Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-01-2012, 12:28   #41
 
Henshin's Avatar
 
Reputacja: 1 Henshin nie jest za bardzo znany
Ubrania dziewczyny pozostały na miejscu. Nie wzięła ze sobą niczego, więc albo uciekła z domu w pośpiechu, albo swojej ‘ucieczki’ zwyczajnie nie planowała. Yuen stał naprzeciw nieumiejętnie zakamuflowanego w podłodze schowka, jakby za chwilę miał rzucić mu wyzwanie by bronić swój honor. Niechętnie musiał przyznać, że Ronin, który odwiedził to miejsce przed nim, znalazł wszystkie istotne ślady, nie pominąwszy nawet pojedynczej poszlaki. Chociaż, czy aby napewno? Mimo, że bezklanowiec teoretycznie trzymał wszystkie elementy układanki, nie złożył ich skutecznie w spójną całość. Może Biao mógł to zrobić za niego? Na przykład ten naszyjnik z bursztynem... był niewyobrażalnie drogi, zapewne pieniądze z jego sprzedaży skutecznie posłużyłyby do kupienia pomniejszej wioski. Był także zbyt poważny dla tak małej dziewczynki jak Maya, a zapewne nie należał także do jej zmarłej matki, gdyż artysta tworzący portret rodziny Neitaki stuprocentowo uwzględniłby rzeczy takie jak klejnoty rodowe na swoim dziele. Istniało więc wielkie prawdopodobieństwo, że przedmiot skradziono kobiecie z innej rodziny szlacheckiej. Irei, Sousou, Rakusa - Strażnik Równowagi pośpiesznie wymienił z pamięci pozostałe rody trzęsące miastem Heigenchou.

Oczywiście to sposób zabrania się do dalszego zgłębiania tej zagwózdki był najtrudniejszy do określenia. Ze wszystkich ninja wysłanych na tę misję, tylko Yuen Biao posiadał wystarczający status społeczny aby nie zostać automatycznie wyśmianym, przy próbie spotkania się z jakimkolwiek szlachcicem, nie marząc nawet o wizycie w jego domostwie aby przedyskutować sprawy kradzieży na osobności. Najbardziej oczywistą drogą byłoby chyba wysłanie gołębia pocztowego, z prośbą o audiencję, choć przyjęcie osoby ‘z ulicy’ nie miało raczej wysokich szans na powodzenie. Ale przecież, spróbować można zawsze.

Owszem, zastanawiał się wcześniej nad możliwością rozwiązania tej sprawy od drugiej strony, czyli nie od Mayi, lecz ofiar. Rzecz jasna, sprawa była trudna nie tylko dlatego, że sama audiencja zahaczała o misję praktycznie niemożliwą, lecz ze względu na całą delikatność zagadnienia. - Przyjmijmy – zastanawiał się Yuen – że takie coś może należeć wyłącznie do arystokratki z tych trzech rodów. Choć zagadnienie płynne, gdyż równie dobrze może być to własność jakiegoś bogatego kupca, lub jubilera, który chciał to jakiemuś magnatowi sprzedać. Jednak przyjmijmy, że to Irei, Sousou, lub Rakusa. Więc co z tego? Nie mogę przecież udać się do nich na pogawędkę, pytając: Hej, nie skradziono wam czegoś? Szczególnie czegoś drogiego. To po pierwsze.

Po drugie: z kim rozmawiać? Panem domu, żoną? To ewidentnie biżuteria kobieca. Czy mogło się zdarzyć, że żona nawet nie powiedziała mężowi bojąc się konsekwencji utraty takiego precjoza? Oczywiście, mogło. Zdecydowanie więc owym rozmówcą powinna być więc pani domu. Taki wniosek się nasuwał, czy bowiem powiedziała mężowi, czy nie, ona na pewno wie o naszyjniku. Pytanie rodzi się jednak, która to mogła być rodzina? Hm, może potrafiliby się dowiedzieć tego nasi Herbaliści. Prosta sprawa. Wyciąga się kilku służących domów, którzy siedzą po karczmach, spija ich, ewentualnie dodatkowo lekko narkotyzuje, żeby śpiewali niczym najlepsza pieśniarka na cesarskim dworze.

Biao wiedział, że służba zna wszystkie sekrety. Nie wiedział dlaczego, ale wiele razy przekonał się, że ściany pałaców mają uszy. Najpilniej strzeżone tajemnice jakimś sposobem stawały się obiektem plotek. Nagle wpadł na pomysł, który zaoszczędziłby Herbalistom pracy. Przecież było oczywiste, że właścicielka tego naszyjnika nieraz nosiła go na przyjęciach, czy uroczystościach. Czyli była widziana. Mógł taki wspaniały klejnot znać więc nawet pan Neitaki, a jeśli nie on, to powinien on przynajmniej wskazać jakąś osobę, która by to uczynić mogła. Nawet, jeśli wielkie rody nie przepadały za nim, to przecież wspomniał, że ma tu przyjaciół. Ci przyjaciele zaś bywają na przyjęciach, czy ucztach. Może którykolwiek z nich, lub ich żon, rozpoznałby naszyjnik. Oczywiście musiałaby to być zaufana osoba, ale Neitaki nie użył pojęcia „znajomi”, lecz „przyjaciele”. Wtedy wiadomo by było, z kim należy się spotkać oraz można by: albo dowiedzieć się czegoś na temat kradzieży, albo nawet zdobyć cennego sojusznika dla Lotosu.

Postanowił wrócić przekazując partnerom swoje przemyślenia oraz propozycje.

Sil, starająca się obecnie zregenerować swoją i tak już kruchą psychikę po szoku mentalnym za który odpowiedzialny był jej ‘ulubiony’ Ronin, doznała nagle oświecenia, które przypominało zadanie jej ciosu młotem kowalskim w okolicę przysadki mózgowej. Tamten... tamten podrzędny herszt zbirów, którego kilka godzin temu przesłuchiwali w lesie wspomniał, że kobieta działająca wspólnie z zamaskowanym mężczyzną wyglądała na pochodzącą z innej krainy. Może był to zwykły przypadek, ale Nguyen miała przecież okazję spotkać kogoś takiego! Młoda Żmija wspomniała tamtą bezklanową ninja, której parę miesięcy wstecz pokrzyżowała misję dostarczenia jakiegoś mało ważnego świstka do podrzędnego szlachcica. Ściślej mówiąc, uniemożliwiła ją poprzez poszerzenie uśmiechu adresata wiadomości od ucha do ucha. Niekompetentna rywalka także wyglądała na kogoś z zagranicy. Czy to możliwe, że napad na karawanę był jedynie zasłoną dymną, która miała uśpić ich czujność, a tak naprawdę to owa zmierzła dziewucha planowała swoją zemstę na Sil? Czy ktoś posunąłby się tak daleko tylko w imię rewanżu? Bo jeżeli faktycznie tak było, to organizacja tej tajemniczej grupy ‘mścicieli’ musiała być istnym majstersztykiem. A może przedstawicielka Klanu Węży myślała zbyt egocentrycznie i wszystko zwyczajnie kręciło się wokół prawa losowości?

Iori i Shin mogli obserwować jak ich liderka dosłownie odpływa swoimi myślami na szerokie wody, zostawiając ich na zewnątrz swojej prywatnej rzeczywistości. Dym przestał wydobywać się z jej zdobionej fajki, a przenikliwe zwykle ślepia bez przekonania spoglądały na jakiś punkt we framudze papierowych drzwi. Medyk odnotował, że jej tętno jest odrobinę podwyższone. Może kiedy nie patrzyli, ktoś użył względem niej jakiegoś mentalnego Wushu? Ciężko było uwierzyć, że ktoś mógł samodzielnie tak bardzo się zasępić.

Yuen powrócił z przeglądu.

- Dobra robota, Onimaru - przyznał. - Właściwie poza ubraniem, dostrzegłeś wszystko. Maya zostawiła stroje. Należy wątpić, by musiała uciec pośpiesznie zostawiając wszystkie stroje oraz klejnoty. Przynajmniej na podstawie tego, co wiemy obecnie. Dlatego spodziewała się wrócić … - Biao zaczął opowiadać o swoich przemyśleniach oraz propozycjach. Patrzył jednocześnie troskliwie na Sil starając się wszakże, by nikt tego nie dostrzegł. Zamyślenie pięknej dziewczyny mogło wskazywać na problemy. Problemy takiej rangi, że nie chciała się nimi podzielić.

- Dziękuję, Biao-sama. - odpowiedział uprzejmie Ronin. Bądź co bądź, była to pochwała, a jako takiej, ktoś o jego ‘pozycji’ nie słyszy za często. Mimo, że nie dał po sobie tego poznać, w myślach ganił się, za głupi błąd. Tak szukał ukrytych tajemnic, że nie zauważył rzeczy które miał pod nosem. Cóż, następnym razem, nie popełni tego błędu. Zauważył, że Mała Żmija jest jakby nieobecna. Nie znał jej zbyt długo, ale wydało mu się to trochę dziwne.
~ Cóż, wszyscy mieliśmy ciężki dzień... ~ pomyślał, co nasunęło mu przedni pomysł.
Podszedł do stołu, przy który niedawno pożywiali się jego towarzysze. Usiadł ciężko i westchnął, jak człowiek, który w końcu doczekał przerwy po całodziennej harówce. Sięgnął po czarkę, a następnie ozdobną butelkę które stały na środku stołu. Zanim nalał, powąchał napój. Następnie skosztował czubkiem języka, świeżo nalanego do naczynia płynu. Chociaż nie przepadał za swoim byłym klanem, były rzeczy za które był wdzięczny. Bezwiednie rzucił jeszcze okiem na Pannę Nguyen, po czym powiedział do ogółu, patrząc w stronę Biao.

- Mamy więc od czego zacząć, to już jakiś postęp. Jednak sądzę, że dzisiaj uda nam się co najwyżej porozmawiać z tą służącą, już zmierzcha, nie chcielibyśmy niepokoić o tej porze szlachetnie urodzonych. - wprawny słuchacz z pewnością wyłapał by nutę drwiny w głosie Ronina, jednak wiele mówiący uśmieszek zdradzał, że shinobi nie darzy szlachciców zbytnim szacunkiem, wymaganym przecież od kogoś jego pokroju.

- A więc? Idziemy na pogawędkę ze służką...? - urwał i rozejrzał się pobieżnie po pomieszczeniu. - Czy Kurogane-sama już się tym zajął? -

- Co do rozmowy ... - Yuen spojrzał na Sil. - Natomiast, co do reszty dnia, raczej wątpię, żebyśmy mieli okazję na więcej odpoczynku. Panna Maya znikała wieczorami, nocą właściwie, dlatego właśnie wtedy musimy się przejść po okolicznych ulicach. Mieszkają tu jacyś żebracy, czy ktokolwiek biedny? Pewnie tak, bo wszędzie tacy są, istoty przebywające zawsze na ulicach, w beczkach, przykryte matami ... Oni są wszędzie, oni też mogli widzieć wychodzącą Mayę. Może dowiemy się, czy była sama, jak często uciekała, ewentualnie dokąd szła.

Ronin podążył wzrokiem za spojrzeniem Strażnikiem Równowagi. Zrozumiał, że decyzja należy do Sil. Miał co do tego mieszane uczucia, ale postanowił nie drążyć tematu i zostawić ją w spokoju. Jeśli potrzebowała z kimś podzielić się swoimi troskami, prawdopodobieństwo, że byłby to on, było porównywalne z tym, że Cesarz stwierdzi, że popełnił błąd i odwoła Krucjatę. Wyobrażenie skruszonego monarchy przywołało na jego twarz grymas rozbawienia.
- Dobrze więc, w takim razie powinniśmy ruszać.- dopił nalane do czarki sake, po czym energicznie odłożył naczynie, w akompaniamencie głośnego stuknięcia.
 
__________________
May my enemies live long so they may see me progress.

You can run, but You will only die tired.
Henshin jest offline  
Stary 13-01-2012, 19:30   #42
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Według wszystkich znaków na Niebie i na Ziemi Iori wybrał słusznie, bo oto rozległy się znajome kroki, których rezonans czuł za każdym razem. Papierowa przeszkoda odsunęła się z trzaskiem, a w drzwiach stanął wysoki na dwa metry mężczyzna z imponującą muskulaturą ciała. Stwierdzenie, że był ‘dość zirytowany’ nie oddawało w pełni negatywnego nastawienia. Cała jego postać zdawała się okryta całunem agresji, a każdy element przerośniętego ciała był naprężony jak u górskiego lwa i gotowy do zaatakowania nieproszonego gościa oraz wgniecenia go w parkiet, jeśli tylko dać mu najmniejszą wymówkę. Nie miał na sobie górnej części garderoby, co odsłaniało pokrytą licznymi szramami klatkę piersiową. Szare oczy, wciąż ukryte za wyszukaną brązową maską, stanowiły parę świdrów... ale te na moment straciły na intensywności. Dokładnie wtedy, gdy wielkolud zobaczył kto stoi po drugiej stronie drzwi.
- Ty tutaj!? Masz jaja żeby mnie śledzić, ty zramolały sukinsynu...
Kąt oka młodego Kurogane zerejestrował gdzieś na granicy wzroku pół-nagą dziewczynę leżącą na macie. Kto by pomyślał, więc to nie była żadna dywersja i mężczyzna faktycznie przyszedł tutaj aby się zabawić. Nieważne. Dziedzic musiał teraz dobrze wyważyć swoje słowa, ponieważ najmniejsza gafa mogła być powodem przymusowej renowacji tego piętra budynku.


W głowie młodego shinobi rozbrzmiały fanfary ogłąszające jego zwycięstwo. Udało mu się jednak wytropić typa. Pytaniem było: co dalej? Dla pewności zacisnął mocniej palce na Sai.
- Sukinsynu? A co ja ci złego zrobiłem? - Kurogane spytał tonem sugerującym zdziwienie. Praktycznie rzecz ujmując, poza wybiciem jego ludzi - którzy pewnie nic i tak dla nich nie znaczyli - i krótką przebieżką przez las ich znajomość nie miała żadnych negatywnych aspektów. Jak coś to on tu mógł być bardziej wkurzony, bo zabili mu towarzyszkę broni, ale takie podejście negowało wszystkie warianty współpracy.
- Widzę, że jesteś zajęty, ale nie miałem pomysłu w jaki inny sposób mógłbym się skontaktować z tobą albo twoimi współpracownikami. Możemy pogadać teraz, ale mogę też poczekać aż skończysz... - jego wzrok spoczął na kobiecie. Spojrzenie jakim cisnął musiało sugerować co najmniej obleśnie rzeczy.

Dziwaczność sceny w której jakimś cudem stał się przymusowym aktorem sprawiła, że oczy mężczyzny omal nie wyszły z orbit. O ile względem dania komuś przez gębę i skręcenia jego karku obiekcji nie miał żadnych, to społeczna interakcja na tak niekorzystnych warunkach sprawiała, że czuł się mniej niż komfortowo. A przecież do dzisiaj wszystko działało świetnie, miał plan którego realizacja przebiegała jak po maśle... aż tu nagle pojawiał się przed drzwiami jego pokoju ten wychudzony knyftel z popołudniowej przepychanki przed miastem i chciał rozmawiać niewiadomo o czym. Jeszcze patronizująco dodając, że najpierw może ‘skończyć’ co zaczął. W pacynce wybuchł strumień przekeństw. Już za mniejsze przewinienia ludzie kończyli jako krwawa miazga gdzieś na bezdrożach Cesarstwa. Ale chociaż jego żyły pulsowały, a kłykcie strzeliły samoistnie, gigant nie ruszył do natarcia. Co go powstrzymało? Któż to może wiedzieć. Przytaknął i odwrócił głowę w stronę ‘damy z klasą’
- Ubierz się i zostaw nas. Poślę po Ciebie kiedy skończymy z moim ‘znajomym’ rozmowę.
Faktycznie chciał gadać? A może tylko pozbywał się niewygodnego świadka? Dziewczę było wyraźnie rozczarowane i rozeźlone, a Kurogane mógł przysiąc, że wychodząc, spiorunowało go wzrokiem. Kolos machnął swoją łapą na odlew jak niedźwiedź próbujący złowić rybę, dając członkowi Koalicji Lotosu pozwolenie na wejście do środka.

