Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2012, 11:23   #103
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Miasto Kreda, gdzieś w podziemiach pod miastem


Futrzana rzeka furii. Furii drobnych pazurków i ostrych siekaczy. Furii czerwonych, gorejących nienawiścią, paciorkowatych oczu.

Księga już jest przy wpółotwartych wrotach, prześlizguje się przez szeroką szczelinę, napiera na drzwi z drugiej strony ponaglając resztę krzykiem.

Bębny grają swoją melodię!

Dzierzba, Cierń i Kara próbują przedrzeć się przez czeredę gryzoni. Kopniakami, pochodnią, ostrzami miecza. Albrecht, już jest przy drzwiach i próbuje pomóc swoimi alchemicznymi pociskami. Flakonik rozbija się nieco za daleko, ale i tak robi swoje. Gwałtowny mróz ścina drobne ciała szczurów, a zapomnianą salę koboldów wypełniają piski ginących zwierząt. Tak!

Buty miażdżą małe czaszki! Kopniaki odrzucają kolejne gryzonie w dal! Ostrza mieczy broczą czerwienią! Ale to nie wystarcza. Drobne siekacze są ostrzejsze, niż się wydaje. Tną ubrania bez najmniejszego problemu, a skórzane pancerze po dłuższej szarpaninie. Znaczą ciała ludzi pierwszymi, na razie płytkimi ranami. Szczury skaczą wyżej i są szybkie i niezmordowane. Już nie tylko nogi, ale i ręce i twarze uciekających mogą stać się celem ataku. Jedno z dzikszych zwierząt wskakuje Cierń na jej kolczastą maskę. Siła skoku pozwala stalowemu kolcowi przebić ciałko i przez chwilę zdychający szczur wisi na twarzy kapłanki brocząc metal swoją krwią.

Albrecht nie może czekać dłużej! Przeskakuje na drugą stronę wrót i napiera na nie razem z Księgą.

Bębny zwalniają swój rytm!

W końcu i kobietom udaje się przedostać przez bramę. Pomagają mężczyznom zamknąć drzwi. Kara i Dzierzba odpychają, kroją i depczą nieliczne szczury, którym udaje się wśliznąć przez zamykane drzwi.

Łup!

Głuchy odgłos oznajmia, że wrota zostały zamknięte. Udało im się uciec przed morderczą falą gryzoni.

Oddechy zwalniają. Rany zadane szczurzymi zębami zaczynają piec w zetknięciu z potem. Kara ma zlepione krwią włosy. Jeden z gryzoni poszarpał jej kawałek lewego ucha. Lewy rękaw jej skórzni jest poszarpany i okrwawiony, ale to w większości krew gryzoni.
Dzierzbę pieką nogi. Kilka szczurów przegryzło się przez osłonę i pokąsało wojowniczkę po łydkach i udach. Jeden chapnął też prawą dłoń, z której cieknie strumyczek czerwieni.
Również Cierń oberwała. Kilka ugryzień na rękach, kilka na łydkach i udach.

Ale i tak mieli szczęście. Żyją. Chociaż Maraja była blisko.

Słyszą swoje przyśpieszone oddechy, słyszą stłumione piski i chrobotania szczurów próbujących bez skutku sforsować zatrzaśnięte im przed nosami drzwi. Właśnie.

Nie słyszą bębnów.

Rytmiczne - Łup! Łup! Bum! Bum! - ucichło.

Upewniwszy się, że są na razie bezpieczni przed szczurami, mogą w końcu zwrócić uwagę na to, gdzie się znaleźli.


* * *


W migotliwym świetle pochodni zorientowali się, że stoją na szczycie szerokich schodów. Zniszczone, spękane i wykruszone stopnie prowadziły w dół do kolejnej sali, tym razem nie aż tak dużej, jak ta, przez którą przebiegli, lecz i tak niemałych rozmiarów. Sala, jak mogli się zorientować, miała okrągły kształt. Na jej środku ujrzeli coś, co wzbudziło w nich zarówno dreszcz obrzydzenia, jak i grozy.

