Wątek: Cena Życia III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2012, 08:25   #94
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Nic nie jest normalne – myślał Green oparty skronią o boczną szybę. – Nic nie jest normalne. Nawet on.

W samochodzie było zimno, jak w psiarni. Przez wybitą szybę wlatywał deszcz i lodowaty wiatr. Ale Green czuł tylko gorączkę. W żyłach płynął mu ogień. Efekt uboczny lekarstwa, które postawiło go na nogi i dało mu ten dziwaczny amok, czy też może ....

Wspomnienia powędrowały do wczorajszego poranka. Wczorajszego czy też już przedwczorajszego? Niemożliwe, by mijała dopiero druga doba! W każdym razie Green wspominał bolesne ukłucie igły, maskę żołnierza, który wstrzyknął mu „szczepionkę”. I słowa Bowen przy tamie – zarażony. Chyba? To chyba było jego kotwicą z normalnością.

Jadąc przyglądał się powłóczącymi za nimi trupom. Nie mieli szans ich dogonić ani zagrozić. Prędzej wykończą ich warunki pogodowe lub zmutowany wirus. Czy Swen jest zainfekowany? Zapewne tak. Szkoda. Green polubił tego drania. Właśnie tacy ludzie jak on – szorstcy i z dość elastycznym kręgosłupem moralnym, a jednocześnie miękcy w niektórych sytuacjach – mogli stanowić przyszłość dla ocalonych. Albo tacy jak Thomson, który wydawał się być człowiekiem z niewzruszonymi zasadami, a jego oddanie rodzinie Montrose graniczyło prawie z obsesją.
Była też inna strona słowa „szkoda” związanego ze Swenem. Jeśli Green zmieni się w bezduszne COŚ, kto mu wtedy strzeli w łeb, jak zabraknie motocyklisty? Sam nie miał zamiaru tego robić. Nie poddawał się tak łatwo.

Cholerne żyły! Płoną jak diabli! Czy to już wirus? Ile pozostało mu czasu?

Dogonili ich. Dogonili Bowen i towarzyszących jej ludzi. Swen wyszedł pogadać, a Green wykorzystał ten moment na wyjęcie telefonu i wysłanie kilku SMSów – do wspólnika i rodziny. Zapytał, co u nich, czy mają się dobrze – nie pisał, „czy żyją?”, bo to by oznaczało, że poddaje taką ewentualność pod uwagę. A nie poddawał. Stosował zasadę wyparcia, jakby powiedziała doktor Patton. Zapewnił tekstem bliskich, że on sam jakoś się trzyma i wysłał smsy. Nie wiedział, kiedy złapie zasięg więc przestawioną na wibrację komórkę włożył do wewnętrznej kieszeni kurtki.

Doktor Patton siedząca z nim na tylnym siedzeniu przyglądała mu się podejrzliwie.

- Rodzina – wyjaśnił Green z bladym uśmiechem. – Zostali w Bostonie.

Wyjął portfel, chociaż doktor nic nie mówiła. Swen wsiadł do samochodu i trzasnął drzwiami.

- Żona i dwójka dzieci – Green pokazał zdjęcie doktor. – Syn podobny do mnie, prawda?

- Tak – uśmiechnęła się.

Widocznie potrzebowała pogawędki. Zwykłej rozmowy o pierdołach w takim chorym świecie.

- Jak mają na imię?

- Chłopak to Jim, córeczka Clara, a żona Elenn.

- Ładnie dzieciaki i piękna żona – wyświechtany frazes, ale jak najbardziej na miejscu.

- A pani, doktor Patton, ma dzieci?

Pokręciła głową przecząco. Green wyczuł, by lepiej nie drążyć tego tematu.

- Byłem tutaj na moim corocznym odpoczynku – Green kontynuował rozmowę mimo hałasu w samochodzie. – Robiłem zdjęcia ptakom i górom, kiedy to wszystko się zaczęło.

Spojrzał do przodu. We wstecznym lusterku uchwycił wzrok Swena.

- Zginąłbym, gdyby nie Swen – dodał Green tym samym tonem. – Kilka razy bym zginął, gdyby nie jego pomoc. Zawdzięczam mu bardzo wiele.

Położył specjalny nacisk na dwa ostatnie słowa i tylko Patton mogła usłyszeć pewną niepokojącą nutkę w jego głosie.

- Próbuję do nich dotrzeć, wie pani – Green wrócił do tematu. – By ich ochronić. Ostatnio dowiedziałem się, że uciekli z miasta z moim przyjacielem i skryli się na jego jachcie. Żyją.

Murzyn miał wzruszoną minę, kiedy to mówił.

- Próbuję do nich dotrzeć - powtórzył, jak coś ważnego - Ale chyba mi się nie uda. Kobieta, za którą jedziemy, doktor Bowen stwierdziła, że jestem zainfekowany. Czymś innym, niż tamci – zerknął na akurat mijanego, kiwającego się „żywego trupa”. Ale na pewno pływa we mnie jakieś cholerstwo. Może niedługo będziecie musieli mnie zastrzelić, bym wam nie zagrażał. Lepiej, by pani to wiedziała, pani doktor.

Przez chwilę patrzył na drogę.

- Zrobiłaby pani coś dla mnie?

Spojrzała nieco niepewnie.

- Napisałem list. Do moich bliskich. Jest w bocznej kieszeni moich spodni, w torebce na kanapki. Gdyby ... no wie pani ... gdybym zginął lub coś, niech pani spróbuje go im przekazać. Tam jest adres i numery telefonów. Szansa mała, ale .... nawet jakby się nie udało ... sama obietnica, wie pani, doda mi otuchy.

Była psychologiem, przynajmniej tak słyszał. Green lubił tych lekarzy. Po postrzale pomogli mu pozbierać roztrzaskaną osobowość.

- I jeszcze jedno – Green wyciągnął dłoń w stronę lekarki. – Mało kto wie, ale urodziłem się jako John Root. Elenn wie. Pomoże to pani udowodnić, że ja panią przysłałem. Pochodziłem z mocno patologicznej rodziny. Wyrwałem się z getta dzięki studiom i stypendiom. Mam dyplom z ekonomii i negocjacji. Wyższe wykształcenie. I podziurawiono mnie, jak durszlak kiedy pracowałem dla korporacji SUNRISE.

- Po co mi pan to wszystko mówi?

- John. Mam na imię John – Green uśmiechnął się do kobiety. – Bo wydaje mi się, że podobnie jak ja, trafiła tutaj pani przez przypadek. To nie jest nasz świat, doktor Patton. To świat drapieżników, takich jak te tam – wskazał mijaną grupę zainfekowanych – i takich, jak ci za kółkiem. A tacy jak pani, czy ja, mogą się tylko modlić, by trafić na nieco porządniejszych drapieżców. Takich, jak Swen i Goran.

Jechali. Green zamilkł. Gadanina pozwoliła mu zapomnieć o płonących żyłach i niepokojach z tym związanych. Murzyn spojrzał na swój pistolet. Przeliczył amunicję. Pełen magazynek i kilka luźnych kul. Miał jeszcze ten miotacz ognia i karabin w bagażniku, z tego co pamiętał. Tylko, po co to wszystko? Z wirusem nie wygra ani ołowiem, ani niczym innym. Potrzebowali cudu. Szczepionki. Ale czy taki cud istniał i czy faktycznie Bowen potrafiła go zrobić? Jeśli tak, gotów był zrobić wszystko, by ją ocalić.

Nie wiedział, co kombinuje Swen i Goran. Czy nadal chcą wystawić Bowen, czy wręcz przeciwnie. Green już postanowił, co zrobi, gdyby przyszło wybrać czyjąś stronę.

Krew w jego żyłach płonęła. On również.
 
Armiel jest offline