Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2012, 21:26   #86
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Góry Rauvin

1 Ches(Marzec)
niedaleko północy


"Grupa wschodnia"

Śmiałkowie postanowili dobrodusznie w końcu pomóc nieszczęsnym duchom, zostawili więc "widziadła" za sobą, wyruszając na poszukiwania pustelnika. Jak twierdziła sama Alistine, znała się dosyć dobrze w owych górach, i wiedziała mniej więcej gdzie szukać owego jegomościa, mogącego poświęcić miejsce spoczynku pokonanych podróżnych, a co za tym szło, dać im w końcu wieczny, zasłużony odpoczynek.

Nie było więc się co guzdrać, zwłaszcza, że zapadał już zmrok, a oni wciąż nie mieli żadnego schronienia na kolejną noc spędzaną w tych mroźnych okolicach. Półelfka znów więc prowadziła, tuż za nią podążał Tarin, Wulfram mocno zaskoczony zachowaniem byłego - i obecnie już martwego - towarzysza broni z dawnych czasów, na końcu zaś człapał Zoth.

~

Wędrowali dwa kwadranse po wyjątkowo wrednym terenie, co chwilę zmuszeni to się wspinać parę metrów w górę, to znowu schodzić w dół, wszystko zaś wśród śniegu, zimna, zachodzącego słońca i ostrych skał...


- Ziemniaki!! - Ryknął nagle przed nimi jakiś wyjątkowo zarośnięty jegomość, wyskakując właściwie to niemal spod ziemi - Kurde jego kopany!. Dzień sądu blisko!. Strzeżcie się niewierni!.

- Czy ty jesteś...
- Zaczęła Tropicielka, jednak nie dane jej było dokończyć, nieznajomy darł się bowiem bez opamiętania.
- Grzesznicy!. Wszyscy grzesznicy otrzymają swą karę!. Róże zwiędną!. Bierz ich Max!.

Towarzystwo odruchowo sięgnęło po broń, zwłaszcza na widok wyjątkowo wielgachnego, białego niedźwiedzia. Próby darcia się do pustelnika... znaczy się, próby wyjątkowo szybkich negocjacji, nic nie wskórały, stwór zaś pędził na nich szczerząc swe uzębienie. Nic nie dały słowa Tropicielki czy Tarina, Wulfram zaś rzucił się już prosto na nadciągającego zwierzaka, Zoth z kolei wyjątkowo bezczelnie cofnął się nieco w tył, stając za resztą. Zaklinacz bowiem uznał, iż lepiej oczywiście, aby został zeżarty ktoś inny niż on sam.


Skoro zaś nie dało rady inaczej... z palców Tarina wystrzeliła kulka, trafiająca po chwili szarżującego na nich stwora. Ten zaś zaskomlał, zamieniając się w jednej chwili w wielki kawał lodu. I to by było na tyle, jeśli chodziło o zagrożenie z jego strony. Na reakcję pustelnika jednak nie był nikt gotowy.

- Nieeeeeeeeeeee - Zawył brodacz, doskakując dwoma susłami niedźwiedzia, po czym... po czym zaczął lizać zamarzniętego potworka.
- Max, trzymaj się, uratuję cię - Mamrotał pod nosem, obserwujący zaś ową sytuację zamrugali z niedowierzania.

Półelfka podjęła zaś kolejną próbę rozmowy z mężczyzną, co jednak doprowadziło jedynie do jego nienawistnego spojrzenia skierowanego pod adresem grupki, po czym jegomość dał niespodziewanie nogę. Postrzelić go za bardzo nie mogli, podobnie jak i potraktować magią, potrzebowali wszak tego typa żywego, nie pozostało więc nic innego, jak puścić się za nim. Skurczybyk był niezwykle szybki, mknąc po górskim terenie niczym jakaś gazela, nie jednak na tyle, by stracić go z oczu.

~

Po paru minutach pościgu pustelnik wbiegł prosto w skalną ścianę!. Towarzystwo przez chwilę dumało nad owym faktem, po czym ostrożnie ruszyło za nim. Skała okazała się iluzją, za nią zaś natknęli się na solidną kratę blokującą dalszą drogę, wyposażoną w drzwi, które oczywiście były już zamknięte. Otworzył je zaś Wulfram, mający okazję wyżyć się chociażby na nich, będąc uprzedzonym wcze+niej w usieczeniu "pieska" pustelnika.

Za kratą rozciągała się naturalna jaskinia, na końcu której trafili na najzwyklejsze, choć żelazne, drzwi. Tym razem problem rozwiązała "Dezintegracja". Po pokonaniu kolejnej przeszkody oczom ścigających ukazały się wyjątkowo zwyczajowo urządzone pomieszczenia. W chwili obecnej znajdowali się z kolei w czymś, co przypominało...łaźnię??.

W niej przebywał w chwili obecnej wpatrujący w nich jegomość, oraz cztery wyjątkowo skąpo ubrane, urodziwe kobiety. Cała piątka z kolei dosyć szybko przybrała poważne miny, a na ich dłoniach pojawiły się magiczne wyładowania.