Statua. Posąg. Wysoki, jak dwóch mężczyzn, ciemny, niezbyt wyraźny. Posąg miał, to widzieli wyraźnie, łeb jakiegoś zwierzęcia, zapewne szczura, cztery rogi i cztery łapy. Bathar. Bez wątpienia. Stara podziemna budowla koboldów, zajęta później przez wyznawców upadłego Aspektu, stała się ich świątynią. Podczas wojen Uzurpacji – jak domyślali się Cierń i Nawrócony – zapewne została przeoczona przez zwycięzców. A teraz ktoś próbował obudzić jej dawną świetność.

Wokół posągu paliły się pochodnie. Ich blask był zimno-błękitny. Efekt domieszek alchemicznych, które Albrecht znał doskonale, albo praktykowania zakazanej magii, – o czym z kolei mogła wiedzieć Cierń. Obok pochodni stały bębny, ale nie było widać nikogo, kto by na nich grał.

Widzieli za to dwa ciała zwisające w zaciśniętych łapach posągu. Bezwładne, na pewno martwe.

Zachowując najwyższą ostrożność podeszli nieco bliżej, by przyjrzeć się ciałom. W każdej chwili spodziewali się jakiegoś ataku, nic więc dziwnego, że każdy ruchliwy cień, każde echo ich kroków, powodowało, że odwracali się gwałtownie w stronę zjawiska. Ale nikt nie zaatakował.

Światło pochodni padło na twarze ludzi trzymanych przez posąg w łapach. Spomiędzy szponiastych, zaciśniętych paluchów spływała ciepła jeszcze krew i skapywała dwoma strumyczkami w dół, by specjalnymi rynienkami wpływać do kratek u stóp posągu.
Jedną twarz znali wszyscy. Brodaty uciekinier, którego ścigał Ostrze i Cierń na targowisku tak wydawałoby się niedawno. Pogruchotany, zmiażdżony, jak orzech w wynalazku z południa służącym do miażdżenia jego skorupek. Drugiego trupa mogła zidentyfikować Dzierzba. Zachlapana, wykrzywiona agonią twarz należała do Kołtuna – jednego z szefów lokalnego podziemia, który tak nieelegancko potraktował Dzierzbę w burdelu u Migotki.

Łapy potwornego posągu przykuły ich uwagę. Od spodu nie przypominały rąk czy zwierzęcych odnóży. Ktoś pieczołowicie wyrzeźbił w nich twarze. Wąskie, lisie, skośnookie twarze. A krew ze zmiażdżonych ofiar wypływała powolną strugą przez otwory zastępujące oczy.

- Łzy duszy – miękki, kobiecy głos usłyszeli w tej samej chwili, co świt wypuszczanej strzały i jęk Księgi padającego na ziemię.

Z piersi kapłana sterczała brzechwa. Tym razem nie było jego ochrony, kogoś, kto przyjąłby na siebie grot.

Była tam. W tunelu jedynego wyjścia z komnaty. Postać w dziwacznej masce. Zapewne ta sama, która zaatakowała Cierń nad rzeką. Tym razem jednak nie miała zamiaru uciekać. Druga strzała opuściła kołczan w rozmazanym ruchu ręki, cięciwa napięła się, grot w mgnieniu oka skierował w stronę Cierń.

Ziemia pod ich stopami zadrżała gwałtownie......


* * *


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=-f63MJjfmJg&feature=related[/MEDIA]

Krew. Łzy duszy.

Spływała w dół. Magiczna. Należąca do tych, których moc została przebudzona. Należąca do głupców zwiedzionych fałszywą obietnicą.

Naznaczono sanktuaria. Utworzono znak. Dopełniono ofiar.

Głupcy skonali w męczarniach roniąc magiczne, jakże pożywne łzy duszy.

Istota pod podłogą czuła, jak życiodajny strumień wypełnia zasuszone ciało. Jak zmumifikowane serce zaczyna znów bić. Powoli, pompując nowe życie z trudem, ale niedługo powinno przyśpieszyć, napełnić wyschnięte na wiór mięśnie mocą życia.

Oczy uwiezionego pod posągiem bytu zadrżały. Powieka otworzyła się z cichym szmerem ukazując sino fioletowe bielmo ślepych, lecz nie niewidzących oczu.

Istota westchnęła w swoim grobowcu ....

Od tego westchnienia zadrżała ziemia.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 20-01-2012 o 11:31.
Armiel jest offline