Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2012, 21:35   #137
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Posiedzieli jeszcze dłuższą chwilę z Lolą w domu. Czasami najlepiej jest po prostu się zamknąć i poczuć bliskość drugiej osoby. Ciągle myślał o tym co się stało i nie dawało mu to spokoju. Nie umiał sobie z tym wszystkim poradzić, a wiedział że musi stwarzać przynajmniej pozory spokoju i stabilizacji, bo wszystko rozleci się w diabły. Małe kroczki. Nie zeżryj na raz za dużo, Gary. Skup się na tym co za najbliższym zakrętem. Przygarnął do siebie Lolę i pocałował ją, delikatnie muskając dłonią policzek.
- Musimy się zwijać z powrotem do „Refleksu”. Poprzeć Brewera i jego bajer, który pewnie zaczął tam już wciskać na prawo i lewo. Bajeczka musi być prosta, takie najlepiej wychodzą. W razie czego zrobimy tak...

Po kwadransie dojeżdżali na miejsce. Oj było źle, Gary skrzywił się na widok kręcących się kogutów, samochodów z MRu i furgonetek GSRów. Miał nadzieję że już choć trochę kurz opadł. Kiwnął głową Brewerowi i zerknął na O’Conelly’ego. Niedobrze. Co on tu robi? Dlaczego „Dick” ściągnął tutaj jednego z większych kiziorów Ministerstwa? Przypadek, czy coś się święci?
- Hej, hej wyluzuj Rom. Raporty kiepsko mi idą, pogadajmy lepiej, to będziesz wiedział co i jak. Ralf, ciebie pewnie też to zainteresuje. – Gary odpalił fajka i stanął chowając się w cieniu przed skwarem. – Trafiliśmy we trójkę na dość silną emanację. Wiecie, taki sukinsyn co aż włoski w nosie skręca. Demon, coś z tej ligi. Rysopis pewnie już macie od świadków, przystojniaczek z cieniami na usługach. Polował, choć postronnym gościom knajpki też się dostawało. Zanim doszło do eskalacji, przepłoszyliśmy go. Chyba pogoda nam sprzyjała, niezbyt sobie dobry czas wybrał. A świecące dziwadło? Brewer chyba ma rację. To nie była Martwa, Lola by coś wykryła. Tak więc pewnie człowiek, nie zarejestrowany. Średnio chyba kontroluje to swoje świecenie, gdy próbowałem ją zatrzymać, trzepnęła mnie mocą – pokazał poparzoną , ale już gojącą się rękę. – No i nawiała. No co tak patrzysz? Mieliśmy na karku jednego kolesia z cieniami z piekła rodem i najwyraźniej jego ofiarę. Zdaje się nie lubili się za bardzo i paniusia się wystraszyła, błysnęła nam po oczach jak tylko wyprowadziliśmy ją z lokalu. Przyglądnęliśmy się jej dość dobrze, więc portret będzie można sporządzić.
I poopowiadać bajki. Triskett zerknął na Ralfa.
- I właśnie, tu dochodzimy do sedna. Rom wiesz nad jaką sprawą siedzimy? Tam analitycy też sugerowali jakąś narwaną żagiew, bawiącą się ogniem. Myślę że powinniśmy współpracować dość blisko – O’Connely węszący za CG, kurwa, bardzo niedobrze. – Ralf co o tym sądzisz? Skąd w ogóle tak szybko MR wziął się za tą sprawę? Przysyłając ciebie? Serio myślicie że „Baranek” może się z tym wiązać?
- Nie, nie myślimy. - wszedł w słowo koordynator nim O’Connely zdążył otworzyć usta . - Ale wyszliście z tą laleczką. Świadkowie powiedzieli, że wyglądało, jakbyście się znali. Jeden z kelnerów powiedział nawet, że mężczyzna, który z nią wyszedł nazwał ją jakimiś inicjałami. Coś, jak CP lub CD. Nie pamięta dokładnie. A MR wzięło się za sprawę, bo znajduje się niecałe trzysta metrów stąd. Regulator O’Connely ma akurat rezerwę na jedną sprawę. Zresztą i tak zaczniemy tradycyjnie. Ogłoszenie w prasie i mediach. Jak już portreciści zrobią portret pamięciowy, dostanie go każdy gliniarz w hrabstwie. A O’Connely ma za zadanie dopaść mistrza cieniołapa. Świetlik jest tylko ogniwem łączącym go z tym demonem. Więc możecie spokojnie wracać do swoich … zajęć. Sprawa “Baranek” z tego co wiem, jest równie istotna. Nie marnujcie tutaj więcej czasu. Ale raport i tak chcę widzieć na biurku twojego kordynatora, Triskett. Jasne?

