Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2012, 19:10   #4
Cothrom
 
Cothrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Cothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie coś
Jest ciepło i przyjemnie... W sam raz, by sobie jeszcze pospać. W okno stuka jakiś patyk... może gołąb? W niedzielę przecież... niedziela?
Matt wyskoczył ja poparzony z łóżka. 5:30?! Spóźni się na wykłady! w panice zaczął zbierać zeszyty do torby jednocześnie próbując naciągnąć sweter przez jedno ramię i głowę. Nagle go olśniło.
Amerykanin spojrzał na wyświetlacz swoje komórki. Piętnasty. Zajęcia dopiero za tydzień! Matt pobłogosławił w myślach lektora za system jego studiów i już w normalnym tępię zaczął się doprowadzać do porządku. Pewnie obudził gospodynię, panią MacLeod, wdowę od siedemnastu lat. Kobieta po pięćdziesiątką, zmagająca się z menopauzą zdenerwowana była równie miła jak stado rozjuszonych szerszeni. Z drugiej strony Matt nie umiał gotować i pewnie żył by na gorących kubkach jak większość studentów, gdyby gospodyni nie zapraszała go na obiady. Tak więc był miły, płacił czynsz w terminie i udawał, że bardzo interesują go opowieści o jej zmarłym mężu. To chyba nie czyni z niego złego gościa, prawda?
Godzinę później schodził na placach ze swojego pokoju na piętrze do drzwi. Czemu Anglicy budują takie ciasne domy?! Zawsze zahaczał gdzieś rękawem kurtki i gdyby nie była skórzana miał by już kilka dziur w rękawach. Dobra schody za nami, teraz tylko...
- Panie Winchester?
Matt odwrócił się uzbrojony w najmilszy uśmiech jaki umiał z siebie wykrzesać o 6:30 rano.
- Tak Pani MacLeod?
- Czegoś pan nie zapomniał.
Amerykanin spojrzał po sobie. Kurtka, plecak, buty... spodnie też są.
- Przepraszam, wiem że jest wcześnie...
- Szalik, panie Winchester. Jest mróz, o ile on w ogóle istnieje w tych waszych Stanach.
Gospodyni wręczyła mu pasiasty szalki, za który chłopak podziękował i owinął go wokół szyi.
- Jak idziesz na miasto kup jajka, mleko i masło. Nie zapomnij paragonów, to ci odliczę z czynszu.
Matt podziękował i szybko ulotnił się z mieszkania. Uf, tym razem mu się udało. No i rzeczywiście był mróz. Sprawdził czy ma chleb i parówki w torbie. Psiaki i ptaszydła na pewno chętnie skorzystają. W zimie zawsze czuł wyrzuty sumienia widząc biedne zwierzaki na ulicach. Chętnie by je przygarnął, ale pani
MacLeod wyraźnie dała mu do zrozumienia: "żadnych zwierząt". Przynajmniej będą miał co zjeść.
Zaraz... gdzie tu w ogóle jest spożywczak? Ulice były puste nie licząc jeden osoby... właściwie ducha. Żołnierz, na oko z II Wojny Światowej sądząc z munduru nie miał głowy i najwyraźniej jej szukał. Matt rozejrzał się i szybko zobaczył widmowy czerep przy ścianie sąsiedniego budynku.
- Stary, na lewo!
Duch wymacał głowę i osadził ja sobie na karku. Skłonił się lekko w podziękowaniu o mało znów jej nie tracąc.
- Wiesz gdzie tu jest spożywczak?
Duch wskazał kierunek i rozpłynął się w powietrzu. Matt ruszył dalej stawiając kołnierz kurtki chroniąc się przed zimnem.
 
__________________
Poradnia Psychologiczna Łopata - zakopiemy każdy dołek

Ostatnio edytowane przez Cothrom : 21-01-2012 o 21:36.
Cothrom jest offline