Jack postanowił że nie ma sensu więcej podróżować na własną rękę. Mógł jedynie napotkać więcej problemów, a jak to mówią w jedności siła. Czas zakopać topór wojenny i razem przejść przez to piekło. Szedł przez mroczny korytarz z wciąż wyciągniętym pistoletem wymierzonym w mroczną czeluść. Wiedział że grupa nie będzie patrzyć na niego łaskawym okiem, ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Musiał do nich dołączyć. Potrzebują kogoś z bronią, więc nie powinni odrzucić jego propozycji pomocy. Gdy wyłonił się z korytarza ujrzał Shane'a. Tak, lepiej nie mógł trafić...
- Taylor... - mruknął spoglądając na byłego więźnia i opuszczając nieco spluwę - Jak by to powiedzieć - starał ukryć zakłopotanie i strach malujący się na jego twarzy - Wracam do Was. Te korytarze wydają się zbyt mroczne by podróżować samemu - na znak zgody wyciągnął dłoń do Shane'a. |