszy.

Claude dał dłonią znak, by zaczekali nań moment i w parę sekund później powrócił zza barkowej przybudówki, skąd wywlókł pakunki diablicy. Zebrane do kupy paczki rzucił na piach między trzciny i otrzepał się dystyngowanie, tak jak to tylko paniska potrafią.

"To rzeczy tejże diablicy. Przeklęta niechaj będzie po trzykroć" – mars wystąpił na czoło możnego – "Nie przypadkiem do nas przylgnęła, teraz wiem to. To piekło samo chce pokrzyżować świętą misję, z jaką ja i mój orszak zdążamy".
"A jaka to misja, panie?" – inkwizytor wyraźnie zaciekawił się widząc zbitkę piekła, krzyżowania i świętej misji w jednej sentencji.
"Zdążam z moimi ludźmi z samego Coldwell, od jego ekscelencji arcybiskupa Tymoteusza" – szlachic imię dostojnika wymówił z nabożnym lękiem – "Wiozę listy, które dostarczyć mam w ręce własne jego miłości, księcia Dantona McArd w Criche".
"Listy, panie, listy... Ale dopuścić, żeby zaraza mi się rozpierzchła po ludziach, owieczkach pańskich, nie mogę. Nie mogę zwyczajnie!" – asekuracyjnie uderzył kościelny urzędnik.

Claude spojrzał inkwizytorowi prosto w ślepia, można by przysiąc, że próbował prześwidrować go na wylot. "Wiem. Listy, które wiozę chronią jednak przed czymś ważniejszym niż choroba ciała" – ton d'Arvilla stał się grobowy – "Mówią o groźbie herezji. I buntu".
Inkwizytor i kilku - z chcących mu się widać przypodobać - fioletowych, przeżegnało się szybko.
"Dlatego nie można nas zatrzymać na choćby godzinę, gdy niezliczone dusze są na szali. I dlatego właśnie jego ekscelencja arcybiskup zabezpieczył naszą misję swoim specjalnym, najświętszym błogosławieństwem, w rytuale oczyszczenia u stóp relikwiarza św. Jakuba" – Claude odpiął od pasa tubę na zwoje i wyjął zeń pergamin oznaczony czerwonym woskiem – "Tu jest glejt od jego świątobliwości. Moc boża nas chroni, czego dowód najlepszy wy daliście ubijając tę bestię, która niechybnie zwiedziała się o naszej szlachetnej intencji. Zło tego pragnie właśnie, zniweczyć nasz plan".
"Ależ moment, panie..." – inkwizytor skrzywił się dziwacznie.
"Szyper, wiem. Jego nie chroni błogosławieństwo św. Jakuba i on może paść ofiarą zarazy. Ale ręczę na własny honor, nie dam mu do końca podróży zejść z łodzi, ani zbliżyć się do nikogo spoza nas, chronionych ode złego jak w sanktuarium pańskim" – Claude oparł but na burcie okrętu – "Toteż obaczcie panie glejt arcybiskupi, jeśli *musicie* nas jeszcze zatrzymywać, ale nie wstrzymujcie nas już ani chwili dłużej, gdy mężowie zdążają w świętej misji. I wiara krainy jest w stawce".
 
