Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2012, 20:07   #19
Asmorinne
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu

Sinqualyn spokojnym krokiem obszedł komnatę wędrując spojrzeniem po zebranych księgach. W jego złotych oczach nie było widać ni grama fascynacji zgromadzoną tu wiedzą. Martwe litery nie wzbudzały entuzjazmu Pierwszego Strażnika. Zdobywanie wiedzy dla... samej wiedzy zawsze uważał za marnotrastwo czasu. Dopiero działania Faerylany wzbudziły jego zainteresowanie. Spojrzenie jego wędrowało za palcami drowki, po jej zgrabnym udzie. /b]Potem wraz z wyjętymi z kieszeni pierścieniami, wzrok Sinqualyna spoczął na stoliczku.
Drow z domu Del'Armgo nie zamierzał skorzystać z kuszącej wygody sofy. Patrzenie na wszystkich z góry, miało swój urok.
Powoli więc podszedł do stolika przyglądając się nieufnie czterem błyskotkom.
Strzeżcie się Duergarów, gdy przynoszą dary.”-przemknęła mu przez głowę stara maksyma. Potarł podbródek mówiąc.- Dom Del'Armgo gotów jest wysłać czterech swych najlepszych magów gwardzistów, acz... Przydałoby się zapewne rozjaśnić nieco sytuację, nieprawdaż szlachetna i czcigodna kapłanko?
Spojrzenie złotych oczu drowa spoczęło na twarzyczce Faerylany, od czasu do czasu jednak ześlizgując się mimowolnie na jej dekolt, dobrze widoczny w obecnej sytuacji. Ot, kolejna przewaga pozycji stojącej nad siedzącą.

Faeryl wertowała jakąś księgę, gdy zjawił się ognistooki nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi. Pozornie była nią pochłonięta, analizowała zdanie po zdaniu, literka po literce. Z drugiej strony można było mieć nieodparte wrażenie, że myślami jest zupełnie gdzieś indziej, a księga jest jedynie pretekstem zajęcia się, dania sobie alibi na bezczynność. Doskonale czuła przechodzący wzrok po jej ciele, na pozór odkryte w nieładzie uda, chaotycznie spadający kawałek materiału, który powinien raczej zasłaniać nie odkrywać. Może jednak nie było tak jak się wydawało, a jedynie skrzętnie wysnuta niby-iluzja, która miała złożyć na w myślach te spostrzeżenia, które właśnie chciała. Intrygi, nieudolne wysnuwanie wniosków, dwuznaczne sytuacje jak gęsty, lepiący się, ale niezwykły nektar, który tak uwielbiała smakować, sączyć i delektować się nim. W końcu zwróciła uwagę na Sinqualyna. Zwertowała dokładnie całą jego sylwetkę, oceniając jakby zagrożenia z jego strony.

