Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2012, 03:20   #32
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
- To co, wszyscy zgadzają się na spotkania w Miejscu, czy ktoś ma jakiś inny pomysł? Tylko jak często i w jaki dzień. U mnie, co najgorsze piątkowe wieczory odpadają...- Grzesiek opróżnił pierwszy kieliszek za spokój duszy zmarłego z szacunku do niego bez popity.

- Sobota? - Zaproponował Patryk, wdzięczny Grześkowi za zmianę tematu. Wszystkie znane mu durne dowcipy, wyrażające jego stosunek do instytucji małżeństwa, wydawały się dziś wyjątkowo nie na miejscu. Opróżnił swoje szkło szybkim ruchem, odruchowym niemal jak oddychanie i mruganie, a później równie mechanicznie zaopiekował się opróżnionymi kieliszkami, lejąc do momentu, w którym nad ich krawędzią pojawiły się wypukłe meniski.

- Może być sobota - poparła go Teresa. - Czasem zdarza mi się w sobotę druga zmiana, zależy jak się grafik ułoży. Ale jeśli tylko będę mogła postaram się być.

-Ja nie pracuję w soboty, nawet w tygodniowych żłobkach soboty są wolne - oznajmiła Basia radośnie. Była w coraz lepszym nastroju, zdarzenia z cmentarza zacierały się w pamięci i dziewczyna kładła je teraz na karb tamtego podłego nastroju - A może dziś pójdziemy? - Zaproponowała - dziś też grasz?

- Grać mogę w każdej chwili, potrzebna mi tylko gitara- uśmiechnął się Grzesiek.- Ale dzisiaj nie mam jakoś nastroju na grę, chyba nie wypada tak... A w Krysztale tylko w piątkowe wieczory, soboty mam wolne, no a jak wiadomo sobotni wieczór bywa czasem lepszy od piątkowego. To jak nikt nie zgłasza obiekcji, wypijmy za sobotnie wieczory w Miejscu- zakończył unosząc pełny kieliszek.

- Nikt ci nie każe grać rozrywki... ale jakieś standardy.. na pogrzebach tez się gra, to pożegnanie - nalegała Basia. Podniosła swoją szklankę i upiła kolejny łyk. “Im szybciej się łyka, tym mniej pali” - skonstatowała.

- Dla mnie sobota to też dobry termin - Hirek pokiwał głową, po czym wypił drugą kolejkę. - Ale w przyszły piątek zwalimy się hurtowo do Kryształowej i narobimy ci Grzesiu obciachu.
Uśmiechnął się złośliwie, w końcu znajomi z Węgielnej muszą się wspierać wzajemnie. Kusiło go by iść za propozycją Baśki i pójść do Kryształowej dziś. Ale wiedział jak to się skończy, szczególnie, że Gawron już łapał za flaszkę i polewał nową kolejkę. A jutro cholera na ósmą do roboty.

- Postaram się - powiedziała szybko Wanda - ale wiecie jak jest z wolnym czasem, tak że nawet w sobotę może być różnie.

- Młoda dobrze gada, Grzesiu. - Patryk skończył rozlewać, po czym wstał i zniknął na chwilę w pokoju obok. Wrócił z gitarą szczerząc się złowieszczo w stronę Wichrowicza. - Nie ma, że boli. Nie wiem jak wy, ale ja bym się tam nie obraził, jakby mi nad grobem jakiś klimatyczny kawałek Kultu zagrali.

- Zagraj, Grześku - poprosiła Basia.

- Dobra, dobra. Skoro jest wiosło, to zagram. Coś... spokojnego...

Hirek, kiedy zobaczył, że siostra zaczyna się zbierać, wstał od stołu i wyszedł za nią do przedpokoju porozmawiać chwilę, po czym wrócił i od progu opieprzył Gawrona, że ma pusty kieliszek. Kij z robotą, musiał jakoś zapomnieć o tym wszystkim, co wydawało mu się, że widział na cmentarzu.

Wanda zasłuchała się w brzdąkanie Grzesia, a kiedy zorientowała się, że przestała słyszeć przytłumiony głos Tereski z korytarza zerwała się na równe nogi.
- Gdzie Teresa? - Zapytała Hirka, który pojawił się w pokoju.

Patryk również spojrzał na Hirka z pytaniem w oczach, ale chyba było to inne pytanie. Jego ręka po raz kolejny okrążyła stół napełniając kieliszki. Po raz trzeci... a może czwarty.

Hirek kiwnął głową Gawronowi, zaś Wandzie powiedział:
- Zbiera się do wyjścia, powiedziała, że musi lecieć do domu. - Zawahał się wyraźnie, w sumie pora była jeszcze wczesna, ale z drugiej strony nie chciał by siostra wracała sama. - Odprowadzę ją może...

Wanda szybko zebrała się do wyjścia, żegnając się w pośpiechu i tłumacząc, że musi dogonić Teresę. Nie straciła wiele czasu, bo cały czas siedziała w płaszczu i w chwilę później pędziła już w dół klatki schodowej.



***



Jaworska wypadła przed bramę i pognała na ulicę rozglądając się wokół i szukając wzrokiem znajomej sylwetki Teresy. Na dworze było tak ciemno i szaro, że Wanda odruchowo zerknęła na zegarek. Niemożliwe żeby spędziła tam aż tyle czasu. Nie, to pogoda spłatała jej takiego figla i mimo że nadal było popołudnie wyglądało jakby już zmierzchało. W mieszkaniu u Gawrona Wandzia czuła się bezpiecznie. To było dziwne, bo Patryk wyraźnie miał problemy z piciem a dziewczyna przysięgła trzymać się od takich osób z daleka. To nie chodziło o mieszkanie. Wanda zrozumiała. Chodziło o grupę. Wśród nich poczuła się bezpieczna i jakoś tak założyła, że niepokojące sytuacje nie mogły się jej przytrafić, kiedy byli wszyscy razem. Nie miała pojęcia, dlaczego tak sądziła. Po prostu i już.

Ale teraz znów została sama. Wiatr rozwiał jej poły płaszcza i dziewczyna zadrżała z zimna i ze strachu. Otuliła się szczelniej okryciem i pobiegła w stronę Rzeźniczej próbując dogonić Bułkę.

Kiedy już się porządnie zasapała i zaczęła oddychać przez usta zamiast przez nos przystanęła żeby złapać trochę tchu. Musiała się przyznać do porażki. Albo Teresa miała kondycję jak lekkoatletka, albo szła tylko sobie znanymi skrótami, albo poszła w zupełnie innym kierunku, bo Wandzi nawet przez chwilę nie zamajaczyła w oddali jej sylwetka. Jakiś cichy głosik w głowie Wandy podsunął jej kolejną możliwość. „To nie ona ma taką dobrą kondycję tylko ty taką kiepską”. Jaworska z frustracji tupnęła nogą i zamaszystym, ale już spokojnym krokiem zawróciła i poszła w stronę przystanku tramwajowego. Teraz miała tylko chęć na to żeby wrócić do domu.

Po powrocie do domu od razu wskoczyła w swoje ulubione ciepłe ubrania, zjadła talerz gorącej zupy i zaaplikowała domową kurację przeciw przeziębieniową, której nauczyła jej świętej pamięci babcia. Potem zaległa na kanapie, włączyła telewizor żeby rozproszyć nieco ciszę i złapała za swój notatnik. Wanda myślała o nim jako o notatniku, ale tak naprawdę to zeszyt pełnił raczej funkcję pamiętnika, chociaż Jaworska nigdy by go tak nie nazwała. Pamiętniki były dobre dla nastolatek a dziewczyna nie miała już kilkunastu lat.
Przejrzała pobieżnie ostatnie zapisane strony i zorientowała się, że przestała robić notatki, kiedy zaczęły się te wszystkie dziwne rzeczy po tym jak usłyszała o śmierci Andrzeja. Wahała się trochę, ale po chwili już pisała skupiona. Miała nadzieję, że może jak spisze te niespotykane wydarzenia to łatwiej trafi na logiczne ich wytłumaczenie.

Wandzia ocknęła się na kanapie. Telewizor nadal grał, ale ktoś przyciszył głos a i Wanda była okryta kocem. Matka musiała wrócić do domu. Dziewczyna spojrzała na zegarek, zrobiło się strasznie późno a chciała jeszcze przekręcić do Tereski i umówić się z nią na indywidualne spotkanie. O tej porze już raczej dzwonić nie wypadało szczególnie, że Cicha miała dziecko a Wanda nie była pewna, o której Antek chodził spać. Dziewczyna wygrzebała się spod koca i rozprostowała ścierpnięte nogi. Jutro przecież mogła zadzwonić do Bułki o jakiejś rozsądniejszej porze.
 
Ravanesh jest offline