Panicz jest offline  
Stary 09-01-2012, 21:15   #12
 
Akhay's Avatar
 
Reputacja: 1 Akhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znany
Vincent siedział cicho obserwując swoich towarzyszy. Nieźle kombinowali, więc on nie musiał nic już chyba dodawać. Nie wiedział tylko, czy całe te starania na coś się zdadzą. Jeżeli okaże się zgodnie z tym co część twierdziła, że to jacyś rabusie lub jakiś podstęp to wątpliwym jest, że po zdemaskowaniu ich niecnych planów przyznają się do popełnionego błędu i względnie zostawią ich w spokoju. Nie. Pewnym raczej było to, że skorzystają z broni, którą jak z resztą niedawno mieli okazję zobaczyć, posługują się dość dobrze. Jeżeli jednak byli to inkwizytorzy, to dlaczego kazali im wykonywać tak niepoważne polecenia. Czy nie przewodził nimi ktoś mądry, ktoś kto miał choćby trochę oleju w głowie? Sprawą wielce podejrzaną była też cała ta informacja o owej zarazie. Małe były szanse, że informacja dotarła do nich tak szybko i że zatrzymują barkę dopiero po paru dniach drogi. Gdyby zaraza naprawdę istniała musiała się ujawnić po ich odpłynięciu, ale czy konie mają taką siłę, żeby wyprzedzić barkę płynącą z nurtem rzeki? Choroba była naprawdę mało prawdopodobnym powodem zatrzymania „Szprotki”. Czyli rabusie albo podstęp? W takim wypadku mieli naprawdę małe szanse na przeżycie. Vincent miał głęboką nadzieję, że się pomylił, ale na wszelki wypadek rozglądał się za możliwością ucieczki. Wstał i powoli podszedł do reszty znajdującej się na rufie z uniesionymi rękami i postąpił podobnie. Stojąc łatwiej szybko uciec. Nie chciał okazać się też kompletnym odludkiem. Kiedy stanął na dziobie usłyszał głos Claude'a. Jego wydumana przemowa była naprawdę... wydumana. Vincent zaczął się zastanawiać poważnie czy d'Arvill klasyfikuje się do osób wrogo nastawionych, na które trzeba uważać. Wątpił za to, że młody szlachcic coś wskóra, jednak za chwilę powinni się przekonać.
 

Ostatnio edytowane przez Akhay : 09-01-2012 o 21:17.
Akhay jest offline  
Stary 10-01-2012, 10:39   #13
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Słowa Claude, choć nie wypowiedziane tak gromkim głosem, zrobiły swoje. Wzbudziły bowiem wątpliwość. Nade wszystko w jego towarzyszach, którzy naraz do rangi współtowarzyszy szlachcica podniesieni usłyszeli o świętej misji, której byli członkami. To mogło zaskoczyć. Wzbudziło i wątpliwości szypra, który powoli, bo powoli, ale kojarzył kto gdzie i kiedy wsiadał i za cholerę mu z tego nie wychodziło współdziałanie owych pasażerów w jednym, zbożnym, celu. Ostatecznie zaś wzbudziło wątpliwości pośród świty inkwizytora, bowiem ludzie jego zaszemrali coś między sobą a i kusze zdało się bardziej ku koronom drzew wznieśli. Sprawa wydawała się mocno niepewna.

- Musimy, musimy, Wasza … Godność. – osoba Claude mocno musiała urosnąć w oczach inkwizytora, skoro zdecydował się z taką uniżonością zwrócić do spotkanego szlachcica. Zważywszy jednak na jego słowa sprawa pachniała poważnie. Pachniała stosem. Dziesiątkami stosów. – Jednakże naprzykrzać się i nad miarę mitrężyć też nie będziem. Poślę człeka, dajcie mu Wasza Godność pismo. Sprawdzę jeno czy wszystko w porządku i nie będę wam na przeszkodzie stawał, choć z czystego serca radzę, byście dawali baczenie na pierwsze oznaki choroby i jeśli takie się pokażą, byście natychmiast zabili chorego a ciało jego i jego dobytek spalili. Kruk pierwszy z Freyfork przedwczoraj zleciał a ten co dziś przyleciał podobnież już o dziesiątkach chorych wspomina. Przeto ostrożności, pomimo arcybiskupiego błogosławieństwa, nigdy dosyć.

