|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
17-01-2012, 08:42 | #121 |
Reputacja: 1 | Drużyna się rozproszyła. Przy wyważonych drzwiach swe starcie powadzili Knut z Albertem. Przeciwnik był już zacniejszy niż kobietki w kaplicy, bardziej wymagający. Albert machał swym nowym nabytkiem zbyt zamaszyście, widać było, że nie do końca wie, jak sprawnie posługiwać się taką bronią. Chyba ostatnie wydarzenia pozwoliły mu zbyt bardzo uwierzyć w swe umiejętności. Jeden plus był taki, że jego młot do tej pory nie pozwolił się zbliżyć przeciwnikowi. Tak samo jak berdysz Szłomnika. Obydwaj trzymali swych oponentów na dystans, przynajmniej, jak do tej pory. Trwał impas, jednak z pewnością, za moment krew się poleje. Obok nich przemknęła jednoucha Melissandra, a tuż za nią utykający Detlef. Poszło im to sprawnie i choć Detlef myślał, by nadziać sobie jakiegoś kultystę po drodze, to zmienił szybko zdanie bojąc podejść się w pobliże Alberta. Poza tym musiał pędzić osłaniać ‘swoją’ szlachciankę. Tylko jak ją osłaniać na tych wąskich schodach. Jedynie ataki z tyłu, ale by ktoś przybył z tyłu, musiał by wpierw powalić któregoś z dzielnych wojowników. Za pewne kolejny raz przeklął dzień w którym ją poznał i ‘dostał’ pod opiekę. Stregazza, choć ciężko ranna, pędziła na pojedynek. Pragnęła rozlać kolejna krew, tylko czy w takim stanie będzie miała taką możliwość. Przeciwnik będzie cięższy, w lepszej pozycji na schodach, a ona sama ranna. Potyczka była już blisko, słyszała już wyraźne kroki zbiegającego z góry kusznika. Mordrin zbiegł na sam dół w poszukiwaniu Maximilliana, był tak zaślepiony możliwością ubicia go, że nie słuchał już nikogo. Oczyma wyobraźni widział już, że go dekapituje. Tylko najpierw trzeba dziada znaleźć. Przeczucie mówiło mu, że jest na dole, popędził więc tam. Ujrzał już drzwi, jednak ni stąd ni z owąd, gdy tylko popędził w ich kierunku zza pleców wyskoczył mu przyczajony strażnik. Zadał on krasnoludowi haniebny cios w plecy. Haniebny aczkolwiek skuteczny, Khazad poczuł ból i spływającą krew. Obrócił się szybko, przyjął pozycję i spojrzał na przeciwnika wściekłym wzrokiem. W ten czas tuż przy wejściu Zebedeusz starał się zająć Tiluschem. Szło mu to całkiem sprawnie, nikt już nie strzelałz góry. Tylko, czy da radę ukończyć swe ważne zadanie? Nagle przybiegł tu jeden z kultystów, musiał on patrolować teren i usłyszeć huk wyważanych drzwi. Stanął jak wryty, gdy ujrzał Archibalda i Tiluscha. Po chwili zmierzył się wzrokiem z uczonym i sądząc, że jednak nie stoi na straconej pozycji, przygotował miecz do ataku. Tilusch oparł się jedną ręką o mur. Wciąż był wyraźnie osłabiony, głowa mu ciążyła, co jakiś czas opadając. - Brońmy się! – wydukał cicho. Próba zdobycia dzwonnicy, nie była jak do tej pory zbytnio imponująca. |
17-01-2012, 09:42 | #122 |
Reputacja: 1 | Zebedeusz początkowo przestraszył się a potem uśmiechnął się szeroko. Wziął Tiluscha za siebie i patrząc z totalną ignorancją i pogardą dla przeciwnika, wskazał mieczem ... jakby za kultystę: - No w końcu .. draniu - skierował słowa do kultysty - .. to jest Baldir.. kransoludzki zabójca, phi zajmij się nim - Archibald mówił do wyimaginowanego krasnoluda, licząc że kultysta jest debilem i się odwróci lub zawaha, oczywiście pokazując chcąc by "debil" odwrócił się lub chociaż spojrzał Oczywiście nikogo nie było, ale sztuczka poznaj mojego przyjaciela co Ci wpierdol spuści nie raz działała. A wtedy Zebedeusz atakuje mendę... zawsze większa szansa.. a może i Tilush się ocknie i mu pomoże...
