Mathias trafił. Widząc granat wpadający prosto do dworu, Marcus z chłopem zatrzymali się, przykucając i chroniąc się przed ewentualnymi odłamkami. Po wybuchu strzały ustały. Strażnicy leżeli martwi a przynajmniej nieprzytomni.
- Chłopie, jak cię zwą? Właśnie dowiodłeś swojej niezwykłej odwagi i waleczności. Możesz być z siebie dumny. – Marcus powiedział do chłopa, wstając i rozglądając się w około. Mathias był cały i zdrowy natomiast Gregory cały czas siedział za donicą, która została poważnie uszkodzona przez strzały.
- Nie wygląda to najlepiej. Ale nie martw się Gregory, przeżyjesz. – Szlachcic podszedł do swojego towarzysza i zaczął prowizorycznie opatrywać jego rany. Roztargał swoje ubranie do końca i owinął wokół ran aby zatamować krwawienie. Wtedy usłyszał szum silnika. Odwrócił głowę i zobaczył Ruperta z Lamisem w pojeździe, którym tu dotarli. Gregory z trudem powiedział co widzi jego cybernetyczne oko w środku pojazdu.
- Nie mów nic, odpoczywaj, my się już wszystkim zajmiemy.
- Mathias, zajmij się Rupertem, mój rapier na nic się nie przyda przeciwko broni palnej i pojazdowi. Ja idę sprawdzić co dzieje się w dworze. Tym bardziej, że został w nim ojciec Samin, oby jeszcze żył.
Tak jak powiedział, Marcus nie czekając ani chwili udał się do dworu.
- Chłopie, ty idziesz ze mną. – Odwrócił się po kilku krokach, przywołując do siebie bohatera ostatniego natarcia.
Szlachcic dobył swojego rapiera tuż przed wejściem do środka dworu. W środku zobaczył ciała strażników i swojego kompana, Samina. Na szczęście uchronił się przed niebezpieczeństwem czyhającym na każdym kroku w tym przeklętym dworze. Jeden strażnik już nie żył. A drugi… |