-Garnizon Aldeschloss... - khe khe - wypowiedź krasnoluda przerwał nagły napad kaszlu. - Parszywe zakurzone drogi! Zajedźmy tam i spłuczmy gardła jakimś zacnym trunkiem. Przy okazji spieniężym łupy.
Zirnig łypnął okiem na leżącego na wozie "proroka". Nie wyglądał najlepiej ale dychał i nawet jakoweś groźby mruczał. Nic dziwnego, że nikt za nim nie przepadał. Jak się za uratowanie w pierwszych wypowiedzianych słowach śmierć wieszczy, nie zdobywa się wielkiej przychylności. Trza by mu jakoś usta zamknąć.
- Głodnyś dziadku, masz tu suszoną wieprzowinkę ino przeżuwaj powoli bo ci ostatnie zębiska wylecą. Wieziem cię w bezpieczniejsze strony więc się nie nie strofuj. Ino temu małego tutaj co go zwą "szynka z przodu" nie daj ran oglądać bo on w lekarskim rzemiośle dopiero pierwsze kroki stawia, jeno zapałem brak umiejętności nadrabia.
-Wio gruby. Wio, przebieraj tymi nogami szybciej to ci smakowity obroczek kupię.
Zirnig lekko trzasnął lejcami i cmoknął na konia, który począł maszerować nieco żwawiej. Krasnolud kierował się do garnizonu. |