- Kim jesteście i czego tu chcecie nieznajomi? - Odezwał się mężczyzna z medalionem w kształcie księżyca. Głos był identyczny do głosu obdartusa którego przed chwilą gonili, cała reszta jednak nie pasowała ni w ząb. O co tu chodziło?.












Wysokie Wrzosowiska

1 Ches(Marzec)
około północy


"Grupa zachodnia"

Goście Soll pojedli nawet dobrze, napili się wina, i spędzili aż trzy godziny na rozmowach ze staruchą. Babsko zaś było wyjątkowo dociekliwe, wypytując o naprawdę wiele rzeczy, dotyczących różnych kątów Faerunu, oni z kolei odpowiadali jak umieli, często jednak jedynie udzielając zbytecznych odpowiedzi. Nikt chyba nie czuł się dobrze w towarzystwie brzydkiej babiny, starając się z całych sił kulturalnie znosić jej towarzystwo. Bądź co bądź udzieliła im jednak schronienia, zapewniła pożywienie, pomogła Zinnaelli, a nawet wypaplała się, zdradzając iż mają się udać w północno-zachodnim kierunku.

Gdy nastał już naprawdę późny wieczór, nadszedł czas spoczynku, oraz drobna kwestia ewentualnego noclegu w dziwacznej chatce. Kwestia ta została jednak ku drobnemu zaskoczeniu awanturników szybko rozwiązana. Okazało się bowiem, iż w drzewie, które było częścią domostwa Soll, znajdowała się jej dawna sypialna na piętrze, z której kobieta już nie korzystała, nie mając sił i ochoty na pokonywanie drogi na piętro. Starucha nocowała więc na parterze, w łożu w którym obecnie leżała chora Kapłanka, której stan znacznie się już poprawił. Co prawda wyznawczyni Mystry nie miała już wyjątkowo wysokiej gorączki i nie majaczyła, nadal jednak osłabiona spała pokotem.

Nie pozostało więc nic innego, jak udać się na spoczynek.

Raetar wziął więc owiniętą futrem Zinn na ręce, zanosząc ją na piętro. Łoże było tylko jedno, ich zaś czwórka, w tym jedna kobieta, do tego wciąż nieprzytomna. Nie pozostawało więc nic innego, jak rozłożyć się w niewielkiej izbie jak kto umiał, nie był to chyba w końcu pierwszy raz, gdy przyszło któremuś z nich nocować na podłodze, mając za posłanie jedynie koc. No może poza Morvinem...


Raetar, nie musząc spać tyle co pozostali, czuwał nad bezpieczeństwem wszystkich towarzyszy zebranych w pokoju. Mijała więc godzina za godziną, zakłócane odrobinę przez wiercenie się Zinnaelli w łożu, chrapanie Dagora, i dziwaczne popiskiwanie chowańca Morvina. Sam zaś Morvin co pewien czas dziwnie sapał przez sen.

Mag bowiem miał koszmary, które były naprawdę ziszczeniem jego najgorszych z możliwych obaw. Śnił bowiem, iż był...nikim. Utracił prestiż, bogactwo i szacunek, był pomiatanym i nic nie znaczącym sługusem. Zero magii, bogactwa, niewolnic, ba, sam był niewolnikiem, a jego niegdysiejsi podopieczni stali się teraz jego panami. Szydzili z niego, pomiatali nim, tłukli dla zabawy, traktując niczym ścierwo, którym zresztą w tej chwili był. To bolało, i to dosłownie... śpiący Morvin bowiem odczuwał najprawdziwszy, wewnętrzny ból.

I wtedy też, grubo po północy, coś w izbie cicho syknęło.


Raetar przestał wsłuchiwać się w odgłosy śpiącego towarzystwa, i tego dokuczającego w jego umyśle, skupił się za to na dźwiękach pojawiających się w prostackiej - i nawiasem mówiąc - ponurej sypialni, którą zajmowali. Coś dosyć szybko prześliznęło się po podłodze w stronę Dagora, gdzieś w kącie izby usłyszał kolejne syknięcie... Kapłanka nagle jęknęła. Mężczyzna podszedł do jej łoża, po czym mając dziwaczne przeczucie, objawiające się niczym cholerny Lodowy Robal, maszerujący po jego plecach w tuzinie lodowych kapci. Gdy gwałtownym ruchem odkrył Zinnaellę, aż zaschło jemu w gardle.

Na nagiej kobiecie wiło się kilka kolorowych węży.

Widok ten był zarazem nie tyle, co zatrważający, lecz i na swój wyjątkowo pokręcony sposób niezwykle perwersyjny. Naga, atrakcyjna Kapłanka pokryta wijącymi się na niej, ślizgającymi po jej skórze wężami.

- Kurwa jego mać - Warknął nagle Krasnolud, łapiąc się za nogę. Dokładniej jednak, nie złapał się za własną kończynę, a za małego, czerwonego drania, który właśnie go użarł. Pochwycił go w obie dłonie, po czym dzięki sporej krzepie rozerwał brutalnie nocnego zamachowca na dwie części, czując jednocześnie lekkie zawroty głowy.

Pieprzone węże.

Pieprzone węże w pieprzonym pokoju.

A gdzieś zza drzwi ich izby rozległ się wredny rechot staruchy.















***

Komentarze jutro

 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline