Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2012, 18:55   #228
Fenris
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
Grunt praktycznie palił się pod nogami Cadarna Ursa, gdy ten wychodził z Orthanku. Nie dość, że sytuacja się komplikowała, to jego obłęd, bo nie mógł uwierzyć, że jego ojciec faktycznie nawiedza go z poza grobu, dawał o sobie znać w coraz to gorszych sytuacjach. - Dobrze, że walce mam czystą głowę - pomyślał, prawie biegnąc do namiotu Getha.
Czymkolwiek one nie były, ich przesłanie było jasne dla tego dumnego niegdyś wojownika. Nadszedł czas wyboru.

Do namiotu dotarł, gdy ten był już przeszukiwany przez gondorskich zbrojnych, przez co zaczął się mocno niepokoić, jeśli gondorczycy znajdą Getha przed nim, pewnie będzie wisiał jeszcze tego samego wieczoru. Jego rodacy stali w pobliżu, bez słowa obserwując jak ich niedawni wrogowie przeszukując namiot jednego z nich. Cadarn złapał jednego z nich i kazał przyprowadzić Getha do miejsca poza obrębem twierdzy, gdzie będzie mógł z nim spokojnie porozmawiać. Czuł na plecach wzrok wysłanych za nim żołnierzy, jeszcze inni szukali Getha na własną rękę i mimo, że Dunlandczycy nie byli skorzy do pomocy, prędzej czy później mogło im się to udać.

Po kolejnych kilkunastu minutach poszukiwań, jeden z jego ludzi zaprowadził go do przypadkowego namiotu, gdzie znalazł poszukiwanego zwiadowcę. Był martwy.

Cadarn przyklęknął przy ciele jedynego Dunlandczyka, któremu mógł, choć w pewnym stopniu, zaufać. Jego myśli pędziły z szybkością, która zdziwiła nawet jego samego. Ktoś szukał księgi, tego był już pewnien. I wyglądało na to, że wie gdzie szukać, a to oznaczało, że jego życie było w niebezpieczeństwie nie tylko ze strony gondorczyków.
- Wiedziałem, że cholerne księgi to nic dobrego! - Pomyślał ze złością.

Zebrał kilku najbliższych ludzi i przedstawił im plan który wymyślił na prędce. Skoro ktoś faktycznie szukał księgi i zabił człowieka, który przynajmniej oficjalnie ją miał, mógł z zabójcy zrobić kozła ofiarnego. Logicznym było, że ten ktoś prędzej czy później przyjdzie do niego sam, wystarczyło więc jedynie zastawić pułapkę. Cadarn popytał jeszcze czy ktoś z jego rodaków nie widział kręcących sie w okolicy podejrzanych osobników, jednak poza potwierdzeniem, że ktoś faktycznie podpytywał o księgę, dowiedział się niewiele.

Pozostawało tylko czekać, Cadarn poruszał się po całym obozie udając, że cały czas czegoś szuka, wiedział, że wciąż jest obserwowany przez Gondorczyków. Rozważał, czy faktycznie nie oddać księgi Gondorowi, wszak on nic z nią zrobić nie mógł, chciał jednak aby to się stało na jego warunkach. Mógł oczywiście oddać księgę orkom, ale nawet bez swoich wizji wiedział, że na dłuższą metę taki sojusz nie mógł przetwać. Gondor, z drugiej strony, mimo swoich szumnych zapowiedzi, nadal traktował go jak sługę, a nie sojusznika, i mimo, że to było więcej niż sam się spodziewał, nie miał wątpliwości jak będzie wyglądała "autonomia" Dunlandu. Wydawało się, że jest to sytuacja bez wyjścia. Cadarn musiał w jakiś sposób zmienić tok myślenia, znaleźć rozwiązanie, którego wcześniej nie widział...Usiadł koło swojego namiotu i zapatrzony w niebo pozwolił sobie na chwilę zamyślenia.

Gdy wraz z rodakami rozpoczynał kampanię wojenną, nie miał żadnych wątpliwości. Wiedział, że dumnie kroczy jedyną słuszną drogą dla kogoś takiego jak on. Po późniejszej klęsce zaprzedał te ideały w imię zemsty, która wydawała mu się jedyna panią godną jego imienia. Gdy jednak późniejsze dni komplikowały jego proste życie jeszcze bardziej, zaczął tracić orientacje, wydawało mu się, że porusza się po omacku pośród tych wszystkich wzniosłych idei, wpajanych mu od dziecka. To co wcześniej uważał za zdradę Herumora, teraz, gdy emocje wyblakły, wydawało się po prostu koniecznością ze strategicznego punktu widzenia. Wrodzona nienawiść do Gondorczyków okazywała się niczym innym jak tylko zadawnionymi urazami wyssanymi z mlekiem matki. Honor...tradycja...to tylko puste słowa. Zrozumiał, że nie miał nic...i wtedy nastąpiło objawienie.

Syn Amrotha wreszcie zrozumiał to, czego pragnął nauczyć go ojciec i w tej jednej chwili epifanii, Cadarn Urs narodził się na nowo! Wolność, prawdziwa wolność była w zasięgu jego ręki, wystarczyło tylko sięgnąć...Zrozumiał, że do tej pory żył w klatce, w której zamiast żelaznych prętów, wieziły go jego własne przekonania. Szedł przez życie tak jak go tego nauczono, podążał szlakami przetartymi przez innych ludzi, zrozumiał, że tak naprawdę nigdy nie był sobą. Ale to miało się zmienić. Cadarn odrzucił wszystko co jeszcze wczoraj krępowało jego działania, teraz, skoro nie miał nic, nie mógł nic stracić. znowu poczuł się wolny...teraz musiał tylko przekonać do tego innych.

Podnosił się powoli z zamiarem wysłania kogoś, kto zebrał by jego ludzi podszedł do niego niski Rohańczyk, który jak skojarzył Cadarn, stał w pierwszej linii, kiedy on sam walczył z Wulfem na arenie. Gdyby nie to, że tamtem krzyczał coś zapamiętale, mógłby go nie rozpoznać, teraz to jednak nie miało znaczenia. Plan zadziałał...pułapka się zamknęła.
 

Ostatnio edytowane przez Fenris : 18-01-2012 o 18:58.
Fenris jest offline