Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2012, 11:02   #114
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Argena

- Czy nie dziwi Cię to, że Twe umiejętności, mimo iż skrywane, nie robią na mnie wrażenia? – zapytał Tadeusz, gdy demonica postawiła go u wejścia do korytarza. Nim zdążyła odpowiedzieć, mówił dalej, w jego głosie brzmiała duma. – Twoja prawdziwa natura jest znana starszym mego zakonu, a ja przyłączając się do Ciebie zostałem poinformowany o tym kim jesteś.

Szli dalej, ale korytarz mimo iż początkowo delikatnie wznosił się ku górze, po jakimś czasie zaczął nieznacznie opadać i wić się. Nie podobało się to Dergo, który zaczął coś marudzić o tym, aby zawrócić i poszukać innej drogi ku wyjściu, brat Tadeusz zapytany o zdanie, stwierdził że skoro taką drogę wybrała Argena, to jako osoba poddająca się próbie, to ona musiałaby zadecydować o zmianie. Szli dalej...

Delikatne zakręty korytarza po jakimś czasie wyostrzyły się, a spadek stał się bardzo wyraźny. Zamiast iść ku powierzchni, zagłębiali się w trzewia góry. Temperatura wzrosła, a na kamiennych ścianach pojawiły się żyłki purpurowego minerału. Niesione przez zakonnika światło odbijało się złowrogo w połyskujących żyłkach, cienie idących korytarzem wykrzywiały się dziwacznie i chwiały przy każdym ruchu. Do tego wszystkiego doszedł jeszcze zapach. Nie charakterystyczny, zatęchły i wilgotny aromat jaskiniowego powietrza, a ostry i gryzący w nozdrza odór.
- Co to jest? – Dergo aż zatkał nos. Podobnie uczynił Tadeusz, osłaniając twarz rękawem.
- Nie wiem – odpowiedział mnich. – Zupełnie nie kojarzę tego miejsca, mimo iż skrupulatnie zapoznałem się z zapiskami dotyczącymi jaskiń. Obawiam się, że nie będę tutaj zbytnio pomocny.

Z każdym przebytym krokiem robiło się coraz cieplej, aż w końcu wszyscy zlani byli potem. Smród był niemalże nie do wytrzymania, ale w końcu udało się im dotrzeć do końca korytarza. Stali na progu groty wypełnionej płynną lawą. Bulgocząca i sypiąca płomiennymi kroplami powierzchnia zasłonięta była całunem cuchnącego gazu.


Argena zdołała wypatrzyć ścieżkę wiodącą przez ogniste jezioro. W równych odstępach z płonącej kipieli wystawały osmalone, czarne kamienie. Trzeba było nie lada odwagi i zręczności aby spróbować przejść ponad rozżarzoną lawą, jednak demonica nie miała wyjścia. Być może była to już ostatnia próba. Podeszła do krawędzi i zwinnie wskoczyła na pierwszy z kamieni, znajdujący się nie dalej jak metr od brzegu. Na stopach poczuła gorąco emanujące ze skały.
- Uważaj na siebie! – zakrzyknęli równocześnie Dergo i Tadeusz, po czym spojrzeli na siebie z wrogością. Czyżby młodemu wojownikowi przybył konkurent do wdzięków Argeny? Teraz nie miała czasu aby się nad tym zastanawiać. Musiała przejść na drugą stronę.

Zrobiła kolejny krok, lądując na drugim kamieniu. Już szykowała się do następnego skoku, gdy tuż przed nią z lawy wyłoniła się ognista postać i przegrodziła jej drogę.


- Nie przejdziesz dziecino, chyba że jesteś potężniejsza ode mnie, strażnika ognistego jeziora – głos istoty stworzonej z płynnej lawy i jęzorów ognia był niczym huk płomieni. Argenę owiał gorący wiatr.


Irg

Przeciwnicy rozbiegli się w panice i po chwili na placu boju nie było nikogo. Irg i Gogon mogli zająć się czarodziejką. Cassandra leżała na postumencie, nie dając oznak życia. Szkarłatna mgła, która otaczała ją podczas rytuału zniknęła. Jej pozostałości znaczyły ciało dziewczyny, podwyższenie i podłogę wokoło delikatnymi rozpryskami czerwieni.

Wnir podszedł do postumentu i ostrożnie zabrał z niego nieprzytomną czarodziejkę. Krótkie oględziny pozwoliły stwierdzić, że żyje ale jest w głębokiej śpiączce, tak jakby poddano ją działaniu silnego narkotyku lub zaczarowano. Żaden z nich nie znał sposobu na wyrwanie Cassandry z tego snu.
- Trzeba stąd uciekać – powiedział Wnir, tak jakby nie było to oczywiste. – Nic nie możemy zrobić, musimy liczyć na to, że sama się za jakiś czas obudzi. To gdzie idziemy?

Wracać nie mieli po co. Tam skąd przyszli, nie było możliwości wydostania się na powierzchnię, więc pozostawało im tylko iść dalej przed siebie. Z komnaty, w której się obecnie znajdowali prowadziły dwa wyjścia. Oba takie same, nie różniły się niczym i oba wiodły ku górze. Irg popatrzył na jedno, potem na drugie i wybrał to, które mu bardziej przypadło do gustu.

Weszli na schody, pnące się ku powierzchni, które okazały się takie same, jak te, którymi zeszli do niżej położonej sali. Znowu znaleźli się w bliźniaczym korytarzu, z niemal identycznymi kolumnami. Na tych jednak wyryte były nieco inne symbole.

Długi korytarz jakim szli miał kilka odnóg, ale nie zagłębiali się w nie. Słyszeli odgłosy wciąż uciekających uczestników przerwanego rytuału, ale nie mieli zamiaru ich ścigać, chcąc jak najprędzej znaleźć się na powierzchni. W końcu dotarli do przegradzającej drogę kolumny ze srebrnymi zdobieniami. Obeszli ją i zaraz znaleźli się na schodach wiodących ku powierzchni. Przez otwór w sklepieniu widać było drzewa i skrawek błękitnego nieba.

Znowu znajdowali się w ruinach, jednak zupełnie nie wiedzieli gdzie. Wszędzie wokoło nich wyrastały zrujnowane kupy kamieni i porastające je drzewa. Niedaleko dostrzegli niewielki pagórek, na szczycie którego stała rozlatująca się wieża.


- To może tam pójdziemy – zaproponował Gogon. – Z góry na pewno coś będzie widać.
Nie czekając na aprobatę krasnoluda zaczął piąć się ścieżynką wśród zarośli ku wierzchołkowi. Irg podążył za nim.
 
xeper jest offline