Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2012, 14:24   #130
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Ciepła posoka nagle chlusnęła z sufitu przypominając Cassio aby nie dał się zaskoczyć. Wojownik mocniej zacisnął w dłoni pałki Maculele powoli, ostrożnie ruszając w kierunku ukrytej postaci. Odgłos, który wydało pomieszczenie zatrzymał na chwilę rosłego murzyna zmuszając go do zatkania uszu. Pisk, płacz, istny skowyt był nie do wytrzymania! Balansując na granicy wytrzymałości capoerista przypomniał sobie, że nie jest tu sam. Że jak teraz straci przytomność nie tylko on może zginąć. Czerwona mgła, niczym krwisty unoszący się z niezapomnianej zbrodni miąższ, skutecznie zasłaniała Montero jego cel. I wtedy do jego umysły wdarła się ta scena...


Mały, przytulny, bezpieczny dziecięcy pokój. Kolorowa tapeta, łóżeczko w kształcie wyścigowego samochodu i zapalona lampka w kształcie Kubusia Puchatka. Kruchy, niewinny, znajomy Cassio chłopiec słodko, z uśmiechem na ustach śpi. I wtedy ktoś przerywa jego błogi sen. Przez drzwi wchodzi śmiejąc się przeraźliwie duży, mięsisty mężczyzna. Chłopiec się budzi i krzyczy z rozpaczy. Woła o litość. O pomstę. Mięśniak zrywa z ekstazą spodnie i silnymi ramionami unieruchamia chłopca. Wyżywa się na nim, zaspokaja. Odrażający czyn wzdryga ciałem Salvadorczyka tak mocno, że ten niemal nie wywrócił się na śliskiej od pożogi podłodze. A w oddali, tle słychać nadal pulsujące złem, nikczemnością ściany starej świątyni. Chłopiec krzyczy, woła o pomoc, ale sapiący człowiek jakby tego nie słyszy dalej zaspokajając swoją chorą rządzę. Po jakimś czasie, który Brazylijczykowi dłużył się niczym godziny, dni, tygodnie chłopiec rzęzi zachrypniętym głosem a wielki, wyżyty już psychopata głaszcze go szepcząc mu do ucha:

- Nie bój się. Jestem przy tobie. Demony już sobie poszły.

Nagle wizja się urywa. Cassio czuje, że po jego policzkach spływają dwie samotne łzy. Czerwona mgła rzednie ukazując skrytego za maską mężczyznę. Ściany nadal pulsują, żyły tętnią a psychopata unosi dwie zaczerwienione od zakrzepłej krwi maczety.

- Zapraszam do tańca... - powiedział bez emocji.

Nagle Montero usłyszał muzykę... Ta przybierała na sile i wyrazistości. Zoom, zoom, zoom... Jak on dobrze to zna. Jak chętnie przy tym ćwiczy w każde lato na plaży. Przyjemnie ciepły piasek, ubrane w bikini krągłości kobiet z ekscytacją oglądających sportowca, muzyka, płynność, gra... Muzyka tak wesoła, tak beztroska, że aż kontrastuje z tym co obecnie Cassio otacza. Chętnie rozbiegłby się wykonując rundaka, po nim przerzut przez plecy i salto otwarte... Ale teraz nie jest na plaży. Jest w piekle gotowy bronić tego w co wierzy. Bronić człowieczeństwa i życia innych. I nagle nie ma już nic. Jest tylko on i jego przeciwnik. Zdecydowany, ale szybki krok, rozgrzane, gotowe do walki ciało, psychika starająca się zapomnieć o głodzie i lśniących klingach, w które uzbrojony jest psychopata.

- Jeszcze tylko chwila. Tylko chwila i będzie po wszystkim... - powiedział do siebie Cassio ruszając do ataku.
 
Lechu jest offline