Monique Dominic kroczył pewnie przed siebie, dziś przypadła mu w rola prowadzącego. Nie mógł okazać żadnej słabości, był na widelcu swojego klanu – tłumu który tupał głośno i pokrzykiwał za jego plecami, tłumu który mógł go dziś uznać królem nocy lub w zamian za kompromitację, w jednej chwili mógł pożreć go i wszystko to, co do tej pory stworzył. Monique wiedziała o tym i czuła tą niecodzienną presję w jego zachowaniu.
- To mówisz, że coś Ci się dzisiaj przytrafiło nie miłego…- powiedział z przykrością odczuwalną w głosie – Czuję że coś Cię boli. Mi możesz powiedzieć. Wiesz, że Ty też możesz na mnie liczyć. – Przyłożył policzek do jej skroni i zanurzył się w zapachu jej włosów. |