Gary skrzywił się wyraźnie i już dawna natura wychodziła z niego. Złośliwości same cisnęły się na usta, ale postanowił grać grzecznie. Grzecznie i spokojnie jak na harcerzyka przystało. Pstryk i nie wytrzymał.
- Pierdolisz jak zwykle, “Dick”. - krótki akcent na “i”, żeby nie wziął tego za pieszczotliwe zdrobnienie od “Richard”. - Weź wyluzuj, opierasz się na zeznaniach wstępnych ludzi którzy srali w tym czasie ze strachu. Jak któryś by ci powiedział że zaczęliśmy tańczyć kriminal tango na ulicy z tą żarówką to też byś uwierzył? Pytałem się grzecznie czy nasze sprawy się nie łączą, bo jak mi się zdaje gramy do jednej bramki. A mojej roboty mnie nie ucz, bo nie urodziłem się wczoraj. Irol dostanie raport ze wskazaniem że te sprawy, nasza i Ralfa są skorelowane. Chcę mieć wgląd w wasze akta, bo powtarzam, możliwe że dwie żagwie które się tutaj przewijają to ta sama parafia.
-Jasne. Jasne. Odpręż się. Poczytamy raporty. Zobaczymy. - z gęby widać było ze Dick mu zwyczajnie nie wierzy. Fałszywy uśmieszek, wredne oczka. Obraz szczwanego kutafona.
Gary odpuścił trochę, nie chciał już bardziej zaszkodzić CG. Cholera nie dobrze, będzie robić za wabia na tego gościa w płaszczu. A ona powinna trzymać low profile, bo inaczej skończy w Komorze...
- Dobra, dobra. – olał Dicka i odwrócił się do O’Conelly’ego. – Słuchaj Ralf, ten facet to jakaś gruba ryba. Poważnie mówię, zresztą Lola lepiej go przeskanowała. Było nas troje, dwóch egzekutorów i siostrzyczka a on nie uciekł tylko odpuścił. Dzień to nie jego pora.
Wskazał kciukiem na słońce jakby chciał dobitniej pokazać o co mu chodzi.
- Pogadamy - kiwnął głową egzekutor. - Ale później.
Wymowne spojrzenie w kierunku Dickensa wyjaśniało więcej, niż dziesiątki słów.

Gary znał jego reputację, choć rozmawiał z Ralfem wcześniej tylko parę razy. Cały czas wydawało mu się podejrzane, że akurat on dostał tą sprawę, ale od Dicka już się pewnie niczego nie dowie.
- Dobra. Wracamy do MRu, zaglądnij do pokoju grupy “Baranek”. To ważne Ralf, zaglądnij zanim zrobisz cokolwiek w tej sprawie. - powiedział tak by koordynator nie usłyszał.

***

Gary posadził dupsko na fotelu i zaczął przeglądać cieniutką teczkę z zamówionymi informacjami. Lab nie nadążał z wynikami, no ale nie było się co dziwić. I tak dobrze, że mogli w ogóle jeszcze coś chłopcy podziałać. Odkąd przecież Fenomen zrobił z większości komputerów fajne przyciski do papieru, wszystko musieli robić na piechotę. Podniósł brew w geście zdziwienia, kiedy doczytał notkę o sztylecie z brązu i w ogóle o działaniu tego stopu na ludzi dających po żyłach krwią nadnaturali. Trzeba będzie wzbogacić arsenał. Dwa noże, jeden srebrny, drugi z kutego żelaza dostaną braciszka... Triskett miał nadzieję, że O’Connely wpadnie z wizytą, musiał mu nawciskać nieco kitu, bo CG będzie miała ciepło.

O’Connely przyszedł jakieś półtorej godziny później. Zapukał i wszedł do środka.
- Więc, co tam macie w tej sprawie i co mi możecie powiedzieć? - zapytał nie siląc się na wstępy.
Gary układał sobie gadkę od dłuższej chwili, więc też od razu przeszedł do rzeczy.
- Słuchaj Ralf, dwie sprawy. Pierwsza to ten chojrak z “Refleksu” Serio mówię, że to jakaś gruba ryba. Nie zawinąłby się stamtąd gdyby przyjechało i hektar egzekutorów z połowy MRu. Pogoniło go słońce, więc skoro w ogóle się pokazał w samo południe musi mu baaaardzo zależeć - przeciągnął “a” i zerknął na łowcę. - I tu właśnie jest ta druga sprawa. Do “Refleksu” poszliśmy bo mieliśmy się spotkać z naszą informatorką. Pomaga nam w naszej sprawie i jest... No, ważna jest. Dlatego nie jest zarejestrowana w bazach MRu i dlatego chciałem z tobą gadać. Wiem, że to dobry trop by złapać tego w płaszczyku, ale jednocześnie spieprzy nam to nasze podejście. Pogadam z nią, jak uda mi się namówić ją jakoś na następne spotkanie z MRowcami. Nie ufa nam i nie za bardzo chyba lubi. Ralf, ja zdaję sobie sprawę, że siedzisz na śledztwie ale przecież sam masz wtyki i informatorów więc kumasz o co mi chodzi. Jak Dick porozwiesza jej plakaty po całym mieście to mi powie “spierdalaj” i będzie po zabawie. Postaram się ją przekonać aby wystawiła tego pieprzonego demona, robiła za wabia. Pojęcia nie mam czy się zgodzi, ale tak upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. Ty załatwisz swoją sprawę, jej ten skurwiel przestanie zagrażać i przy tym połowie Londynu. A nam zaufa może nieco lepiej.
Triskett umiał łgać i zachowywać pokerową twarz. Poza tym, wiele z tego co powiedział było prawdą. No może półprawdą. Sposób na pozbycie się “Płaszczyka” był według niego realny, a Ralf z jego reputacją killera mógł pomóc, gdyby nie dało się tego całego burdelu załatwić ugodowo.

- Dobra. Dwa dni? Starczy? Ale muszę mieć bieżące informacje. Nie szukam jej, szukam tego czarnego luda. Zresztą. Tępy nie jestem. Znam inicjały, które próbował przypomnieć sobie kelner. Wiem, kto je miał. Na mieście moi informatorzy mówią, że wróciła. Sama do nich dzwoniła. Rozumiem. Ale jeśli będzie niebezpieczna, zlikwiduję ją Triskett. Musisz wiedzieć.
Gary skrzywił się nieznacznie, O’Connely przejrzał go w dwie sekundy. Tyle dobrego że to on nie kazał mu “spierdalać”... Dwa dni. Dobre i to, coś mu się wydawało że facet w płaszczu nie po to wpadł do miasta by czekać i oglądać telewizję.
- Dobra, niech będzie. - mruknął w końcu. - Powiedz mi, dlaczego akurat ciebie dali do tej sprawy?
- Bo mam moce przerobowe. Zakończyłem niedawno moją wcześniejszą, a dwie inne, które prowadzę są dość proste. No i zespół mam zgrany. Dzielimy się zadaniami i tylko regulacje robimy razem.
Triskett uśmiechnął się krzywo. Zupełnie tak jakby mu uwierzył. Coś tu śmierdziało.
- A jak wytrzymujesz z tak wspaniałym koordynatorem? Ja był chujowi łeb urwał tak po dwóch tygodniach, a i to przy ostrej pomocy medytacji Zen, bo miałem ochotę zrobić po dwóch wymienionych zdaniach. Zresztą za każdym razem jak go spotkam to mnie tak nachodzi.
- Kutafon jest, faktycznie. I nie ma żadnych zalet. Dlatego po prostu udajemy, że go słuchamy i robimy swoje. Taka metoda. Sprawdzona, radzę ci robić to samo. Gadaj z nim jak ze swoją dupą. Jednym uchem wpuszczaj co ględzi, drugim wypuszczaj. A kiedy najdzie cię ochota to ruchaj i tyle.
 
Harard jest offline