Chętnie przejął Gomrundową flaszkę, kiedy przyszła jego kolej. Łyknął konkretnie, skrzywił się z uznaniem. Sam wybrał się na te podziemne łowy jak na świąteczny spacer, z rękami i rozumem w kieszeniach. Owszem, tachał ze sobą miecz. Całkiem bez sensu, bo nic z tego, na co się dotąd natknęli, nie nadawało się do traktowania ostrzem. Z wyjątkiem może parchatego, taka jego mać, dziadygi. Większy pożytek miałby w tej norze z hełmu. Choć przed pazurkami gacków i tak by raczej taka żelazna czapka nie ochroniła.
Za radą krasnoluda pociągnął raz jeszcze, częścią strzyknął w dłoń i oklepał oba policzki, jakby - wbrew ewidentnym dowodom (wysoki sądzie) - był świeżo wygolonym, wymuskanym fircykiem. Resztę przełknął dla zrównoważenia pieczenia.
Wzdrygnął się zdrowo, pociągnął chwacko nosem, kiwnął głową. - Tym razem Erich niegłupio gada. Skoro siedzimy już w tym gównie po pachy, sprawdźmy jeszcze przy rzece.
Schylił się po łuczywo, które upuścił podczas ratunkowego zrywu i, zupełnie niezdatne do użytku, wyrzucił bez żalu do ścieku. - Ale tak sobie myślę... - Patrzył, jak szczapka odpływa niespiesznie w mrok, zwalniając na... bardziej zwartych... fragmentach. - Może lepiej rzucić gdzieś ten ochłap, zamiast ze sobą nosić, i zajść tę cholerę z siatką? Albo zagonić z drugiej strony. Tak w kupie - rozejrzał się krytycznie po towarzystwie - pewnie nie budzimy zaufania.
Ostatnio edytowane przez Betterman : 23-01-2012 o 15:51.
Powód: techniczny.
|