Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2012, 03:19   #31
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
środkowa część posta pisana przez wszystkich graczy z niewielką pomocą MG

Ledwie zdążyła. Nawet przez jedną, krótką chwilkę rozważała czy po prostu nie odpuścić sobie i zamiast dołączyć do żałobników cicho się wycofać i pojechać do domu. Nie cierpiała wchodzić gdzieś spóźniona i przyciągać potępiające spojrzenia innych uczestników uroczystości. Przemogła się jednak z dwóch powodów, a właściwie dwóch osób: Andrzeja i pani Izy. Wyprosiła na kierowniczce wolne ze względu na pogrzeb a później miałby się na nim nie zjawić. Co w takim razie miałaby powiedzieć pani Ludwiczak, kiedy tamta zapyta w poniedziałek o ceremonię? „Wie pani, nie poszłam, bo się spóźniłam parę minut i było mi głupio przepychać się tak pomiędzy ludźmi”. Albo jeszcze gorzej nie pójść a potem skłamać, że była. No i najważniejsza przyczyna. Andrzej. Nie mogła sobie na to pozwolić, żeby tak go okrutnie zawieść. Poza tym to opóźnienie to była tylko i wyłącznie jej wina. Zwlekała do ostatniej chwili z wyjściem z pracy aż w końcu jedna z pań, która wiedziała o planach Wandzi kazała jej już biec. Dobrze przynajmniej, że dziewczyna pomyślała wcześniej o kupnie wiązanki. W drodze na cmentarz nie miałaby żadnej możliwości żeby coś kupić.

Jaworska cicho, na palcach wręcz, przecisnęła się nieco bliżej samego grobu. Odległość była znaczna, ale widziała stąd rodzinę Andrzeja i samą trumnę. Nie widziała za to księdza Kolińskiego, co poczytywała sobie za dodatkową zaletę takiego położenia. Jego głos docierał do niej wyraźnie nawet pomimo porywistego wiatru, nie uczęszczała do tej parafii już od ośmiu lat a bez trudu poznała wyświechtane frazesy, które tak uwielbiał księżulo. Naprawdę dobrze się złożyło, że nie musiała oglądać również jego twarzy.

W końcu grabarze zabrali się za swoją powinność i ciężkie grudy ziemi w szybkim miarowym tempie zaczęły spadać na wieko trumny, grzebiąc Andrzeja w miejscu jego ostatniego spoczynku. Wanda odwróciła wzrok. Nie lubiła tego momentu. Kiedy piach opadał w dół sama zwykle czuła się jakby zaczynało brakować jej tchu. Odwróciła wzrok i zobaczyła ją.

Dlaczego nie wrzeszczała? Dlaczego nie położyła się na mokrej ziemi w embrionalnej pozycji próbując wypędzić ten widok z głowy przy pomocy wyparcia? Chyba tylko z powodu szoku i strachu. Dwa uczucia, które ścisnęły jej ciało i dusze tak, iż dziewczyna nie była w stanie wykonać żadnej czynności. Potem tłoczący się wokół niej ludzie złapali ją w objęcia tłumu i pchnęli do wyjścia.

Wanda szła szybko pomiędzy żałobnikami, prawie biegła. Kiedy tylko któryś z uczestników pogrzebu dotknął jej lub otarł się o jej ubranie dziewczyna odsuwała się od niego jak najdalej rzucając spłoszone spojrzenie w jego twarz. Bała się, że zobaczy tam twarz staruszki a nie oblicze jakiegoś znajomego. Wydawało jej się, że starsza pani bawiła się z nią w jakąś chorą grę. Kiedy Wandzia odwróci się na chwilę staruszka podkradnie się by dotknąć jej pleców i pokazać z bliska swoją twarz a potem zrobi to znowu, to co przed chwilą. Jaworska kręciła się wokół własnej osi, próbując nie dać się podejść, wypatrzyć starowinkę z daleka. Nie potrafiła się skupić, co chwila krakanie wrony odrywało jej uwagę od ludzi i dziewczyna zadzierała głowę żeby odszukać wzrokiem ptaka. Jeśli babuleńka wciągnęła ją w swoją straszną grę to przeklęte ptaszysko także brało w niej udział. Wanda chciał uciec stąd jak najszybciej, w miejsce gdzie nie będzie tylu ludzi, gdzie żadna starsza pani ani ptak nie podkradnie się do niej niezauważenie. Dziewczyna zaczęła potykać się, musiała oderwać wzrok od ptaszyska i ludzi i zacząć patrzeć pod nogi.

Wiatr wiał jej w twarz targając jej włosami a pierwsze krople deszczu trafiły ją w nos i czoło. Wanda usłyszała krzyk. Ktoś ją wołał po imieniu. Starowinka. Oczywiście to musiała być ona, więc dziewczyna tylko przyśpieszyła kroku, ale w chwilę później jakiś inny głos wrzasnął: ”Pyza!”

Pyza? Już dawno nie słyszała tego przezwiska. Kto? Patyk oczywiście.
„Przestań Patyk tak mnie nazywać. Nie cierpię tego przezwiska, nie cierpię pyz i nie cierpię tej historyjki o Pyzie na polskich dróżkach, bo jak jakaś klucha może sobie chodzić po świecie”. Wandzia już chyba zawsze miała pamiętać swoje argumenty przeciwko tej nazwie wygłoszone Gawronowi. Nie jeden raz sama się z tego śmiała, kiedy się jej to przypomniało.
Dziewczyna dostrzegła Tereskę, nadal miała ochotę na ucieczkę, ale równie mocno chciała pogadać z Bułą, więc wzięła się w garść i zaczęła brnąc pod prąd żeby przedostać się do dawnej przyjaciółki.

Kiedy dotarła w końcu do Teresy znalazła tam całą paczkę z lat młodości. Miała mały problem z rozpoznaniem Basi ale reszta mniej się zmieniła. Basia natomiast była dużo młodsza od pozostałych i kiedy Wanda widziała ją ostatnio to Zielińska musiała być jeszcze nastolatką a teraz zdecydowanie przeistoczyła się w młodą kobietę.


***


W mieszkaniu Patryka wciąż unosił się duch staruszki Gawronowej. Święte obrazki, haftowana serwetka na telewizorze, półki z kryształami i porcelanowymi bibelotami, kilimy na ścianach, spora kolekcja paprotek (w większości zwiędłych) no i wielki kaflowy piec. Niewątpliwie nowymi elementami były wszechobecne kartonowe pudła, puste butelki walające się po kątach, a także czarno biały plakat Dezertera wklejony między ogromną reprodukcję Matki Boskiej Częstochowskiej i makabryczny portret zbawiciela z sercem na wierzchu podpisany "Jezu Ufam Tobie". Pod wiekowy drewniany telewizor Unitra, jakimś cudem podpięto magnetowid, wokół którego walało się parę kaset. Zapach w mieszkaniu przywodził na myśl dawno nie odwiedzany strych, na którym coś zdechło.

Za oknami zrobiło się ciemno tak, że wydawać się mogło, że zapadła noc. Deszcz lunął z nieba z siłą oberwania chmury. Schronili się pod dachem dosłownie w ostatniej chwili. Wielkie, ciężkie krople uderzały w szyby, waliły o parapet. Co bardziej przewrażliwionym zdawać się nawet mogło, iż to nie deszcz, lecz trupie palce duchów łomocą o szybę, by wedrzeć się do środka tej meliny - bo nie oszukujmy się, mieszkanie ich kumpla z dzieciństwa, śmierdziało jak melina. Tanim, przetrawionym alkoholem pitym w dużej ilości i w krótkim czasie, oraz mdławym zapachem potu właściciela, na który ten już zapewne nie zwracał uwagi. Świętej pamięci babcia Gawronowa, osoba znana z zamiłowania do porządków, na pewno się w grobie przewracała widząc, jak jej wyrodny wnuk zapuścił ukochane mieszkanie. Najlepszym rozwiązaniem zdawało się być otworzenie okna, jednak przy takiej ulewie i takim wietrze, jakie szalały na zewnątrz, był to pomysł, co najmniej niedorzeczny.

- Czym chata bogata. Czujcie się jak u siebie, flaszki są w barku, piwo w lodówce, herbata w szafce na zlewem. Zaraz do was dobiję. - Rzucił Gawron zrzucając kurtkę, po czym ruszył w stronę pieca uzbrojony w wiadro węgla i pogrzebacz.

Widać było, że Tereska czuje się jak u siebie. Od razu postawiła czajnik na gaz i sięgnęła do odpowiedniej półki po kubki.
- Herbatkę, prawda? Wszyscy przemarzliśmy.
Jak zawodowa kura domowa zaczęła również sprzątać zapuszczoną mocno kuchnię dbając najpierw by było gdzie usiąść. Pozbierała z krzeseł ciuchy Gawrona i wyniosła je do sypialni, ze stołu zgarnęła szkło, popielniczki, zabrudzone talerze. Zabrała się też z marszu, niejako z przyzwyczajenia, za zmywanie.
- Może ktoś zadzwonić do Czarka? Trochę się niepokoję skoro miał się pojawić i jednak nie dotarł.

Hirek rozejrzał się po pobojowisku i odnalazł telefon. Chwilę grzebał po kieszeniach, aż w końcu wyjął kartkę, na której zapisał numer telefonu Lwowskiego. Dlaczego nie przyszedł? Przecież wieniec miał przynieść. Hirek dołożył się tylko i trochę mu było głupio, że stał na cmentarzu z pustymi rękami. Wybrał numer i czekał.

Niestety w słuchawce odpowiedziała mu głucha cisza. Albo aparat był zepsuty, albo linia odcięta. Patryk mógł zapomnieć o rachunkach za telefon. Widząc stan jego mieszkania to bylo bardzo prawdopodobne.

- Co, w kancelarii takich nie macie? Suń się pan, panie mecenas. - Patryk wyłonił się z przedpokoju z fajką w zębach i bezceremonialnie wyjął słuchawkę z ręki Hieronima. Wcisnął plastikowe widełki, jeszcze raz wybrał numer. - Noż by cię obesrało. - Warknął i znów parę razy nacisnął widełki. Sprawdził kabel przy wejściu do telefonu i przy ścianie, ale choć wszystko wydawało się być w porządku to w słuchawce nadal trwała głucha cisza.

- Przy tak wietrznej pogodzie mogło gdzieś zerwać kable. Albo ktoś po pijaku trzasnął słuchawką w ścianę, chociaż ja nic nie sugeruję. Ale sądzę, że skoro Czarka nie było na ceremonii, to ma coś ważniejszego do roboty, niż siedzenie w domu przy telefonie, więc pewnie i tak byśmy go nie zastali.- Grzesiek zamilkł na chwilę, po czym zmienił temat.
- Ja bym proponował, na rozluźnienie, zmodyfikować nieco herbatkę- zakończył Wichrowicz podchodząc do barku i sondując jego zawartość w poszukiwaniu rumu lub choćby wódki.

Znalazł dwie półlitrówki wódki z ręcznie robionymi banderolami opisanymi cyrylicą, opróżnioną do połowy butelkę "Snu sołtysa", ledwie napoczętą butelkę czeskiego koniaku, a także sporą butelkę czegoś, co chyba było domową nalewką pozostałą po poprzedniej właścicielce.
- Dobra, zaryzykujmy to- wymruczał, wyjmując wódkę i kładąc na stole, czekając, aż wszyscy dostaną herbatę.

- Nie myślicie chyba, że coś mu się stało? - Tereska wypowiedziała na głos to co pewnie każdemu przez myśl przeszło.

Wanda weszła do mieszkania Patryka i stanęła niezdecydowana w wejściu. Nie wiedziała czy wejść do środka czy po prostu wyjść z mieszkania po tym, co w nim zobaczyła, ale powstrzymała ją rzęsista ulewa. Gawron dopiero zaczął kręcić się przy piecach, więc w mieszkaniu było zimno. Dziewczyna w końcu poszła tam gdzie zebrała się większość gości, czyli do kuchni i przysiadła na jakimś najczyściej wyglądającym meblu wciąż nie zdejmując płaszcza. Zapatrzyła się w okno i spływające po szybie krople deszczu, dopiero słowa Tereski wyrwały ją z zadumy.

- Dlaczego uważasz Tereska, że Czarkowi miałby się coś stać? - Zapytała Bułkę.

- Bo to dziwne, że nie przyszedł – odparła Teresa. - Chociaż pewnie jestem przewrażliwiona. Boję się nawet Antka do szkoły puszczać samodzielnie. W końcu ten psychol, który zamordował Czubę dalej grasuje w okolicy. Kto wie, może nawet mieszka na naszym osiedlu.

- Nawet tak nie mów. To pewnie jakiś przejezdny szaleniec, który teraz spieprza za granicę, bo zdał sobie sprawę, w jakie gówno wdepnął. Albo wariat, niepoczytalny jakiś, niedługo go złapią. – Wtrącił Grzesiu.

Basia weszła do mieszkania i usiadła na jednym z krzeseł. Nie było zbyt czysto... ale dziewczyna była w wieku, kiedy takie drobne niedogodności – szczególnie w obcych mieszkaniach – nie poruszają człowieka. Bardziej zadziwił ją widok Tereski, która zachowywała się tak, jakby była zadomowiona w tym mieszkaniu..
„Mieszka z Gawronem?” – Przemknęło jej przez myśl „Nie, raczej sypia.. jakby tu mieszkała to by nie pozwoliła, żeby tak brudem zarosło…”
Popatrzyła na alkohol wjeżdżający na stół i poczuła, że to jest to, czego jej potrzeba po tych wszystkich wydarzeniach. Najbardziej by się przydało otworzyć okno, ale wichura na zewnątrz nie zachęcała do takiego ruchu… poza tym.. coś wisiało w powietrzu… coś dziwnego. Była zdenerwowana.
- Antek jest już w szkole? - Zdziwiła się usłyszawszy Tereskę - Ma już 7 lat?

- W marcu skończy siedem. Na razie chodzi do zerówki do naszej starej podstawówki. Zdziwilibyście się jak niewiele się tam zmieniło... – odparła Cicha.

- Czarka pewnie zawalili nadgodzinami. - Patryk wyłączył czajnik i zaczął zalewać przygotowane przez Teresę kubki, a następnie rozstawiać je na stole. - Jak ci wjeżdża gość z flakami na wierzchu na stół operacyjny, to raczej nie pyta czy masz coś w planach. Nie ma, co panikować na zapas. Bułka... - Podrapał się po głowie z rozbrajającą bezradnością na twarzy. - Pamiętasz może, gdzie mam kieliszki?

- W kredensie w dużym pokoju. Szafka nad telewizorem - odparła niepotrzebnie, bo sama po nie poszła. Rozstawiła szkło na kuchennym stole i dodała. - Ja dziękuję. Mam dzisiaj nocną zmianę.

- Mógł, chociaż dać znać jakoś. - Hirek ciągle dumał o Lwowskim. - Nawet jak mu coś wypadło, to przecież nie piętnaście minut przed mszą. Hmm i jeszcze ta cisza w telefonie. Może wstąpię do niego jak będą wracał?

- Gawron ma rację - Tereska weszła mu w słowo. - Nie dajmy się zwariować. Na pewno w pracy wypadło mu coś nieoczekiwanego. Swoją drogą na prawdę dawno was nie widziałam. To znaczy Wandzi, Basi i Grzecha. Co u was?

- A ja poproszę - powiedziała Basia. Nie miała wielkiego doświadczenia z alkoholem – praktycznie żadnego, poza jakimiś winami i nalewkami, więc na chybi-trafił wskazała na jedną z butelek – U mnie nic nowego – wzruszyła ramionami – Mieszkam z matką, pracuję w żłobku.

- U mnie sporo się pozmieniało... – Przyznał Wichrowicz - Mieszkam z moją Gosią od ponad roku przy Jana Kochanowskiego. Studentka architektury, cud dziewczyna. No a w piątek miałem pierwszy występ w “Krysztale”, będę tam grywał, co tydzień, jak wszystko dobrze pójdzie. Powoli wszystko zaczyna się układać, wreszcie. Wpadnijcie, jak będziecie mieli czas, w jakiś piątek, postawię wam kolejkę, pogadamy w wolnym czasie.

