Lu nie mógł uwierzyć, że miał tyle szczęścia, tylko parę oparzeń i trochę drzazg wbitych tu i ówdzie. Domyślał się co to było i na pewno nie był to czarny proszek używany w jego okolicach do fajerwerków, to musiała być magia i to dość silna. Mnich obejrzał pole walki i od razu domyślił się kto stanowił źródło czarów, zresztą nie było to trudne, gdyż został tylko jeden przeciwnik. Walczył z nim Claude i Lu postanowił się przyłączyć do zabawy. Najszybciej jak tylko pozwalały mu rany, podpłynął do tej części pomostu, która nadawała się jeszcze do użytku i wspiął się na nią. Sekundę później był już gotowy do włączenia się do walki. |