Owain stojący z boku widział konsternację ludzi inkwizytora. Widział też, że coś tam między sobą szepcą a Wszechmogący i wszyscy Święci byli mu świadkiem, że wolał by, by wszyscy w bajkę Claude zaczęli wierzyć. Sam zaczął wierzyć, co nie przeszkodziło mu w poszukiwaniu alternatyw. Do ruin zameczku było może piętnaście – dwadzieścia kroków. Bez łachów i broni nawet pod wodą by przepłynął. Nawet pod ten ospały prąd. Tyle, że i broni i łachów pozbywać się póki co nie miał zamiaru. Oddział inkwizytora, który rozłożył się plackiem na moście, w rzeczy samej miał konie. Stały stłoczone opodal lewego początku mostu, tego na którym stał fort, powiązane do drzewa i pilnowane przez dwóch zuchów odzianych jako i reszta w fioletowe, niemodne, tuniki. Przez przybrzeżne chaszcze było tam może z czterdzieści, może pięćdziesiąt kroków.” Pod ostrzałem z kuszników za daleko” pomyślał obserwując okolicę.

Posłany przez inkwizytora po pismo zbrojny, ruszył lewym brzegiem zbiegając skrytą pośród sitowia i krzaków ścieżyną. Widać było, że spieszy się, by delegowana przez tak ważną dla kościoła personę misja z jego powodu nie musiała zbyt długo czekać. By wysłani przez Wielebnego Arcybiskupa ludzie nie stracili swego jakże cennego czasu. Parł jak niedźwiedź i wnet zamajaczył fioletowym kubraczkiem na skraju rzeczki. Szukał najlepszego zejścia do wody. Tak to już z ludźmi bywało, że wiara ustępować musiała nie raz wygodzie własnej.

Łomot, który rozległ się z tyłu łodzi, zbudził równowagę w jaką wywołały słowa Claude. Odwrócili się jak na zawołanie. Wszyscy. I wszyscy przez dłuższą chwilę dochodzili do tego, co było przyczyną owego łomotu. Dopiero Vincent wyciągnął dłoń i paluchem wskazał miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu leżało ciało diablicy. W miejscu w którym leżało ciało, ziała poczerniała na brzegach, zdało by się wypalona, dziura w pokładzie.

- Ostrożnie! – krzyknął Owain, który wszak pierwszy przekonał się o dziwacznych właściwościach juchy bestyji. Wciąż nerwowo pocierał palce, które skropiła posoka. Zdawały się dziwnie cierpnąć. I nadal nie mógł pozbyć się ciemnego, czarnego wręcz nalotu.

Jego ostrzeżenie było jak najbardziej na miejscu. Podchodząc powoli do dziury dostrzegli jakby wypalone brzegi pokładu. A głębiej majaczył w półcieniu zewłok, który teraz leżał na dnie barki…

Do uszu stojących nad dziurą dał się słyszeć plusk. Odwrócili się w samą porę by dostrzec brodzącego w wodzie do piersi żołdaka. Stojący na moście mądrala widząc ich poruszenie krzyknął – Pod żadnym pozorem tego truchła nie tykajcie! – tak jakby któryś z nich miał ochotę. Nawet Joe o którego narzędzie pracy tu szło, jedynie klepał modlitwy żegnając się żarliwie. Ot, dobra nauka na okoliczność przyczynków do nawróceń.

- Dajcie to pismo Panie! – krzyknął żołdak, który podszedł z boku do łodzi, ale na brzeg nie wyszedł i jedynie wysunął ku barce sękatą łapę weterana. Nie młode oblicze spoglądało na szlachcica z mieszaniną lęku i podziwu. On sam zaś spoglądał na pergamin, któren w ręku trzymał. Z nie mniejszym lękiem…



.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 10-01-2012, 15:12   #14
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Claude skrzywił się widząc, jak pokład pęka pod rozbełtaną na budyń maszkarą i splunął w wodę. Odwrócił się do żołdaka, który wyciągał ku niemu łapsko i podał mu zdecydowanym gestem przygotowany przez siebie, opatrzony staranną pieczęcią i wykaligrafowany pergamin, który poświadczał, iż tenże tu Claude D'Arvill, chorąży altberski i w ogóle, z misją jest od arcybiskupa świętą, zatrzymywać go nie należy pod żadnym pozorem i w ogóle a kysz motłochu! Kiedyś podobne pisma już szlachetce było dane widzieć, a że umysł miał pojętny, herby znał, urzędników kościelnych i dostojników styl ględzenia i inne tajniki też to i nadzieję miał. Taką, że tutejszy organizator całego zamieszania na tym wszystkim zna się mniej. Albo przynajmniej wie dobrze, gdzie jego miejsce w hierarchii i arcybiskupich ruszać nie będzie. Nadzieja matką głupich. Ale jak matka kocha swe dzieci, tak i dziatki matulę.
 