- Czterech magów... - zamyśliła się chwilę, biorąc jak do siebie pierwszą część wypowiedzi - powinno wystarczyć, aczkolwiek wydawało mi się, że więcej domów dołączy do mojej grupy. Jak myślisz, czy mam złą reputację? - podniosła zmysłowo głowę po czym oblizała usta, a na koniec wlepiła swoje duże oczy w drowa.
-Twoja misja pani... Jest misją wojskową. Jest misją w którą inne domy muszą zainwestować jak największe środki. A Matki Opiekunki nie słyną ze szczodrości.- odparł dyplomatycznie czarodziej, po czym dodał.- [i[Poza tym, nie są to jacyś czterej magowie. Tylko weterani ostatnich ruchawek i wojny.[/i]
Uśmiechnął się nieco ironicznie, mówiąc.- Jestem pewien, że spełnią wszelkie twe wymagania.
- Nie obchodzą mnie czy są to zwykli magowie czy też nie. Spokojnie dałabym sobie radę sama, jednak martwi mnie inna rzecz - powiedziała zimno, po czym wstała. Opierając się o stolik dodała - A ty co myślisz o całej tej sprawie? - kompletnie zeszła z tematu - wiesz mam ochotę na wino, przyłączysz się?
-Z chęcią. Pozwolisz przy tym, że sprawdzę przed spożyciem czy, aby nam nie zaszkodzi?- spytał Sinqualyn uśmiechając się delikatnie.
- Zaszkodzi? W domu Baenre? - zmrużyła oczy i spojrzała wrogo na maga. - Myślisz, że ktoś mógłby nas otruć? - zakpiła wyraźnie ze swojego rozmówcy.
-Oczywiście, to w końcu dom szlachecki drowów. Zawsze znajdzie się zawistny kochanek, którego względy przestały się dla ciebie liczyć, pani. Kapłanka, która uzna, że potrafi wykonać misję lepiej od ciebie. Inna drowka wyczekująca okazji do zemsty. Spiskowcy stojący za niedawną śmiercią Matki Opiekunki Domu Mizzrym.- czarodziej wyraźnie nie przejął się kpiną kapłanki.-I mógłbym tak wymieniać w nieskończoność. Historie uczą, że dzień w którym drow na stanowisku zaniedba elementarnych środków ostrożności, jest zwykle jego ostatnim dniem na tym padole. Bynajmniej nie podejrzewam, że wino jest zatrute. Ale nie przeszkadza to bynajemniej je sprawdzić, prawda?
- Mez’Barris Armgo pewnie jest dumna z takiego doradcy. - powiedziała dość zimo - sprawdziłam wino już wcześniej, możesz spokojnie się ze mną napić. My kapłanki doskonale znamy pojęcie ostrożności, więc nie radzę nigdy tego podważać... - spojrzała na niego tym razem spokojnie i łagodnie.
-Nie było to moim zamiarem podważać twej ostrożności, pani. Zatem chętnie napiję się wina w tak... czarującym towarzystwie. Poczytuję sobie to zresztą za zaszczyt.-odparł Sinqualyn kłaniając się lekko w ramach przeprosin.
Faeryl spojrzała na niego uważnie. Jej wzrok był tak zimny i jednocześnie spokojny, że pewnie nie jedna osoba była w stanie go przetrzymać. Zignorowała jego komplement, pokazując jedynie gestem, aby nalał jej wina. Ciężko było stwierdzić, czy jest urażona, czy też sobie z nim pogrywa.
- Chciałeś wiedzieć coś więcej na temat wyprawy... - przeszła do oficjalnego tonu.
-Tak. Jestem wielce ciekaw.- odparł czarodziej, nalewają wino do kieliszków powoli. Po czym postawiwszy karafkę, usiadł naprzeciw niej, spoglądając śmiało swymi złotymi tęczówkami. Potarł podbródek i napiwszy się odrobiny wina spytał.- Do czegóż mają posłużyć te pierścienie?
- Są magiczne jak pewnie się domyślasz, a mają za zadanie nam oczywiście pomóc. Gromph ma nam wyjaśnić szczegóły - chwyciła lampkę wina i upiła nieduży łyk.
-I Gromph? Będzie nam wyjaśniał szczegóły?- zdziwił się czarodziej, popijając wino i obracając jeden pierścień w dłoni, kpiącym tonem głosu.-To kiedy szlachetny arcymag przyjmie nas na audiencji, żeby nas oświecić w kwestii pierścieni?
-Wtedy kiedy się do niego udamy, wolałabym jednak wiedzieć wcześniej... czy jesteś w stanie to sprawdzić magu? - spojrzała na niego pytająco.
-Oczywiście że jestem, znam odpowiednie zaklęcię. Ale jestem Pierwszym Strażnikiem i Mistrzem Transmutacji i zwykle nie przygotowuję takiego czaru.- odparł Sinqualyn bawiąc się pierścieniem. Przez chwilę jego spojrzenie złotych oczu spoczęło na twarzy kapłanki, potem zsunęło się na dekolt, by znów powrócić na twarz.-Co jeszcze wiadomo o naszej misji?
- W takim razie sprawdzisz to dla mnie przed udaniem się do Grompha - stwierdziła - A co do misji, udamy się jeszcze do kogoś, kto wskaże nam być może źródło problemu.
-Co ci o nim wiadomo, szlachetna Faeryl?- spytał po chwili namysłu i z poważną miną Sinqaulyn, jego złote oczy wpatrywały się w twarz drowki w skupieniu.Kapłanka odwróciła w jego stronę głowę, chwilę mu się przyglądając i odparła - Niewiele, jeszcze bardzo niewiele. - dodała jakby zmartwiona, a może nawet smutna?
-Uznano nas za godnych poznania chociaż imienia czy profesji, naszego kontaktu? Czy może tylko czas i miejsce są ci znane?-spytał wzdychając smętnie czarodziej.