- Może mieli jakiś nagły przypadek w szpitalu?- Zastanawiała się Wanda wciąż roztrząsając nieobecność Czarka, szkoda jej było, że go nie zobaczy, bo zawsze bardzo go lubiła - W końcu ważniejsze jest ratować życie, które jeszcze da się uratować niż żegnać zmarłego. Na grób Andrzeja Czarek może pójść w każdej chwili.

- Też mi się tak wydaje. Przed bramą jest budka. Przedzwonimy jak przestanie padać. Na chatę i do szpitala może, chociaż na stypę go wyciągniemy. A tymczasem... - Patryk fachowym ruchem przywalił łokciem w dno butelki, odkręcił ją, prewencyjnie powąchał, a następnie zaczął napełniać kieliszki. - Kto chce mieszać z herbatą, niech miesza. Zdrowie Czubka!

Basia podsunęła Patrykowi szklankę. Ten spojrzał na dziewczynę z uznaniem i napełnił szklankę do połowy.
Basia dopełniła szklankę z alkoholem gorącą herbatą i od razu pociągnęła łyk zadowolona, że
napój ma odpowiednią temperaturę do picia. Po kilku długich chwilach przestała się krztusić i udało się jej odzyskać oddech. Palące ciepło rozlało się jej po żołądku i przełyku, odwracając skutecznie uwagę od szalejącej ulewy i skromnych warunków higienicznych.

- To świetnie Grzesiu, że ci się powodzi – Wanda uśmiechnęła się do muzyka - Ja tez niedawno zaczęłam stałą pracę - tym razem zwróciła się bardziej do Tereski, która o to pytała. - Jeszcze się wdrażam, ale praca w porządku, no i finansowo to zawsze lepiej niż coś dorywczego od przypadku do przypadku.
Wandzia pozwoliła sobie nalać jeden kieliszek i wypiła zdrowie Andrzeja, ale potem odsunęła pusty kielonek i nie piła już więcej alkoholu. Zamiast tego złapała szklankę z herbatą dwoma rękoma i gorącym napojem rozgrzewała zziębnięte dłonie.

Tereska nakryła dłonią kieliszek, kiedy Patryk rozlewał wódkę.
- Ja wiem, że w ciężkich okolicznościach się spotykamy. Ale skoro już doszło do zebrania naszej paczki z dzieciństwa... Może wznowilibyśmy kontakty? Grzechu mówił, że w każdy piątek gra teraz w Kryształowej. Co byście powiedzieli na to żebyśmy się w te piątki widywali? Wypić piwko, pogadać na spokojnie, powspominać? Nie sądzę żeby Paweł miał ochotę przyjść, ale Grzesiu mógłby przedstawić nam swoją Gosię. Hirek i Gawron są niereformowalnymi kawalerami. A wy dziewczyny? - Zerknęła na Wandzię i Barbarę. - Spotykacie się z kimś?

- Pomysł dobry, ale pamiętaj siostra – rzekł sentencjonalnie ze złośliwymi iskierkami w oczach – Student jest biedny i ma suchoty, Kryształowa to jednak górna półka. Na koncert wpadnę na pewno, ale naszej przystani na cotygodniowe piwko tam bym nie urządzał. Może w Miejscu?
Od razu chciał sprzedać swoją ulubioną knajpę, a przysłuchując się opowiadającym o sobie znajomym zaraz dodał.
- U mnie nic nowego. – Uśmiechnął się lekko – Studia kończę, magisterka prawie już napisana. Pracuję... – Urwał na chwilę, po czym wychylił kielonek przepijając do Gawrona – jak nasz gospodarz zaanonsował w kancelarii. Na razie na zlecenie, ale się staram o stałą umowę. Zazdroszczę wam dziewczyny, zawsze jak się zbliża termin przedłużenia, to paznokcie obgryzam. W końcu studentów prawa w Mieście nie brakuje, a każdy dałby się pokroić za taką robotę.

- Nie - Basia potrząsnęła głową w odpowiedzi na pytanie Tereski i pociągnęła kolejny łyk “herbaty” - pracuję, przygotowuje się do egzaminów na studia... czasu nie ma...

- Ja też ostatnio się z nikim nie spotykam - Wanda szybko odwróciła głowę i upiła mały łyk ciepłej herbaty.
 
Ravanesh jest offline