Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2012, 23:21   #101
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
- Ruszamy dalej. Ryś zostaje. Wola Varunatha - odzywa się Księga i Dzierzba odwraca się ku niemu.

Jego oczy są zimniejsze od lodu, a w twardym i ciężkim jak nagrobna płyta głosie nie ma cienia emocji, gdy wydaje wyrok, podejmuje decyzję. W tym krótkim momencie nienawidzi Księgi bardziej niż czegokolwiek innego. Narzędzie się złamało, narzędzie można wyrzucić. Nie myliła się co do niego. Słusznie się obawiała. Słusznie obawia się nadal. Najemnik jednak nie pokazuje po sobie gniewu, nie pokazuje żalu, nie pokazuje strachu czy wściekłości. Nie, Ryś – niczym lśniące Ostrze pieprzonej Świątyni – rozumie i za to Dzierzba nienawidzi go także.

Albrecht wzdycha cicho, potrząsa nieznacznie głową, na jego twarzy widać wyraz zwykłego, ludzkiego współczucia. Cierń jednak nie zdradza się żadnym dźwiękiem, żadnym gestem. Od jej maski tchnie okrutnym zimnem, pomimo ciepłego poblasku rozsiewanego przez pochodnie. Kara trzyma się jej pleców jak cień, tak samo pełna wyrazu jak tworzone przez koboldów mechaniczne marionetki.

A kierowana impulsem Dzierzba nachyla się nad najemnikiem i całuje go. Szybko, mocno, głęboko.

- Głupiec – szepcze cicho, z goryczą, odsuwając się od niego.

A głupiec mruga do niej porozumiewawczo i uśmiecha się blado, jakby wyszedł mu cholernie wyczerpujący, ale wyborny dowcip, którego puentę znają tylko oni.


* * *


Za ciasnym jak pizda dziewicy korytarzem, otwiera się przestronna sala, zbyt wielka, by blask pochodni i lamp przegnał zalegający w niej mrok. Cienie pożerają wysklepiony strop, lepią się do masywnych, grubych kolumn, zalegają w załomach i regularnych, geometrycznych zdobieniach. Pogłosem odbija się od omszałych ścian głęboki głos bębnów, z suchym trzaskiem pękają pod butami zaściełające posadzkę kości i przez moment Dzierzbie zdaje się, że znaleźli się w trzewiach lewiatana, w żołądku jakiegoś mitycznego stwora, na którego grzbiecie nieświadomi niczego ludzie postawili swoje miasto.

Ostrożnie, cicho stawia stopy. Wypatruje pułapek, wypatruje zwierząt, które na kościanym dywanie pozostawiły ślady swoich zębów, w jeziorze pożółkłej bieli rozgląda się za czymś, co mogłoby być jej przydatne.

Nie może pozwolić sobie na kolejny błąd.


* * *


Głos Rysia zagłusza nawet bębny, tnie nieruchome powietrze jak okrwawiony nóż. To nie jest krzyk – to nieludzkie wycie, wilgotny wrzask złej śmierci i dartego na strzępy mięsa.

Dzierzba oblizuje nagle wyschnięte wargi i poprawia chwyt palców na mieczu ryżego. Wbija złe spojrzenie w mrok, szuka przyczyny.

Zastyga w bezruchu, gdy spomiędzy cieni zaczyna wylewać się morze szczurów.


* * *


Wola Varunatha, powiedział Księga.
Kłamał.
W jego głosie był strach.


* * *


Tylko raz widziała coś podobnego.

Słońce przeglądało się wtedy w kałużach, skrzyło się na powierzchni ciemnego morza i krawędziach złotego imperora, który tańczył pomiędzy grubymi palcami Kotwicy. Z prawdziwie złodziejską cierpliwością czekali aż „Siódma Fala” zawinie do portu. Spłowiały granat ożeglowania, odarty z jaskrawej farby galion uformowany na kształt krakena, którego siedem ramion wbijało się bezlitośnie w burty statku, nienawistne ślepia utkwione w szarych skałach otaczających miasto. Widziała jak Kotwica mruży podejrzliwie oczy, jak krzaczaste brwi łączą mu się prawie w jedną tuż ponad nasadą wydatnego nosa.

- Widzisz? - spytał, kładąc jej rękę na ramieniu.

Widziała. Po chwili ona także widziała. Coś nienaturalnego w sposobie poruszania się nielicznych marynarzy na pokładzie, coś nienaturalnego w głosach, gdy okrzykiwali się z ludźmi znajdującymi się na nadbrzeżu.

- Przechędożyli stadnie niewłaściwą kurwę? - wykrzywiła się złośliwie. - Jak trypra złapali to i na gardziołka mogło im się rzucić. A i z opuchniętym kutasem trudno po olinowaniu popierdalać. A słyszałeś, że Piszczel tego karłowatego ghuna złośliwą francą właśnie umordował? Zachorzałą cipę mu podesłał i...

- Zawrzyj twarz
– warknął zirytowany, a srebrny ząb błysnął pomiędzy jego czarną jak smoła brodą jak spadająca gwiazda.

Odęła usta, prychnęła głośno, ale zamknęła się od razu. Milczeli przez chwilę, przyglądając się zaniedbanemu statkowi.

- Więc co? - spytała już poważnie. - Głód? Bunt?

- Gorzej, Drzazga, gorzej – powiedział cicho, przygryzając wąsa. - Oni tu śmierć przywieźli. Zarazę.

Z ładowni wylała się fala obżartych chorym mięsem szczurów.


* * *



„Siódma Fala” wraca do niej w obrazie szarej, kotłującej się masy drobnych ciał.
Siedem fal. Więcej nawet.

Chudzina rzuca w kierunku jednej z nich coś, co rozlewa się kałużą czerwonego ognia, ona chowa miecz do pochwy i doskakuje do alchemika jednym, długim susem. Chwyta go za nadgarstek, szarpie ku sobie, wskazuje kolejne cele, kolejne fale. Nie życzy sobie utonąć w tym piszczącym morzu, nie zamierza popełnić błędu Rysia i zdechnąć tak głupią, straszną śmiercią.

Księga biegnie. Biegnie Chudzina. Biegnie nawet Kara.
Tylko Cierń kroczy dumnym, zdecydowanym krokiem, niepomna jakby zupełnie ostrych zębów, które zaraz zaczną wgryzać się w jej świętobliwy tyłek.

Dzierzba chce biegnąć także.
Dzierzba potrzebuje jednak Cierń.
Zawraca.

Później za cholerę nie będzie potrafiła powiedzieć jak to zrobiła, nie będzie potrafiła powtórzyć tego prawie niemożliwego skrętu ciała, gdy uderza w kapłankę i przerzuca ją w żołnierskim chwycie przez plecy, gdy zwija się w miejscu i jak zwolniona sprężyna zaczyna pędzić ku drzwiom. Uwierają ją w kark dwa sztylety Cierń, w skórę wbijają się kolce jej żelaznej maski, haczą zdobienia szaty. To nie jest ważne. Ważne są uchylone drzwi i kałuże ognia, pomiędzy którymi trzeba lawirować. Ważny jest równy oddech i stopy, które pewnie uderzają o posadzkę.

I dwie fale, które za moment zaleją je rozżartą, piszczącą masą.
Nie zdążą.

Jej ostry, przenikliwy gwizd zlewa się w jedno z krótkim poleceniem Cierń: „Puść!” Dzierzba nie zatrzymuje się nawet, gdy bez wahania spełnia rozkaz i bezceremonialnie zrzuca ją na ziemię.

Jeszcze kilka metrów.
Obok pojawia się Kara, rzucając dziewczynie upuszczoną przez nią wcześniej pochodnię.

Jeszcze kilkanaście kroków.
Pochodnia i zakrzywiony, rzeźnicki nóż zaczynają zataczać krótkie, oszczędne łuki.

Jeszcze trochę...
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 20-01-2012 o 21:27. Powód: Błędy, literówki, niezgrabności i totalne bzdury :)
obce jest offline