21-01-2012, 15:16
|
#101 |
| Oddalając się pewnym krokiem Czerwonooki pewien niemal był, że nie zjednał sobie szlachetnych krewnych pierwszym wrażeniem. Na jego twarzy malował się jednak niekłamany uśmiech- osiągnął bowiem dokładnie tyle ile potrzebował. Sondowanie obietnicą lojalności krwi wobec wspólnych zagrożeń było oczywiście rozdmuchane i “na pokaz”, ale jednak nadal szczere i zobowiązujące. “Siła i honor”- jak mawiał mistrz Obarskyr, a Mibu pielęgnował obydwie cnoty. Zimna odpowiedź Mistrza Szkoły Dzwonów świadczyła, że palących zagrożeń nie ma, bądź zupełnie go nie obchodzą, tak jak sama osoba satrapy. Śmierdziało mu to arogancją, ale w obliczu tak poważanej osoby nawet takiej cechy nie wypadało wypominać. Kuzynka Stella wydawała się bardziej skora do współpracy, choć i w jej zachowaniu nadal niepokoił go zimny spokój. Co bądź- spodziewał się cieplejszego powitania od krewnych. W dłoni Cathaka obracała się koperta wręczona przez Avaku- ni to drogą urzędową, ni potajemną. Zawierała osobliwy wyciąg z umów- w tym między innymi tych zobowiązujących ród do pomocy w tworzeniu Legionu i pomniejszych umów handlowych w prowincji. O ile pierwsze obietnice dostarczenia kadr przy organizowaniu oddziałów już miał z tyłu głowy, to już sprawy dotyczące handlu chwilowo spadały na doradców mających przy pierwszej okazji zapoznać się z sytuacją ekonomii i dynamiki gospodarki regionu. Zarówno kolacja jak i reszta nocy upłynęły w względnie przyjemnej, spokojnej atmosferze. Podróżni zrzucili balast, a gospodarze wzorowo zapewnili wszystko co potrzebne do regeneracji sił. Nawet nieco więcej- bardziej przyjazne już wskazówki i opinie na tematy obowiązkowe dla nowo-mianowanego satrapy. Później przyszedł czas na odpoczynek, na zasłużony sen. Może dlatego poranek wydawał się tak błyskawiczny w rozwoju wydarzeń- dokładniej wizyta Pelepsa szybko w myślach ochrzczonego “Przytłaczającym”. Mimo podzielanej żarliwości i najlepszych intencji kierowanych interesem Cesarstwa Mibu nie zamierzał iść skrótem -do czego namawiał Peleps-, a możliwie zgłębić temat. W ręce satrapy powoli uzupełniał się wachlarz kart, którym przyglądał się z pełną uwagą- stopniowo uzupełniając luki, nabierając perspektywy i dystansu. Wspomniane przez Deleda dziwne zasady funkcjonowania miasta zwróciły uwagę Mibu już przy problemach w obejmowaniu urzędu w Pałacu i o ile wtedy zdecydował przymknąć nań oczy to nigdy nie zobowiązywał się do sprawy nie wracać, w ten czy inny sposób. Kiedy jeszcze padło imię Jin’a, który był tej sprawy ochotniczym rozjemcą, a teraz został postawiony jako osoba podejrzana o korupcję i zepsucie- podejrzliwość satrapy powróciła ze zdwojoną siłą. Nie zamierzał stawiać osądów na pojedyńczych słowach- ani Deled’a, ani Jin’a. Obydwoje -mniej lub bardziej świadomie- rozciągali podejrzenia Cathak’a na siebie nawzajem, a nawet szerzej. * * * Przywitanie i wymiana grzeczności miały być w zamierzeniu Czerwonookiego ni to chłodne, ni ciepłe. Zamierzał stopniowo wkraczać na tematy możliwie drażliwe czy nawet tajemnicze, wedle wskazówek Pelepsa, których nie zamierzał zignorować. Z tyłu głowy miał jednak myśl o celu tego spotkania, a więc interes- kupno nieruchomości. Poza tym wciąż niepewnie balansował na ostrzejszej -był pewien- niżby się wydawało linii granicznej poszczególnych grup interesów w prowincji. Echo kolejnej złotej myśli mistrza Obarskyra przebrzmiało przez umysł smoka- “Przyjaciół trzymaj blisko, ale wrogów jeszcze bliżej”. Liczył, że z czasem te kategorie wykrystalizują się w cherackim towarzystwie. Nie miał na to całej wieczności. -Miałem dziś niespodziewanego gościa.., szlachetny Deled nawiedził mnie nim jeszcze opuściłem posiadłość kuzynów niosąc na ustach słowa powitania i słowa przestrogi. - tyle powinno wystarczyć, pytanie czy struna w którą uderzył była właściwą -Jak słyszałem znacie się z Pelepsem dość dobrze... - pozostawił dokończenie kwestii mnichowi.
__________________ "His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..." |
| |