Panicz jest offline  
Stary 10-01-2012, 18:05   #15
 
Akhay's Avatar
 
Reputacja: 1 Akhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znanyAkhay wkrótce będzie znany
Więc jednak Ci panowie na moście nie kłamali, a słowa Claude'a rzeczywiście na nich podziałały. Tylko czemu wcześniej kazali im wykonywać tak niedorzeczne polecenia? Vincent miał się na baczności. Mimo tego iż owi jegomoście chyba rzeczywiście byli tym za kogo się podawali, to cała sprawa dalej wyglądała niepokojąco podejrzanie. Łomot, który dał się słyszeć w następnej sekundzie wyrwał chyba wszystkich z zamyślenia. Tak, że zaczęli się rozglądać, co tak właściwie było jego źródłem. Ponieważ Vincent większość życia spędził błąkając się po bezdrożach Północnej Rubieży pierwszy zlokalizował przyczynę zamieszania powstałego na barce. Nie inaczej, było to te samo stworzenie, które jeszcze niedawno było starą babką, tylko że teraz w miejscu gdzie się znajdowało pojawiła się czarna dziura. Vincent wskazał to miejsce palcem widząc, że jego towarzysze dalej rozglądali się dookoła. Na ostrzeżenie Owaina kiwnął tylko lekko głową. Dobrze wiedział, że takie istoty są niebezpieczne nawet po śmierci. Powoli podszedł bliżej wypalonego miejsca i zerknął na ciało leżące niżej.
- Zaraz nam wypali dziurę w „Szprotce”- skomentował po czym obejrzał się na przestraszonego szypra. Po chwili dało się słyszeć plusk i Vincent zobaczył żołnierza odbierającego od d'Arvilla rzekomo arcybiskupie pismo. Ciekawe czy pozwolą im płynąć i czy będą w ogóle mieli czym dalej podróżować.
 
Akhay jest offline  
Stary 10-01-2012, 19:14   #16
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Słuchał tej przemowy Claude`a, która była naprawdę nieprawdopodobna. Cała grupa wykonująca jakąś świętą misję. Bawiło go to, ale zachowywał poważną minę. Czemuż to? A bo wyglądało na to, że jedynie Claude miał jakiś dobry pomysł na wyjście z tej sytuacji i lepiej było mu nie przeszkadzać. Skierował wzrok w miejsce gdzie powinna leżeć diablica, a tam była tylko dziura.
- Świetnie - mruknął pod nosem. Jeszcze tylko brakowało, aby zostali bez środka transportu. Jak on do cholery potem dotarga towary do tamtego gościa? Nic tylko się uchlać, a najpierw pozbyć się kaca. Zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby płynąć dalej z diablicą na pokładzie. Bez spotykania tych gości na moście. Ona i tak nic nie robiła i może byłoby tak do końca podróży.
 
Saverock jest offline  
Stary 10-01-2012, 22:34   #17
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Lu nie bardzo wierzył, że pismo jest autentyczne, tak właściwie to był prawie pewny że to lipa. Nie pozostało mu więc nic innego, jak przygotowanie się do przymusowej kąpieli. Rozejrzał się na boki obserwując w którym miejscu brzegu jest najwięcej zarośli zapewniających bezpieczną ucieczkę, a gdy je znalazł począł bacznie przyglądać się poczynaniom zbrojnych na moście. Miejsce ucieczki wstępnie ustalił, niegrzecznych chłopców na oku miał, pozostało tylko znaleźć odpowiednią osłonę przed bełtami, przybliżył się więc do największego skupiska ludzi, by w razie czego użyć jakiegoś frajera jako żywej tarczy.

"Kurwa jak to się nie uda, to tak kopnę cię w łeb, że przez resztę życia będziesz się tępo ślinił." - myślał Lu w duchu o szlachcicu d'Arvill. Gdyby blef "czarniawego" się udał, mnich jakoś pozytywnych myśli o nim nie miał, może dlatego, że nie wierzył iż ci na mostku są tacy tępi, a może dlatego że miał wredny charakter. Tak czy siak był wkurwiony, a zrzucenie złości na jedną osobę, znacznie poprawiło mu nastrój.
 
Komtur jest offline  
Stary 11-01-2012, 21:32   #18
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Splunął w dziurę, demonstrując swoją pogardę wobec potworzycy, sprawiającej problemy nawet po śmierci.
Niemniej, chyba trzeba by coś zrobić z trupem, bo faktycznie może rozpieprzyć im środek transportu tą swoją żrącą krwią. Ale co?
Ukradkiem przyjrzał się dłoni, splunął ponownie, roztarł plwocinę o spodnie i kilka razy zacisnął i rozprostował palce.
- Bierz ten papier - warknął na zbrojnego, który stojąc w wodzie z wyciągniętą łapą wyglądał jak czapla - czas nam marnujesz. A i ja nadal się nie pozbyłem myśli, żeście nie bandyci. No, ruchy, pachołku.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 14-01-2012, 10:47   #19
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Gdyby wzrok mógł zabijać Owain leżał by już trupem. Nie pierwszy i z całą pewnością nie ostatni raz. Nie przejął się tym zbytnio, bowiem niszcząca łódź maszkara była znacznie bardziej palącym problemem. Żołdak wziąwszy pismo ruszył spiesznie z powrotem do swego pryncypała. Wszyscy na pokładzie barki zajęci już byli czym innym.

- Panie, dajcie mi ten bosak i przytrzymajcie mnie. Spróbuję wywlec to cholerstwo… - Joe gradację ważności spraw miał w porządku. Poproszony o pomoc Vincent zmierzył szypra spojrzeniem, ale nie komentując nic podał tyczkę zakończoną hakowatym ostrzem. Pomysł był najlepszy z tych, które sam rozważał w głowie wiedząc co nieco o półbiegach i bestiach z piekła rodem. Wiedział że mają moc zabicia człeka i po swej śmierci, że nie wolno ich dotykać ani pozostawić gdzie na przepadłe. Trzeba było to to spalić, ale w tej materii specjalista już się w okolicy, na moście, znajdował. Pewnym było, że zostawiwszy mu truchło demona zaopiekuje się nim z pietyzmem i całkowitym poświęceniem. W końcu do tego tacy jak on byli powołani.

Wydobycie maszkary zajęło im chwilę, czas ubarwiony soczystymi kurwami sypanymi przez szypra i ponurym milczeniem współtowarzyszy, którzy obserwowali brzeg i most na którym nad pismem Caudea trwała krótka i skryta debata. W końcu dowodzący na moście odprawił żołdaka z powrotem ku barce. Z tym samym glejtem. Owain, który żołdakom na moście i okolicy poświęcił znacznie więcej uwagi niź wydobywaniu maszkary, dostrzegł coś jeszcze. Twarz, która z ruin fortu, skrycie obserwowała ich ukrywając najwyraźniej swą obecność przed wszystkimi. Nie dostrzegł by jej zresztą wcale, gdyby nie zwrócił uwagi na dziwne zachowanie żółtka z którym płynął. Lu, bo tak zwać się kazał, sam zerkał ukradkiem w tamtą stronę wyraźnie dostrzegając to samo co Owain, tyle że wcześniej.

Demonica wylądowała już na brzegu, wyraźnie odbiegając już od kształtu, którym mogła zachęcić wielu zaraz po swej śmierci. Jej ciało zapadło się w sobie, skóra sparciała jakoś a z wszystkich otworów wyciekała czarna, smolista maź. Maź, która z siłą żaru paliła wszystko, czego się dotknęła. Joe dobrych kilka pacierzy, samotnie pucował nakapane, czarne krople z których kilka zdążyło solidnie wgryźć się w deski pokładu.

- Możecie płynąć Wasza Godność! A ową bestię nam ostawcie. Już my się nią zaopiekujemy! – krzyknął z mostu inkwizytor. Tak, jakby Claude, bądź ktokolwiek inny na pokładzie „Szprotki”, pragnął osobiście rozwiązywać problem galaretowatej czernicy. Kiedy glejt powrócił do jego właściciela zabrali się za spychanie barki. Po chwili ospale, niesieni nurtem sunęli dalej. W akompaniamencie milczenia straży na moście, szumu liści, plusku wody i kurw wylewających się z ust Joe. Ten ostatni do świętych, ani też świętobliwych, z całą pewnością nie należał…


***


Lu dostrzegł go niemal od razu, na początku. Podglądacz starał się skryć, ale na dźwięk słów płynącego z nimi szlachcica wyraźnie się ożywił i to tak wielce, że nazbyt się wystawił. Wyraźnie starał się bliżej przyjrzeć ich barce. Blada twarz skąpana w mroku zrujnowanych komnat fortu. Twarz o ostrych rysach, choć wiele więcej o niej rzec nie sposób było. Nazbyt mimo wszystko się krył i zbyt było daleko. Lu starał się go zapamiętać, wydobyć z otaczającego postać mroku jakikolwiek szczegół, ale podglądacz w końcu się skrył a oni odpłynęli. Jednego Lu był pewien, nie chciał być on widziany przez ludzi inkwizytora. Co zresztą zważywszy na fakt że przebywał w nawiedzonych ruinach z własnej woli, wydawało się Lu zrozumiałe…


***


Płynęli powoli. Rzeka kręciła, meandrowała mijając kolejne łachy piaszczystych plaż i wysepek, porośnięte olchami i wierzbami brzegi osłonięte tatarakiem. Gdzieniegdzie dostrzec można było smużki dymu z domostw rybackich przysiółków. Równie często jak zapadnięte w sobie poczerniałe ruiny sadyb, w których nikt już nie mieszkał. Brudny Joe klął na czym świat stoi bo barka przeciekała w miejscu w którym maszkara zaległa mu na dnie i od czasu do czasu musiał ze skopkiem lecieć wylewać gromadzącą się na dnie wodę. To nie wróżyło zbyt dobrze ich dalszej podróży. Póki co jednak płynęli. Powoli oddalając się od feralnego mostu i zrujnowanego fortu.


***


Karczma czy może raczej przystań, przycupnęła na brzegu jak sęp wyglądając rozwartymi wierzejami okien za gośćmi niczym padlinożerca za żarciem. Unoszący się z komina, żółty i smolisty dym, wyraźnie wskazywał na to, że ktoś w niej urzęduje. Podobnie jak taplające się w sztucznym i ogrodzonym stawie kaczki, wałęsające się w innej zagrodzie kury i dwa ujadające w najlepsze burki, których ogony wyraźnie wskazywały na to, że powitanie należy do przyjaznych. Joe sprawnie manewrował barką zmierzając do niewielkiego pomostu przy którym cumowały dwie równie niewielkie łodzie.

- Barn Topielec jest! Będzie opowieść! – ucieszył się szyper „Szprotki” wskazując na jedno z czółen.

- Co to za miejsce?

- Przystań Vita. Smaczny posiłek, ciepły kąt i wygodne łoże. Jedyne takie miejsce w okolicy. Bezpieczne.


Cóż, każdy miał swój pogląd na pojęcie bezpieczeństwo. Kiedy dostrzegli wychodzących na podcień karczmy zbrojnych, uzmysłowili sobie że mają o nim inne wyobrażenie. Pobrzękująca ostrogami banda widać było że jest zdrożona. Kórz jeszcze nie zdążył zniknąć z ich obliczy, szarzał na skórzniach i jeździeckich buciorach. Jednakże spoglądając po owej trójce wnet można było rzec, że długa podróż w siodle nie była by dla nich wyzwaniem nad siły. To byli ludzie szlaku. Albo i lepiej.

- To oni? – spytał głośniej jeden z trzech, ten środkowy wspierający sękate łapska wyzierające ze zbyt krótkiej skórzni na dwóch podobnych mieczach. Wnet okazało się do kogo kierował pytanie, bowiem z zajazdu wyszedł czwarty osobnik. Drobniejszy od owej trójki i w porównaniu do nich niemal wcale nie uzbrojony. Sztylecik, który dyndał mu u pasa z całą pewnością za broń trudno było uznać mając do wyboru dwa miecze „środkowego”, topór o dwóch żeleźcach „lewego” i zataczającą kręgi kulę o nieprzyjemnie wyglądających kolcach, kręcącą się na końcu długiego i zwiniętego na ramieniu „prawego” łańcucha.

- Taaa… - to mogła być odpowiedź. Mogło być również ziewnięcie. Wychodzącym na pomost z barki podróżnym zdało się jednak, że to coś na kształt miauknięcia przeciągającego się kota. Z tych większych, łownych. Drobny szczurek zszedł w bok, tak by nie wchodzić trójce swoich łomignatów w paradę.

- Panowie święci inna była umowa. Wymiana miała być w forcie dwa dni temu. Skąd zwłoka? Złamaliście umowę. Uważam… - co szczurowaty chudzielec uważa pozostało tajemnicą, bo z tyłu, od okna zajazdu, padły ostre słowa.

- Złamali umowę Rufus! Zajeb ich! – rozkazowi zaś towarzyszył niemiły uchu doświadczonych ludzi brzęk. Owain i Sarius uchylili się w jednej chwili, instynkt wziął górę nad wszystkim. Bełt wycelowany w tego pierwszego trafiając zaskoczonego Joe w pierś. Cóż, tym razem Przystań Vita nie okazała się dlań zbyt bezpieczną.

Szyper runął na pokład barki z charkotem łapiąc powietrze, ale to był dopiero początek. Trójka zbirów już dobyła oręża i skoczyła na spotkanie zaskoczonym podróżnym chcąc dostać się do nich jeszcze na wąskim pomoście.

Na ciepły posiłek trzeba było jednym słowem poczekać…


.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline  
Stary 14-01-2012, 20:33   #20
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Szlachetni mężowie mogli szczęśliwie kontynuować swą świętą misję, dzięki niech będą Najwyższemu! Inkwizytor okazał się człowiekiem nader rozsądnym i stek łgarstw, które Claude przyoblekł w kościelne frazesy wypisane na sfałszowanych dokumentach łyknął jak pelikan. Kiedy już zagrożenie ze strony fioletowych ludzików było dalekie, szlachcic rozwalił się wygodnie na łodzi i zarechotał donośnie odkorkowując butlę okowity. Do Criche było coraz bliżej.

Ale nie dość blisko, żeby móc już układać plan tournee po miejskich burdelach i kasynach. Oczywiście coś jeszcze musiało po drodze pójść całkowicie źle. Strata sternika, który zwalił się z trzaskiem na pokład buchając juchą była właśnie taką jedną z tych absolutnie nieprzyjemnych rzeczy. Agresja czekających na nabrzeżu zbrojnych tak samo. Claude zerwał się z wymoszczonego sobie przy dziobie łodzi posłania i od razu zaczął swe czary-mary. Zbiry zmierzały ku pasażerom "Szprotki" po wąskim mostku. Ich pech. Rzucany zza pleców Owaina i Kanga strumień oślepiających barw dotknął całą, stłoczoną na pomoście trójkę. Jeśli czar, w którym szlachcic się specjalizował zadziałałby jak należy, większość roboty byłaby z głowy. Pozostawałoby tylko podejść do nieprzytomnych oprychów i miłosiernie ich dobić. Claude dobył rapiera i przygotował się do swego ulubionego etapu walki. Dorzynania bezbronnych.

Claude rzuca "Tęczowe Kolory".
 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 14-01-2012 o 20:38.
Panicz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172