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |
17-01-2012, 12:36 | #123 |
Reputacja: 1 | Jej pozycja nie była najlepsza. Uświadomienie sobie tego faktu zabrało jej nieco więcej czasu niż powinno. Winę bez namysłu zrzuciła na ranę i swój brak doświadczenia bojowego. Przynajmniej miała przy sobie Detlefa, rannego bo rannego ale zawsze stanowiącego jakąś pomoc. Stanęła tak by nie było jej widać ze schodów. Czekała cierpliwie, szepcząc w myślach ciche modlitwy do Khaina. Gdy kusznik odda swój pierwszy strzał w kierunku walczących, zaatakuje. Jeżeli tego nie zrobi, a zamiast strzelać sam sięgnie po miecz lub co on tam miał poza kuszą, wtedy odczeka aż znajdzie się w jej zasięgu. Gdy zdecyduje, że nie zrobi żadnej z tych rzeczy... Tym Melissandra postanowiła martwić się gdy już takowa sytuacja nastąpi.
__________________ “Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.” |
17-01-2012, 14:29 | #124 |
Reputacja: 1 | Mordrin ujrzał nowego przeciwnika. I tym razem znów zgubił go temperament. Dał się zaskoczyć a to można przypłacić życiem. Zrobił kilka kroków wstecz odrzucił łańcuch za siebie i sięgnął po miecz. Widać było że cios go zdezorientował. Mordrin wyglądał jakby nie wiedział gdzie jest, z kim walczy lecz było inaczej. Oczywiście doznał obrażeń, nie pierwszy raz... Był jednak zdeterminowany. Przyszedł tu z zamiarem zaskoczenia przeciwnika i miał pomysł jak to osiągnąć. W końcu nigdy nie jest za późno aby nauczyć się choć odrobiny cierpliwości. -Ech... czyli musisz być dumny z siebie... zabijesz... ahh... zabijesz zabójce trolli. Heh! Takiego starego jak ja? Ja to już unikam trolli a częściej szukam karczmy... Mordrin odsunął się wcześniej żeby móc zwieść przeciwnika. W sumie khazad miał tyle blizn, że nawet pobratymiec miałby trudności z odgadnięciem jego wieku. Zabójca opadł jakby z sił i oparł się o miecz. W rzeczywistości nie tracił czujności i spode łba obserwował strażnika. Czekał jak ten się zbliży i uniesie broń. ~Mordrin wytrzymaj, ubijesz dziada, już czujesz smak jego upokorzenia i porażki... no ale jak sie bedzie tak ociągał to nie wytrzymam, przysięgam!~ |
17-01-2012, 15:28 | #125 |
Reputacja: 1 | Starcia nie rozstrzygnęły pierwsze ciosy - przeciwnik przyjął szarżę i wybronił się przed jej impetem. Tym razem Knut miał przed sobą wroga bardziej wymagającego, niż tamte czarcie suki ze sztyletami. Szkolonego wojownika, człowieka znającego zasłony i uniki, potrafiącego odgryźć się nieuważnemu przeciwnikowi. Pełen zapału chłopak uznał to za wyzwanie. Należało jednak zmienić sposób walki. Zamiast z werwą ponawiać ataki, Knut uważniej wycelował, szukając luki w obronie strażnika. Gdy taka się pojawiła, berdysz rąbnął w nią potężnie.
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań. Ostatnio edytowane przez JanPolak : 17-01-2012 o 16:23. Powód: styl |
17-01-2012, 18:49 | #126 |
Reputacja: 1 | Gromiec był ciężki sam w sobie. Był to w końcu potężny kawał żelastwa. Chodziło się z nim bardzo niewygodnie. Jeszcze gorzej walczyło. Albert nigdy nie wojował dwuręczną bronią. Zawsze zwinnie potrafił machnąć czymś co mieścił w dłoni. Albert był jednak przekonany, że dzięki temu, że właśnie jest to młot uda mu się zwyciężać. Przecież to nie tylko broń. To też symbol Sigmara. Między innymi to właśnie tym kierował się włóczęga. Iść śladami pierwszego władcy Imperium. Kroczyć jego ścieżkami i upodabniać się do niego. Zaatakował ponownie. Wziął zamach i uderzył potężnie od góry, atak był niezręczny, jednak młodzieniec włożył w niego dużo siły. |
17-01-2012, 21:25 | #127 |
Administrator Reputacja: 1 | To, że Melissana szla przed nim, miało pewne zalety. Przede wszystkim kusznik, gdyby miał do kogoś strzelić, z pewnością oddałby strzał do idącej z przodu osoby. Z drugiej strony... Wystarczyłoby, żeby kusznik, mając odrobinę szczęścia, zepchnął Tileankę ze schodów, to spadliby oboje, a na dodatek Detlef znalazłby się na spodzie. W niektórych sytuacjach taki układ ma pewne pozytywne aspekty, ale nie podczas upadku ze schodów. Pozostawał jeszcze kwestia wejścia na samą górę. Istniała niemal pewność, że ten, kto wystawi głowę, straci ją. Niekoniecznie w przenośni. Ale życie na pewno. W tym momencie Detlef zaczął żałować, że nie powstrzymał Mordina przed zarżnięciem fałszywej kapłanki, która wpadła im w ręce. Byłaby idealna, by ruszyć przodem na spotkanie z towarzyszem w wierze. I na spotkanie ze swym bogiem. No ale stało się. Detlef schował lewak i chwycił w rękę stołek, a potem zaczął się wspinać po schodach. Miał nadzieję, że wrzucony mebelek odwróci na chwilę uwagę kusznika, a wtedy uda się go dopaść bez strat własnych. |
18-01-2012, 10:34 | #128 |
Reputacja: 1 | - O w pytę nietoperza! wrzasnął przerażony kultysta, odwracając się w odpowiedzi na dziecinną sztuczkę Zebedeusza. Oto Lienz uzyskał dowód, że poza Maximillianem pozostałe jego sługi nie będą grzeszyły inteligencją. Korzystając z sytuacji podbiegł prędko dukając jakieś słowa pewnie dla odwagi i uderzył ciołka, jakby plaskaczem od tyłu, w łeb. Tamten padł jak rażony na ziemie, niczym kultystka w kaplicy. Co ten chłopak w sobie ma, że wrogowie jeden po drugim padają przy nim, jak muchy? Zabedeusz podniósł swój miecz, niczym Mordrin jakiś czas temu i wykonał wykańczający cios, później drugi, no i trzeci dla pewności. Teraz już wróg nie powstanie. Żak poradził sobie sam, kompletnie bez pomocy Tiluscha, do którego zaraz po wszystkim powrócił. Na pomysł przechytrzenia wroga wpadł również Mordrin. Jego przeciwnik miał jednak ciut więcej szczęścia. Jakimś cudem zszedł z linii ciosu, gdy khazad ukazał swe faktyczne intencje. Zaczęła się walka Mordrin zaciekle atakował, tamten tylko odpierał mordercze ciosy. Próbował kontrować co jakiś czas, jednak z mizernym skutkiem. Trzeba by było być żelaznej kondycji i formy, by ujść z takiej potyczki z życiem. Kultysta nie był. Z każdą sekundą, z każdym natarciem, jego możliwości przeżycia malały. Podniósł swój miecz na zabójcę, musiał więc skończyć jako jego ofiara. Skończył jako dwie ofiary. Ofiara górna i ofiara dolna, rozdzielone precyzyjnym cięciem. Gdy już się rozprawił z nim spojrzał na zamknięte drzwi. Dobywały się z nich odgłosy, głównie biadolenie i pojękiwanie. Przy wejściu toczył się zacięty pojedynek. Można było porównać dwa sposoby walki. Latające, potężne cepy Alberta i wyważone, spokojne uderzenia Knuta. Które okażą się efektywniejsze? A może kultyści przystąpią do kontrataku? Wymiana ciosów trwała niemałą chwilę, uniki, parowania, wszystko tu było. W końcu jeden z ciosów odmienionego włóczęgi dosięgł celu. Potężne uderzenie z góry zmiażdżyło bark wroga, gruchot kości został zagłuszony przez krzyk bólu. Kolejny zamach Alberta i młot znalazł się z boku głowy wrzeszczącego, kończąc jego krzyk i w ogóle żywot. Zaraz po tym Lynre zaszarżował wspomagając kompana, przymierzył nisko, by wytrącić z równowagi ostatniego strażnika drzwi. Zrobił to na tyle dobrze, że tamten na moment odwrócił uwagę od Knuta. Na zbyt długi moment. Berdysz Szłomnika przeszedł przez szyję oponenta. Krew kolejny raz bryznęła. Walka była ciężka, ale to pewnie dopiero przedsmak kolejnych. W między czasie Melissandra odkryła w jak ciemnej dupie się właśnie znalazła. Kusznik, jednak teraz z mieczem zbiegł i znalazł się tuż przed nią. Zaczęło się dobrze, przyczajona lekko Stregazza wykonała pchnięcie i to pchnięcie które doszło do celu. Rana była niestety zbyt płytka, by powstrzymać wroga. Rozpoczął on natarcie. Ciężko rannej, osłabionej dziewczynie z wielkim trudem szło parowanie ciosów. Z tyłu próbował ją wspierać Detlef, wyciągnął kuszę i próbował mierzyć tak by minąć bełtem szlachciankę. Nie było to zbyt łatwe, parę razy wystrzelił, niecelnie. Kobieta traciła siły i szybkość. Jeden raz była zbyt wolna... miecz zagłębił się w jej ciele. W momencie bronie wypadły z jej ręki, przyklękła. Na dokładkę otrzymała solidny kopniak w głowę. Kultysta miał zamiar zepchnąć tak Melissandrę by powalić i Detlefa. Skutecznie. Kobieta podcięła nogi szlachcicowi i oboje sturlali się na sam dół. Dość mocno ich to zejście dodatkowo pokiereszowało. Tuż za nimi biegł ich oprawca, by dokończyć swego dzieła. Na samym dole wbił jeszcze miecz w nieprzytomnego Detlefa. Całe szczęście nie dokończył swego dzieła, gdyż zauważył Knuta i Alberta, tak samo jak i oni ujrzeli jego. Wściekli ruszyli w sukurs nieprzytomnym. Rozpoczęli szaleńczy atak, który musiał się szybko zakończyć. Teraz już przeciwnik nie był w tak dobrej pozycji, wpierw się bronił, raniąc nawet lekko Alberta. Później widząc, że nie jest dobrze chciał się wycofać, jednak berdysz Szłomnika mu na to nie pozwolił. Jedno cięcie, zaraz po nim drugie i ostatni wróg padł nieżywy. Lynre i Szłomnik byli potwornie zmęczeni, ale żywi, a to było najważniejsze. Sprawdzili stan szlachciców, jeszcze oddychali, ale już ledwo, ledwo. Ostatnio edytowane przez AJT : 18-01-2012 o 10:36. |
18-01-2012, 15:33 | #129 |
Reputacja: 1 | Knut doskoczył do pary nieprzytomnych szlachciców. Nie znał się na zajmowaniu rannymi i całkiem nie wiedział, co należy przy nich zrobić. Przystawić palec do szyi, żeby sprawdzić, czy żyją? Ale przecież żyli – głuche jęki i tryskająca z ran krew świadczyły o tym dobitnie. - Bert, cho no tu! – krzyknął nerwowo – Bo ty się na felczerstwie znasz, to weź coś zrób z nimi. Bo przecie ich tak nie zostawimy, żeby pozdychali jak psy! Chłopak spodziewał się, że podochocony zwycięstwem Albert będzie się palił bardziej do bitki, niż opatrywania. Lecz stan tej dwójki wyglądał groźnie, mogli nie doczekać pomocy od kapłanek. - A ja polecę na dół, bo tam Mordin… i kapłanki… sprowadzę je! Po czym dodał: - I dzięki za tego – wskazał głową pokonanego wspólnymi siłami strażnika.
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań. |
19-01-2012, 10:11 | #130 |
Reputacja: 1 | Żak uśmiechnął się tylko, ale jego oczy były zimne niczym lód. Gdy się już odwracał do Tiluscha, wszystko wróciło do normy. Znów był Zebedeuszem, zwykłym przerażonym człowiekiem. Wziął rannego pod ramię i zaczął iść, ale wiedział że to jego towarzysz miał prowadzić. - Tilusch prowadź.. będę Cię wspierał .. - miał dodać "ochraniał" lecz odpuścił sobie bo zabrzmiało by to śmiesznie po prostu Najchętniej to by się udał gdzieś ze szlachcianką sam na sam i znów podyskutował. Na tym "poletku" czuł się bezpieczniejszy i pewniejszy, bowiem w końcu słowo czy pisanie, czy to mówione było jego prawdziwym orężem.. Uśmiechnął się na myśl o Mel, i jej minie kiedy ją poklepał. Tak.. jesteś złym człowiekiem Zebedeuszu.. Nagle wszystkie zmartwienia, strach uleciały chwilowo.. wrócą.. Zebdeusz wiedział że wrócą, muszą wrócić. Szedł dalej, ostrożnie, nie chcąc by jego towarzysz upadł..
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |