Biały z niepochamowanym uśmiechem chwycił w swe dłonie topór. Zacisnął na nim swe siedem palców, jak najsilniej mógł, by chwyt był pewny i przy tym torowaniu drogi, nie zgubił swej broni. - To może zacznijmy od tych przekąsek, co? A potem jazda na cmentarz! Ucinać łby, łapy i…i nogi. Przebijemy się, już ja i mój topór, no i przekąski Wam to ręczymy.
Biały preferował ucieczką utorowaną ciałami zombiaków, niż spotkanie z konnicą. Wybrał więc i drogę taką, by uniknąć latających w jego stronę bełtów. |