Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2012, 14:50   #46
Eyriashka
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Jeden z ciemniejszych zaułków pomiędzy jakimś mało znaczącym domostwem i przydrożną karczmą, której szyldu nie dało się odczytać obfitował właśnie w takich straceńców. Trójka z nich siedziała na tyłach tej niewyszukanej ‘restauracji’, urzędując w najlepsze na jej drewnianych schodach. Zapewne właściciel zlitował się nad tymi biednymi wrakami i ofiarował im jakieś resztki ze swoich stołów wraz z odrobiną najtańszego wina jakie posiadał na stanie. Alejkę powoli wypełniały więc skromne zaczątki pijackich przyśpiewek i zakrapianego humoru, ukazując przy tym, że człowiek prosty wiele do szczęścia nie potrzebuje - pełny żołądek oraz gorzałka. To wszystko co się dla nich liczyło. Aby tylko przetrwać kolejny dzień.

Onimaru sądził, że w dzielnicy szlacheckiej nic nie zdziałają. Z tego co wiedział, żebracy i inny bród społeczny nie gnieździ się w tej bogatszej części miasta. Z drugiej strony, pechowcy pochodzący z innej dzielnicy, z pewnością nie widzieli Mayi. Zastanawiał się, jak rozwiązać ten problem, gdy ten, rozwiązał się dla niego sam. Trójka biedaków zapijających smutek egzystencji mogła być tym, czego właśnie szukali. Ronin miał doświadczenie w rozmowie z takimi ludźmi, potrafił ich zrozumieć, czym zdobywał ich przychylność.

W kilku szybkich ruchach, doprowadził swoje ubranie i fryzurę do nieładu, postarał się, żeby flaszka z sake, była dobrze widoczna za pazuchą. Nie pytając nikogo o zdanie, podszedł do trójki lekko chwiejnym krokiem, który sugerował, że chód po prostej, wymagał od niego nie lada skupienia, zanim ci zdążyli ich zauważyć. Oparł się ciężko o drewnianą poręcz.

- Wii...tam, szanownych panów. - ukłonił się, sprawiając wrażenie, że wystawia swój zmysł równowagi na ciężką próbę. - Szukam kogoś, dziewczyna, tak na oko to ze 14 wiosen bydzie miała, mogła być z dwoma kolegami, pewnikiem starszych od niej, hehe... - uśmiechnął się głupkowato. - To jak? pomożecie? - powiedział z resztkami uśmiechu i sięgnął za pazuchę.
- Heh, panie, jak pan szukasz takich dziewuszek, to na moje raczej do dzielnicy czerwonych latarni trafić chcesz, a nie na tyły naszego małego klubiku! Ale może moi koledzy co wiedzą...
Pierwszy odezwał się obdartus z rudawą, postrzępioną brodą, zaczynając przyjaźnie i z żartem, ale zdecydowanie mało pomocnie. Jego dwóch przyjaciół popatrzało po sobie, starając się przy tym pokonać mgłę wywołaną alkoholem, która przesłaniała ich zmysły. Paradoksalnie, ich główną motywację stanowił podarek z którym pojawił się nieznajomy. Starszy, w podartym i wyblakłym niebieskim kimonie, podrapał się po swoich tłustych, siwych włosach. Jego nie pierwszej młodości twarz przybrała komiczny wyraz osadzony gdzieś między uśmiechem i zgryzotą. Myślał tak intensywnie, że miało się wrażenie iż jego głowina zaraz eksploduje od nadmiernego wysiłku. W końcu jego patrzałki błysnęły pierwotnym zrozumieniem.


- Yyy. Ja coś pamiętam. Nie wiem czy to ta, ale ostatnimi czasy jedna kręciła się obok tego młodego złodziejaszka... jak mu to jest. A. Goro, tak. Dziwne, to było. Bo mała wyglądała na wystrojojną, a on zawsze jak kompletny obdartus chodzi i się tym nie przejmuje.
Skoro mówił to ktoś odziany tak, jak pan błękitek, chłopak faktycznie musiał nosić się tragicznie.
- Taa, to pewnie ona...- Ronin zdawał się tracić koncentrację, ale po chwili się otrząsnął. Odkorkował flaszkę, łyknął potężnie, po czym podał swojemu dobroczyńcy w niebieskim kimonie. Ten nie tracił czasu i także golnął jednego, nie bacząc na dwójkę pozostałych, łypiących na jego trofeum wygłodniałym wzrokiem. Po dwóch głębszych uległ jednak presji i wprawił butelkę w ruch. Zaczęła ona zmieniać ręce tak szybko, że trudno było nadążyć.
- A nie wiecie przypadkiem, gdzie ją znajdę? Albo jej kolegę, może on będzie wiedział?
Ledwo ostatnia sylaba opuściła jego usta, a zaraz za nią, wydobyło się solidne beknięcie. Grunt to dobra gra pozorów, nawet względem takich obdartusów. Uśmiechnął się z zadowoloną z siebie miną. - przyjęło się...- skomentował automatycznie, w żebraczym zwyczaju.
- Teee... kolego, flaszka to miły gest i... i w ogóle, ale Ty to czasem nie ze straży jesteś? Bo ten cały Goro to coś tam nam bączył, że ostatnio wpakował się w jakieś kłopoty... większe niż zwykle. Co jak co, ale wolałbym go szczeniaka nie wydawać, jak wiesz co mam na myśli...
Rudobrody, chociaż niewiele inteligentniejszy niż drewno na którym siedział zadem, wydawał się mieć serce na właściwym miejscu. Oczywiście był również tak wstawiony, że jego całe jego przenikliwość i dociekliwość minęły Ronina i uderzyły w mur gdzieś za jego plecami.
- O dajże chłopakowi spokój Syung, wygląda Ci on na strażnika!? Przecie zaniedbany bardziej od ciebie! No i gdzie by zbroję i hełm chował, we w dupie chyba! Powiedz mu!
Pierwszy z obdarowanych okazał się pomocny w uniknięciu kłopotliwych pytań.
- Yyysz! Zamknij się, capie stary! Dobra, z tego co wiem, a ja bardzo dużo wiem...[/i]
Co starał się dramatycznie zaakcentować, dodając swojej osobie ważności..
- To mają jakąś małą szajkę, która od czasu do czasu podiwania różne świecidełka kiedy nikt nie patrzy. Taka paczka kradziei, rozumiesz pan. Nic poważnego, ale chyba straż nawet jakąś nagrodę wyznaczyła, bo ktoś z arystokratów z kijami od szczotki w dupie skargę wystosował. Wiesz jak jest.... Hm. Yun, gdzie oni ostatnio to swoje obozowisko mieli? Ty sukinsynu!
Yun, który kiedy inni gadali wykorzystał sytuację i strategicznie osuszył ¾ butelki, uśmiechał się, błyskając niewinnie swym na wpół szczerbatym uzębieniem. Jakby nic się nie stało.
- A, za bramą zachodnią, w lesie niedaleko łąki jakiś biwak mają. Czy coś...
- Dawaj to, reszta jest moja i już ani kropli dzisiaj Twoja zakazana gęba nie dostanie!!
Wyrwał mu naczynie. Faktycznie, to co mówili się zgadzało. Onimaru pamiętał dobrze kwiaty na obrazach oraz to, że ktoś wspomniał, jakoby Maya bardzo je lubiła. Może będąc pewnego dnia na łące napotkała tych nieletnich trefnisiów a potem wszystko poszło już z gorki?

Po rzuconym podejrzeniu, przez twarz Ronina przeszła parada emocji. Od dezorientacji, przez zdziwienie po oburzenie. Zrobił to wręcz podręcznikowo, może nawet za bardzo, jednak wstawieni panowie nie zwracali uwagi na takie detale.
Szopka się opłaciła, znali lokalizację obozu. O ile, zapijaczony jego mość czegoś nie pomieszał.
Wstał z udawanym trudem, oparł się dolną częscią pleców o mur, po czym wykonał głęboki ukłon... A właściwie to skłon, ale panom zdawało sie to zupełnie nie robić różnicy.
- Dziękuję panowie, jesteście najlepszejsi...- ruszył na luźnych nogach w stronę ulicy. Zatrzymał się po trzech krokach, prawą ręką oparł się o ścianę, lewą zaś uniósł na wysokość głowy celując palcem wskazującym w niebo, jakby sobie o czymś przypomniał. Obrócił się na pięcie, co prawie przypłacił bliskim spotkaniem z gruntem.
- O Gobo się nie martwcie, nie jego szukam...
Skupiona mina sugerowała, że usilnie próbuje sobie coś przypomnieć.
- Właśnie... - ‘przypomniał’ sobie, po czym wyciągną z kieszeni parę drobniaków.
- Macie, ja i tak już nie dam rady... - powiedział zmęczonym głosem. Nie było to może logiczne, ale ludzie po sake robią różne dziwne rzeczy.

Po chwili zniknąl im z oczu, skręcając chwiejnie za rogiem. Wmieszał się w tłum, by po chwili znaleźć się przy swoich towarzyszach, z poprawionym ubraniem i włosami na tyle, na ile był w stanie to zrobić bez kąpieli, czy choćby grzebienia.
- Sil-sama...- przemówił tonem, który kojarzył się ze zdawaniem raportu, co poniekąd robił Onimaru. - Wiem, gdzie może być Maya.- Po kilku chwilach konspiracyjnego szeptu, przekazał przywódczyni i grupie wszystkie informacje jakie udało mu się zdobyć.

* * *


Ewidentnie Shin nie rozumiał decyzji Sil, przecież służka była już pod ścianą, gdyby ją jeszcze trochę przycisnąć mogli by dowiedzieć się wszystkiego co wiedziała, a z pewnością jeszcze coś ukrywała. Miła rozmowa przecież na nic się nie zdała, dlatego też trzeba było wywołać u niej strach.. i co? To działało... dlatego też Shin przez całą drogę po mieście nie mógł zrozumieć idiotycznej decyzji szefowej. Przecież w ich zawodzie cel uświęca środki. Dodatkowo Biao wrócił i nie przekazał żadnych nowych informacji. Tym bardziej żałował, że nie kontynuował swojego przedstawienia, po którym Cho zaczęła mówić.
- Głupota... głupota i jeszcze raz głupota - zakręcił nosem poszukując czegoś lub kogoś w tym beznadziejnym mieście co mogło by im pomóc rozwiązać sprawę. Gdy już zaczął myśleć, że Sil ponownie popełniła błąd, że bezsensownie włóczą się po mieście Ronin przywitał ich z nowymi informacjami.

Nguyen była dobrze wyszkolonym shinobi klanu Węży. Wychowanym zgodnie z tradycjami i w poszanowaniu klanu, jednak przede wszystkim była kobietą. To sprawiało, że jakkolwiek by nie starała się oddzielić obowiązków od emocji zawsze istniała cienka linia łącząca te dwie, często stojące w sprzeczności, sfery życia. Oczywiście, zdawała sobie sprawę, że cel uświęca środki i na pewno by przemyślała możliwość kontynuowania przesłuchania. Jednak zgodnie z jej kodeksem - takie środki należało podejmować jedynie kiedy przepytywany bezsprzecznie posiadał odpowiedzi. Tutaj, choć pewne wątpliwości pozostały, takiej pewności nie mieli. W takim razie Cho mogła zacząć kłamać, tylko po to by udzielić satysfakcjonujących grupę odpowiedzi, a to by była totalna strata czasu. Toteż jakkolwiek Shin by dobitnie nie wyrażał swojej dezaprobaty pufnięciami, głębokimi westchnieniami i mruczeniem pod nosem, nie reagowała.
Czekanie na powrót Onimaru dłużyło się w nieskończoność. Rozglądali się za strażnikami i starali nie stawać w centrum uwagi, co odzienie jednego z nich skutecznie utrudniało. Chociaż, może nie były w tym przypadku aż tak złe. Napewno nikt nie mógł pomyśleć, że są ciemnoodzianą grupą podejrzanych ludzi. Sil uśmiechnęła się do swoich myśli, jednak szybko zmęczenie zmyło wszelkie pozytywne emocje z jej twarzy. Opierając się plecami o ścianę jakiegoś przybytku radości i uciech czekała w duchu błagając ronina, by się pośpieszył. Gdy zobaczyła wracającego bezklanowca postawiła się znowu do pionu. Nogi przyjęły jej ciężar z wyraźnym wysiłkiem. Głęboki wdech miał dodać jej trochę siły. Postąpiła kilka kroków i zaczęła wysłuchiwać raportu.


Powietrze zdawało się być coraz cięższe. Nie tak jak przy wybuchu, kiedy drapało w gardło, raczej jakby stało się za gęste by nim oddychać. Coraz więcej uwagi poświęcała każdemu oddechowi. Skupiła swój wzrok na rozmówcy zdając sobie sprawę, że wogóle go nie słuchała. Mienił się. Właściwie to wszystko się mieniło jakby obsypane metalowym błyszczącym pyłkiem. Z każdym wdechem pyłek łączył się w coraz większe plamki.
Nie wiedziała jak długo (nie)słuchała raportu. Minutę? Kwadrans? Godzinę? Już miała powiedzieć, że wystarczy. Przerwać wypowiedź Onimaru. Jednak gdy tylko miała otworzyć usta plamki skoczyły prosto na nią zamieniając się w całkowitą ciemność.

Ronin zdawał raport suchym, rzeczowym tonem, przedstawiając swoją rozmowę z żebrakami bez zbędnych opisów i ozdobników, starając się zawrzeć jak najwięcej informacji w jak najmniejszej ilości słów.
- ...z tego co mówił, ich obozowisko znajduje się... Sil-sama?- przerwał ze zdziwieniem, widząc, że jego słowa nie trafiają do odbiorcy. Spojrzał Małej Żmii w oczy, ale zobaczył, że mimo iż na siebie patrzą, ona go nie widzi. Ugięły się pod nią nogi i ruszyła bezwładnie na spotkanie z podłożem.
Jednak zanim jej zgrabne ciało zdążyło gruchnąć o ziemię, stał już przy niej, powstrzymując od upadku. Trzymał ją, jakby była z kruchego kryształu, powoli pozwolił jej osunąć się na ziemię, opierając jej głowę na swoim torsie. Delikatna panika, która go ogarnęła poszła w niepamięć, gdy zauważył, że oddycha raczej normalnie, aczkolwiek pewności nie miał.
- Sil-sama...- powiedział do niej cicho, choć nie mogła go usłyszeć. Spojrzał błagalnie na Shina, który do tej pory przyglądał się sytuacji z naukowym zainteresowaniem i bez ani krzty zdenerwowania.

Sil osłabiona, zmęczona, może chorująca na coś, czego nie chciała nikomu zdradzić. Może zatruta leżała skłądając uroczo piękną główkę na piersiach Onimaru. Niepokój targnął Yuenem, jednak nie mogli przedsięwziąć niczego.
- Weź ją - zwrócił się do Onimaru pustym niczym pęknięta tykwa głosem. - Wracamy. Tam ją obejrzysz - rzucił do Herbalisty.

Ronin spojrzał z niespotykaną u niego powagą na Yuena. Patrzyli na siebie przez kilka długich sekund. Byłego Węża dziwiła beznamiętność w głosie Strażnika Równowagi, był pewien, że tę dwójkę coś łączy. Spojrzał jeszcze na Herbalistę, który nieznacznie skinął głową. Racja, badanie jej na środku ulicy nie było rozważne. Wziął ją na ręce i ruszył szybkim krokiem w stronę domostwa Pana Neitaki.
Dziwne to było uczucie, gdy niósł ją taką bezwładną, taką bezbronną. Była lekka jak piórko, miał wrażenie, że jeśli ją upuści, ta rozpłynie się, lub porwie ją nagły podmuch wiatru, żeby nigdy nie wrócić.
Podróż powrotna była jak sen, dziwny i nierealny. Oto on, hinin, ronin, ‘zdrajca’ swojego klanu, niósł córkę klanu który zdradził. Na szczęście, w tej chwili żadna z tych rzeczy nie miała znaczenia.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 20-01-2012 o 23:25. Powód: By było weselej
Eyriashka jest offline