Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2012, 21:52   #26
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Po niemalże kwadransie, gdy tylko paraliż puścił ruszyli tropem tajemniczego mężczyzny i poczwar, które mu towarzyszyły. Javler podniósł z ziemi latarnię, dobył broni i ostrożnie zaczął posuwać się w kierunku, w którym zniknął jegomość. Chwilę potem Hans poszedł w jego ślady. Kiedy dotarli do kręgu po celu ich poszukiwań nie było śladu. Rozejrzeli się po terenie otaczającym krąg. Odciski stóp mężczyzny oraz jego sług biegły z miejsca gdzie tamten sparaliżował ich w sobie tylko znany sposób do kręgu. Potem ślad się urywał. Jedyne co przychodziło im na myśl, to że jegomość odleciał na grzbiecie jednego z potworów.

Przystąpili do oględzin kręgu. Centralny głaz pełniący funkcję ołtarza niedawno polano krwią. Emitował on czerwony blask, którego natężenie z każdą minutą słabło. Po bliższym obejrzeniu okazało się, iż plamy na kamieniu układały się w skomplikowany wzorzec - plątaninę okręgów i spirali, która jednak nic im nie mówiła. Pozostałe kamienie kręgu były zupełnie czyste i nic nie wskazywało na to, by ktokolwiek ich choćby dotykał. Wnętrza kręgu nic nie porastało. W błocie wyraźnie widać było ślady mężczyzny, który podszedł do centralnego głazu i... zniknął. Hans domyślał się, że wymalował owe krwawe wzory na kamieniu, po czym został zabrany przez jednego z jego sługusów. Gdzieniegdzie ziemię zdobiły też fragmenty mięsa i połamanych kości.

Nie widząc w tym miejscu nic do zrobienia, obaj mężczyźni zdecydowali się odwiedzić jeszcze raz jaskinię, w nadziei, że udał się tajemniczy mężczyzna i że nie towarzyszą mu już stwory.

Hans najostrożniej jak tylko mógł zbliżył się do wejścia. Z wnętrza nie dochodził żaden dźwięk.

- Halo! Jest tam kto? - zawołał von Mutig do wnętrza jaskini.

Odpowiedziało mu jedynie słabe echo.

- Wchodzimy - zadecydował Hans, kiwając głową Javlerowi, żeby szedł przodem.

Obaj zagłębili się w mroczny tunel. Na końcu tunelu zastali komnatę w takim stanie jak w chwili, gdy ją opuszczali razem z chłopami.

- Pusto - stwierdził oczywistość szlachcic. - Poszukaj śladów.

Po raz drugi przetrząsnęli pomieszczenie, z podobnym rezultatem. Co prawda żaden z nich nie znał się na tropieniu ale można było bezpiecznie założyć, że od momentu opuszczenia przez nich groty nikt tu nie zawitał. Hans zaklął pod nosem.

- Miałem nadzieję, że tu się schronią. Właściwie z latającymi sługusami może być teraz wszędzie. Wracajmy do wioski.


Gdy dotarli do Streughofen dostrzegli wielkie poruszenie panujące na placu, wokół którego zbudowano wioskę. Podobnie jak przed godzinami, gdy wylądowali na brzegu Liennd dobiegł ich lament i krzyki. Okazało się, iż mężczyźni, których krzyki słyszeli w drodze do kamiennego kręgu, nie byli jedynymi ofiarami potworów służących nieznajomemu. Z wyprawy do lasu wrócił jeden chłop, którego rany opatrywała właśnie jedna z kobiet.

- Chcemy się teraz z nimi zobaczyć? - szepnął Hans do Javlera.

- Wolisz to czy włóczenie się w środku nocy po wyspie? - odparł Strauss.

- Niełatwy dylemat. Chodź - mruknął z niezadowoleniem.

Obaj ruszyli w stronę wieśniaków.

- Co tu się dzieje?! - zawołał von Mutig, woląc zwrócić na siebie uwagę wieśniaków, gdy byli jeszcze daleko, żeby mieć większy zapas w przypadku ucieczki.

- Wszystkich pomordowali! - darł się wniebogłosy ranny kmieć - Ja jeden ledwo uszedłem z życiem. Jedna z tych poczwar porwała Hugona jak byliśmy na polanie. Ta, która chciała mnie ucapić rozorała mi plecy pazurami. Tyle dobrego, że do drzew miałem blisko. Wpadłem między krzaki zanim zdołała się do mnie dobrać.

Gdy się zbliżyli, mogli się przyjrzeć nieco dokładniej ranom mężczyzny. Nie przypominały tych ze zwłok chłopaka, który zginął wcześniej tego dnia.

- Mów, coś widział!

- Niewiele. Ciemno już było jak nas opadły. Byłem w dwójce razem z Hugonem. Sprawdzaliśmy teren na południowy wschód od jaskini. Nic nie udało nam się znaleźć. Mieliśmy już wracać do wsi kiedy na nas napadły. Pierwsze co usłyszałem to jego wrzask i trzepot skrzydeł. Darł się jakby go żywcem ze skóry obdzierali. Obróciłem się. Patrze w górę a tam nad głową demony jakieś. Po ciemku trudno było się rozeznać. Trzy albo cztery tam były. Dwa go schwyciły i na moich oczach... rozerwały jak kawał szmaty... - mówiąc to kmieć ukrył twarz w dłoniach. Pobiegłem co sił w nogach w stronę lasu. Jeden mnie dziabnął, jak już wcześniej rzekłem, ale udało mi się ujść w jednym kawałku. Po tym jak skryłem się między drzewami, przez jakiś czas słyszałem nad głową trzepotanie skrzydeł. W końcu te maszkary dały za wygraną. Nie zeszły za mną na ziemię.

- Czy wrócił ktoś jeszcze?

- Nie, tylko ja.

- Te bestie zapolują ponownie. Wszyscy muszą się ukryć i przygotować. My spróbujemy znaleźć kryjówkę tego kto wydaje im rozkazy, bo na pewno taki ktoś jest.

- I zapewne jest to gdzieś tu, na wyspie - dodał Javler. - Ile może zająć przeczesanie tej wyspy?

- Ze Streughofen do przeciwległego krańca wyspy będzie siedem - osiem godzin marszu. Może nawet więcej bo miejscami teren jest trudny - odezwał się staruszek, który pozostał we wsi, gdy młodsi chłopi ruszyli do lasu - tak czy owak w tej chwili nie ma kto jej przeczesywać. Oprócz mnie i Viktora - wskazał rannego - we wsi zostało jeszcze dwóch niedorostków. Trzeba będzie wypłynąć do miasta i przekazać wieści tamtejszym. Może podeślą tu nam oddział strażników. Póki co trzeba schować się w lesie.

- Sami chyba nie damy rady. Na te poczwary to nam raczej maga jakiego z kolegium trzeba, i oddział kuszników, a najlepiej armaty nulneńskie. Co sądzisz towarzyszu?

Hans przewrócił oczyma zdegustowany.

- Ta, armaty - mruknął. - Niestety tu trzeba działać szybko. Nie doczekamy wsparcia z Altdorfu. Musimy się z tym rozprawić jak najszybciej. Ale macie słuszność, że trzeba zaalarmować Aldersburg. Może Straż Miejska się na coś przyda.

- Poślijcie szybko jakiego rybaka, najlepiej z kościami, żeby było czym strażników przekonać.

- Panie, jest środek nocy, nikt teraz nie wypłynie w morze. Trzeba będzie poczekać do rana, aż się rozwidni.

- Masz świadomość, że tu o Wasze życie idzie?

- To wiemy, ale po ciemku żeglować to kuszenie losu. Wolałbym te pare godzin przeczekać między drzewami, a potem wysłać łódką któregoś z moich wnuków. Poza tym nie wiadomo czy te maszkary nie latają teraz nad morzem. Do świtu jeszcze tylko kawałek.

- Co robimy, Javler?
- Ja mam tylko sztylet... skrzydeł nim nie rozerwę, pułapki nie zrobię. A by obejść wyspę trochę trzeba. Ja bym nie ryzykował. Pełnia dziś, może to dla tego te bestie takie silne, albo moc tego kto nimi steruje.

Z zamyślenia wyrwał ich krzyk jednej z kobiet. Wpatrywała się w niebo, jakby maszkary, które rozszarpały większość chłopów w wiosce, miały ją zaraz opaść. Spojrzeli w tym samym kierunku co ona. Okazało się, iż źródło przerażenia wieśniaczki jest zgoła innej natury. W oddali na południowym zachodzie w niebo unosił się słup czerwonego światła podobny do tego jaki widzieli wcześniej tej nocy. Zjawisko trwało przez jakąś minutę, po czym na niebie ponownie zagościła ciemność.

- Bogowie! - krzyknęła jedna z wieśniaczek - czwarty raz tej nocy! Najpierw na północ potem na wschodzie i zachodzie, a teraz tam!

- Jeśli gdziekolwiek, to pewnie tylko tam znajdziemy odpowiedź na na nasze pytania - stwierdził Javler.

- Co jest w tamtym miejscu? - zapytał Hans.

- Daleko stąd - odparł starzec - to pewnie gdzieś na lądzie. W tamtych stronach leży Obersdorf. Może to gdzieś tam.

- A poprzednie błyski gdzie dokładnie miały miejsce?

- Tu na wyspie. Jeden na wschodnim krańcu, drugi na zachodnim. Ten na zachodnim był pierwszy.

- Kolejne kręgi są gotowe. Spóźniliśmy się.



Mieszkańcy Streughofen, którym udało się przetrwać nocną jatkę, głównie kobiety i dzieci, ruszyli w stronę lasu, zabierając ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy.

- Sądzą, że w lesie będzie bezpieczniej niż tu? - wyraził powątpiewanie Hans.

Obaj stali na placu obserwując umykających wieśniaków. Potem wybrali sobie najsolidniej wyglądającą chatę i ukryli się w niej, zabarykadowawszy drzwi. Najchętniej zeszliby jeszcze do piwnicy, ale chaty były zbyt proste i ubogie, by mieć coś ponad jedną dużą izbę. Z braku alternatywy ulokowali się w kącie najdalej od drzwi i okien. Jakąś godzinę po odejściu kmieci, kiedy słońce zaczęło wspinać się na stalowoszary nieboskłon, zerwał się wiatr. Wkrótce potem spadł deszcz. Wzburzone morze raz po raz smagało falami piaszczysty brzeg. Zerwał się sztorm. Żaden z nich nie znał się co prawda na żeglarstwie, jednak przeczuwali, iż tego dnia żaden z wyspiarzy nie zechce wypłynąć.

- Chodźmy stąd lepiej. Może ktoś pojawił się w jaskini. W końcu wyglądała na zamieszkałą. - zaproponował Hans.

- Chcesz tak bez uzbrojenia tam iść? Jeśli zamierzasz mnie osłaniać, to czemu nie, ale samym sztyletem przeciwko całym mocom Chaosu... i to w jednej jaskini...

- Nie chcę Cię martwić, ale w zbroi pojedynkowej, z dwuręcznym mieczem i pomocą armaty przeciw całym mocom Chaosu też niewiele zdziałasz. Nie pcham się tam walczyć z demonami, mam nadzieję podejść tego Kella i z nim na przykład porozmawiać.

- Idźmy więc, lepsze to niż czekać na śmierć w tej wiosce.


Kiedy dotarli na miejsce, byli przemoknięci do suchej nitki. Ostrożnie zagłębili się w czeluść tunelu. Zastali jaskinię w takim stanie, w jakim widzieli ją po raz ostatni.

- Kella tu nie ma, najprawdopodobniej nie ma go także na wyspie. Jakiś pomysł? - zapytał Javler.

Hans zaklął szpetnie.

- To jakie mamy opcje?

- Najchętniej pozostawiłbym to miejsce samemu sobie. Śladu żadnego, wszędzie tylko jakieś błyski i potwory, najlepiej od razu się stąd zabierać, żeby nie ta cholerna pogoda to już bym był w pół drogi do Middenheim.

- Co ja Ci poradzę na pogodę? Teraz nawet na ląd nie wrócimy. Musimy albo przeczekać sztorm, albo spróbować zepsuć mu rytuał przygotowania tych kręgów.

- Nie znam się na magii, a już na pewno nie na czarnej... może mechaniczne uszkodzenie tego co wygląda na portal, jakoś załamie jego moc. Ale czym tu rozwalić takie wielkie kamienie?

- To dobrze, że się nie znasz, bo bym musiał donieść o Tobie Inkwizycji. Nie mam pojęcia, czym, może kilofem. Niestety rozwalenie ma tę główną wadę, że wtedy Kell może nie móc dokończyć swoich mrocznych sztuczek i po prostu nas zabije z zemsty. Albo zabije nas w sposób bardziej wymyślny niż “po prostu”. Z resztą te kamienie są już bardzo stare, a symbole są ciągle czytelne. Prawdopodobnie nawet oddział krasnoludów by im nic nie zrobił. Najlepsze co możemy, to zniszczyć wzory, które wymalował. Tak sądzę, przynajmniej.

- Po co... przecież pada deszcz, zmyje tę krew przecież zaraz.

- No to namalujemy inne znaki... nie wiem, cokolwiek. Masz lepszy pomysł, czy chcesz po prostu czekać aż rytuał dobiegnie końca?

Hans wyszedł przed jaskinię. Javler postanowił przeszukać pomieszczenie jeszcze raz. Nie wierzył, że w tej skale nie ma ukrytego przejścia, toteż uważnie przyglądał się każdej ścianie, szukając możliwego ukrytego przejścia, zamaskowanej dziury w ziemi, czy tym podobnych rzeczy. Niestety, mimo wzmożonej czujności, nie udało mu się dostrzec nic ponad to, co znaleźli wcześniej.

- Sądzę, że w mieście zauważono to, co się dzieje. - stwierdził dołączając do szlachcica na zewnątrz. - Nie mogło raczej umknąć, że pogoda tak się załamała i że błyskają nienaturalne światła dookoła. We wsi będziemy bezpieczniejsi. W lesie kto wie, zza każdego krzaka coś może wyskoczyć.

- Jak zarabiasz na życie? - zapytał ni stąd, ni zowąd von Mutig.

- Może to śmiesznie zabrzmi, ale zbieram informacje. Bo co?

- Bo znam odważniejsze szwaczki. Widziałeś to latające stworzenie? Naprawdę sądzisz, że we wsi będziesz bezpieczny? Że gdziekolwiek na tej wyspie jesteś bezpieczny? Kto nam tu pomoże? Nawet, jeśli w mieście coś zauważyli, to nie mają pojęcia co robić. Jedyną osobą, która będzie wiedziała cokolwiek o tym, jest Kroenen. Dziwne, jeżeli do tej pory nie spakował manatków i nie wyjechał.

Resztę dnia przesiedzieli przy wlocie tunelu wpatrując się w niebo. Do jaskini nikt nie zawitał. Nie słyszeli też żadnych krzyków dochodzących z lasu - albo wieśniacy byli bezpieczni, albo maszkary nieznajomego wykończyły ich ciszej niż dotychczas miały w zwyczaju.

- Idziemy do kręgu - zadecydował o zmierzchu Hans. - Albo ja idę, a Ty pilnuj dalej jeśli wolisz. A nuż przyjdzie akurat w tym czasie.

- Jak tam wolisz. Tu przynajmniej nie pada.- Javler wyciągnął sztylet by mieć go w gotowości i przykucnął przy wejściu do jaskini.

Szlachcic ruszył na zachód.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline