Nie ma co. Stary pierdziel załatwił ich na cacy. Już samo targanie wózka w ulewie oznaczało, że kamień który mają wykraść nie zmieści się na ten przykład do kieszeni. Co stanowiło poważne utrudnienie. Potem było jeszcze zabawniej. Koło kamulca napotkali całą bandę wyjących zwierzoludzi, a Śmiertelnie Pierdolnięte Źrebię nawiał zostawiając ich z tym pasztetem. Niby co mieli zrobić? Zaśpiewać kołysankę? Posłać jednego z nich z jabłkiem w gębie w charakterze darmowej przekąski? A może spytać grzecznie, czy mogą wziąć kamień?
Julian obserwując jak Wściekłozębny próbuje wyciągnąć górne „C” miał pustkę w głowie. Po plecach przechodziły mu zimne ciary, a umysł starał się ze wszystkich sił nie wpadać w panikę. Kompletnie nic pomysłowego nie przychodziło mu do głowy, prócz porzucenia wozu i spieprzania jak najdalej. Już miał to powiedzieć, gdy Johann zaproponował wspólną salwę. - Es tu fou? Zwariowałeś? – niemal zakrzyknął wymachując rękoma wzburzony.
Frontalny atak był najgorszą rzeczą jaką mogli zrobić.
Za to Albrecht wyszedł ze zdecydowanie lepszą propozycją. Prawdę powiedziawszy Julian sam nie wymyśliłbym niczego lepszego. - Żaku. – Aust – Agder położył swą ciężką rękę na ramieniu chłopaka. – Ty jesteś tym wabikiem. Pomyśl. Jeśli ktoś ma ich odciągnąć, to musi dobrze biegać i kiepsko walczyć. Johann i Ygritte strzelają, ja walczę mieczem, a Allard może nas wspomóc jakimiś czarami. Ty się najlepiej nadajesz na wabika.
Tłumaczył cierpliwie. Po chwili wskazał ręką na przeciwległy kraniec polany, ledwie widoczny przez mrok i strugi deszczu. - Spróbuj zajść lasem jak najdalej od nas, potem ściągnij ich uwagę. Krzyknij coś, a jak się rzucą za Tobą. Oby. To spieprzaj jak najdalej i módl się, żeby się nie zgubić. Tylko nie biegnij od razu w stronę farmy. Odciągnij ich i się schowaj. Zwierzoludzie są głupi. W tym deszczu Cię nie znajdą. – pocieszał Albrechta poklepując go po ramieniu z tyleż serdecznym, co wymuszonym uśmiechem. Głos mu drżał i słychać było, że jest zdenerwowany. - My w tym czasie spróbujemy wykończyć tych co zostaną. Najpierw salwa, a potem natarcie na broń białą. Mag niech się trzyma z tyłu. Ja w środku i z przodu. Zrobimy taki mały klin.
Wyjaśniał Julian swoje założenia taktyczne kompanom. - A jak się to wszystko skończy, to obiecuję Wam, że dorwiemy starucha i zrobimy z niego Zdechłe Skopane Po Rzyci Źrebię.
Zakończył z przekonaniem, a wycia zwierzoludzi dodały jego wypowiedzi iście dramatycznego zabarwienia. |