Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2012, 19:23   #16
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Interesujące...
Dwie kapłanki pozwoliły samcowi rozgrywać sytuację podług jego woli.
- Panie, pozwólcie, że w imieniu naszego domu pozwolę sobie odprowadzić dostojnych gości - Elvolin wygłosił standardową formułkę. Sinqualynspoglądał na przedstawicieli Baenre zimnym i spokojnym spojrzeniem złotych oczu. Typowym dla siebie spojrzeniem i równie typową, nie wyrażającą nic mimiką twarzy. Na moment uniósł brwi ze zdziwienia widząc dziwaczny gest u Elvolina, a skierowany do jedynej drowki wśród gości. Ale to była jedyna oznaka jakichkolwiek uczuć jaką Pierwszy Strażnik przejawił. Gest Elvolina został zauważony, wnioski wyciągnięto z tego i tyle... Sinqualyn nie widział powodu by komentować cokolwiek.
Niemniej kolejne zachowanie Elvolina znów wywołało lekkie zdumienie Sinqualyna. Czarodziej Baenre od tak ich odprawiał? I to narzucając swe zdanie kapłankom? Uprzejmie bo uprzejmie, ale narzucanie zdania było... narzucaniem zdania.
Czarodziej spodziewał się jednak czegoś więcej ze strony przedstawicieli rodu Baenre. Jakichś sugestii co do misji, określenia wymagań, czegokolwiek... Na pewno nie zabawy w odźwiernych.
Dlatego też spojrzenie czarodzieja skupiło się na kapłankach w nadziei, że wykażą ciekawszą inicjatywę niż pożegnanie gości.

Wykazały jakąś, w końcu...
Każda z nich.
To było coś na co Sinqualyn czekał. Dokładne określenie potrzeb. Kobiety wiedziały czego chcą. Dobry znak na przyszłość. Czarodziej uśmiechnął się lekko, może nawet zawiadacko, spoglądając na Faeryl.
Bo czyż nie był magiem bojowym? Nie spędził tak jak Elvolin czasu na podróżach i na badaniu planów. Nie zajmował się czytaniem ksiąg i wróżeniem z kul jak to czynili mistrzowie wróżenia, tacy jak Kelnozz. Nie był magiem akademickim, nie tworzył przedmiotów, nie uczył teorii magii.
Zamiast tego walczył i zabijał.
Walczył wielokrotnie, dowodził podczas wojny, dowodził i po niej. Chronił swoją matką podczas jej nielicznych podróży. Co prawda nie specjalizował się w krzykliwej magii wywoływania, lepiej czując się w bardziej subtelnej dziedzinie magii i tworząc własny sposób pozbawiania życia. Niemniej był magiem wojennym i weteranem, a choć... równie dobrze mógł wpasować się w misję Nauhai, to jednakże niechętnie zdradzał swoje sekrety. Tym bardziej przed samicami obcego Domu.
Skłonił się lekko po wypowiedziach kapłanek. Teraz naprawdę skończyła się ta audiencja.


Gdy “goście” oddalali się od domu Baenre uśmiech na twarzy Sinqualyna wydawał się powiększać i stawać bardziej... złowieszczy. W końcu kilkanaście metrów od siedziby Baenre drowi czarodziej wybuchł głośnym śmiechem, wywołując konsternację i niepewność na twarzach swej eskorty. Ekscentryczność Sinqaulyna była znana, podobnie jak jego wyrachowanie.
Marchewka i kij. Pożądanie i strach. Odwieczna metoda drowek panowania nad samcami.
Ponoć sprawdzone metody są najlepsze, ale... sprawdzają się tylko tych, którzy ich nie zauważają.
Sinqualyn był inny. I być może kapłanki domu Baenre będą miały okazję się o tym przekonać.
Zaczynała się więc partia szachów, Faerylana i Nahuai rzuciły wyzwanie i uczyniły pierwszy ruch.
Czas więc wybrać przeciwniczkę i odpowiedzieć na ich ruch własnym. Sinqualyn już wybrał, pozostało tylko przekonać Matkę Opiekunkę do swego wyboru.
Ostatecznie bowiem, manipulowanie innymi wymaga finezji. A nie brutalnej siły.


Mez’Barris Armgo go oczekiwała.
Drowka przesiadywała w swej prywatnej komnacie, której dyskretny przepych.Drobna w budowie Matka Opiekunka domu przesiadywała na futrze zdartym z planarnej bestii.
Demona, którego ponoć niegdyś pokonała sama w pojedynkę.


Połączenie delikatności i grozy, mające przypominać iż Mez’Barris nie należy lekceważyć.
Sinqualyn skłonił się przed swą panią głęboko i rzekł spokojnym tonem głosu.-Matko Opiekunko.

Drowka przełożyła kusząco nogę na nogę, uniosła lekko brwi sugerując, że będzie całkowicie skupiona.

-Sinqualynie... jak oceniasz swoją wizytę u Baenre? - od razu przeszła do sedna sprawy, nie marnując czas na pogaduszki.

-Baenre wykorzystali zamieszanie, do rozwiązania własnych problemów cudzymi rękoma.- rzekł drow siadając na niewielkim stołeczku z dala od kapłanki.-Misje zlecone przez dom Baenre mają tylko powierzchowne powiązania ze śmiercią Miz’ri. Co jednak nie zmienia faktu, że są powiązane z ostatnim buntem.- drow spokojnym tonem relacjonował swe spostrzeżenia i uwagi.-Większość Domów nie pofatygowało się, by wysłać swoich przedstawicieli. Zamiast tego podesłali najemników. Jedynie Kelnozz z Domu Melarn i Lairel z Domu Mizzrym, reszta to... mniej lub bardziej powiązane z poszczególnymi domami wolne ptaki. Misje zlecone przez Baenre są trzy. Jedna prowadzona przez Elvolina, dotyczy tajemniczych drowów korzystając z magii cienia i rozprowadzających alchemiczne substancje po Menzoberranzan. Ponoć należą oni do Jaezred Chaulssin.- uśmiechnął się ironicznie.-To że właśnie jego wyznaczono do tej misji... jest... intrygujące. Tym bardziej, że podczas krótkiej odprawy Elvolin spoufalał się niezbyt dyskretnie z drowką z Domu Mizzryn. Tego samego, który chlubi się że kontroluje handel w Menzoberranzanie. Działalność Jaezred Chaulssin jest niewątpliwie policzkiem dla tego Domu, a może i dowodem zinfiltrowania go przez wrogie Menzoberranzanowi siły. W kontekście śmierci Matki Opiekunki...- nie dopowiedział więcej, jedynie wzruszył ramionami kontynuując.- Możliwe że dla obojga nich ta misja jest szansą na oczyszczenie się z podejrzeniem o zaniedbania.. lub gorszych.

Mez'Barris machnęła lekko ręką.

-Śmierć Mizz'ri tylko przyspieszyła wydarzenia, które już wcześniej zostały wprawione w ruch. Niemniej jednak zażyłość reprezentantki domu Mizzrym z Elvolinem Baenre jest bardzo interesująca... Jesteś na pewno świadom tego, że Lairel przebywała przez dość długi czas poza Menzoberranzan, podobnie jak Elvolin... tak, to bardzo interesujący zbieg okoliczności. Kontynuuj. - palce prawej dłoni drowki zaczęły muskać jej wargi w geście zamyślenia.

-Kolejna misja, której przewodzi kapłanka Faerylana to bunt wśród niewolników Baenre. Wedle przekazanych nam informacji ,w ostatnich miesiącach wzrosły niepokoje wśród niewolników. A straty przy ich tłumieniu okazały się niepokojąco duże. Ponoć połowa strażników, która udała się w pościg za zbiegłymi niewolnikami, nie wróciła.- stwierdził czarodziej. Przymknął oczy rozważając na głos.-Jest to misja bardzo... ciekawa. Nie dość, że poznanie przyczyn tych buntów i zwiększonej agresji niewolników pozwoli nam uniknąć błędów Baenre to jeszcze... być może uda się poznać słabe punkty panującego Domu. Niemniej wymagane będzie większe zaangażowanie z naszej strony. To misja wojskowa, więc potrzebni będą wojownicy którzy wesprą mnie. Myślałem o kilku... trzech lub czterech magach gwardzistach, których wezmę ze sobą.

Matka opiekunka kiwnęła głową zgadzając się z opinią samca.
-Bardzo trafne uwagi. Możesz oczywiście dysponować zasobami domu, w umiarkowany sposób oczywiście. Czterech gwardzistów to oczywiście niewielki koszt, jednak nie lubię tracić zbyt wielu swoich zabawek, rozumiesz?- spojrzała w oczy Sinqualyna.

-Kontynuuj.- rozkazała po raz kolejny.

-Ostatnia misja to problem, którego rozwiązanie zlecono kapłance Nauhai. Dotyczy ona spontanicznego pojawienia się wielu niewolników, tych których poddano zabiegom naznaczenia faerziness. Osobiście wykluczałbym naturalny proces.-Oczy drowa otworzyły się i złote spojrzenie oczu skupiło się na Matce Opiekunce.-Wspomniano też o...drugiej grupie niewolników, bardzo agresywnej grupie, którą przyjdzie ścigać Faerylanie. Z tych wszystkich zadań, najbardziej opłacalne dla naszego Domu wydaje się... właśnie owo drugie zadanie. Nawet jeśli wymaga, pewnych...hmm... wyrzeczeń, w postaci wydelegowania jeszcze czterech samców.
-Nauhai... wolałabym ją mieć na oku... gdyby podczas misji nie udałoby się powstrzymać niewolników przed jej zaszlachtowaniem... cóż byłaby to oczywista tragedia.- wbrew słowom kapłanka jednak uśmiechnęła się.
-Twierdzisz jednak, że grupa Faerylany może być bardziej opłacalna dla naszego domu... ciekawe... - drowka zaczęła się zastanawiać intensywnie mierząc samca wzrokiem.
-Być może masz rację. Zgadzam się na twoją propozycję- szybka zmiana decyzji nieco zaskoczyła maga, ale być może była to tylko kolejna z gierek Mez'Barris.
Czarodziej skłonił się w milczeniu i ruszył do wyjścia. Na jego obliczu wykwitł lekki uśmieszek.
Ostatecznie, uzyskał wszystko to co chciał, bez podlizywania się Matce Opiekunce Domu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline