Ocknęła się o tej specyficznej porze, w której noc zaczynała powoli zlewać się z nieśmiało nadchodzącym nowym dniem. Po przebudzeniu się poleżała jeszcze przez moment, po czym zdecydowanym ruchem odruchowo sięgnęła w kierunku stolika ustawionego przy łóżku. Jako, że ten był nieco zagracony, znalezienie po omacku szukanego przedmiotu zajęło jej dłuższą chwilę, w końcu jednak udało jej się zacisnąć palce na jakimś obiekcie, który zidentyfikowała jako telefon komórkowy. Słusznie, jak się okazało.
Odblokowała klawiaturę i przymrużyła oczy, gdy ekranik zajaśniał pośród wypełniającego pokój półmroku. 15 stycznia. Niedziela. 5:27. To i tak spory sukces, przemknęło jej przez myśl. Od jakiegoś czasu nie sypiała zbyt dobrze, a coraz częściej zdarzały się również i takie noce, podczas których nie sypiała w ogóle. Ponownie wyciągnęła rękę w stronę stolika, tym razem chcąc odłożyć telefon na jego miejsce.
Zamierzała pobyć jeszcze przez chwilę w łóżku i rozkoszować się perspektywą dnia wolnego od jakichkolwiek przymusowych zajęć, jednak na dźwięk rozbijanego szkła (czyżby porcelany?) pośpiesznie zsunęła z siebie kołdrę i zerwała się na równe nogi, uprzednio zachowawczo włączając stojącą w pobliżu lampkę. Rozejrzała się po pokoju, szukając źródła hałasu.
Leżało ono u jej stóp, czy też może raczej – poniewierało się. Ciemne odłamki wyraźnie odznaczały się na tle jaśniejszej podłogi. Tylko to zostało z orientalnej figurki, która jeszcze do niedawna majestatycznie stała na brzegu blatu. Obiecując sobie w myślach późniejsze zajęcie się tym problemem, założyła przewieszony na krześle szlafrok i udała się do łazienki, z której to kilkanaście minut później przeszła do aneksu kuchennego. Z jednej z szafek wyjęła guampę i przystąpiła do swojego porannego „rytuału” polegającego na zaparzeniu yerby, którą to organizm kobiety zdawał się znosić o wiele lepiej, niż kawę. Podczas picia zabrała się do przeglądania gazet, których całkiem pokaźny stosik piętrzył się na stole.
* * *
Pomimo dość przykrego incydentu z potłuczeniem wspomnianej wcześniej figurki, reszta ranka przebiegła już bez żadnych zakłóceń, upływając w swoim stałym rytmie. Mycie naczyń, napełnienie kociej miski, naprędce przyrządzone śniadanie, rozsunięcie zasłonek, włączenie bliżej nieokreślonej muzyki sączącej się leniwie z głośników, a w końcu medytacja. Teoretycznie praktykowała już od roku, jednak bardziej sumiennie zaczęła podchodzić do niej od niespełna kilku miesięcy.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=i7CTyAtfjss[/MEDIA]
Rozsiadła się wygodnie na kilku rozłożonych na podłodze poduszkach, wyprostowała plecy i zamknęła oczy, starając się wyrzucić z własnego umysłu wszelkie myśli i skupić się na jednej rzeczy; wizualizacji. Korzystanie z tej techniki zazwyczaj przynosiło duże efekty i nie było dla niej jakoś szczególnie trudnym zadaniem, toteż zdziwiła się, gdy pomimo wysiłków nie udało jej się skoncentrować uwagi tak, jak tego by sobie życzyła. Coś wyraźnie wybijało ją z rytmu i stale rozpraszało. Mimo wszystko zdecydowała się nie przerywać i spróbowała liczenia oddechów, co na szczęście podziało.
* * *
Z braku lepszego pomysłu na spędzenie dnia, poleniła się z książką w ręku. Później stwierdziła, że niegłupim pomysłem byłoby dokupienie większej ilości farb. Podeszła do ustawionego w rogu pokoju płótna i zanotowała w pamięci kolory, które były już na wykończeniu. Pokrzątała się jeszcze chwilę po mieszkaniu, założyła płaszcz i buty, szyję otuliła szalem i przewiesiła torebkę przez ramię. Przed wyjściem zerknęła jeszcze na zegar; wskazywał 12:17. Przemknęło jej jeszcze przez myśl, że jeśli nic by jej nie przeszkodziło, to do sklepu powinna dotrzeć parę minut przed pierwszą po południu.
Jeśli tylko nic by jej nie przeszkodziło...