Nie było tu za wiele pola do manewru w przypadku starcia. Shinobi wszedł powoli. Ani na jedną chwilę nie spuszczał wzroku ze swojego rozmówcy. Obawiał, się że w chwili w której to zrobi te dłonie, wielkie jak bochny chleba, złamią jego kręgosłup na dwie części. Obserwował uważnie licząc się z tym że w każdej chwili może nastąpić atak, niemniej był pewien że tak długo jak będzie w stanie zareagować powinien sobie mniej bądź bardziej poradzić.
- Wybacz, że od tego zacznę, ale od kilku godzin nie daje mi to spokoju...
Zaczął podczas gdy wielkolud zamykał za nim drzwi.
- Jak wam się udało umieścić bombę w ciele żyjącej kobiety? Kiedy zobaczyłem reakcje chi po raz pierwszy byłem przekonany, że to trucizna. Mój błąd niezbyt dobrze skończył się dla jednej z moich towarzyszek, ale to nieistotne... mógłbyś podzielić się ze mną tą wiedzą?
Oczy Ioriego zaczęły świecić dziwnym blaskiem. Dla wielu była to oznaka geniuszu, dla innych szaleństwa. W praktyce zaś, pewnie było to połączenie obu, a pytaniem pozostało jedynie w jakich proporcjach się one ze sobą mieszały.

- Nie wiem, nie znam się na tym. Bo to nie moja działka i nie moje obowiązki. A koleś za to odpowiedzialny, chyba chciałby zachować ‘anonimowość’, jeśli wiesz co mam na myśli.
Gigant klapnął na tyłku. Świat się zatrząsł. Iori w istocie wiedział, do czego zmierzał jego niewychowany rozmówca. Więc faktycznie, przesłuchany przez nich martwy herszt miał rację i było ich więcej. Zaczęło się przepięknie. W dodatku dryblas użył zaakcentowanego słowa tak, jakby ono samo było jakąś bombą, tylko czekającą żeby eksplodować. Może świadczyło to o tym, że zamaskowany najostrzejszym nożem w szufladzie w żadnym razie nie był, ale wyciągnięcie z niego czegokolwiek i tak zanosiło się na ciężkie zadanie. Prawa ręka uniosła się na wysokość twarzy i otworzyła zatrzask dolnej części maski. Następnie sięgnęła po niewielki dzbanuszek alkoholu, leżący nieopodal maty. Nie siląc się żeby sięgnąć po czarkę, zaczął sączyć prosto z białego naczynia. Swojemu ‘znajomemu’ nie zaoferował nawet kropelki.

- Szkoda... - odburknął wyraźnie zawiedziony Iori. Ten problem (medyczny, nie alkoholowy) naprawdę nurtował go od dłuższego czasu, ale jeśli tylko dobrze to rozegra, powinien mieć możliwość spotkania z człowiekiem który był odpowiedzialny za stan kobiety.
- W takim razie przejdę do sedna sprawy. Wychodzę z założenia, że wasza mała pułapka miała zlikwidować ewentualnych świadków i tym samym sprawić by informacja o karawanie dotarła do miasta możliwie jak najpóźniej. Tak się nieszczęśliwie złożyło że tą pierwszą lepszą grubą okazała się być spora klika shinobich, o czym i tak już wiecie. Więc pragnę w tym miejscu zaznaczyć, że nie chowam urazy, ani nie mam do was żalu o zaistniałą sytuację...
To że Sil albo Onimaru będą mieli pewnie jakieś żale, to już była dla niego sprawa całkowicie drugorzędna. Iori zamierzał reprezntować tylko i wyłącznie własne interesy.
- Zacząłem jednak zastanawiać kogo twoja grupa może reprezentować. Mam w Heigenchou niepozałatwiane sprawy i pomyślałem że może moglibyśmy sobie pomóc nawzajem, a kto wie... może nawet nawiązać jakąś bardziej zażyłą współpracę.

Mężczyzna zakrztusił się ognistą wodą, ale jego krztuszenie się od razu przeszło we wredny rechot. Otarł lewą łapą krople trunku ze swojego trzydniowego zarostu i na powrót zapiął dziwaczny, metalowy kaganiec, tak jakby obawiał się, że jeśli zbyt długo pozostanie otwarty, zdradzi jego tożsamość. Zabawne, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że jak dotąd (np. paradując przez miasto) nie przykuwał zbyt dużej uwagi do swojej anonimowości. Odpowiedział.
- Właściwych ludzi na właściwym miejscu, panie Kurogane.
Niedobrze. Umysł bił na alarm. Chociaż gach nawet go nie dotknął, to waga dwóch ostatnich słów jakie wypowiedział była wystarczająca aby zachwiać młodym dziedzicem. Im dłużej trwała ta konwersacja, tym bardziej stabilną pozycję uzyskiwał ten wyłysiały goryl.
- Widzisz. Jak narazie pozostawanie w ukryciu szło nam całkiem nieźle. Ale jestem pewien, że jeśli nagle zaczniem się zadawać z osobą, którą chce zaciukać sam Daimyo...
No tak, nawet nie musiał kończyć. ‘Sława’ wlokła się za nim, jak smród po gaciach.
- Cieszę, że przechodzisz od razu do sedna mojego problemu.
Shinobi pozwolił sobie na uśmiech. Nie był to jednak dobry uśmiech, tylko taki który obiecywał przelanie krwi, mimika po jakiej można było spodziewać się jedynie najgorszych rzeczy.


- Naszła mnie pewna myśl. Daimyo jest tylko człowiekiem i jak każdemu człowiekowi dane mu będzie prędzej czy później umrzeć. Może ze starości, ale żyjemy w tak niebezpiecznym świecie że o potencjalne wypadki nietrudno. Pech może każdego dotknąć. Gdyby tak się nieszczęśliwe złożyło, że Lord umarłby w najbliższym czasie, paru osobom mogłoby to być na rękę. Pozostaje pytanie czy wasza grupa, bądź wasz pan zalicza się do tej grupy osób?
Kurogane zdawał sobie sprawę, że być może ci ninja służą właśnie samemu Daimyo. Nie można było takiej opcji wykluczyć, ale jeśli tak by było w rzeczywistości to i tak ta cała scenka skończyłaby się rzezią. Pozostało zagrać wszystko na jedną kartę.

- Ha! Hahaha! Dobre sobie. Że niby *Ty* spróbujesz go zabić? Czy może sądzisz, że my nagle dostaniemy małpiego rozumu i będziemy chcieli ubić osobę trzęsącą całym regionem?
Chociaż znowu nie wyjawił za wiele, to wypowiedź sugerowała raczej, że grupa ta nic z osobą rządzącą wspólnego nie ma. Oraz, że raczej mieć nie chce, dla własnego dobra.
- Śmieszny z ciebie gość, paniczu Iori. Więc zamiast urwać Ci łeb i wetknąć w rzyć, dam dobrą radę. Bo wyglądasz na kogoś, kto takiej potrzebuje. Opuść Heigenchou. Najlepiej jeszcze dziś w nocy. Nie pogarszaj bardziej swojej sytuacji, bo i tak toniesz już w gównie po same uszy. Cokolwiek przyjechałeś tu zrobić ze swoimi fumflami, źle się to dla was skończy.
Hm. Groźbą raczej nie można było tego określić. Bardziej ujawnieniem faktu, że mimo swojego niewielkiego rozumku wiedział znacznie więcej, niż zdradził do tej pory.

- Kiedy byłem tu ostatnio, miałem co najmniej kilka okazji by go zabić, ale nie zrobiłem tego, bo chciałem uniknąć kłopotów. Problem polega na tym, że te i tak wystąpiły.
Podjął Iori wstając na równe nogi. Bezimienny blok mięsa przewrócił oczami.
- Ze zmianami na stanowiskach jest taki problem, że zazwyczaj długo trwają i robi się przy tym niezły burdel w administracji. Gdy Lord zostanie wybrany też mija trochę czasu zanim w pełni dostosuje się do nowej roli i pełnionych obowiązków. Obecnie sytuacja militarna w Heigenchou nie przedstawia się za ciekawie. Daimyo trzyma swoich ludzi blisko siebie. Próbuje się chronić niczym żółw w swojej skorupie. Gdyby jednak zastąpiłby go inny Lord, dałoby to wiele nowych opcji dla Koalicji i podobnych jej ugrupowań. Myślałem, że może się tak złoży że akurat będziemy mieć wspólny cel, ale chyba się pomyliłem. Wybacz, że zająłem twój czas.
Skinął głową, po czym ruszył ostrożnie w stronę wyjścia. Przekaz był jasny. Daimyo zginie tak czy inaczej, jeśli nie chcecie mieć w tym udziału to wasza sprawa. Nie liczcie jednak potem na jakiekolwiek korzyści z tego płynące. Ludzka statua obruszyła się.

- Te! Czekaj no. Może... będę w stanie pchnąć to dalej. Jeśli powiesz mi po co przybyliście do miasta, ustawię cię z kimś, kto powie Ci coś konkretnego o tej ‘bombie’ zostawionej na drodze, która tak Cię korci. Gdzie to się potoczy dalej, zależy już tylko od Ciebie. Więc jak?
Wielkie bydle nie poszło torem myślowym jaki przewidział Iori, ale fakt, że poszło jakimkolwiek, mógł okazać się wystarczający. Pozostało więc ustalenie priorytetów. Zdradzenie zbyt wielu informacji o misji mogło się okazać katastrofalne w skutkach. Z drugiej strony jednak istniała szansa na załatwienie spraw z przeszłości do końca. Co by było bardziej opłacalne z punktu widzenia Koalicji? Nowy pracodawca nie zrobił zbyt dobrego wrażenia. Pomniejszy szlachetka. Wątpliwym było czy naprawdę będzie w stanie wpłynąć w znaczący sposób na przebieg wojny. Z drugiej strony szansa na zabicie Daimyo i obsadzenie na jego miejscu ustawionego kandydata... ryzyko ale gra z pewnością warta świeczki.
- Miejscowemu szlachcicowi zaginęła córka, a my mamy ją odnaleźć. Raczej nic co miałoby bezpośredni związek z naszymi sprawami.
- Nie wiesz wokół czego kręcą się ‘nasze’ sprawy. Jutro. Ta sama godzina, w tym samym pokoju. Spotka się z Tobą pewna kobieta, ale lepiej dla Ciebie żebyś nie pomylił jej z podrzędną kurwą. A teraz idź. I zawołaj tą małą z powrotem, jeśli jeszcze czeka.

Kurogane kiwnął głową, a następnie bez słowa wyszedł z pomieszczenia, spełniając po drodze prośbę swojego nowego znajomego. Zszedł na niższe piętro, mając dość interesów jak na jeden raz. Przy wejściu podszedł do kobiety której wcześniej wręczył swoją ostatnią porcję jadeitu.
- Tak jak obiecałem Pani, wracam by skorzystać z waszej gościnności.
Mimowolnie się uśmiechnął. Zapowiadała się dobra noc.
 
Highlander jest offline  
Stary 16-01-2012, 16:21   #43
 
Songolooz's Avatar
 
Reputacja: 1 Songolooz nie jest za bardzo znany

Sora. Myśl nie do końca przypominała uderzenia młotem. Była... niedorzeczna. Czy ta roninka byłaby w stanie postawić na nogi taki spisek? Dla niej? To niewiarygodne. Jednak odepchnięta myśl nie dawała spokoju młodej kobiecie. Wgryzała się w mózg powolutku, jak wiertło. Systematycznie, coraz głębiej. Dlaczego miałaby być aż tak zła? W końcu była roninką, co wyklucza sytuację jako pozbawiającą ją honoru lub stawiało w złym świetle kogoś z jej klanu. Szkoda, że nie zabiła jej kiedy mogła. Lub chociaż nie zabrała jej listu. Płakanie nad rozlanym mlekiem jednak mijało się z celem. Czy roninka byłaby w stanie pozyskać wystarczające środki, by wynająć taką drużynę? Może, chociaż bardziej prawdopodobną byłaby sytuacja gdzie ona i ktoś... bogaty... Zamrugała zatrwożona tą myślą. Nie, nawet myślenie o współpracy Sory z psubratem Aratą wydawało się zbyt zatrważające. Co gorsza, jeśli taki sojusz byłby realny, oznaczałoby, że jej historia w jakiś sposób jest związana z Chuushinem Gurasu.

Dreszcz trwogi przywołał ją do świata rzeczywistego, pozostawiając w głowie echa złych przeczuć. Bogowie, oby to były tylko mrzonki jej skołatanego umysłu. Oby to była tylko paranoja.
- Najpierw służka - zawyrokowała trochę odległym głosem, jednak również z tonem niepozostawiającym wiele miejsca dla wyobraźni. Rozkaz został wydany. Wstała i nie zerkając w stronę żadnego z nich ruszyła korytarzem do pokoju Cho.

Sil oraz jej świta nie musieli szukać długo, spotkali kobietę w kuchni, czyszczącą jakiś talerzyk. Prawdopodobnie po właśnie spożytym, skromnym posiłku. Wytarła go z wody szarą szmatką i odłożyła za stosik razem z innymi egzemplarzami. Następnie odwróciła się do zebranych, świadoma ich obecności, bo zbliżanie się takiego zgrupowania trudno było przeoczyć. Chyba, że było się na raz ślepym, głuchym i przechodziło atak serca.
- Widzę, że już państwo zjedli? Zaraz uporam się z uprzątnięciem zastawy...
Dziewczyna uśmiechnęła się uprzejmie do gości swojego pana.
- Czy może życzycie sobie czegoś jeszcze? Dodatkowej porcji, więcej napitku?
- Kilku odpowiedzi- Nguyen natychmiast grzecznym acz konkretnym tonem przeszła do sedna - Od jak dawna Maya nie spała u siebie w łóżku i jakie motywy tobą kierowały, kiedy zdecydowałaś się nie pomknąć na ten temat gospodarzowi? - nie planowała tutaj żadnych tortur, szarpanin czy nacisków. Podejrzewała służącą o umysł wystarczająco biegły, by sama mogła wydedukować co stwierdzony fakt będzie oznaczał dla jej przyszłości. Wściekłość pana Neitaki, wyrzucenie na bruk ze złymi rekomendacjami, jeżeli była lojalna komuś innemu to również niezadowolenie i tej osoby. Tak wiele do stracenia. Musiała to zrozumieć. Nie była głupia, a paradoksalnie w ciężkiej ciszy człowiek zaczyna myśleć znacznie szybciej. Toteż Sil patrzyła ze spokojem na służącą zaciągając dym do płuc.

Co jak co, ale to zdecydowanie nie był rodzaj reakcji, którego skrycie mogła oczekiwać przewodząca swojej brygadzie Sil Nguyen. Pokorna slużąca, prócz niebanalnych umiejętności kulinarnych, miała samoopanowanie godne podziwu niejednego mordercy na zlecenie. Nawet nie drgnęła pod naporem potencjalnego oskarżenia, niezależnie od tego jak mroczne i ponure sugestie odnośnie jej przyszłości zawodowej mogło ono nieść.
- Łaskawa pani, jeżeli dobrze pamiętam, nasza panienka Maya zawsze spała u siebie. A przynajmniej jeszcze w noc przed swoją kłótnią z panem Neitaki i zagadkowym zaginięciem...
Jak właściwie szło to chłopskie przysłowie? Trafiła kosa na kamień? Chyba tak. Na dalszą część zapytania członkini Klanu Hebi otrzymała równie oklepaną, acz przymilną ripostę:
-... ale zapewniam, że o tym fakcie poinformowałam mojego przełożonego natychmiast. Niczego po drodze nie pomijając. Nie ośmieliłabym się. Nigdy.
Shin, który obserwował kobietę swoim mistycznym wzrokiem medyka, nie odnotował nawet podwyższenia jej pulsu. Jeżeli faktycznie kłamała, to zwyczajnie marnowała się w służbie u czcigodnego pana Neitaki, gdyż na dywanach pałacowych namiestników doszłaby do iście monumentalnych i majestatycznych rzeczy. Onimaru, chociaż nie był dokładnie pewien granicy między prawdą oraz fałszem, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ta kobieta wykorzystuje jego taktykę - pokonuje potencjalnego wroga swoim uniżeniem i służalczością. Yuen z kolei szybko pojął, że argument Małej Żmiji na dobrą sprawę jest utkany z suchej słomy, bo jeśli zajdzie taka potrzeba, cieniutka warstwa kurzu na pościeli zwyczajnie nie spełni swojej roli bezwzględnego oskarżenia w obecności właściciela posesji. Chyba, że mieli zamiar zarzucić Cho po prostu o zaniedbywanie swoich obowiązków. Ale nic więcej.

Służka nie ułatwiała im sprawy. Miał wrażenie wręcz, że go przedrzeźnia, odpowiadając uprzejmie, unikając odpowiedzi lub dając takie które nic nie znaczą. Godne podziwu, ale strasznie upierdliwe. Ronin odniósł wrażenie, że jak jej nie przycisną, nic nie wskórają.
W jego głowie wykiełkował pomysł. Uśmiechnął się, można by rzec od ucha do ucha. Postronny obserwator mógłby uznać, że uśmiech był ciut za szeroki jak na standardy anatomiczne zwykłych ludzi. Zaczął iść bardzo powoli między towarzyszami, nie zwracając zbytnio na nich uwagi, prześlizgiwał się miedzy nimi jak wąż. W międzyczasie, z jego oczy zaczęły błyszczeć od żądzy, wpatrzone w Cho. Zatrzymał się, dopiero gdy zrównał się z Sil, tym samym stając bardzo blisko jej rozmówczyni. Miał nadzieję, że Sil odczyta jego intencję. Czekał na przyzwolenie zbliżenia się do przesłuchiwanej, jego ruchy były nerwowe, zaś język, który wędrował po jego wargach, zdawał się stawać co raz dłuższy.

Sil delikatnie zmarszczyła nosek. Oczywiście, że rozpoznawała to wushu. Skoro Onimaru chciał trochę postraszyć służkę, droga wolna - ledwo zauważalnie skinęła głową. Stosując zwyczajne metody raczej nie dowiedzą się wielu ciekawostek.

Ronin bez chwili zwłoki ruszył w stronę Cho. Stanął przed nią, tak, że mógł wyczuć jej oddech na swojej szyi. Zaczął ją okrążać, i obserwować. Chciał, żeby zwątpiła w jego intencje i straciła opanowanie gdy był za jej plecami. Przez chwilę, pozwalał, żeby napięcie rosło. Nagle, położył rękę na jej ramieniu, język, który w tej chwili miał długość dwóch dłoni, musnął jej kark.
- Powiedz, droga Cho...- wyszeptał przez zachrypnięte gardło do jej ucha. - ... jak to się stało... że taka kompetentna i lojalna służąca jak Ty, nie zauważyła, że łóżko panienki nie było używane od wielu dni, hm? - jego głos wyrażał radość, którą czuje małe dzieck wiedzące, że dostanie zaraz wymarzony prezent. Ale Onimaru nie był dzieckiem, i nie na zabawki się cieszył.

Ronin zachowywał się mało ludzko... Widok taki mógł wywołać tylko jedną reakcję, strach... Shin jako obserwator czuł raczej obrzydzenie, ale i zarazem fascynację. Nie często miał przyjemność spoglądać na tego typu metody zdobywania informacji. Preferował on raczej metody mniej przerażające, chociaż przerażenie to odczucie subiektywne.

Powoli małymi krokami zaczął kierować się do Sil, tak by dać do zrozumienia, że on także chciał by spróbować, że także mógłby pokazać na co go stać. Aczkolwiek czy to była prawda? Czy w tej chwili posiadał coś co mogło by pomóc w obecnej sytuacji...
- Ja ostatni... – cichutko wyszeptał do ucha Sil tak by nikt nie usłyszał po czym spojrzał na służkę, która w tej chwili nie była raczej skoncentrowana na tyle by dojrzeć przekaz jaki Shin chciał wywołać.

- P-proszę się opanować i naty-natychmiast przestać! Takie zachowanie jest niedopuszczalne! Niezależnie od tego czy jest się w tym domu gościem, czy nie!
Widać pokorność i usłużność także miała swoje granice, o czym mógł poświadczyć ów niekontrolowany słowotok, jaki właśnie wylał się z zakłopotanych ust Cho. Służka, na równi oburzona, upokorzona przed ‘widownią’ i poddenerwowana z powodu dwóch pierwszych faktów oraz ogólnej wulgarności spektaklu urządzanego właśnie przez Ronina, odepchnęła go mocno od siebie z bijącym wręcz od niej zdegustowaniem. Oraz nutką lęku. Po drodze poszturchnęła także lewym łokciem stojak na naczynia, który o mało co się nie przewrócił. Ciężko dysząc, z rozbieganym wzrokiem, bardziej krzyknęła, niż powiedziała:
- M-mówiłam przecież, że nic nie wiem! Może zwyczajnie przeoczyłam to, z powodu przejęcia zaginięciem panienki Mayi! Nie wiem!

Shin czuł, że Ronin zrobił swoim teatrem wystarczająco dużo. Służka zdecydowanie nie była już tak spokojna jak wcześniej co oznaczało, że wystarczyło tylko znaleźć odpowiedni klucz do otwarcia drzwi, za którymi kryła się prawda.
Podchodząc do służki włożył rękę własnej kieszeni, a w dłoni natychmiast pojawiła się strzykawka pełna klarownego pływu. Szybkim ruchem wręcz na oślep wbił w służkę igłę i nie czekając na chwilę zastanowienia od razu zaczął szybki monolog.
- Masz 2 minuty zanim trucizna zacznie działać. Ty masz informację, a ja w rękach twoje życie. Gdzie jest dziewczyna i czemu kłamiesz nam prosto w oczy! – Shin patrzył na służkę i czekał tylko na jedno małe potknięcie, które mogło by pomóc w rozwiązaniu zagadki.
Onimaru musiał przyznać, że Shinowi udało się go zaskoczyć. Jak to mawiają? Cicha woda, brzegi rwie, a Herbalista właśnie zrzucił pozory anemicznego strumyczka, by pokazać jak rwącą rzeką może się stać, kiedy zajdzie taka potrzeba. Zdaniem Ronina, sytuacja wymykała się spod kontroli, chociaż zakładał, że Shin blefuje. Schował język, jego spojrzenie jak i wyraz twarzy wróciły do normy. Podczas, gdy krzykliwie ubrany chłoptaś zwracał na siebie uwagę, on zajął ”bezpieczną” pozycję, na tyłach zgromadzenia.
 
__________________
Między życiem, a śmiercią jest naprawdę cienka linia.
Songolooz jest offline  
Stary 17-01-2012, 14:15   #44
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Mądrości sifu Jeung Lai Chuna

Jeung Lai Chun posiadał swoją teorię czterech typów ludzi:
1. Ci, którzy co nieco wiedzą, i wiedzą o tym, że wiedzą. To są ludzie wykształceni.
2. Ci, którzy co nieco wiedzą, ale nie wiedzą o tym, że wiedzą. Tacy ludzie śpią i trzeba ich przebudzić.
3. Ci, którzy niczego nie wiedzą, ale wiedzą o tym, że niczego nie wiedzą. Takim ludziom trzeba pomóc.
4. Ci, którzy nic nie wiedzą i przy tym nie wiedzą o tym, że nic nie wiedzą. To są głupcy i im nie można pomóc.





To w zupełności wystarczyło. Kurtyna rusztowania runęła z trzaskiem na scenę, w towarzystwie liny i mocowania, ujawniając za sobą jedyni przestraszoną małą dziewczynkę, która skuliła się na ziemi płacząc rzewnymi łzami i kurczowo ściskając swymi dłońmi miejsce w którym Shin zaaplikował przed chwilą wyszukany specyfik, jakby chciała je zaraz rozdrapać. Panika.
- Ja... ja naprawdę nie wiedziałam! Nie miałam pojęcia, że panienka Maya nie spała u siebie w pokoju! Byłam świadoma tylko... tylko, że czasem wychodziła do miasta bez wiedzy ojca, ale... ale ona miała tak ciężkie przeżycia po śmierci matki... to miejsce było dla niej... było dla niej jak więzienie, po prostu nie chciała w nim przebywać, a ja przecież jestem zwykłą służącą, nie mogłam tak po prostu jej ograniczać... musiała odreagować...
Cho kryła twarz w dłoniach, z trudem formułując zrozumiałe dla przesłuchujących zdania. Niezwykle się przy tym jąkała, powtarzając niektóre części zdania kilkakrotnie.

Shin nie należał do osób złych, nie chciał wywołać płaczu u dziewczyny. Jego celem było wywołanie strachu, aczkolwiek histeryczny płacz dziewczyny był dla niego nie do zniesienia.
Uklękł przytulił się do dziewczyny i szepnął jej do ucha:
- Spokojnie, nic się nie dzieje, wstrzyknąłem Ci witaminy... przepraszam za swoje zachowanie - mocno ścisnął dziewczynę by czuła się bezpiecznie, jego ręka chwyciła głowę służki by przytulić ją do klatki piersiowej. Trwało to raptem chwilę, ale Shin czuł, że dziewczyna chyba lekko się uspokoiła.
- Proszę powiedz mi gdzie ona wychodziła, z kim, czy masz pojęcie dokąd mogła pójść - Jego głos był przesiąknięty troską. Podniósł dziewczynę i ustawił ją “przed obliczem” Sil.
- Pomóż nam - powiedział po czym udał się w stronę Ronina, by obserwował dalszy rozwój sytuacji.

Sytuacja wyglądała nieciekawie. Dwaj panowie poczynali sobie nader ostro, chcąc przestraszyć służącą, która albo nic nie wiedziała, albo właśnie łgała na poziomie króla dworskich intrygantów cesarskiego pałacu. Stawiał jednak na to pierwsze. Niewątpliwie Cho wiedziała o wyjściach panny Mayi i niewątpliwie nie mówiła niczego ojcu. Identycznie wcześniej, jak przed samą ucieczką, czy owym wspomnianym porwaniem. Mogła więc sądzić, że to dalszy ciąg owych niewinnych (tere fere, zwłaszcza jakby wróciła spodziewając się dzieciaka), dziewczęcych eskapad. Glupota? Na to wyglądało, że ślepa, głupia czułość dla dziewczyny spowodowała, że Cho nie widziała rzeczy, których po prostu nie chciała widzieć.

Zastanawiał się właściwie, czy nie przerwać tej gry Shina, ale po pierwsze, nie zrobiła tego
Sil, po wtóre zwyczajnie był przekonany, że Herbalista podał jej jakieś niewinne ziółko. Zasadniczo dobrze zrobił nie wtrącając się w to. Shin wyjaśnił kobiecie, że nic jej nie grozi, zaś Sil mogła kontynuować pytania. On nie musiał, stojąc ciągle z boku. Odnosił niekiedy wrażenie, że przypomina skałę, którą omywają morskie fale. Zawsze na boku, zawsze obok głównego nurtu. Zresztą nieważne, istotniejsze było, czy Cho wie cokolwiek: kiedy zauważyła ucieczki, czy wie cokolwiek na temat jej znajomych, czy kiedykolwiek widziała przy sprzątaniu jej pokoju coś dziwnego np. nieznaną biżuterię, której posiadanie Maya wytłumaczyła pożyczeniem od koleżanki? Jakie relacje łączyły pannę Mayę z ojcem, jakim człowiekiem jest jej ojciec, o co się pokłócili, czy często się kłócili, jeśli miała ciężkie przeżycia, co to były za przeżycia. Jaką osobą była panna Maya, co lubiła, co nie? W co była ubrana podczas ucieczki. Notabene łatwo to sprawdzić porównując zawartość jej szafy z tym, co powinno być. Wprawdzie Yuen już obejrzał sobie stroje, niemniej mogła to zrobić jeszcze raz Cho. Gdyby bowiem odnaleziono niezidentyfikowaną kobietę, możliwe byłoby rozpoznanie po stroju. Czy panna Maya miała jakieś znaki szczególne. Pytań ogólnych mogło być mnóstwo. Raczej Maya odnosiła się do ojca dosyć ozięble, może wiec właśnie Cho była jej powierniczką. Jeśli nie, to kto, każda bowiem lub prawie każda dziewczyna tego wieku ma swoją najlepszą przyjaciółkę .Nie wtrącał się jednak do samej rozmowy.

Sil patrzyła na to wszystko bez jakichkolwiek emocji na twarzy. Nie podobał jej się obrót spraw, dwójka shinobi posunęła się zdecydowanie za daleko. Gdy Onimaru planował wycofanie się jej ręką wystrzeliła w jego stronę i złapała jego ramię powstrzymując mężczyznę od pójścia dalej.
- Zostajesz tu - syknęła szeptem nie spuszczając wzroku z kobiety. Odwróciła go przodem do Cho, po czym ponownie skrzyżowała ramiona na piersi czekając aż służka się uspokoi. Gdy po dłużących się minutach postawiono ją wreszcie naprzeciwko, brwi Sil lekko się ściągnęły i z wyraźnym żalem w głosie odezwała się ostrożnie.
- Przepraszam, musieliśmy mieć pewność po której stronie jesteś. Usiądźmy i napijmy się.
Przy kuchennym stole zapalono kilka świeczek nadając pomieszczeniu niejakiego ciepła i spokoju. Sil podjęła się zaparzenia herbaty, jako, że miała spore doświadczenie w przygotowywaniu napojów, a nawet czasem i posiłków, dla sporej rodziny. Dziadek z reguły to ją prosił o przyrządzenie herbaty, co nieustająco wywoływało waśnie pomiędzy nią, a zazdrosną siostrzyczką. Z początku była poirytowana czasem jaki zajmowała ta cała ceremonia, ale z wiekiem nabrała przekonania, że gdyby czas był krótszy to herbata nie byłaby tak kojąca.
- Cho - zaczęła spokojnym głosem jakim zwracała się do niej babka, gdy stało się coś złego, a ona za wszelką cenę chciała porozmawiać. Przodkowie, ależ ona tęskniła za domem. Tą myślą pozwoliła, by imię dziewczyny wybrzmiało w kuchni. Kilka razy jeszcze zamieszała pędzelkiem w naparze - Zauważyłaś kiedykolwiek, by Maya nosiła nieznaną ci biżuterię? Lub może widziałaś taką w jej pokoju?

Nie było jej łatwo stłumić łzy, jednak robiła co mogła. Trudno właściwie orzec, czy to aby za nic w świecie nie pokazać im dalszych oznak swojej słabości, czy to aby zachować ułudę profesjonalizmu zawodowego ostatniej służącej na usługach pana Neitaki. Mimo własnych starań oraz delikatnego przywrócenia do pozycji stojącej przez ‘zatroskanego i kochającego’ medyka Herbalistów, jej sylwetka nadal pozostawała roztrzęsiona jak osika. Yuen przechwycił spojrzenie jakim skrycie i z ukosa obdarowała trójkę jego towarzyszy. Trwało krócej niż pojedyncze tyknięcie zegara, czy uderzenie serca. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu poczuł prawdziwy, pierwotny strach. Nie jakąś mieszankę troski i lęku, jak przy wybuchu. Nie niepewność ‘zawodową’ wywołaną pragmatycznością. Niedostrzegalny dla nikogo innego, bo utkany z jego najgłębszych słabości, czarny zlepek kłów i najgorszych koszmarów wspinał się po szczeblach drabiny tworzonej przez kręgosłup młodego Strażnika Równowagi. A on nie mógł powstrzymać tego ponurego wstąpienia, bezwolnie zalany wspominkami o dawnym spotkaniu z rodzeństwem. O swojej własnej słabości. Dlaczego Cho zareagowała w ten sposób? Może zwyczajnie przesłuchanie i miotane w jej stronę bezpodstawne oskarżenia były tego zasługą. Udawane zaloty bezklanowca? Albo zabieg medyczny wykonany przez sojusznika, który swoją huśtawką nastrojów dość dobitnie wpasowywał się w rolę osoby niebezpiecznej dla otoczenia. Jej oczy niczym czarna otchłań, pozostawały chłodne irracjonalne i przepełnione ledwie kontrolowaną nienawiścią zakrapianą entropią.

Herbata przyrządzona przez Sil, choć bez wątpienia dobra i wykonana zgodnie ze startymi tradycjami, stygła. Nie chodziło o to, że była jeszcze zbyt gorąca żeby ją pić. Bardziej o to, ze postać dla której specjalnie ją zrobiono zwyczajnie nie miała ochoty na trunek. Prawdę mówiąc, dziwnym byłoby gdyby miała ochotę na cokolwiek. Dobrze więc, że oddychanie wciąż należało do tej małej gamy aktywności nietypowych, którym się oddawała.. Na szczęście do stawiania oporu i utajniania potencjalnych zeznań swoim ciemięży... gościom, również jakoś szczególnie się nie rwała. Odpowiadała szybko, jasno i na temat. Niesamowite jak strach rozświetla umysł.
- Maya nie miała zbyt wielu przyjaciół. Miała... ‘koleżanki’, pochodzące z innych rodzin szlacheckich, ale nie przyjaciół. Pewnego razu, wracając ze szkoły, spotkała Isiego i Goro. Od tamtej pory często wychodziła, żeby się z nimi spotkać. Nie wiem o nich prawie nic, prócz imion... słyszałam tylko, że pierwszy rzadko bywa w szkole, a drugi... lubi błyskotki.
Najlżejsza oznaka zdziwienia przecięła jej twarz gdy Sil wspomniała o biżuterii.
- Sugeruje pani, że... Maya kradła. Nie. Nie wiedziałam o tym wcześniej. Podejrzewam, że jej ojciec też nie, w innym wypadku podjąłby bardziej zdecydowane kroki w jej wychowaniu.
Jak widać, służąca też potrafiła połączyć ze sobą fakty i stwierdzić, że nowi przyjaciele mogli mieć niewłaściwy wpływ na niesforną córkę szlachcica.

Nienawistne spojrzenie, którym Cho obdarzyła wszystkich, poza Yuenem, było zastanawiające. Rozumiał jej złość. Lepiej byłoby, żeby jeden wstrzyknął drugiemu witaminy prosto kłując wywalony jęzor. Lecz dlaczego nienawidziła także Sil? Możliwe, że uważała iż Żmijka, jako dowódczyni, co łatwo było poznać po postępowaniu oraz respekcie, jakim ją darzono, odpowiada za owe wyczyny dwójki panów. Czy pominęła Cho Yuena dlatego, że właściwie nie rozmawiał z nią oraz nie ukazywał swoich emocji, stojąc zawsze na boku? Możliwe. Jednak możliwe było także inne rozwiązanie. Nienawiść Cho miała inną naturę. Może kobieta ogólnie miała jakiś uraz do ninja? Kryła go, jednak emocjonalna sytuacja sprawiła, iż na moment niech cacy zrzuciła ową niechętną maskę. Może przestraszyła się, że przekażą informacje na temat jej niedbalstwa, lub głupoty, panu Neitaki, albo że wiedziała coś, lecz obawiała się, że odkryją jakiś sekret, który pragnęła ukryć? Całkiem prawdopodobne. Rozwiązanie jednak należało do przyszłości. Póki co wiedział, że Sil tak czy siak będzie ostrożna przesłuchując Cho. Kiedy zaś przesłuchanie się skończy, chciał, za pozwoleniem Sil, polecieć Onimaru, żeby ją śledził. Natomiast Sil, Herbalista oraz on poszliby na nocną przechadzkę po ulicach miasta wokoło rezydencji. Jakiś napotkany żebrak, lub biedak mógłby za parę sztuk srebra coś powiedzieć.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 17-01-2012 o 14:27.
Kelly jest offline  
Stary 19-01-2012, 11:55   #45
 
Henshin's Avatar
 
Reputacja: 1 Henshin nie jest za bardzo znany
Nie wyciągną z niej wiele. Właściwie to w tej ekipie nie wyciągną nic, jeśli cokolwiek do wyciągania jest, a w co Nguyen zaczynała powątpiewać. Gdy nagle rozwiązanie pojawiło się tuż przed jej oczyma. Dość jasne i jaskrawe, w porównaniu z czernią beznadziei braku pomysłu czy punktu zaczepienia. To co dostrzegła Sil znajdowało się tuż przed nią. Ledwo wyczuwalna różnica, drobne rozprężenie napiętych we wściekłości brwi. Zmiana, która dotyczyła tylko Yuena. Nie wiedziała dlaczego jej przyjaciel zasłużył na specjalne względy, ale nie miała zamiaru puścić tak objawionej nadziei.

- Wydaje mi się, że popełniliśmy błąd

Powstała z westchnieniem ulgi i zawodu jednocześnie.

- Jeszcze raz przepraszam za... cóż, to nietaktem nazwać tak lekko, ale “nieporozumienie”. Yuen Biao... - tu zerknęła w stronę mężczyzny - ...odprowadzi cię.

Miała nadzieje, że ten zrozumie o co jej chodzi. Właściwie to była pewna, że wyłapie ten subtelny rozkaz. Nie zwracałaby się do niego tak formalnym zwrotem, gdyby nie miała ku temu oczywistych powodów. Dystans, jaki wywołała tym samym między nimi mógł być kluczowy do rozwoju zaufania Cho do chociaż jednego członka z ekipy.

- Ruszymy przodem. Dobrej nocy.

Powiedziawszy co miała do powiedzenia, Sil wyszła z kuchni wraz z pozostałymi shinobi, wracając tym samym do pokoju przy ogrodzie, w którym tak sympatycznie ich przyjęto.

- To chwilkę potrwa. - wyrzuciła spopielony tytoń na talerzyk i przeczyściła kilkoma dmuchnięciami szyjkę fajki. Podniosła ze stołu bursztynowy naszyjnik i umieściła świecidełko w kieszeni - Możemy rozprostować kości i przejść się po mieście. Jakieś pytania?

Onimaru nie czuł się najlepiej. Przesłuchanie wymknęło się z pod kontroli, częściowo z powodu Shina, nie mniej, sam też czuł, że zawalił sprawę. Zdobywanie informacji w ten sposób, nigdy nie było jego mocną stroną, o czym przypomniało mu zdarzenie sprzed kilku chwil. Trudno, jakoś będzie musiał z tym żyć, choć uczucie było nader nie przyjemne. Na zewnątrz, jego niezadowolenie z siebie, objawiało się kamiennym, nic nie wyrażającym wyrazem twarzy. Nigdy o tym nie pomyślał, ale musiało wyglądać dziwnie, gdy ktoś wiecznie uśmiechnięty, staje się śmiertelnie poważny. Przynajmniej dla tych, którzy go choć trochę znali. Ruszył niemrawo za drużyną uszczuploną o obecność Biao, nie licząc Ioriego, który był bóg wie gdzie. Ciężki dzień, okazał się mieć jeszcze cięższy finisz, więc chciał tylko znaleźć ciepły kąt i rzucić się w otchłań snu. Jednak Sil miała inne plany. Perspektywa wyjścia, też właściwie nie była najgorsza, może dowiedzą się czegoś co ruszy całą sprawę do przodu. Pytań wolał nie zadawać, w tej chwili czuł, że lepiej będzie trzymać buzię na kłódkę. Trzymał się z tyłu, starając się nie rzucać w oczy i czekając, aż, w tej chwili trzyosobowa, drużyna wyruszy na ulice.

Zostawiony sam na sam z służącą, średnio zadowolony z tego jak potoczyły się sprawy Yuen przybrał twarz uśmiechem nr 5, czyli najbardziej niepozornym oraz bezosobowym:
- Pani Cho, mogę prosić? Odprowadzę panią - rzekł wymiętym głosem.

Kobieta nie wyraziła swojego sprzeciwu względem uprzejmości Strażnika. Czyżby dlatego, że nie miała już siły? Albo inaczej, przez ostatnie wydarzenia zwyczajnie wnioskowała, że nawet uprzejmość i dobre maniery ze strony shinobi mogą zaowocować wbiciem sztyletu w serce przy najmniejszej prowokacji. Wędrówka do jej pokoju nie trwała długo, bo odległość jaką musieli przebyć stanowiła zaledwie kilkadziesiąt metrów. Wykorzystując to niezwykle krótkie, czasowe okno, Yuen usilnie starał się znaleźć jakąś sposobność rozpoczęcia rozmowy, nawiązania z Cho nici porozumienia.
Tylko, że zwyczajnie nie mógł. Nieprzystępność oddalenie i niechęć bijące od służki stanowiły praktycznie fizyczną barierę, przez którą nie miał możliwości się przebić. Nie bez grupy wysoce wyspecjalizowanych lekarzy zajmujących się w problemami emocjonalnymi, którzy dodatkowo zostali wyekwipowani w profesjonalny sprzęt górniczy. Samodzielne działanie z jego strony mogło tylko zagonić sprawę, bo młodzian szybko zrozumiał to, czego nie pojęła osoba zlecająca mu trwającą właśnie misję - że w oczach ofiary osoby stojące z boku i nie reagujące na czyjeś cierpienie są tylko ociupinkę lepsze od tych, które dopuszczają się na niej krzywdy. Gdy stanęli przed pokojem Cho, ta szybko weszła do środka a papierowe drzwi zamknęły się rezonującym w głowie Biao stuknięciem. Na dobrą sprawę został sam, zanim jeszcze wysilił się na jakąś pożegnalną grzeczność. Jedynym pozytywem było, że jeśli się pośpieszy, będzie mógł jeszcze dogonić pozostałych.


Pani Cho ewidentnie coś wiedziała, coś bardzo ważnego. Może kryła Mayę. Yuen już zaczął sobie wyobrażać, że może stosunki ojca z córką wcale nie były takie idealne, że może ojciec, oprócz twardości traktował córkę, jako zastępstwo swojej żony, może bił ją bardziej, niżeli przeciętny ojciec przeciętną córeczkę, może … Może więc Cho tak naprawdę wcale nie chce, by Maya wróciła, bo że żywi do dziewczyny czuła słabość, to się wyczuwało. Pytanie jednak było takie: jeśli nawet Maya miała w domu jakąś nieciekawą sytuację, to co? Polityczne znaczenie pana Neitaki było takie, że Rada Lotosu poświęciłaby niejedną, ale setkę dziewcząt, byle zapewnić mu wpływy oraz pozycję pozwalającą powstrzymać te wojnę pochłaniającą tysiące ofiar: ubitych, rannych, uciekinierów … Jednak przecież Maya miała czternaście lat. Neitaki tak czy siak musiałby ją niedługo wydać za mąż. Gdyby jednak traktował córkę niewłaściwie, Maya mogłaby się potem wygadać … bzdura! – odpowiedział sam sobie. Nie mogłaby, nie uchybiając własnej czci. Pani Cho widocznie należała do tych osób, które naciskane mocniej, mocniej się upierają. Wbrew logice: nie, bo nie. Jej umysł nagle przestał analizować sytuację, tylko dopuszczał jedno: nie mów nic, nie prowadząc jakiegokolwiek dalszego ciągu procesów myślowych. Osoby mające taki stan psychiczny tak nadawały się na dyskutantów, jak Onimaru na niańkę. Rozmowa mogła być nawiązana dopiero później, kiedy do Cho doszłoby cokolwiek innego, poza tępym oporem przeciwko wszystkiemu.

- Pani Cho – powiedział cicho modulując nieco głos – przepraszam za nich. Tamci żyli właściwie w piekle, gorszym niżeli to, co my możemy sobie wyobrazić. Nie znają innych sposobów, ale daję słowo, że już pani nie tkną – rzeczywiście uznał, trzeba przekazać Sil, żeby obydwaj napaleńcy najlepiej nawet nie pokazywali się w pobliżu Cho.– Ja chcę tylko, żeby Maya była bezpieczna, czy w domu, czy gdziekolwiek … - zawiesił znacząco głos dając do zrozumienia, że jest gotów rozważyć rozmaite warianty. Oczywiście zdał sobie sprawę, że Cho nie odpowie, ale może, kiedy ochłonie, dojdzie do niej sens jego słów.

Wprawdzie, gdyby Maya nie chciała wrócić oraz miała uzasadnione tego powody, byłby problem, jednak może wtedy jakoś dałoby się zaklajstrować relacje ojca oraz córki …

- Bowiem nikt nie wie, jak jest obecnie. W jakimś domu? W jakimś lochu? Na ulicy? Wtedy po prostu wyniesiemy się wszyscy i pewnie nigdy już nas pani nie zobaczy – kontynuował podrzucając marchewkę. Jednak moment później uznał, że do pierwszej marchewki przydałaby się druga. – Spotkajmy się jutro rano, jeśli pani zechce. Wymienimy informację. Pani powie, co wie. Ja, czego dowiedzieliśmy się oraz jeszcze dowiemy.
Kobiety uznawał za urodzone handlarki. Oczywiście były wyjątki, ale dosyć rzadko. Jeśli proponował: zrób dla mnie to i to, a ja dla ciebie to i to, to w 99-iu przypadkach na sto taka niewiasta godziła się przynajmniej go wysłuchać. Potem zaś cała kwestia dotyczyła wyłącznie odpowiedniego podejścia do negocjacji. W przypadku Cho mogło to wyglądać nawet pozornie, jak jej zwycięstwo, ale Biao miał kompletnie inny punkt widzenia. Jego interesowało zadanie i to, co wiodło do jego realizacji, było właściwe. Rzecz jasna, pod warunkiem przestrzegania pewnych podstaw moralności. Gdyby Cho poszła na układ wymiany informacji, to kapelusz by mu z głowy nie spadł. Przecież mogli zrobić z nią, co chcieli. Wystarczająca władza, żeby się jeszcze popisywać oraz chcieć czegoś innego. Jednak ewidentnie Cho musiała ochłonąć, przemyśleć kilka spraw oraz podjąć decyzję, czy dla wyższych racji nie warto podjąć współpracy.


Nie czekał dłużej pod jej drzwiami. Odwrócił się odchodząc, mając jednak nadzieję, że służąca tego domu słuchała. Szybko dogonił resztę swoich towarzyszy, którzy właśnie szykowali się do wyjścia, celem zwiększenia ilości posiadanych informacji. Tak też zrobili, ruszając w miasto, zgłębiając tajemnice skrywane przez Heigenchou. Jednak dla nich zdanie to nie miało równie pozytywnej tonacji jak dla beztroskich synalków i córek wysoko postawionych szlachciców. Nie, gdyż oni mieli swoje zadanie. Wychodząc za próg odczuli pierwsze ukłucie zdziwienia. Nawet nie zauważyli kiedy stało się ciemno a noc otuliła wszystko swoim całunem. Jak widać, czas parł nieubłaganie do przodu, nie czekając nawet na shinobi. To jednak nie stanowiło jakiejkolwiek przeszkody, wręcz przeciwnie, było dla nich udogodnieniem. Jak wiadomo, kiedy słońce chowa nieśmiało swoje cudowne oblicze, najgorszy element społeczeństwa wypełza ze swych kryjówek. Pierwszym ich wyborem okazali się żebracy oraz inny element zaśmiecający swoją obecnością ulice. W okolicy domów należących do szlachty stanowili oni dość rzadki widok, jednak czasem zapuszczali się w te strony, licząc na okazjonalną hojność osób, które miały więcej szczęścia w życiu i nie przejawiały obiekcji aby podzielić się nim z innymi. Choć znacznie częściej tacy naiwniacy spotykali się z forsownym usunięciem przez strażników, wielu z nich nadal próbowało, mając nadzieje, że szczęście w końcu się do nich uśmiechnie.
 
__________________
May my enemies live long so they may see me progress.

You can run, but You will only die tired.
Henshin jest offline  
Stary 20-01-2012, 14:50   #46
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Jeden z ciemniejszych zaułków pomiędzy jakimś mało znaczącym domostwem i przydrożną karczmą, której szyldu nie dało się odczytać obfitował właśnie w takich straceńców. Trójka z nich siedziała na tyłach tej niewyszukanej ‘restauracji’, urzędując w najlepsze na jej drewnianych schodach. Zapewne właściciel zlitował się nad tymi biednymi wrakami i ofiarował im jakieś resztki ze swoich stołów wraz z odrobiną najtańszego wina jakie posiadał na stanie. Alejkę powoli wypełniały więc skromne zaczątki pijackich przyśpiewek i zakrapianego humoru, ukazując przy tym, że człowiek prosty wiele do szczęścia nie potrzebuje - pełny żołądek oraz gorzałka. To wszystko co się dla nich liczyło. Aby tylko przetrwać kolejny dzień.

Onimaru sądził, że w dzielnicy szlacheckiej nic nie zdziałają. Z tego co wiedział, żebracy i inny bród społeczny nie gnieździ się w tej bogatszej części miasta. Z drugiej strony, pechowcy pochodzący z innej dzielnicy, z pewnością nie widzieli Mayi. Zastanawiał się, jak rozwiązać ten problem, gdy ten, rozwiązał się dla niego sam. Trójka biedaków zapijających smutek egzystencji mogła być tym, czego właśnie szukali. Ronin miał doświadczenie w rozmowie z takimi ludźmi, potrafił ich zrozumieć, czym zdobywał ich przychylność.

W kilku szybkich ruchach, doprowadził swoje ubranie i fryzurę do nieładu, postarał się, żeby flaszka z sake, była dobrze widoczna za pazuchą. Nie pytając nikogo o zdanie, podszedł do trójki lekko chwiejnym krokiem, który sugerował, że chód po prostej, wymagał od niego nie lada skupienia, zanim ci zdążyli ich zauważyć. Oparł się ciężko o drewnianą poręcz.

- Wii...tam, szanownych panów. - ukłonił się, sprawiając wrażenie, że wystawia swój zmysł równowagi na ciężką próbę. - Szukam kogoś, dziewczyna, tak na oko to ze 14 wiosen bydzie miała, mogła być z dwoma kolegami, pewnikiem starszych od niej, hehe... - uśmiechnął się głupkowato. - To jak? pomożecie? - powiedział z resztkami uśmiechu i sięgnął za pazuchę.
- Heh, panie, jak pan szukasz takich dziewuszek, to na moje raczej do dzielnicy czerwonych latarni trafić chcesz, a nie na tyły naszego małego klubiku! Ale może moi koledzy co wiedzą...
Pierwszy odezwał się obdartus z rudawą, postrzępioną brodą, zaczynając przyjaźnie i z żartem, ale zdecydowanie mało pomocnie. Jego dwóch przyjaciół popatrzało po sobie, starając się przy tym pokonać mgłę wywołaną alkoholem, która przesłaniała ich zmysły. Paradoksalnie, ich główną motywację stanowił podarek z którym pojawił się nieznajomy. Starszy, w podartym i wyblakłym niebieskim kimonie, podrapał się po swoich tłustych, siwych włosach. Jego nie pierwszej młodości twarz przybrała komiczny wyraz osadzony gdzieś między uśmiechem i zgryzotą. Myślał tak intensywnie, że miało się wrażenie iż jego głowina zaraz eksploduje od nadmiernego wysiłku. W końcu jego patrzałki błysnęły pierwotnym zrozumieniem.


- Yyy. Ja coś pamiętam. Nie wiem czy to ta, ale ostatnimi czasy jedna kręciła się obok tego młodego złodziejaszka... jak mu to jest. A. Goro, tak. Dziwne, to było. Bo mała wyglądała na wystrojojną, a on zawsze jak kompletny obdartus chodzi i się tym nie przejmuje.
Skoro mówił to ktoś odziany tak, jak pan błękitek, chłopak faktycznie musiał nosić się tragicznie.
- Taa, to pewnie ona...- Ronin zdawał się tracić koncentrację, ale po chwili się otrząsnął. Odkorkował flaszkę, łyknął potężnie, po czym podał swojemu dobroczyńcy w niebieskim kimonie. Ten nie tracił czasu i także golnął jednego, nie bacząc na dwójkę pozostałych, łypiących na jego trofeum wygłodniałym wzrokiem. Po dwóch głębszych uległ jednak presji i wprawił butelkę w ruch. Zaczęła ona zmieniać ręce tak szybko, że trudno było nadążyć.
- A nie wiecie przypadkiem, gdzie ją znajdę? Albo jej kolegę, może on będzie wiedział?
Ledwo ostatnia sylaba opuściła jego usta, a zaraz za nią, wydobyło się solidne beknięcie. Grunt to dobra gra pozorów, nawet względem takich obdartusów. Uśmiechnął się z zadowoloną z siebie miną. - przyjęło się...- skomentował automatycznie, w żebraczym zwyczaju.
- Teee... kolego, flaszka to miły gest i... i w ogóle, ale Ty to czasem nie ze straży jesteś? Bo ten cały Goro to coś tam nam bączył, że ostatnio wpakował się w jakieś kłopoty... większe niż zwykle. Co jak co, ale wolałbym go szczeniaka nie wydawać, jak wiesz co mam na myśli...
Rudobrody, chociaż niewiele inteligentniejszy niż drewno na którym siedział zadem, wydawał się mieć serce na właściwym miejscu. Oczywiście był również tak wstawiony, że jego całe jego przenikliwość i dociekliwość minęły Ronina i uderzyły w mur gdzieś za jego plecami.
- O dajże chłopakowi spokój Syung, wygląda Ci on na strażnika!? Przecie zaniedbany bardziej od ciebie! No i gdzie by zbroję i hełm chował, we w dupie chyba! Powiedz mu!
Pierwszy z obdarowanych okazał się pomocny w uniknięciu kłopotliwych pytań.
- Yyysz! Zamknij się, capie stary! Dobra, z tego co wiem, a ja bardzo dużo wiem...[/i]
Co starał się dramatycznie zaakcentować, dodając swojej osobie ważności..
- To mają jakąś małą szajkę, która od czasu do czasu podiwania różne świecidełka kiedy nikt nie patrzy. Taka paczka kradziei, rozumiesz pan. Nic poważnego, ale chyba straż nawet jakąś nagrodę wyznaczyła, bo ktoś z arystokratów z kijami od szczotki w dupie skargę wystosował. Wiesz jak jest.... Hm. Yun, gdzie oni ostatnio to swoje obozowisko mieli? Ty sukinsynu!
Yun, który kiedy inni gadali wykorzystał sytuację i strategicznie osuszył ¾ butelki, uśmiechał się, błyskając niewinnie swym na wpół szczerbatym uzębieniem. Jakby nic się nie stało.
- A, za bramą zachodnią, w lesie niedaleko łąki jakiś biwak mają. Czy coś...
- Dawaj to, reszta jest moja i już ani kropli dzisiaj Twoja zakazana gęba nie dostanie!!
Wyrwał mu naczynie. Faktycznie, to co mówili się zgadzało. Onimaru pamiętał dobrze kwiaty na obrazach oraz to, że ktoś wspomniał, jakoby Maya bardzo je lubiła. Może będąc pewnego dnia na łące napotkała tych nieletnich trefnisiów a potem wszystko poszło już z gorki?

Po rzuconym podejrzeniu, przez twarz Ronina przeszła parada emocji. Od dezorientacji, przez zdziwienie po oburzenie. Zrobił to wręcz podręcznikowo, może nawet za bardzo, jednak wstawieni panowie nie zwracali uwagi na takie detale.
Szopka się opłaciła, znali lokalizację obozu. O ile, zapijaczony jego mość czegoś nie pomieszał.
Wstał z udawanym trudem, oparł się dolną częscią pleców o mur, po czym wykonał głęboki ukłon... A właściwie to skłon, ale panom zdawało sie to zupełnie nie robić różnicy.
- Dziękuję panowie, jesteście najlepszejsi...- ruszył na luźnych nogach w stronę ulicy. Zatrzymał się po trzech krokach, prawą ręką oparł się o ścianę, lewą zaś uniósł na wysokość głowy celując palcem wskazującym w niebo, jakby sobie o czymś przypomniał. Obrócił się na pięcie, co prawie przypłacił bliskim spotkaniem z gruntem.
- O Gobo się nie martwcie, nie jego szukam...
Skupiona mina sugerowała, że usilnie próbuje sobie coś przypomnieć.
- Właśnie... - ‘przypomniał’ sobie, po czym wyciągną z kieszeni parę drobniaków.
- Macie, ja i tak już nie dam rady... - powiedział zmęczonym głosem. Nie było to może logiczne, ale ludzie po sake robią różne dziwne rzeczy.

Po chwili zniknąl im z oczu, skręcając chwiejnie za rogiem. Wmieszał się w tłum, by po chwili znaleźć się przy swoich towarzyszach, z poprawionym ubraniem i włosami na tyle, na ile był w stanie to zrobić bez kąpieli, czy choćby grzebienia.
- Sil-sama...- przemówił tonem, który kojarzył się ze zdawaniem raportu, co poniekąd robił Onimaru. - Wiem, gdzie może być Maya.- Po kilku chwilach konspiracyjnego szeptu, przekazał przywódczyni i grupie wszystkie informacje jakie udało mu się zdobyć.

* * *


Ewidentnie Shin nie rozumiał decyzji Sil, przecież służka była już pod ścianą, gdyby ją jeszcze trochę przycisnąć mogli by dowiedzieć się wszystkiego co wiedziała, a z pewnością jeszcze coś ukrywała. Miła rozmowa przecież na nic się nie zdała, dlatego też trzeba było wywołać u niej strach.. i co? To działało... dlatego też Shin przez całą drogę po mieście nie mógł zrozumieć idiotycznej decyzji szefowej. Przecież w ich zawodzie cel uświęca środki. Dodatkowo Biao wrócił i nie przekazał żadnych nowych informacji. Tym bardziej żałował, że nie kontynuował swojego przedstawienia, po którym Cho zaczęła mówić.
- Głupota... głupota i jeszcze raz głupota - zakręcił nosem poszukując czegoś lub kogoś w tym beznadziejnym mieście co mogło by im pomóc rozwiązać sprawę. Gdy już zaczął myśleć, że Sil ponownie popełniła błąd, że bezsensownie włóczą się po mieście Ronin przywitał ich z nowymi informacjami.

Nguyen była dobrze wyszkolonym shinobi klanu Węży. Wychowanym zgodnie z tradycjami i w poszanowaniu klanu, jednak przede wszystkim była kobietą. To sprawiało, że jakkolwiek by nie starała się oddzielić obowiązków od emocji zawsze istniała cienka linia łącząca te dwie, często stojące w sprzeczności, sfery życia. Oczywiście, zdawała sobie sprawę, że cel uświęca środki i na pewno by przemyślała możliwość kontynuowania przesłuchania. Jednak zgodnie z jej kodeksem - takie środki należało podejmować jedynie kiedy przepytywany bezsprzecznie posiadał odpowiedzi. Tutaj, choć pewne wątpliwości pozostały, takiej pewności nie mieli. W takim razie Cho mogła zacząć kłamać, tylko po to by udzielić satysfakcjonujących grupę odpowiedzi, a to by była totalna strata czasu. Toteż jakkolwiek Shin by dobitnie nie wyrażał swojej dezaprobaty pufnięciami, głębokimi westchnieniami i mruczeniem pod nosem, nie reagowała.
Czekanie na powrót Onimaru dłużyło się w nieskończoność. Rozglądali się za strażnikami i starali nie stawać w centrum uwagi, co odzienie jednego z nich skutecznie utrudniało. Chociaż, może nie były w tym przypadku aż tak złe. Napewno nikt nie mógł pomyśleć, że są ciemnoodzianą grupą podejrzanych ludzi. Sil uśmiechnęła się do swoich myśli, jednak szybko zmęczenie zmyło wszelkie pozytywne emocje z jej twarzy. Opierając się plecami o ścianę jakiegoś przybytku radości i uciech czekała w duchu błagając ronina, by się pośpieszył. Gdy zobaczyła wracającego bezklanowca postawiła się znowu do pionu. Nogi przyjęły jej ciężar z wyraźnym wysiłkiem. Głęboki wdech miał dodać jej trochę siły. Postąpiła kilka kroków i zaczęła wysłuchiwać raportu.


Powietrze zdawało się być coraz cięższe. Nie tak jak przy wybuchu, kiedy drapało w gardło, raczej jakby stało się za gęste by nim oddychać. Coraz więcej uwagi poświęcała każdemu oddechowi. Skupiła swój wzrok na rozmówcy zdając sobie sprawę, że wogóle go nie słuchała. Mienił się. Właściwie to wszystko się mieniło jakby obsypane metalowym błyszczącym pyłkiem. Z każdym wdechem pyłek łączył się w coraz większe plamki.
Nie wiedziała jak długo (nie)słuchała raportu. Minutę? Kwadrans? Godzinę? Już miała powiedzieć, że wystarczy. Przerwać wypowiedź Onimaru. Jednak gdy tylko miała otworzyć usta plamki skoczyły prosto na nią zamieniając się w całkowitą ciemność.

Ronin zdawał raport suchym, rzeczowym tonem, przedstawiając swoją rozmowę z żebrakami bez zbędnych opisów i ozdobników, starając się zawrzeć jak najwięcej informacji w jak najmniejszej ilości słów.
- ...z tego co mówił, ich obozowisko znajduje się... Sil-sama?- przerwał ze zdziwieniem, widząc, że jego słowa nie trafiają do odbiorcy. Spojrzał Małej Żmii w oczy, ale zobaczył, że mimo iż na siebie patrzą, ona go nie widzi. Ugięły się pod nią nogi i ruszyła bezwładnie na spotkanie z podłożem.
Jednak zanim jej zgrabne ciało zdążyło gruchnąć o ziemię, stał już przy niej, powstrzymując od upadku. Trzymał ją, jakby była z kruchego kryształu, powoli pozwolił jej osunąć się na ziemię, opierając jej głowę na swoim torsie. Delikatna panika, która go ogarnęła poszła w niepamięć, gdy zauważył, że oddycha raczej normalnie, aczkolwiek pewności nie miał.
- Sil-sama...- powiedział do niej cicho, choć nie mogła go usłyszeć. Spojrzał błagalnie na Shina, który do tej pory przyglądał się sytuacji z naukowym zainteresowaniem i bez ani krzty zdenerwowania.

Sil osłabiona, zmęczona, może chorująca na coś, czego nie chciała nikomu zdradzić. Może zatruta leżała skłądając uroczo piękną główkę na piersiach Onimaru. Niepokój targnął Yuenem, jednak nie mogli przedsięwziąć niczego.
- Weź ją - zwrócił się do Onimaru pustym niczym pęknięta tykwa głosem. - Wracamy. Tam ją obejrzysz - rzucił do Herbalisty.

Ronin spojrzał z niespotykaną u niego powagą na Yuena. Patrzyli na siebie przez kilka długich sekund. Byłego Węża dziwiła beznamiętność w głosie Strażnika Równowagi, był pewien, że tę dwójkę coś łączy. Spojrzał jeszcze na Herbalistę, który nieznacznie skinął głową. Racja, badanie jej na środku ulicy nie było rozważne. Wziął ją na ręce i ruszył szybkim krokiem w stronę domostwa Pana Neitaki.
Dziwne to było uczucie, gdy niósł ją taką bezwładną, taką bezbronną. Była lekka jak piórko, miał wrażenie, że jeśli ją upuści, ta rozpłynie się, lub porwie ją nagły podmuch wiatru, żeby nigdy nie wrócić.
Podróż powrotna była jak sen, dziwny i nierealny. Oto on, hinin, ronin, ‘zdrajca’ swojego klanu, niósł córkę klanu który zdradził. Na szczęście, w tej chwili żadna z tych rzeczy nie miała znaczenia.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 20-01-2012 o 23:25. Powód: By było weselej
Eyriashka jest offline  
Stary 23-01-2012, 17:29   #47
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Późna godzina zdawała się nie przeszkadzać kreatywności oficera. Na drodze stanęło jej jednak coś innego. Drgnięcie dłoni. W mgnieniu oka, zbyt duży nacisk i dostarczona siła zniwelowały sobą wszystko nad czym pracował. Wielki, czarny kleks rozchodził się leniwie po bezkresie bieli, zagrabiając dla siebie coraz więcej terytorium. Jak podstępna zaraza niszcząca piękne, niewieście ciało a wraz z nim… kilka minut nienagannej pracy pędzla. Spokojny, zdobiony determinacją wzrok, który do tej pory bezbłędnie prowadził dłoń trzymającą przedmiot służący do kaligrafii podczas podróży po płótnie, teraz stracił wiele ze swojego majestatu. Kawate-Sama powstał i oddalił się od przyborów, choć jego twarz nie zdradzała sobą zirytowania, czy znudzenia. Dziwiło to niezmiernie młodego asystenta, który wiedział, że jego pan i władca nie miał cierpliwości względem niepowodzeń w jakiejkolwiek formie. A już na pewno nie takich, które ukazywałyby jego słabość albo niedoskonałość w czasie wykonywania jakiejś czynności. Zamiast buchnąć otwarcie furią, wojskowy poderwał głowę triumfalnie do góry, zacisnął obie pięści i huknął podekscytowany:
- Pamiętam! Przypomniałem sobie. Ten ‘złodziej’… to był Kurogane Iori!
Chłopiec nabrał powietrza w płuca i przesłonił dłonią usta, nie kryjąc zdziwienia.
- Jesteś pewien, panie? Ten hinin byłby na tyle bezczelny aby powrócić tutaj po…
- Nie kwestionuj moich słów! Wiem co widziałem, Chiko!

Mała sylwetka zamilkła, dotykając przepraszająco podłogi w uniżonym ukłonie.
- Proszę o wybaczenie! Ja nigdy nie…
- Dosyć! Wstań i skończ z tymi głupotami! Każ przynieść mój płaszcz, broń oraz insygnia. Zawołaj Jozou i powiedz mu aby zmobilizował ludzi. Natychmiast udajemy się do pałacu Daimyo! Oboje.

Panika. Usta zniewieściałego dziecka otwierały się i zamykały, nie chcąc popełnić kolejnego nietaktu wobec przełożonego. Mając trudności z właściwym sformułowaniem pojedynczej wypowiedzi.
- A-ale o tej porze! Jest późna nocna godzina, Daimyo nigdy nas nie przyjmie…
- Ha! Słusznie! Ale nie powiedziałem nigdy, że idziemy spotkać się z Daimyo.

Masaru, przepełniony adrenaliną i majestatem chwili, pochwalił wnikliwość asystenta, kiedy jedna z szarych sylwetek służących podawała mu jego uzbrojenie. Klamra zamknęła się na głucho.
- Wobec tego z kim? Kto jeszcze mógłby nam pomóc wobec tej… tej inwazji ninja?
Po minucie wojownik o kręconych włosach był już w pełni gotowy do drogi.
- Zapamiętaj ten dzień dobrze. Dzisiaj wejdziesz do jaskini lwów i ujdziesz z życiem.

***

Ostatnia scena między dwójką Węży dość dosadnie potwierdzała, że nasi bohaterowie mieli za sobą ciężki dzień. Ich kolana uginały się pod nimi same. Ciała i umysły były wycieńczone zafundowanym im wysiłkiem w kategorii zarówno fizycznej, jak i mentalnej. Jednakże, choć łatwo nie było, brak rezultatów nie należał do listy przewinień ninja. Zdołali wszakże pokonać bandziorów na swojej drodze, przeniknąć do wewnątrz Heigenchou bez żadnych problemów, szybko wysnuć najważniejsze wnioski na temat zagmatwanej sprawy zniknięcia dziewczynki oraz uzyskać solidny trop odnośnie jej potencjalnej lokalizacji. Za którym mogli podążyć swobodnie, gdy tylko zregenerują swoje siły.

Bo w tym także zasadzał się haczyk z omdleniem samej Sil. Młoda kobieta miała po prostu zbyt wiele wrażeń jak na jeden dzień, z których chyba najbardziej wpisującym się w pamięć było uwięzienie w samym centrum eksplozji i patrzenie na śmierć swojej koleżanki. Koleżanki, której shinobi nawet nie pochwali, ponieważ nie pozostało z niej nic więcej jak strzępki ciała, rozstrzelone wybuchem po całej długości i szerokości traktu. Tak, tego typu przeżycia zdecydowanie mogły wpływać wyczerpująco na osobę ‘widza’, nawet jeśli posiadała ona odpowiednie szkolenie ofiarowane jej przez Klan. Na szczęście Shin nie miał żadnych problemów z wykazaniem tego faktu w swojej diagnozie, o czym szybko poinformował resztę grupy. Ku widocznemu zadowoleniu Yuena ich moralnie wątpliwy medyk nie musiał także używać żadnych igieł, pigułek i Kami wiedzą czego celem kuracji. Zalecany był po prostu odpoczynek. Kilka(naście) godzin spokojnego snu.

A ten przydał się wszystkim członkom eskapady jak mało kiedy. Pozostałości nocy minęły im spokojnie, bez widowiskowych konfrontacji, nici ze spływającą trucizną uczepionych sufitu, czy noży zatopionych po sam trzonek w ich prześcieradłach. Chociaż przezorność stanowiła podstawę ideologii wojowników cienia, to nawet wprowadzony pośpiesznie przez zastępcę liderki system wartowników zdawał się zupełnie niepotrzebny, bo kompletnie nikt nie niepokoił wojowników cienia. Między trzaskającymi jak z bata godzinami chaotycznego snu, Yuen Biao znajdował w tym fakcie pewną formę pocieszenia. Potencjalni wrogowie, czy to cesarscy piechurzy, strażnicy miejscy czy konkurencyjni ninja, wciąż nie znali ich dokładnej lokalizacji, co pozwalało kontynuować śledztwo bez obaw o życie podkomendnych. Ale na jak długo? Chociaż młodzian z opaską na oku nie mógł mieć całkowitej pewności, to intuicja podpowiadała mu, że niedostrzegalna jeszcze opozycja gromadzi się tuż za pobliskim wzniesieniem, ostrząc miecze i czekając na pojedynczy błąd ich grupy. Ponura myśl zajęła jego umysł. A co jeśli już taki popełnili, ale nie zdają sobie jeszcze z niego sprawy? Czas pokaże. On zawsze odsłania wszystkie karty.

***

- Nie może pan tam wejść, Kusonoki-Sama wydała specyficzne rozkazy…
Metalowa rękawica żołdaka dotknęła ramienia pokrytego granatowym materiałem.
- Zabierz tą rękę, odłóż broń i odstąp od drzwi. Na mocy mojego stanowiska, jako wice-dowodzący wojsk Heigenchou, domagam się abyś pozwolił nam przejść i zobaczyć się z Twoją przywódczynią.
- Przykro mi, Kawate-Sama, ale nie mogę. Dobrze pan wie, że siły Złotych Lwów nie podlegają pańskiej jurysdykcji. Zawsze można zorganizować to spotkanie w ofic…
- Rozumiem. Mnie też jest bardzo przykro.

Kopnięty w żołądek strażnik poczuł jak jego usta wypełnia ponownie spożyty pół godziny temu posiłek. Stracił równowagę, został targnięty do tyłu i wyłamał sobą drzwi z zawiasów. Rozpłaszczył się na ziemi jak długi, zabryzgując stylowy dywan własnymi wymiocinami. Jego oczy przypominały dwa talerze. Zupełnie nie wiedział co się przed chwilą stało. Zanim drugi dobył broni, poczuł zimną stal na swoim gardle i równie chłodny wzrok jedynie czekający na potencjalną wymówkę.
- Jeśli chcesz ujść z życiem, nawet nie próbuj.
Obserwujący całe zajście Chiko ukrył twarz między dłońmi, miał wrażenie, że za chwilę zapadnie się ze wstydu pod ziemię. Rozdarty między lojalnością i wykreowanym chaosem, nie mógł wydukać słowa. Jego pan całkowicie postradał zmysły, zaatakował żołnierza Cesarstwa! Co teraz poczną…
- Brawo, Masaru. Wyborny pokaz. Szkoda, że pozostałe z Twoich talentów nie są rozwinięte choć w połowie tak dobrze jak umiejętności bitewne. A teraz, gdybyś był łaskaw odstąpić od dalszego upokarzania moich ludzi i wyjaśnić co ma oznaczać to najście… zanim w swojej dziecinności przestanie mnie bawić.
Trzy powolne klaśnięcia. Postać medytująca w półmroku kiwnęła głową. Zdezorientowani sytuacją strażnicy podkulili swoje ogony i czmychnęli czym prędzej. Śpiewny głos kobiety otwarcie kpił z szermierza. Komplementował jego styl walki podobnie jak dorosły samuraj pobłażliwie chwali dziecko machające przed nim drewnianym kijkiem. Masaru musiał jednak skryć swoją dumę, podobnie jak schował miecz. Ważyły się losy całego Imperium, a jego duma była wobec nich niczym.

***


Shinobi spali smacznie do południa. O ile ich sen był błogi i odprężający, to zafundowanego przebudzenia nie można było już opisać tymi samymi przymiotnikami. Drzwi do ich komnaty gościnnej otworzyły się z furkotem papieru i trzaskiem framugi, a każdy z obecnych drapnął natychmiast za najbliższy przyrząd zakończony ostrą końcówką aby móc się bronić przed atakiem, który nigdy nie nadszedł. Wliczając w to przywódczynię, która odzyskała zarówno świadomość jak i pełnię sprawności motorycznej. Co dziwne, w drzwiach nie stała armia żołdaków przewodzona przez rządnego pomsty Daimyo i chcąca przerobić ich na płaty świeżego mięsa do obróbki w lokalnej knajpie. Zdecydowanie nie uszczuplało to jednak presji, powadze sytuacji i podminowaniu pana Neitaki, który w swym nocnym szlafroku ściskał kawałek papieru.
- Dajcie mi powód dla którego to znalazło się pod moimi drzwiami.
Rzucił pomięte zawiniątko pomiędzy wojowników cienia, konkretniej przed oblicze Sil.


Neitaki-Sama,
Mój czcigodny panie. Pragnę z miejsca poprosić o Twoje wybaczenie, wyrażając równocześnie swoją skruchę i żal. Jednak w wyniku zajścia jakie miało miejsce ostatniego wieczora i niegodnych czynów jakich dopuścili się goście w domostwie rodu Neitaki, nie będę mogła już dłużej służyć moimi umiejętnościami celem polepszenia warunków pańskiego życia. Mam nadzieję, że Maya się odnajdzie. Nigdy nie miałam lepszego pana. Jeszcze raz… przepraszam.
- Desnai Cho


Sil mrugnęła, nie mogąc do końca uwierzyć w to, co ogląda. Reakcje patrzących jej przez ramie ninja były dość zbliżone. Skrawek zapisany przez służącą naznaczony został koślawym (roztrzęsionym?) charakterem pisma, kilkoma zaschniętymi łzami oraz rozmazanym, niebieskawym atramentem. Najwidoczniej dziewuszka miała dość wszystkiego i dosięgła swoich limitów.
 
Highlander jest offline  
Stary 24-01-2012, 23:20   #48
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
Iori także się obudził, ale w przeciwieństwie do reszty grupy, on otwierał oczy we względym komforcie i spokoju, bez rozgniewanych szlachciców szturmujących jego izbę. Przez okno wychodzące na wewnętrzny ogród ‘herbaciarni’ dostrzegł, że słońce wstało już dawno i obecnie śmiało się radośnie do wszystkich mieszkańców miasta, będąc wysoko na niebie. Na swojej wychudłej klatce piersiowej Kurogane czuł delikatną dłoń młodej dziewczyny, która wciąż spała tuż obok, wtulając się w jego przedramię, tak jak dziecko wtula się w spódnicę matki. Ledwie wyczuwalny zapach ich wspólnego potu został niemal całkowicie zdominowany przez wciąż tlące się na komodzie kadzidełko, tworząc tym samym tą znajomą atmosferę udanego, erotycznego podboju. A ten, w połączeniu z pośpiesznie zawiązanym wczoraj, chwiejnym przymierzem w interesach, zdawał się całkowicie warty wydanego nań jadeitu.

Kurogane przebudził się zadowolony. On był piękny, świat był piękny, intrygi polityczny były piękne... nawet ta dziewuszka obok była piękna. Plan na dzisiejszy dzień był prosty. Przeżyć i zdobyć trochę jadeitu by móc znowu odwiedzić ten lokal. Oczywiście w służbowej sprawie. Podniósł z wyra swoją rzyć po czym ruszył w kierunku wyjścia z burdelu. Zanim wyszedł na miasto założył na głowę słomiany kapelusz. Uwielbiał ten element stoju. Chronił przed słońcem, deszczem i spojrzeniami ludzi. Pierwszą rzeczą jaką zrobił po krótkim spacerze, gdzie kilkukrotnie nagle i gwałtownie zmieniał wśród tłumu kierunek marszu było wejście do jednego z ciemnych zaułków. Nie miał pewności, czy jego teoria jest prawdziwa, ale musiał to jednak sprawdzić. Upewniając się że nikogo wokół nie ma zaczął mówić... do powietrza.
-Akira... wiem, że mnie śledzisz. Musimy pogadać, to pilne.

Cień nie odpowiedział, ale... ktoś inny przyćmił swoją obecnością postać stratega, zastawiając swoją sylwetką jedyny tunel wylotowy. Faktycznie, był śledzony. Jego nowy ‘najlepszy przyjaciel’ z wczorajszego wieczora stał naprzeciw, podpierając się ręką o podniszczony mur po prawej stronie. Chyba nie słyszał co szeptał Kurogane, a nawet jeśli, to miał obecnie większe problemy ze złapaniem tchu niż ze skleceniem mamrotania Herbalisty w spójną całość.
- Huff... niełatwyś do nadążenia, ‘paniczu’. Nastąpiła... mała zmiana planów.
Na moment powstał ten krępujący rodzaj ciszy, gdzie nie było pewne, czy ‘zmiana planów’ ma zakładać dopracowanie wcześniejszych uzgodnień, czy permanentne scalenie kręgosłupa Ioriego ze ścianą za jego plecami. Chyba jednak to pierwsze.
- Spotkasz się z nią za dwadzieścia minut, pod tym adresem...
Sięgnął za pazuchę i cisnął przed siebie mały pakunek. Trochę materiału, kartka i wystająca ze wszystkiego mała ampułka. Wszystko zdawało się być fragmentem wspólnej całości.

- Dobrze udam się tam... powiedz mi tylko co zawiera ta ampułka? - osobiście nie lubił specyfików, których nie umiał zidentyfikować - równie bardzo co zmian planów, ale musiał iść z nurtem przeznaczenia jak widać.Kolos wzruszył ramionami i jęknął sobie demonstracyjnie, jak nieprzygotowany uczeń wywołany do odpowiedzi przez mściwego nauczyciela.
- Nie wiem. Przynajmniej nie wiem dokładnie, ale współdziała z tą szmatą, którą trzymasz w drugiej ręce. Klej? Wyzwalacz? Kata... katalizator? Kiedyś mi to tłumaczyli, ale.... nie słuchałem za dokładnie. Zażyj zawartość, włóż płachtę na gębę i powinno być okej. .
Klasyczna maska ninja trzymana przez dziedzica przypominała w dotyku ludzką skórę, choć wyglądała jak zwykły kawałek materiału. Czyżby miał mieć do czynienia z kolejnym nieznanym Wushu? No i czy aby napewno opłacało mu się ryzykować dla tego spotkania?

Może i nie opłacało się, ale ciekawość efektów jakie mogą wystąpić po zażyciu specyfiku przeważyła nad czystą logiką. Iori jednym łykiem zarzył całą zawartość po czym założył zgodnie z poleceniem płachtę na twarz. Poczuł setki delikatnych ukłuć na swojej twarzy, tkanina stała się wyraźnie cieplejsza i ciensza, zdawała się obecnie stanowić część jego osoby. Z czubka głowy buchnęła pomierzwiona siwa czupryna, kiedy dotknął szczęki poczuł zarost, który nie uświadczył ostrza od ponad miesiąca oraz starą, sflaczałą cerę. Faktycznie, Wushu.
- To tyle ode mnie. Postaraj się niczego nie spieprzyć jak będziesz z nią rozmawiał.
Przesłona drogi wylotowej odstąpiła i ruszyła swoją drogą, zaprzeczając jakiemukolwiek powiązaniu z ‘alejkowym mętem’, w którego rolę właśnie wcielił się Iori.

Kurogane postanowił udać się na miejsce w miarę bezpieczny sposób. Kluczył między ulicami i małymi alejkami starając się unikać ludzi. Niemniej i tak rzuciło mu się w oczy, że co chwila na drodze zauważał cesarski oddział. Żołdacy wypytywali przechodniów czy nie widzieli... nie dosłyszał kogo. Tych bardziej wyróżniających się z miejsca przeszukiwali. Nie mógł mieć pewności ale miał wrażenie, że jego towarzysze musieli spierdolić sprawę na całej linii podczas jego kilkugodzinnej nieobecności. I weź tu powierz dowództwo babie. Zaklnął w myślach i postanowił iść z prądem przeznaczenia. Będzie małym listkiem pchanym przez wiatr losu. A w tej chwili wiał on w kierunku magazynów w dzielnicy kupieckiej. Wkońcu dotarł do dwupiętrowego drewnianego magazynu. Ten, choć nie chroniony przez wynajętych najemników jak kilka po drodze, wydawał się niedawno wyremontowany. Był w dość zadbanym stanie. Nie czekając aż ktoś po niego wyjdzie po prostu wszedł do środka.

Omiótł wzrokiem parter. Alkohol, zboża, trochę tkanin, w tym jedwabiu. Nic co mogłoby ściągnąć na właściciela uwagę, a co dopiero kłopoty ze strony straży miejskiej. Tak przynajmniej myślał, do momentu gdy skierował patrzałki na sam środek magazynu. W centralnym punkcie utkano srebrną pajęczynę. Przepiękną i proporcjonalną, o setkach albo nawet tysiącach unikalnych kątów oraz nachyleń. Była iście wielka, zaczepy jej nici znikały pośród mroku i kurzu komnaty. Zaatakowanego nagłą nieśmiałością twórcy arcydzieła nie spostrzegł, jednak z zauważeniem ofiary problemów nie miał. Rozciągnięta jak torturowany więzień, skierowana głową do dołu, o włosach zlepionych juchą i martwymi oczyma zastygniętymi w ekspresji pełnej strachu, która będzie trwała przez całą wieczność. Z tysiącami cienkich jak wiosenne źdźbło trawy nacięć rozprzestrzeniającymi się po całej, nagiej sylwetce - tak właśnie wyglądała służka, Cho.

Nowi znajomi widocznie zaczęli wpieprzać swoje grabki nie do tej piaskownicy co trzeba. Los kobiety był mu obojętny, choć miał dziwne wrażenie, że to on przyczynił się w jakiś sposób do jej śmierci. Westchnął głęboko, po czym zaczął się rozglądać na boki. Nie widząc nikogo powiedział wkońcu.
- Jestem zgodnie z poleceniem. Możemy przejść do interesów?
- Ach! Kurogane-San! Najmocniej przepraszam, nie usłyszałam gdy pan wchodził. Zapraszam na górę, gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać! Proszę, śmiało.

Śmiało więc postąpił. Kilka szybkich susów po schodach znajdujących się z lewej i już był na piętrze, patrząc na skromną izbę z czwórką okien rozlokowanych na wszystkie strony świata. Przy rozkładanym, drewnianym stoliczku naprzeciw drzwi siedziała osoba w czerwonym stroju o licznych złotych ozdobach, kasztanowych włosach, z żelazną maską przesłaniającą twarz. Raczyła się herbatą z zastawy po swojej prawicy. Widząc swojego gościa czym prędzej wstała, złączyła dłonie i wykonała ukłon, okazując tym samym swój szacunek.
- Kurogane-San, to prawdziwy zaszczyt w końcu pana poznać! Wprost nie mogłam się doczekać, kazałam więc przesunąć kilka z moich pozostałych spotkań z dzisiejszego dnia na późniejszą godzinę. Mam nadzieję, że to nie problem? Pojawiły się niedogodności?
Mówiła ekstatycznym podekscytowaniem, jak wybitny krytyk sztuki, który dopadł swojego najlepszego przyjaciela na wyrafinowanym przyjęciu u Cesarza i nie zamierza puścić go dokąd nie opowie o najnowszym dziele sztuki jakie miał okazję oglądać.

- Ciężko to nazwać niedogodnościami, ale mam wrażenie że dzisiejszego dnia aktywność oddziałów cesarskich jest dziwnie wzmorzona. - Iori znał ten typ zachowania. Sam często podejmował podobną taktykę. Zachowuj się jakbyś znał swojego rozmówcę, jakby był on twoim przyjacielem którego nie widziałeś szmat czasu. Jeśli chciała go podejść musiała się bardziej postarać.
 
__________________
"The good people sleep much better at night than the bad people. Of course, the bad people enjoy the waking hours much more."
-Woody Allen
Famir jest offline  
Stary 26-01-2012, 13:16   #49
 
Henshin's Avatar
 
Reputacja: 1 Henshin nie jest za bardzo znany
Szczerze mówiąc, gdyby to nie było tak głupie, to byłoby śmieszne. Zachowanie służącej Cho przypominało zabawy rozegzaltowanej nastolatki. Oczywiście, obydwaj panowie zachowali się wyjątkowo idiotycznie, ale też to była przeszłość, zaś Yuen gwarantował jej spokój. Tymczasem służąca, bynajmniej nie szlachcianka, tylko służąca, zachowała się niczym wielka pani, która teraz sobie pracuje tu, jutro tam, kiedy indziej sobie zrezygnuje … Jakby nie było podziału na stany, na szlachtę, kupców, pospólstwo. Służąca Cho doskonale wiedziała, że ninja przybyli to ratować Mayę. Wiedziała, że sobie później odejdą. Tymczasem przekreśliła swoją przyszłość oraz przeszłość ot tak, dla idiotycznego kaprysu, który właściwie przypominał szaleństwo. Miała dom, miała doskonałe warunki, miała gwarancję stabilności, której nie posiadało bardzo wielu mieszkańców cesarstwa, szczególnie tych bardziej wiekowych bez jakiegoś solidnego, rzemieślniczego wykształcenia oraz przyzwoitej praktyki.

Jednak stojący nieopodal pana Neitaki Yuen nie byłby sobą, gdyby się nie zaczął zastanawiać, czy to szaleństwo nie jest jedynie pozorne. Bowiem liścik, który zostawiła był zwyczajnie zbyt głupi, żeby zakładać prawdziwość intencji służącej. Chyba że dla Cho, cała sprawa z ninja stanowiła jedynie wygodny pretekst. Oczywiście niewątpliwie musiało to być dla niej coś niezwykle niemiłego, owo postępowanie dwójki ninja. Porzucenie jednakże długoletniej służby to inna sprawa. Dla rozmyślającego Biao możliwe były trzy rozwiązania tego zagadkowego postępowania:

- Po pierwsze: Cho rzeczywiście była lekko niezrównoważona psychicznie oraz postępowanie ninja pchnęło ją do desperackiego czynu. Oznaczałoby to, że mieli do czynienia z początkującą wariatką, albo osobą bliską stanu załamania nerwowego, co praktycznie na to samo wychodziło.

- Po drugie: Cho uprzedziła nieuniknione. Wiedziała o wypadach Mayi. Pozwalała jej na to. Wiedziała, ze Maya nie sypia u siebie co najmniej dwa tygodnie, albo też nie zauważyła tego, dodał sobie ironicznie Yuen. Stanowiło pewnik, że ninja powiedzą na ten temat panu Neitaki, co prawdopodobnie tak czy siak oznaczałoby jej wywalenie na ulicę.

- Po trzecie: Cho coś wiedziała. Zdawała sobie sprawę, ze ninja odkryją wreszcie jej sekret, prawdopodobnie mocno powiązany z panną Mayą, lub wyciągną go od niej chociażby przy użyciu jakiegoś specyfiku. Chroniąc ową tajemnicę, odeszła.

Oczywiście stanowiło dosyć duże prawdopodobieństwo połączenie dwóch, lub trzech spośród powyższych.

Pozwolił sobie zabrać głos odpowiadając panu Neitaki. Sil, piękna Sil, Sil … nie chciał obarczać jej pójściem na pierwszy ogień odpowiedzi po tym, jak wczoraj poczuła się słabiej. Wystarczająco przestraszył się podczas nocnej wyprawy, kiedy dojrzał, jak padała na szeroką, męską pierś Onimaru.

- Pozwoli pan, wasza dostojność, że wyjaśnię kilka kwestii...

Powiedział Yuen, tonem wykładowcy nauk taoistycznych.

- Tylko proszę usiąść, o tam.Wskazał mu krzesło znajdujące się na boku ich izby.

- Tak naprawdę będzie lepiej. Proszę siedzieć, właśnie, oraz trzymać się mocno oparcia. Pańska córka, wasza dostojność, rzeczywiście zniknęła, ale z dużym prawdopodobieństwem wyszła sama. Co więcej, wychodziła ze swego pokoju regularnie, co noc - podniósł palec.

- Wiem! - powiedział dobitnie - Brzmi niewiarygodnie, ale możemy pójść sprawdzić. Wtedy przekona się pan naocznie. Łóżko pańskiej córki, nawet po naszych delikatnych oględzinach, pokrywa warstwa kurzu. Tego się nie da podrobić, tu na nic nie zdadzą się iluzje. Pańska córka przez ostatni okres nie nocowała w swoim pokoju i osoba, która sprzątała jej komnatę, musiała o tym wiedzieć. Kim zaś była owa tajemnicza sprzątaczka? Czyżby nie Cho? Dziwne byłoby zaiste, gdyby tego nie zauważyła. Powiedziała panu? Jeśli nie, to także jest niezwykle symptomatyczne. Ciekawe, co jeszcze ukrywała przed panem. Oraz dlaczego ukrywała. Doskonale wiedział, że służąca nie wspomniała niczego Neitakiemu.

- Tyle, że to niestety dopiero początek tego, co mamy do powiedzenia oraz co należy zrobić, żeby pójść tropem pańskiej córki...

Artystyczny monolog Yuena, choć w niektórych miejscach przebarwiony i podkolorowany jak każde dobre dzieło sztuki, zdołał skutecznie ostudzić nieprzychylność oraz gniew, które powoli nabierały kształtów wewnątrz pana domostwa. Ten, postawiony wobec nowych faktów szybko zapoznał się z materiałem dowodowym numer jeden, w postaci warstwy kurzu znajdującej się na łóżku swojej zaginionej córki. Ciężko powiedzieć jakie teorie spisku tworzyły się obecnie w jego głowie, ale nie ulegało wątpliwości, że osoba której do tej pory tak ufał, Cho, grała w nich pierwsze skrzypce. Gdyby mężczyzna samodzielnie nie nałożył na siebie wczoraj zakazu picia, zapewne ponownie sięgnąłby do butelki aby zyskać odwagę na przyszłe godziny.

- Co jeszcze wiecie? Co zamierzacie zrobić dalej?

Ludzie zdesperowani często łaszczą się na rzucane im pod nogi resztki nadziei, wobec czego Neitaki-Sama szybko podłapał ostatni element wypowiedzi Yuena. Choć nie pytał specyficznie jego, bo zabarwione ekscytacją i niepewnością pytanie zostało skierowane do całej grupy.

Cisza i spokój minęły wraz z pojawieniem się szlachcica w drzwiach. Dodatkowo, po otrzymaniu informacji odnośnie „ucieczki” służącej, Shin zamiast być odprężony po iście cesarskim śnie natychmiast przypomniał sobie wczorajsze myśli, a raczej wczorajsze zarzuty skierowane do swojej liderki. Oczywiście nie w sposób jawny.

~ Uciekła, świetnie... świetnie... Pełen profesjonalizm, cudowna analiza sytuacji, dobre serce, kretyńskie decyzje...~ Herbalista zachowywał się, jak by był męskim szowinistą.

W tej sytuacji kłamstwem było by gdyby powiedzieć, że Shin uważał kobiety za równe mężczyznom, gdzieś głęboko w duszy sądził, że te nie nadają się na dobrych wojowników, a co dopiero liderów drużyny. Tak naprawdę ciężko było zrozumieć medyka, który należał przecież do grupy ludzi rozsądnych, wyrozumiałych i inteligentnych, natomiast podczas tej misji można było odnaleźć dużo cech, z których ani Shin, ani jego wcześniejsi kompani nie doświadczyli. Złość, niezrozumienie i brak tolerancji na głupotę innych to negatywne cechy jakie kierowały młodym Herbalistą podczas jego obecnej misji.

- Wiemy jeszcze, że kradła. Lub ukrywała rzeczy, które zostały skradzione przez kogoś innego - Nguyen wyciągnęła z kieszeni bursztynowy naszyjnik i przekazała go w ręce zleceniodawcy - Nie wiemy jeszcze do kogo należały kosztowności, jednak skrytka mieści się pod komodą z ubraniami - zielone spojrzenie padło na Onimaru, który nie potrzebował nawet tak subtelnej zachęty. Wyczuwając do czego zmierza wypowiedź Małej Żmii przesunął nieznacznie mebel by po raz kolejny odsłonić przed światem drogocenne dobra chowane przez młodą sroczkę. Ten aż zrobił krok do tyłu, nie mogąc sobie poradzić z nieprzychylnym kawałem rzeczywistości, jaki właśnie zwalił się na jego makówkę.

- To... to musiała być sprawka tych małych rabusiów. Moja Maya nigdy nie zniżyłaby się do takiego poziomu, pewnie po prostu namówili ją żeby przechowywała ich łupy!

Yuen zaczął „miłą” konwersację z panem domu, natomiast w tym czasie Shin wstał i podszedł do okna. Głęboki wdech, który miał na celu „wessanie” całego piękna, które znajdowało się po drugiej stronie okna i kilka cichych słów skierowanych do Sil, były prawdopodobnie początkiem małej wojny, która mogła rozedrzeć grupę od środka.

- Czy nadal uważasz, że puszczenie jej wolno było dobrym pomysłem ?

Spytał Sil mimo to cały czas przyglądał się spokojnemu niebu, które w tej chwili było całkowitym przeciwieństwem jego emocjonalnego nastawienia.

Sil nie dała po sobie poznać, że usłyszała jakiekolwiek słowo opuszczające usta Herbalisty. To było niewłaściwe i niegodne, by pokazywać rysy i pęknięcia w drużynie przed obliczem osób trzecich. Jak dotąd, osoby polecone przez Chuushina nie należały do jej faworytów. Jednej nie mogła ufać od momentu niewyjaśnionego zniknięcia. Druga natomiast ewidentnie była pozbawiona zasad. Gdyby to nie było takie gorzkie, to roześmiałaby się. Jedyną osobą do której nie miała zastrzeżeń był Yuen. Biao, choć trochę zmieniony przez te lata kiedy się nie widzieli stał się bardziej pewny siebie. Jak się tak zastanowić to nawet pierś wypinał dumniej niż kiedyś. Był jeszcze pretendent do miana zaufanego wojownika, który był też... cóż, nie chciała go już nazywać zdrajcą, jego historia była niewątpliwie skomplikowana i jeżeli miałaby zadecydować o rozwiązaniu drużyny pragnęłaby, aby to ta dwójka mężczyzn pozostała u jej boku. Wariactwo, że też w ogóle przyszła jej do głowy taka myśl. Należy z Shinem jak najszybciej porozmawiać i ustawić na odpowiednim miejscu.
 
__________________
May my enemies live long so they may see me progress.

You can run, but You will only die tired.
Henshin jest offline  
Stary 29-01-2012, 10:35   #50
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Rzeczywiście dziwny Herbalista przesadził. Chociaż właściwie “przesadził”, uznał Yuen, to niewłaściwe określenie. Zachował się głupio. Bez względu bowiem na wszystko, sam winny był zaistniałej sytuacji zachowując się wobec Cho tak, jak się zachował. Wspólnie bowiem z roninem dali jej pretekst do odejścia, Zamiast wziąć po męsku winę na siebie, próbował obarczyć nią Sil. Typowo lalusiowaty wykręt. Ponadto zaczął pieprzyć trzy po trzy przed panem Neitaki, wzbudzając w nim przekonanie, że mogą nie podołać tej misji, lub przenosząc dalej, że Lotos wysłał mu jakichś szczeniaków i tak naprawdę nie traktuje jego sprawy poważnie. Problemem szczególnym było to, że swoim krytykanctwem sprawiał, że Sil traciła twarz, co było absolutnie nie do przyjęcia, zarówno dla Biao osobiście, jak dla Lotosu.

Właściwie zrobił jedyną rzecz, którą mógł w tej sytuacji - gwałtownie zakaszlał, kiedy usłyszał owo aroganckie zdanie Herbalisty. Miał nadzieję, że pan Neitaki zaskoczony nagłym, niespodziewanych kaszlem tuż obok swojego ucha wyrzuci z umysłu owy zlepek wyrazów. Zresztą stara to była sztuczka. Jak ktoś coś zrobi, zrób coś większego, by całe myśli innych skupiły się na twoim czynie, nie zaś tym, który pragniesz ukryć. Jednak oponenta musiała Sil ukrócić i to musiała sama. Oczywiście popierał ją oraz bardzo, no po prostu bardzo ... jednak pomóc mógł dziewczynie na jej wyraźne życzenie. Dowódca musiał sam sobie radzić z podskakiwaniem podwładnych kiedy takie miało miejsce, inaczej nie miałby odpowiedniej powagi wśród nich. Co innego, gdyby tamten zaczął grozić, aktywnie działać przeciw niej, czy robić coś niebezpiecznego. Jednak wyłącznie chwilowo rzucił kilka głupich i lekceważących wyrazów. Nie wątpił jednak, ze Sil da sobie radę. Dlatego uśmiechnął się do niej leciutko, niedostrzegalnie dla innych oraz stwierdził głośno, przerywając swój sztuczny kaszel.

- Wybacz wasza dostojność, chyba jakaś muszka tam się dostała, ale już lepiej. Wracając jednak do pańskiej córki. Całkiem możliwe, że właśnie tak sprawa się miała, jak pan mówi. Właśnie rabusie mogli kraść wykorzystując młodą naiwność panny Mayi...
Jego słowa miały na celu dodanie tamtemu otuchy.
- ...ale czy poznaje pan te klejnoty? Wspominał pan także, ze ma tutaj przyjaciół. Czy wie pan może, kto mógłby poznać, jeśli sam ich pan nie zna? Takie rzeczy kobiety zazwyczaj nie lubią chować wewnątrz skrytych puzderek. Ozdoby tego typu nosi się, żeby pokazywać innym. Niewiele rodzin stać byłoby na coś takiego. Właściwie jedynie najbogatsze. Może więc pan zna ten klejnot, albo ktoś z pana przyjaciół, lub ich żon. Proszę się mocno zastanowić.
Wezwał Yuen nakazując skupienie i odwracając tym samym kolejny raz uwagę szlachcica od niefortunnej złośliwości rzuconej moment temu przez osobę Shina w stronę Sil. Mężczyzna wziął naszyjnik do ręki i przybliżył praktycznie pod sam nos, uważnie oglądając kamienie tworzące wspólną całość. Na jego twarzy zaczęły zaznaczać się powaga i skupienie, ale mieszały się z równomiernie narastającą beznadzieją, bo pamięć niechętnie mu służyła.
- Yhm. Rozumiem, że to bardzo ważna poszlaka, ale... nie jestem do końca pewien. Możliwe, że żona pana Irei miała na szyi coś podobnego kiedy byłem u nich kilka tygodni temu, uzgadniając parę spraw odnośnie zarządu regionu. Gdy o tym pomyśleć... to by się nawet zgadzało. Widzi pan, panie Yuen, ród Irei jest najbogatszą z rodzin szlacheckich Heigenchou. Ale to w pełni zrozumiałe, jeśli mieć na uwadze to, że cieszą się przychylnością Cesarza.
No tak. Ale przecież na audiencję z kimś takim i tak mogli nie liczyć. Nie w tym wcieleniu, przynajmniej. No chyba, że ninja w jakiś sposób zamierzali włamać się na teren posesji tejże rodziny, fundując dostojnikom przesłuchanie w łóżkach, z nożem przy gardle.

Onimaru stanowił tylko biernego świadka rozmowy z panem Neitaki. Powodów ku temu było kilka, chociażby to, że Yuen był o niebo lepszym krasomówcą, co prezentował przy każdej okazji. Oszczędzając tego, przykrego zdaniem Ronina, obowiązku innym. Druga kwestia, to fakt, że częściowo przyczynił się do załamania nerwowego nieszczęsnej służki, więc tym bardziej wolał unikać tego tematu. Czekał zniecierpliwiony aż skończą się tłumaczyć i ruszą wreszcie odbić tę dziewuchę, gdy do konwersacji dorzucił swoje trzy miedziaki Shin. Od przesłuchania Cho zdawał się być spięty, widać sen mu zbytnio nie pomógł. Biao zgrabnie zamaskował nietakt Herbalisty i kontynuował temat, Ronin w tym czasie podszedł do okna i stanął pół kroku za medykiem, po jego lewej stronie. Położył mu rękę na ramieniu, zwracając tym samym jego uwagę na siebie. Kątem oka dyskretnie upewnił się, że skupienie wszystkich jest nadal zogniskowane na Panu Neitakim, po czym spojrzał na Shina. Ściągnął brwi, usta wygiął w łuk i zaczął naśladować mimikę zdenerwowanego samuraja, dając młodemu do zrozumienia, co sądzi o takich niuansach. Miał nadzieję, że jego lekceważące podejście trochę uspokoi okularnika albo chociaż odciągnie jego myśli od całej sprawy. W końcu niezgoda w drużynie, niechybnie doprowadzi ich misję do porażki, a ich samych może doprowadzić do przedwczesnego zgonu. Choć jeśli już, to preferowanie szybkiego, bez tortur.

- Panie Neitaki, rozumiemy, że to dla pana wiele, ale...
Sil rozłożyła nieznacznie dłonie w geście bezradności. Nie lubiła tłumaczyć się podczas postępowania. Na rozmowy przyjdzie pora na koniec, kiedy będą musieli wyjaśnić jak osiągnęli sukces lub co było przyczyną ich porażki. Do tego jeszcze daleka droga.
- … czas nagli. Znamy miejsce w którym możliwe, że ukrywa się Maya. Jeżeli pan pozwoli chcielibyśmy bezzwłocznie wyruszyć i zbadać ten trop dokładniej.
Skinęła głową i tym razem poczekała aż gospodarz zadecyduje czy rzeczywiście mogą iść.

Szlachcic nie wyraził sprzeciwu, a oni mogli bez szemrania opuścić rezydencję, aby dokładniej przyjrzeć się poszlakom jakie otrzymali wczoraj od mężczyzn, którzy widzieli i słyszeli wszystko czego nie powinni. Zwłaszcza po sympatycznym geście Ronina, jakim okazało się ofiarowanie im butelki alkoholu. Ten zawsze był w stanie rozwiązać czyjś język. Przemierzając tłoczne ulice miasta, ze słońcem zawieszonym wysoko na prawie pozbawionym chmur niebie, ninja odnotowali drugą już, nieprzyjemną niespodziankę tego pięknego popołudnia. Militarne patrole. Wszędzie, gdzie tylko okiem sięgnąć, dało się dostrzec żołdaków w grupkach po pięciu lub nawet siedmiu. Poruszali się przez chodnik jak małe tarany, tratując wszystko na swej drodze, wzbudzając obłoczki kurzu i drepcząc rytmicznie jak kordon czarnych mrówek. Łapali za kołnierze wszystkich, którzy wyglądali podejrzanie i prosili o dokumenty. A prosić byli gotowi dość dobitnie i ciężko, wspomagając się kwiecistymi argumentami w postaci własnych kłykci, łokci oraz kolan. W ostateczności podeszw, jeśli zachodziła taka konieczność.

Postanowili wykorzystać techniki zdobyte tak dawno, podczas szkolenia. Grupa rozłączyła się całkowicie, stając się zupełnie niepowiązanymi ze sobą indywiduami w gęstym tłumie przechodniów, po prostu przypadkowo podążającymi w tym samym kierunku. Drogę torował Yuen, z Onimaru ulokowanym strategicznie kilka kroków za plecami, po jego lewej stronie. Środkiem szedł medyk w okularach, a pochód zamykała Mała Żmijka. Szło im nieźle, ale czar prysnął szybko. Po przejściu dystryktu handlowego, kiedy tylko zaczęli zbliżać się do bramy, zagęszczenie pieszych uległo radykalnemu zmniejszeniu, pozostawiając część z ninja na widoku. Przysłowiowej oliwy do ognia dodał patrol z jakimś diablo nadgorliwym, przewodzącym mu wąsaczem, który dyrygował swoimi ludźmi jakby przekazano mu prywatną orkiestrę. Sil uważnie trzymała wszystkich na widoku, szczególnie Herbalistę, którego krzykliwy strój mógł stanowić ich zgubę. Z tego właśnie powodu zrodził się kryzys, ponieważ nadzorując osobnika z którym pragnęła zamienić kilka (wulgarnych?) słów, nie uważała na siebie.

Jakaś wysoka i smukła postać wyłoniła się zwinnie jak delikatny zefir z jednej z bocznych alejek, zachodząc dziewczynie drogę, a zanim ta na dobre zorientowała się co właściwie ma miejsce, przygrzmociła prosto w mężczyznę o zabarwionym karmazynem, bambusowym pancerzu. Odbiła się jak od gumowej bariery, tracąc tym samym równowagę i padając na cztery litery. Osobnik na nią patrzący nosił się dość ekstrawagancko. Jego czerwona zbroja, naginata i sandały tworzyły nietypowy kolaż z rozczochraną fryzurą i... niemożliwą do pomylenia z czymkolwiek innym maską okazującą szpiczaste kły lśniące szlachetnym kruszcem.
- Hm? No proszę, proszę. Cóż my tu mamy... zgubiłaś się, kruszyno?
Złoty Lew. Dziewczyna poczuła jak krew odpływa jej z palców. Co jeden z przedstawicieli elitarnych oddziałów Cesarza robił w Heigenchou? Zrobił krok do przodu i zmrużył błękitne oczy. Patrzył na nią nie z majestatem bestii od której wywodził swą nazwę. Był raczej jak obnażający kły wilk, gotowy żeby rozszarpać szyję przy najmniejszej prowokacji. Z drugiej strony... takiej nie dostał. Nguyen opamiętała się i ponownie zaczęła myśleć logicznie. Może jeśli będzie mówić przekonująco, zdoła się jakoś wykaraskać? Jedyną alternatywą była walka. Ucieczka nie wchodziła raczej w grę. Ten typek wyglądał jakby mógł przebiec stąd do stolicy w 5 minut...
 
Highlander jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172