- Mamy udać się do Mistrza Alekto, jest w zbrojowni, chociaż wydaje mi się, że Gromph jest w stanie nam więcej przekazać - Faeryl założyła nogę na nogę i wygodnie rozsiadła się w fotelu, trzymając kieliszek wodziła po nim delikatnie palcem. - Cieszy mnie to, że dołączyłeś do mojej “grupy” - ostatnie słowo zaakcentowała dość sarkastycznie.
-Osobiście... cieszę się, że tak nieliczna. Lubię pracować w małych grupkach.- odparł czarodziej wodząc wzrokiem po jej zgrabnych nogach i popijając powoli wino.-Zwłaszcza miło, że przez to przyciągam bardziej twoją... uwagę, pani.
- Ja również wolę mniejsze grupy, chociaż w większych czasem bywa zabawnie... - uśmiechnęła się szelmowsko, dodając tym samym dwuznaczności swojej wypowiedzi.
-Zabawa..--uśmiechnął się nieco lubieżnie drow.-Podoba mi się dźwięk tego... słowa.
Spojrzał na dekolt Faeryl, pocierając w zamyśleniu kciukiem dolną wargę.-Sprawdzenie pierścieni zajmie mi jutro parę godzin z odpowiednimi czarami. Kiedy więc planujesz rozpocząć wyprawę, pani?
-Masz bardzo dobre podejście do sprawy widzę - zmierzyła go wzrokiem i musnęła swoje usta. - Jak tylko sprawdzisz pierścienie udamy się do Mistrza Alekto, czym szybciej to zrobisz tym lepiej, ale masz czas do jutra. Spotkamy się o tej samej porze co dzisiaj, aczkolwiek ucieszy mnie bardziej jeśli zrobisz to wcześniej. Będę jutro dostępna w swoich komnatach, muszę załatwić kilka spraw.
-W takim razie...-drow wstał i podszedł do siedzącej kapłanki. Jego spojrzenie przesunęło się po jej dekolcie, gdy mówił.-Resztę naszego spotkania, powinienem poświęcić, na...- palce czarodzieja musnęły dłoń drowki, trzymającą kieliszek.-Poznawaniu kaprysów mej władczyni, na tą misję?
- Kapłanki posiadają wiele kaprysów... niekoniecznie są skore je zdradzać, albo czasem nie warto ich poznawać... - dopiła wino - Naprawdę wyśmienite nieprawdaż ? - odstawiła kieliszek zmysłowym ruchem, nie sposób było nie odgadnąć, że oczekuje jego zapełnienia.
- Przyznaję że trudno mi to potwierdzić. Najlepiej bowiem ocenia się wino, smakując je rozlane na kobiecej skórze. Oczywiście na skórze żywej i drżącej kobiety.-odparł czarodziej usłużnie nalewając wina kapłance.
- Doprawdy? - kapłanka zamyśliła się chwilę, tak jakby sobie wyobrażała całą sytuację. Chwyciła kieliszek, po czym upiła kolejny łyk - Wino jak dla mnie najlepiej smakuje, jedynie w wyborowym towarzystwie...
-To prawda. Wino zawsze smakuje dobrze w odpowiednim towarzystwie.-odparł drow i uśmiechając się lekko dodał.-I mi niewątpliwie smakuje...- język czarodzieja przesunął się po jego wargach, spojrzenie złotych oczu wędrowało po ciele kapłanki. Przez chwilę nie dopowiadając dalszych słów nalewał wino do swego kielicha. Po czym dokończył zdanie.- … smakuje to wino.
- Cieszy mnie to... - Faeryl przeciągnęła się leniwie, po czym utkwiła ponownie wzrok na Sinqaulynie.
-A kaprysy i sekrety...- dodał drow spoglądając na wino w swym kielichu.-Odkryć czyjeś, zachować w ukryciu własne. Czyż to... nie część naszej natury, szlachetno kapłanko ? Oczywiście, kaprysy akurat czasami ujawnia się z własnej woli.
-Tak, czymże byłoby życie drowa bez intryg... trzeba się czymś zająć, jeśli mieszka się pod światem. Na szczęście są i rzeczy jeszcze bardziej przyjemne, które dają trochę wytchnienia codzienności. Co do kaprysów, tak … czasem ujawniają się z własnej woli, ale chyba nie trzeba się tego wstydzić prawda? - na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
-Zdecydowanie nie. A więc...-wzrok złotych tęczówek drowa znów bezwstydnie wędrował po autach ciala Faeryl.-W jakich to przyjemnościach znajdujesz upodobanie?
- Wolę raczej nie ubierać tego w słowa... - kapłanka wstała i z pełną gracją podeszła do maga - lepiej jest o tym mówić rozbierając ze słów - dotknęła jego twarzy i musnęła wargami usta. Po czym poczuła jak obejmuje ją w pasie i dociska do swego ciała... drapieżnie niemal. Sinqualyn przycisnął swe usta do jej ust, całując je powoli i z uwielbieniem wędrując językiem po jej wargach. Po czym wypuścił mówiąc.-Czyny zawsze mówią więcej niż słowa, nieprawdaż

Jego złote oczy wpatrywały się w jej spojrzenie, a na ustach był zawadiacki uśmiech. Mimo, że już nie trzymał jej mocno, jego dłoń nadal pieszczotliwie wodziła po jej talii.
- Święta racja - odparła, po czym powróciła do wyjaśnień dalszych swoich upodobań. Chwyciła jego ramiona, po czym pieszczotliwym ruchem warg połączonych z językiem pieściła jego szyję. Następnie ponownie złożyła mu namiętny pocałunek. Dotykając przy tym jego włosów, ramion i twarzy.

Dłonie czarodzieja przesunęły się na pośladki kapłanki, lubieżnie je pieszcząc powolnymi ruchami. Także i jego usta wędrowały po jej szyi, policzku, by dotrzeć do jej wargi i rozsmakować w ich całowaniu. Potem znów pieścił jej szyję, z każdym pocałunkiem zbliżając się do jej dekoltu.

 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline