Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2012, 20:23   #15
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Edgardo podejrzliwie spoglądał na swego współlokatora i zarazem nowego sprzymierzeńca, gdy jeden z marynarzy oprowadzał ich po statku. Poza nietypowym ubiorem chłopaka wzrok przyciągała zwłaszcza kosa o dziwnym kształcie, którą trzymał na plecach oraz pluszowy królik przypięty do plecaka, który sprawił że Mortis początkowo tylko westchnął głęboko i przewrócił oczami na widok swojego przyszłego towarzysza.
Gdy tylko marynarz pokazał im ich kajutę, a następnie odszedł zająć się swoimi obowiązkami, szlachcic, nie dając po sobie poznać zażenowania dziwacznym wyglądem młodzieńca, skłonił się przed nim nisko i przedstawił w typowy dla siebie sposób:
- Jestem Edgardo z rodziny Mortis, znany również jako Akuma Ryōshi - wyprostował się i wyciągnął prawą dłoń w kierunku kosiarza. - Możesz mi mówić Edgar. Liczę, iż nasza współpraca w tej niebezpiecznej wyprawie okaże się owocna i pomoże nam pomyślnie ukończyć powierzone zadanie.

Najbardziej irytujący dla Kereia był fakt, że nie było go stać na nocleg zeszłej nocy, na sam pokład wczołgiwał się dosyć zaspany.
Od pokoi nie wymagał wiele, a dostał nawet więcej. Spodziewał się, że wesoła rozeta będzie statkiem "na wszelki wypadek". Nie domyślił się, że facet od dokumentów może posiadać wysokie stanowisko.

Postać dzieląca z nim kajutę wydawała się być w miarę obiecująca z prezencji jak i otwartości. Skoro już dzielili kajutę, nie było problemu w tym, aby z kimś zawrzeć małe przymierze.
- Kerei. - Odparł uściskając podaną mu dłoń. - Mam nadzieję że misja powiedzie się, nie zwarzywszy na nadchodzące trudności.
Po tym typowym, i mało oryginalnym zdaniu niedbale rzucił plecak obok łóżka, kosę oparł o ścianę i na owym punkcie odpoczynku położył się.

Edgar był nieco zdziwiony zachowaniem współlokatora. Chyba niepotrzebnie martwił się że jego towarzysz podróży będzie również z charakteru przypominał jego Inkuba. Chciał mu zadać jeszcze parę pytań, ale szybko stwierdził, że byłoby to nietaktowne i zamiast postanowił prędko opuścić kajutę i zająć się czymś innym.
- Miłego spoczynku, Kerei-san - rzucił jeszcze za sobą, po czym zamknął skrzypiące lekko drzwi i udał się na pokład.

Chłopak nie zdał sobie sprawy, gdy Edgard wyszedł z pomieszczenia. Sam leżał dłuższą chwilę bezmyślnie, nie wiedząc czym może zająć się na statku. Od kiedy pozbył się choroby morskiej, rejsy z irytujących stały się nużącymi.
Po pewnej chwili postanowił jednak przejść się po statku, w nadziei że może chociaż morze przykuje jego wzrok.
Wychodząc z pokoi dostrzegł Edgarda idącego pod pokład, a z nim, chochlika.
Nie dało się ukryć, że zaintrygowało go to zjawisko. Wręcz zdziwiony był, że ludzie dookoła reagowali na niego obojętnie.
W ostatnich czasach dużo się mówiło o demonach, ponoć nawet jedna z gildii odkryła całą wyspę zamieszkałą przez ich plemię. Plugastwa tego typu oznaczały zazwyczaj problemy.
Nie było jednak sensu robić zamieszania na pokładzie.
-Tch. Dorwę Odgena i będzie już wszystko jedno. - powiedział sam do siebie, jednak podpowiedziało mu to wiele innych wątpliwości. Dopiero zauważył, że w tego typu sprawie zespół losowych najemników jest zupełnie nie na rękę. Takie zagrania były już znane z rąk poszukiwanego przez niego człowieka, przy chociażby samych wydarzeniach "wypadku kuźni".
Udał się w spokoju na burtę, zapisując sobie w myślach, aby uważać na swojego lokatora, jak i innych najemnych uczestników wyprawy. Najprawdopodobniej i tak będzie musiał czekać, aż coś zacznie się dziać samoczynnie.
- Hej młody ja Ciebie przypadkiem skądś nie znam? -usłyszał za sobą basowy głos Shiro. Po chwili koło niego stanął wysoki mężczyzna o czerwonych włosach i wielkim mieczu na plecach. Ktoś o kim Karei sporo słyszał, Ron-Nu-Lin

Niedbale chłopak odwrócił głowę, jednak nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek wcześniej rozmawiał z wołającym go osobnikiem.
Na szczęście, nie trudno było rozpoznać jego rangę.
Odwrócił się do niego z rękoma w kieszeniach
- Nie sądzę abyśmy kiedyś się spotkali. Jesteś chyba mistrzem zakonu, prawda? Kerei Shiro. Miło mi. - Przywitał się. Z tego co pamiętał, jeden z trzech braci był zamieszany w całe to bagno.
- Shiro... Shiro... nie masz przypadkiem brata? Taki niziutki chłopak w zielonych włosach.- zagadnął Ron siadając na jednej z beczek.
- Nie. Byłem jedynakiem. - Odparł, zastanawiając się chwilę nad prawidłowym słowem. - Zostałem "adoptowany". Możesz kojarzyć Reia Shiro, albo Kai Shiro. Jakkolwiek nie jestem z nimi spokrewniony krwią. - Chłopak przeciągnął się lekko. - Z tego co wiem ty masz jednak braci? O ile się nie mylę, cały zakon jest pod władaniem jednej rodziny?
- Tak, mam trzech braci, jednak Zakon jest pod władzą mnie i dwóch pozostałych. -odparł Ron.- Poznałem kiedyś twojego krewniaka, miły chłopak, łebski. -dodał z uśmiechem. - Czemu trafiłeś tu do nas, brak gotówki? Z tego co widzę nie jesteś ordynarnym najemnikiem.
- Trafiłeś! - Kerei nie miał zamiaru szukać innej przykrywki. Brak gotówki jest dobry jako wszystko inne, a można to potraktować w sumie jako prawdę, tak czy siak, potrzebował pieniędzy do życia. - Z zawodu jestem służącym, choć trochę na wojaczce się znam. Od jakiegoś czasu służyć nie było komu to...Wyruszyłem w podróż. - Wyjaśnił.
- Nie wyglądasz na służącego... -mruknął wojownik przyglądając się chłopakowi. - Skąd masz te kosę, jest bardzo dobrze wykonana. -przyznał wskazując broń.
Kerei uśmiechnął się - Cóż, w moim przekonaniu, obrona czyjegoś życia wchodzi w skład obowiązków sługi. Moi...pracodawcy, też tak uważali. - "Hmm, może jednak "właściciele" bardziej by pasowało?" Dodał w myślach rozważając swoją wcześniejszą wypowiedź. "aa, wszystko jedno."
- Rozumiem...- stwierdził Ron i pokiwał głową. - Podają śniadanie pospiesz się bo nic zdążysz. -dodał z uśmiechem. - No i pozdrów rodzinę jak się będziesz z nimi widział.
Jak na komendę chłopakowi zaburczało w brzuchu.
- Chyba skorzystam z tej rady - odparł. - Jeszcze się zobaczymy - rzucił za siebie kierując się w stronę mesy.
Jedzenie i Wojna, dwie główne rozrywki za jego czasów, jakimi parali się wszyscy młodzi i bogaci. Ostatecznie jednak, nie sądził, aby było rozważnie cieszyć się z wojny przed ujściem z niej żywym. Choć zdecydowanie, nie miał zamiaru wzgardzić posiłkiem.
 
Fiath jest offline