Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2012, 08:57   #34
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


GRZEGORZ WICHROWICZ


Cisza. Cisza w mieszkaniu, do którego Grzesiek wrócił w ten czwartkowy wieczór przerażała bardziej, niż cokolwiek innego.

Dzisiaj na zmywaku znów nie było lekko, ale dopóki Gutkowski nie podpisze z nim stałej umowy, to Grzegorz nie miał zamiaru zrezygnować z podłej, ale dającej pieniądze pracy. Nie chciał znów wystawiać się na krzywe spojrzenia rodziców Gosi.

Właśnie. Gosi.

Spanikowany zajrzał do sypialni, która była pusta i do pokoju służącego im za salon, który też był pusty. Dopiero po szybkim kopniaku adrenaliny przypomniał sobie, że jego dziewczyna wyjechała po południu do rodziców na Wszystkich Świętych. Tak bardzo przywykł do jej obecności, że świrował, gdy była daleko.

Na stole w kuchni stała kartka skreślona jej ręką.

Cytat:
Nie rozrabiaj beze mnie, Grzesiu. Wrócę w niedzielę, pociągiem o siedemnastej. Kocham Cię.

Gosia.
Kilka słów, a jednak jakieś dziwne wzruszenie ścisnęło Grzegorza za gardło.

I wtedy usłyszał, jak ktoś wali w drzwi do jego mieszkania. Zamarł w nagłym zdziwieniu i przerażaniu. Kto? Była dwudziesta druga trzydzieści. Walenie jednak nie ustawało Wręcz przeciwnie. Grzegorz miał wrażenie, że za chwilę agresor wykopie mu drzwi z futryną.

Zebrał się na odwagę i podszedł do drzwi. Wykorzystując moment, że walenie ustało, wyjrzał ostrożnie przez judasza. Zobaczył jedynie ciemność. Światło na korytarzu było zgaszone.

Ktoś walnął w drzwi ponownie. Aż zatrzeszczały, a Grzegorz odskoczył panicznie w tył. Trafił plecami o ścianę i spojrzał z przerażeniem na drzwi.

Kilka uderzeń później wszystko ustało i ucichło. Dopiero po dłuższym czasie, kiedy Grzegorz upewnił się, że nikogo za drzwiami już nie ma, wyjrzał na klatkę schodową.

Pusto. Tylko od któregoś z sąsiadów dobiegały go echa pijackiej imprezy.

Spojrzał na drzwi i zamarł.

Ujrzał prosty rysunek namalowany czymś czerwonym, co mogło być farbą albo nawet i krwią. Rysunek składał się z dwóch elementów. Pierwszym był położony niżej trójkąt – czy też raczej dwa trójkąty – jeden mniejszy wpisany w drugi, większy. Nad nim, oparty o wierzchołek trójkąta podstawą, namalowany był gruby krzyż. A pod spodem dwie zwykłe litery „C” oraz „L”. I jeszcze jedna rzecz – kilka czerwonawych punkcików, niczym odcisk palców na drzwiach, ponad całym znakiem.





Światło na korytarzu zgasło z cichym pyknięciem, kiedy automat wyłączył obieg prądu. Grzegorz cofnął się do mieszkania, zamknął drzwi i oparł o nie plecami.

Spocił się a serce biło mu, jak szalone.





HIERONIM BUŁKA



Przeczucie nie myliło Hieronima. Praca wykonanego przez niego w weekend oraz wygrane wybory przez koleżkę – komucha nastawiły Czarną Mambę na związki damsko – męskie.

Jej mąż wyjechał na dwa dni, więc poza niewolnikiem w pracy, Hirek stał się także niewolnikiem seksualnym. Tym razem jednak połączone to było z krótkim wypadem za Miasto. Do domku w Borach Tucholskich.
Szefowa porwała go tam we wtorek, a wrócili do Miasta w czwartek rano. Zrobiła to w takim tempie, że zdążył tylko zawiadomić rodzinę i Tereskę, aby się nie martwili.

Musiał przyznać, że mimo poddańczego traktowania, takie wyrwanie się poza Miasto było mu potrzebne. Alkohol i nieskrępowany seks pozwoliły mu się odprężyć i zapomnieć o wielu sprawach. Poza tą jedną. Ze stał się, sam nie wiedział kiedy, męską dziwką. Że sprzedawał swoje ciało za obietnicę zawodowej przyszłości.

Domek leżał na skraju pachnącego jesienią lasu. Renata mówiła, że domek ten kiedyś należał do niemieckiego właściciela ziemskiego, ale podczas wojny Ruskie przeorały go dość mocno szukając rzekomych skarbów. Nic nie znaleźli. Potem domostwo popadało w ruinę, aż w latach osiemdziesiątych kupił go jej mąż. Czasami wpadali tutaj na weekendy. Mąż Czarnej Mamby uwielbiał polowania. Miał nawet w mieszkaniu strzelby.

- Gdyby się o nas dowiedział, pewnie odstrzeliłby ci jądra – zażartowała, ale sugestywność tej groźby nie chciała opuścić głowy Hieronima.


* * *

Kiedy wrócili do Miasta w czwartek rano, Czarna Mamba dała mu wolne na resztę dnia. Po powrocie do domu Hirek pierwsze telefony wykonał do najbliższych oraz do Czarka Lwowskiego. Niestety, nikt nie odebrał w mieszkaniu młodego lekarza. Miał także telefon do jego pracy. Postanowił, więc zadzwonić.

- Halo – kobiecy głos powitał go w słuchawce.

- Nazywam się Hieronim Bułka i jestem przyjacielem Cezarego Lwowskiego. Dał mi ten numer jakiś czas temu? Czy jest w pracy.

Spodziewał się każdej odpowiedzi, ale nie takiej, jaką otrzymał.

Kobieta zaczęła płakać gwałtownym, urywanym szlochem.

- To pan ... nic ... nie wie.

- Nie – powiedział przez ściśnięte gardło Hieronim. – Dopiero, co wróciłem do Miasta.

- Pan Czaruś .............. - zapłakała.

- Proszę pani? Co się stało?!

- Zniknął. Zniknął kilka dni temu.

Tylko tyle zdążyła powiedzieć rozmówczyni, nim znów zaczęła płakać. Tym razem jednak nie zanosiło się na to, aby szybko przestała.




PATRYK GAWRON


Umarł Andrzej, niech żyje Andrzej.

Takie myśli towarzyszyły Patrykowi przez te kilka dni. Nadal był „na chorobowym” i korzystał z tego faktu „pełnymi kieliszkami”. Oczywiście – poza piciem – robił jeszcze to, co trzeba zrobić, by przeżyć. Chodził do spożywczaka, po fajki do RUCHU na rogu, wynosił śmieci i jadł. Czasami też gapił się w telewizornię lub sprawdzał nową grę, ale szybko go to nudziło. Nie miał nastroju.

Stany upojenia alkoholowego stawały się normalnością. W jakiś podświadomy sposób spotkanie z przyjaciółmi z dzieciństwa uświadomiło mu, że skończyła się jakaś epoka.

Planowali kolejne spotkania! Planowali, jasna cholera! Jak dorośli i odpowiedzialni ludzie. Praca! Obowiązki! Awanse! Studia! Sranie w banie!

Nie znali prawdy, którą poznał Patryk po kilku kieliszkach. Że życie, te które oni uznawali za prawdziwe, jest tylko złudzeniem. Pogoń za kasą ma tyle sensu, co łapanie motyli w dzieciństwie. Może i fajnie jest ganiać motylki, ale ...

Pogubił się w swoich głębokich rozważaniach.... Zasnął na zaśmieconej kanapie, nie bardzo wiedząc przez deszcz za oknem, czy jest dzień czy noc.

* * *

Obudził się skostniały z zimna i wilgoci. Dopił alkohol w szklaneczce na stole, zagryzł kawałkiem jakiejś kiełbasy z lodówki i poszedł w stronę pieców. Niestety, skończył się węgiel i Patryk, chcąc nie chcąc, musiał narzucić na siebie coś, wziąć wiaderka, latarkę i zejść do piwnicy po opał.

Była chyba późna noc, bo w kamienicy było czarno, ciemno i cicho. W takiej chwili Patryk ucieszył się, że przezornie zabrał latarkę. Kiedy był w połowie drogi na dół nagle jego uszu dobiegł przeraźliwy, dziewczęcy wrzask. Paniczny, straszliwy, mrożący krew w żyłach. Krzyk niosący w sobie tak ogromny potencjał strachu, że Patrykowi momentalnie wywietrzały resztki alkoholu.

Znał ten głos. Wiedział, kto krzyczy. Poznał głos. To była Basia Zielińska. Brzmiała tak, jakby zobaczyła szczura lub właśnie napadł ją jakiś zboczeniec! Niewiele się namyślając Patryk cisnął wiadra i z latarkę, niczym z mieczem Jedi, ruszył w dół po schodach. Latarka miała jeszcze jedną zaletę. Była ciężka, metalowa i ważyła z kilogram. Jak znalazł – doskonała łamigłówka gdyby coś.

- Basia! – wrzeszczał z pijacką fantazją przeskakując po kilka stopni na raz.

Liczył na to, że napastnik – szczur, pająk czy też bandzior – zlęknie się jego krzyków i ucieknie zostawiając Baśkę.



BASIA ZIELIŃSKA i PATRYK GAWRON


Gdyby tylko wiedzieli ....

Gdyby wiedzieli.....

Basia zapewne nie odważyłaby się iść ciemną ulicą. Nie weszłaby do bramy na Węglowej 13. A Patryk ... Patryk nie zbiegłby na dół, jak rycerz w lśniącej zbroi. Pijany rycerz, który miał fart, że nie spadł ze schodów i nie połamał karku.

Była tam. Przy zejściu do piwnic, które musiała minąć, by dotrzeć do swojego mieszkania.

W świetle latarki Patryk ujrzał jej leżące ciało. Zielińska była nieprzytomna lub gorzej. A Patryk .... Patryk ujrzał coś jeszcze. Otwartą czeluść piwnicznych schodów. A w niej kłębił się siwo-czarny dym. Dym, który niczym mackami powoli ściągał Basię w stronę piwnicy.
Dym, który wyglądał jak deliryczna, demoniczna morda.


Patryk zamarł, ale siłą rozpędu skierował snop latarki w stronę kłębiącej się ciemności. A ta ... ta zdawała się cofać ... zanikać. To dodało chłopakowi odwagi. Na skraju zrodzonego z szaleństwa amoku ruszył do przodu spychając to COŚ dalej w głąb piwnicy. Pod koniec potknął się jednak, latarka wyleciała mu z rąk, walnęła z głuchym odgłosem o beton i zgasła.
A Gawron upadł prosto na Basię, która jęknęła pod jego ciężarem.

Obok nich otwierały się gwałtownie mieszkania. Połyskiwały światła latarek.

- Gwałciciel! – wrzasnął właściciel jednej z latarek głosem pana Henia.

Basia ocknęła się czując, że leży na niej jakiś śmierdzący przetrawionym alkoholem mężczyzna. Znieruchomiała przerażona grozą tej sytuacji. Panika rozlała się po niej, niczym fala pożaru..

Nie potrafiła sobie przypomnieć niczego, co wydarzyło się w momencie, gdy zderzyła się z kimś w bramie. Ale ciężar pijanego mężczyzny był tym, co włączyło atawistyczne, tłumione z trudem lęki Basi.

- Złaź z niej, ty obrzydliwy draniu! – Pan Henio grzmiał, niczym trąby sądu ostatecznego. – Niech ktoś dzwoni po milicję! Złaź zboczeńcu!!!
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 22-01-2012 o 11:11. Powód: dodanie rysunku
Armiel jest offline