Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2012, 10:16   #200
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

WSZYSCY

Gorejąca kula słońca znikała w odmętach oceanu. Niebiosa płonęły pastelowymi barwami i gdyby, której z ocalonej trójki miało ochotę i siłę zerknąć na zewnątrz leśnej chaty, ujrzałoby piękny widok. Widok, dla którego ludzie z wielkich miast uciekali do takich mieścin, jak Bass Harbor lub Bar Harbor.

Złamane Wiosło spacerował nad jeziorem przyglądając się, jak czerwień rozlewa się na kamienie i przybrzeżne skały.



Indianin wiedział, że może to być przedostatni dzień w jego i tak długim życiu. Jutro miał zamiar udać się do bramy, z której na świat wypełzły z czeluści bezimienne, nienasycone stwory. Jutrzejszej nocy zmuszony będzie stawić jej czoła za sojuszników mając innego starego przyjaciela oraz trójkę nieznanych mu ludzi, w tym jedną sqaw. Nie martwił się jednak. Zawsze wierzył, że Wielki Duch czuwa nad swoimi dziećmi i że życie każdego człowieka jest zapisane w kamieniach i drzewach, kiedy pierwsze kwilenie opuszcza nowonarodzoną buzię.

W końcu zrobiło się zbyt ciemno. Złamane Wiosło spojrzał na pogrążony w ciemnościach las za swoimi plecami i wrócił w stronę chaty Larksona.



SAMANTHA HALLIWELL

Samantha położyła się spać szybko. Była wyczerpana zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Stopy, nieprzyzwyczajone do tak długich pieszych wędrówek, obtarły się do krwi i pokryły bąblami. O dziwo jednak nie przeszkodziło jej to zapaść w ciężki, zdrowy, życiodajny sen.

Śniła.

Podobnie, jak wcześniej a Bass Harbor śniła sen o mężczyźnie w stroju kaznodziei. Siedzącego w obskurnej szopie, przy przybrudzonym zaschniętą krwią stole i wpijającego sobie długi gwóźdź w poznaczoną spiralnymi śladami po oparzeniach rękę. Stare rany, pokryte zrogowaciałą skórą, były wyraźnym świadectwem, że robi to często.
Za plecami masochisty Samantha widziała sztalugi i rozpostarte na nich płótno.
We śnie nie czuła strachu, ale normalnie pewnie, gdyby zobaczyła coś takiego, kwiliłaby jak przerażone dziewczynka.

Na płótnie powstawał znany jej obraz sowy. Ale przy sztaludze nie stał szalony duchowny. Widziała obok niej jakąś bezkształtną, półprzeźroczystą istotę, której nie dało się nazwać ludzkim określeniem. Chociaż obrysowany wokół niewyraźnego artysty okultystyczny pentagram sugerował jedno, pochodzące z greki słowo – demon.

To, w jakiś pokrętny sposób, tłumaczyło różne techniki, style i kreski tych „dzieł sztuki”.


Obudziła się wyspana, czując unoszący się w powietrzu zapach boczku i jajek. Słyszała radosne poszczekiwanie psów. Przez zasłonięte okno do pokoju, w którym położyła się na spoczynek wlewały się jasne promienie słoneczne. Przespała całą noc.



NORMAN DUFRIS

Norman też był zmęczony, chociaż bardziej psychicznie, niż fizycznie. Wiedział, że dzisiejszego poranka stanął na krawędzi, do której zbliżał się od momentu powrotu do rodzinnego domu. Zabił ludzi w biały dzień na oczach świadków, potem współuczestniczył w podpaleniu hotelu. Kiedy zamkną bramę – o ile uda im się przeżyć – będzie musiał pomyśleć o tym, czy poddać się policji, czy stać się poszukiwanym przez prawo kryminalistom. Oba wybory wydawały się równie nieciekawe w skutkach.

Z głową pełną tych ponurych myśli zasnął w końcu w przygotowanym dla niego miejscu na podłodze.

Śniło mu się, że paskudna, kudłata bestia dyszy mu prosto w twarz, a kiedy obudził się rano, zorientował się, że potwór ze snu to jeden z wielkich psów Larksona.

- Wiewiórka – sam gospodarz pojawił się w drzwiach pokoju wołając psa po imieniu. – Zostaw gościa. Panie Dufris, zapraszam na śniadanie.



JAMES WALKER

Najdłużej z całej trójki ocalonych z tajemnicą obrazów próbował walczyć James, ale widząc brak entuzjazmu Sam i Normana również się poddał.

- Połóż się – sękata dłoń Złamanego Wiosła spoczęła na ramieniu syna senatora. – Odpocznij. Jutro czeka nas długi, pracowity, wypełniony niebezpieczeństwami dzień. Będę potrzebował cię tam, przy bramie. Ja i Larkson spróbujemy coś jeszcze pomyśleć nad tymi malowidłami. A jak nam się nie uda, zajmiemy się nimi wypoczęci zaraz po śniadaniu.

To były słowa rozsądku, ale James nie poddawał się tak łatwo.

- Terpentyna lub benzyna – przypomniał sobie jednego ze swoich znajomych z czasów studiów, który miał palce wiecznie ubabrane farbą. – Powinna zadziałać, jak będziecie ostrożni.

Larkson pokiwał głową i po chwili wrócił do stołu z puszką benzyny. Namoczona łatwopalnym płynem szmatka poszła w ruch. Pod rozmazaną farbą pojawiły się drobne litery. Jednak słowa zapisano w języku, którego Norman nie znał. W dłoni Larksona pojawiła się lupa. Przyjrzał się uważnie wiadomości.

- Flandryjski. Dawny język Holendrów. To zapewne zapiski Azariasza van Der Ghrovera. Zajmie mi chwilę przetłumaczenie.

Z bijącym sercem James przyglądał się, jak gospodarz przepisuje widziane pod lupą litery do brulionu, a potem zagryzając końcówkę ołówka próbuje dokonać translacji. Mruczał przy tym coś niezrozumiale, jakby próbował przywoływać z pamięci dawno zapomniane wyrażenie i słowa.

- Strasznie trudny język – powiedział w końcu. – Może zajmijcie się resztą obrazów przez ten czas, co, albo połóż spać.

James pokiwał głową a Złamane Wiosło, tłumacząc się starymi już dłońmi i niezbyt dobrym wzrokiem wyszedł na zewnątrz. Miał zamiar pospacerować przy jeziorze.

Jakiś czas później tajemnica zdobytych obrazów została odsłonięta. Pod każdym z nich, znajdowała się sekretna wiadomość.

Skryłem ją w sowie, skryłem w wisielcu, skryłem w ciemnej skale, skryłem w oczach zasmuconej matki i w tańczących dzieciach. Przyjrzyj się moim dziełom, a wszystko zrozumiesz. Są tam słowa, są symbole, jest moje serce i moja wiedz.

To były wskazówki. Szalony duchowny nie był aż tak szalony. Brakowało im jedynie fragmentu z oczu matki.

James ziewnął. Teraz pozostała już tylko praca dla Larksona. Mógł położyć się na odpoczynek. Zasnął, kiedy tylko przyłożył głowę do poduszki.

I obudził się dopiero rankiem.



WSZYSCY


Śniadanie było proste, lecz sycące. Miało dać energię ciałom na długi dzień, jaki ich czekał.
Zjedli je na zewnątrz, rozkoszując się kolejnym pogodnym dniem i otaczającą ich, kojącą zielenią lasu. Dzieląc się plastrami bekonu z oczekującymi na łakome kąski psami Larkina. Wiewiórka, Zbój, Kamień, Hardy, Ziemniak i Kukurydza. Imiona psów musiały odzwierciedlać osobowość Larksona. Były ... dziwaczne.

- Przetłumaczyłem te zapiski – powiedział gospodarz, kiedy kończyli jeść i raczyli się mocną, budzącą do życia kawą. – Aczkolwiek nie wiem na ile wiernie oddałem przekaz.

Sięgnął do bruliony, wycierając otłuszczone palce w spodnie.

- Pod wisielcem było to ... – położył przed nimi jedną z kartek.

Cytat:
Pod wisielcem:

Drażnij je pradawnym rytmem grzechotek i bębnów, Indiańscy szamani leśnych plemion wiedzą, jak je zrobić – te nadają się najlepiej – raz uderzaj raz graj, na przemian, sowa po sowie
- Pod dziećmi było to – Larkson położył kolejną kartkę

Cytat:
Pod dzieciakami:


Melodia tancerzy jest melodią instrumentów, słowa odpędzenia znajdziesz w moim sercu, zapisałem je w każdym zdaniu, w którym pojawia się Nyarlatoteph – pierwsze słowo, to właśnie to słowo. Znają je też starzy Indianie zaklinający przed wiekami adumbrali.
No i kolejne.

Cytat:
Pod sową:

wypuść sowę do lotu, co klepsydrę jedną, niech stanie się strażnikiem, gdy przybędą oni, bez sów na niebie zginiesz niechybnie, by coś zamknąć, musisz to wpierw otworzyć.
Cytat:
Pod skałą:

noc jasna i bezksiężycowa jest taką, jaką być powinna, zwróć uwagę na to, jak niewiele ci trzeba, zrób znak starszych – ułóż go z trwałych kamieni, znajdź miejsce, którym wydostają się do nas, tutaj musisz rytuał odprawić.

- Złamane Wiosło mówi, że chyba wie, jak odprawić rytuał. Ma odpowiednie instrumenty. A nów jest dzisiaj. Klepsydry zdobędziemy w sklepie w Bass. Sowy. Ja zajmę się ich złapaniem dzisiejszego dnia.

Westchnął ciężko.

- Plan jest taki. Ja zajmę się sowami. James, miss Samantha i Złamane Wiosło pójdą do Bass po ostatni obraz i po brakujące rzeczy. Tutaj zrobiliśmy listę. Norman uda się do latarni. Spotkamy się nad brzegiem Echo Lake. O trzeciej popołudniem. Wszyscy, poza Normanem, który musi zostać do zmroku, by włączyć latarnię po zachodzie słońca. To odciągnie adumbrali od bramy. Zapisałem ci koordynaty, na jakie powinieneś skierować snop światła.

Podał Dufrisowi kolejna kartkę.

- Norman. Prośba jest taka, byś jak najdłużej utrzymał te światło. Pomoże nam w rytuale. Reszta, z pochodniami i flarami, będzie ochraniała Złamane Wiosło przy bramie. Mam nadzieję, że nam się powiedzie. Czy ktoś ma jakieś inne pomysły? A może woli pozostać w moim domu. Nikt, nikogo nie będzie za to obwiniał.
 
Armiel jest offline