Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2012, 10:34   #128
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
- O w pytę nietoperza! wrzasnął przerażony kultysta, odwracając się w odpowiedzi na dziecinną sztuczkę Zebedeusza. Oto Lienz uzyskał dowód, że poza Maximillianem pozostałe jego sługi nie będą grzeszyły inteligencją. Korzystając z sytuacji podbiegł prędko dukając jakieś słowa pewnie dla odwagi i uderzył ciołka, jakby plaskaczem od tyłu, w łeb. Tamten padł jak rażony na ziemie, niczym kultystka w kaplicy. Co ten chłopak w sobie ma, że wrogowie jeden po drugim padają przy nim, jak muchy? Zabedeusz podniósł swój miecz, niczym Mordrin jakiś czas temu i wykonał wykańczający cios, później drugi, no i trzeci dla pewności. Teraz już wróg nie powstanie. Żak poradził sobie sam, kompletnie bez pomocy Tiluscha, do którego zaraz po wszystkim powrócił.



Na pomysł przechytrzenia wroga wpadł również Mordrin. Jego przeciwnik miał jednak ciut więcej szczęścia. Jakimś cudem zszedł z linii ciosu, gdy khazad ukazał swe faktyczne intencje. Zaczęła się walka Mordrin zaciekle atakował, tamten tylko odpierał mordercze ciosy. Próbował kontrować co jakiś czas, jednak z mizernym skutkiem. Trzeba by było być żelaznej kondycji i formy, by ujść z takiej potyczki z życiem. Kultysta nie był. Z każdą sekundą, z każdym natarciem, jego możliwości przeżycia malały. Podniósł swój miecz na zabójcę, musiał więc skończyć jako jego ofiara. Skończył jako dwie ofiary. Ofiara górna i ofiara dolna, rozdzielone precyzyjnym cięciem. Gdy już się rozprawił z nim spojrzał na zamknięte drzwi. Dobywały się z nich odgłosy, głównie biadolenie i pojękiwanie.



Przy wejściu toczył się zacięty pojedynek. Można było porównać dwa sposoby walki. Latające, potężne cepy Alberta i wyważone, spokojne uderzenia Knuta. Które okażą się efektywniejsze? A może kultyści przystąpią do kontrataku? Wymiana ciosów trwała niemałą chwilę, uniki, parowania, wszystko tu było. W końcu jeden z ciosów odmienionego włóczęgi dosięgł celu. Potężne uderzenie z góry zmiażdżyło bark wroga, gruchot kości został zagłuszony przez krzyk bólu. Kolejny zamach Alberta i młot znalazł się z boku głowy wrzeszczącego, kończąc jego krzyk i w ogóle żywot.



Zaraz po tym Lynre zaszarżował wspomagając kompana, przymierzył nisko, by wytrącić z równowagi ostatniego strażnika drzwi. Zrobił to na tyle dobrze, że tamten na moment odwrócił uwagę od Knuta. Na zbyt długi moment. Berdysz Szłomnika przeszedł przez szyję oponenta. Krew kolejny raz bryznęła. Walka była ciężka, ale to pewnie dopiero przedsmak kolejnych.



W między czasie Melissandra odkryła w jak ciemnej dupie się właśnie znalazła. Kusznik, jednak teraz z mieczem zbiegł i znalazł się tuż przed nią. Zaczęło się dobrze, przyczajona lekko Stregazza wykonała pchnięcie i to pchnięcie które doszło do celu. Rana była niestety zbyt płytka, by powstrzymać wroga. Rozpoczął on natarcie. Ciężko rannej, osłabionej dziewczynie z wielkim trudem szło parowanie ciosów. Z tyłu próbował ją wspierać Detlef, wyciągnął kuszę i próbował mierzyć tak by minąć bełtem szlachciankę. Nie było to zbyt łatwe, parę razy wystrzelił, niecelnie. Kobieta traciła siły i szybkość. Jeden raz była zbyt wolna... miecz zagłębił się w jej ciele. W momencie bronie wypadły z jej ręki, przyklękła. Na dokładkę otrzymała solidny kopniak w głowę. Kultysta miał zamiar zepchnąć tak Melissandrę by powalić i Detlefa. Skutecznie. Kobieta podcięła nogi szlachcicowi i oboje sturlali się na sam dół. Dość mocno ich to zejście dodatkowo pokiereszowało. Tuż za nimi biegł ich oprawca, by dokończyć swego dzieła. Na samym dole wbił jeszcze miecz w nieprzytomnego Detlefa.



Całe szczęście nie dokończył swego dzieła, gdyż zauważył Knuta i Alberta, tak samo jak i oni ujrzeli jego. Wściekli ruszyli w sukurs nieprzytomnym. Rozpoczęli szaleńczy atak, który musiał się szybko zakończyć. Teraz już przeciwnik nie był w tak dobrej pozycji, wpierw się bronił, raniąc nawet lekko Alberta. Później widząc, że nie jest dobrze chciał się wycofać, jednak berdysz Szłomnika mu na to nie pozwolił. Jedno cięcie, zaraz po nim drugie i ostatni wróg padł nieżywy.



Lynre i Szłomnik byli potwornie zmęczeni, ale żywi, a to było najważniejsze. Sprawdzili stan szlachciców, jeszcze oddychali, ale już ledwo, ledwo.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 18-01-2012 o 10:36.
AJT jest offline