Banned
Reputacja: 1 | Monique Blanch
Kontynuowała rozmowę ze swoim ojcem. - Michaelu... to naprawdę - zdążyła tylko tyle powiedzieć, nim poczuła ból w ramieniu, ojciec ścisnął ją mocno, aby dać tym samym znak, żeby się zamknęła, podziałało. - To co, chodźmy do jego garderoby - zagłuszył natychmiast jej słowa.
Monique wykrzywiła nienaturalnie twarz w bólu i zaraz potem gdy uścisk zelżał, uśmiechnęła się sztucznie. - Tak ojcze, cokolwiek karzesz - ujęła go pod rękę i czekała aż ruszy przed siebie. - Nic podobnego, to sama przyjemność - nagle zaczął swój ... wywód - Mało jest obecnie tak uzdolnionych artystów, należy ich odpowiednio docenić i uszanować - powiedział z godnością.
Poprowadził ją korytarzami dla obsługi teatru i gdy nikt nie widział wprowadził w pierwsze lepsze drzwi. Była to stara rekwizytornia. Gdy już tam byli Monique pokornie czekała ze spuszczonym na podłogę wzrokiem aż Michael coś powie. - Nie dobrze się stało, ze bez uprzedzenia mnie, zrezygnowałaś z obecności na premierze - był wściekły - nie lubię się tłumaczyć z Twoich wyskoków i wymyślać historyjki, które powoli już się kończą.
Monique spojrzała na niego zaskoczona i zawiedzona, zmarszczyła brwi i bez słowa zaczęła wyjmować z torby zdjęcia. - Wiesz, jak ważne dla naszego klanu są takie wydarzenia - kontynuował - i jak ważna jest w nim moja pozycja! - Może jest coś, co dla klanu jest ważniejsze niż sztuka jakiegoś Malkawiana? - powiedziała z lekką przekorą, wręczając mu w dłonie zdjęcia. Nie przejął się wcale, choć trzymał je i dalej ciągnął swoją reprymendę. - Chodzą słuchy, że wolisz zadawać się z brujahami, niż z własnym klanem oraz że zrobiłem błąd ofiarując Ci Dar... - Monique czuła, że Michael chciał ją zranić, posmutniała jeszcze bardziej i nie patrzyła mu w twarz - oczywiście, że są ważniejsze rzeczy, ale na wszystko jest właściwy czas i miejsce, dzisiaj powinnaś być tutaj ze mną, udowadniając, tym którzy próbują drwić z nas, że się mylą - powiedział nie zwracając uwagi na zdjęcia, gdy podniosła głowę spojrzał jej głęboko w oczy z niezadowoleniem. - Michaelu, wiem jak to wygląda, ale wiesz jaka jest prawda. Kocham nasz Ród i robię dużo aby dbać o Nas - powiedziała w końcu załamanym głosem - Proszę, zobacz tylko te zdjęcia! Nawet nie wiesz jak żałuje, że dziś skręciłam z drogi do ciebie - próbowała powiedzieć co się jej dziś przytrafiło, że o mało co nie zginęła, ale czuła, że Michaela wcale to nie obchodzi.
Przez dłuższy czas trzymał ją w niepewności, nawet nie patrząc na zdjęcia. - Oby były tak ważne jak mówisz - powiedział złośliwie, przez chwilę tasował zdjęciami oglądając je szybko, potem coraz wolniej i wolniej - Skąd pochodzą? To może być jakaś mistyfikacja! Ten Kainita nie chodzi już wśród nas, spłonął w promieniach słońca, wyparował, nikt o nim więcej nie słyszał, ani go nie widział! - Niestety mam to z Policyjnych akt - nie była wcale zaskoczona tym, co powiedział Michael - Ktoś z nas drwi, Michaelu? Ktoś próbuje ożywić legendę... albo w jakiś sposób nas zdyskredytować! - powiedziała marszcząc brwi. -... Nie sądzę też by miał naśladowników w tym co robił... - kontynuował swoje przemyślenia, jakby ignorując to co mówi Monique. - Policja jest w posiadaniu tych informacji, musimy się jakoś tym zająć, to może być traktowane jako Łamanie Maskarady i jeśli Ventrowie dojdą do tych informacji, mogą je jakoś wykorzystać przeciwko nam! - nie poddawała się. - Masz coś więcej niż te zdjęcia? - powiedział wyrywając się z przemyśleń. - Mam całą dokumentacje z policyjnych akt w formie zdjęć... nie wydrukowałam ich jednak - odpowiedziała zdziwiona tym, że Michael wcale się nie przejął. - Słyszałem o tych morderstwach ale nikt z naszych ludzi nie ucierpiał w nich. - Już nie... - powiedziała cicho, bez przekonania a potem zaraz dodała głośniej - Ale nie o to się rozchodzi... w połączeniu z tym, że Spokrewnieni znikają z miasta w niewyjaśnionych okolicznościach... to może znaczyć więcej. Może te sprawy są jakoś powiązane? - Nie wykluczone - odpowiedział w takim stylu, że Monique wykrzywiła w złości usta - jeżeli nawet jakiś Kainita poległ w tych starciach to żaden klan jeszcze tego nie ujawnił. Może czytając to znajdziesz jakiś ślad prowadzący do któregoś z klanów. Na razie nie powiem o tym nikomu, Ty także nie mów. - Ignorant - pomyślała Monique i pokręciła głową załamana - klan ignorantów... - Mam w domu kołki, którymi zostałam zaatakowana, ledwo uszłam z życiem! Czy to ci nie wystarcza? Spójrz mi w oczy i powiedz, czy nie widzisz, że ledwo tu stoję? - starała się mówić, wyrażając swój zawód jego zachowaniem.
Michael zdziwił się i w końcu zareagował na to co mówiła. - Dlaczego dopiero teraz o tym mówisz? Czułem że idziesz jakoś dziwnie ale pomyślałem, że to przez buty - objął ją i przytulił - Byłem taki nieczuły... Wybaczysz mi? - Jestem zmęczona Michaelu, przepraszam, że tak chaotycznie. Pozwól, że ci opowiem - powiedziała mu wszystko o Gangrelach i o Lupince w parku. Patrzyła przy tym głównie w podłogę, lecz czasem spoglądała mu w jego piękne oczy, które niegdyś były dla niej takie czułe. - A może jednak Twój informator miał z tym coś wspólnego? - powiedział szybko zaraz gdy tylko skończyła opowiadać. - Nie, to śmiertelnik, zwykły człowiek - odpowiedziała spokojnie, chowając zdjęcia do torby - Właśnie dlatego, łatwo nim manipulować.
- Nie sądzę, aby ktoś zadał sobie tyle trudu, aby zrobić taką intrygę, poza tym Napastnik nie spodziewał się mnie tam.
- Musze to wszystko jeszcze raz przemyśleć. Wydrukuj mi wszystko, a teraz chodźmy już stąd, nim zorientują się, że gdzieś zniknęliśmy - położył swoją dłoń na jej plecach i gdy już kierował się do wyjścia Monique nagle powiedziała. - Jeszcze chwila, mam do ciebie prośbę.
Zatrzymał się i spojrzał zaciekawiony. - Słucham Cię Kochana.
- Mógłbyś pojechać dziś do mnie i pomóc mi zczytać jak najwięcej informacji z Kołków? Wiem, że je dotykałam, ale może uda się coś dowiedzieć? Och Michaelu, choć to, ilu ludzi dziś zabiłam aby przeżyć. Podświadomie czuje jednak, że ta Kobieta pozwoliła mi żyć.
- Oczywiście, pomogę Ci! Nie wiem jednak czy w tej sytuacji da się jeszcze cokolwiek odczytać, ale pomogę Ci pozbyć się tego szkła - spojrzał na jej blade dłonie a potem objął ją ponownie i pocałował.
Monique starała się odwzajemnić pocałunek, ale była już naprawdę zmęczona.
Całując bez zbędnych słów Michael nagle pociągnął Monique za sobą do wyjścia. Otwierając klamkę oderwał usta. - Nie spotykaj się z Nim, ranisz moje serce i przesiąkasz jego zapachem - Wyszedł zostawiając ją zaskoczoną.
Monique odruchowo dotknęła swoich otwartych w zdziwieniu ust.
Podążyła za nim zastanawiając się w jaki sposób zemści się na niej... to był chyba już koniec ich miłości. |