Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2012, 23:33   #7
Koinu
 
Koinu's Avatar
 
Reputacja: 1 Koinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputację
Bailaora i Jonah

Bailaora i Jonah dotarli na podwórko wypełnione wieloma odgłosami różnych zwierząt. W obecności dziewczyny wszystkie wydawały się uspokajać, jakby nabierały nagle ogromnego poczucia bezpieczeństwa. Widocznie naprawdę musiały jej ufać.
Kiedy przeszli przez próg domu usłyszeli rozmowę dwu kobiet dobiegającą z kuchni. Jeden głos należał do Amelii- “ciotki” Bai, a drugi do jakiejś nieznanej, starszej kobiety.
-Przecież wiesz, że traktuję ją jak własną córkę, nie chcę narażać jej na niebezpieczeństwo!- powiedziała Amelia.
-Doskonale cię rozumiem moja droga... ale czas najwyższy, aby uświadomić nowemu pokoleniu ich moc. Ty odrzuciłaś pomoc Starszyzny i... nie mam ci tego za złe. Ale zrozum. W Londynie dzieje się coś bardzo złego i obawiam się, że to zło w pierwszej kolejności może dotknąć młodych magów.
-Na litość boską! Dość tej gadaniny Lauro, natychmiast proszę Cię o opuszczenie mojego domu.


Jonah przystanął, słuchając wymiany zdań między dwoma starowinkami. „Dzwonić czy nie dzwonić na policję?” - dylemat oscylował w stronę dzwonienia. Starszyzna? Już opowieści Bailaory dostatecznie odbiegały od normalności, a to... to... no, brzmiało źle.

-Hmm, to było dziwne. - Bai natychmiast pobiegła do budynku, chwytając Jonaha za rękę by poszedł za nią. W progu natyknęli się na nieznajomą - O co chodzi? Jakie zło? Ciociu, znalazłam kogoś! Takiego jak my! - ostatnie zdanie skierowała do ciotki.

Amelia i Laura w tym samym czasie spojrzały na chłopaka.
-Wybacz Amelio, ale uważam, że ci ludzie są dostatecznie dojrzali, aby decydować o swoim losie.- powiedziała stanowczym głosem. Laura była bardzo dobrze ubrana, całkowicie nie pasowała do tego miejsca. Klasyczna suknia, stylowy kapelusz i modna torebka. To nie był wygląd wiejskiej kobiety.
Ciotka Bailaory westchnęła ciężko. Widocznie przystała na “propozycję kobiety”.
-Niech więc tak będzie... wejdźmy do środka.
- Na bogów, mówicie mgliściej niż pastor na kazaniu – dał wyraz wzrastającej irytacji Jonah, przerywając kobietom – O co tu chodzi? - tu spojrzał na Laurę. W końcu to ona mówiła coś o „odpowiedzialności” i decyzjach...
-Spokojnie młodzieńcze, wiem, że możesz być teraz zdezorientowany, ale to wszystko dla waszego dobra.- odparła Laura - Posłuchaj. Na pewno kojarzysz z różnych opowiadań, bądź lekcji historii takie pojęcia jak Inkwizycja, Wiedźmy, palenie na stosach. Wolałabym, żeby było inaczej, ale to wszystko niestety prawda.- spojrzała na chłopaka zachowując przy tym śmiertelnie poważną minę.
Inkwizycja? Tutaj? Jonah przestał słuchać już na tym etapie.

- Katolicy na Wyspach to tylko w „Hellsingu”... - prychnął w naturalnej reakcji obronnej przed tym, jak ktoś próbował mu sprzedać ewidentny kit.
Laura roześmiała się.
-Oczywiście... historia nie mówi ludziom wszystkiego. Na całe szczęście jednak od dawna nie zanotowano żadnej działalności ze strony... Inkwizycji... i wolałabym nie rozmawiać na ich temat. W każdym razie.. zapewne nie uwierzysz póki nie zobaczysz, albo... nie doświadczysz tego na sobie.- Podeszła powolnym krokiem do Jonaha. Wyciągnęła w jego strone rękę.
- Czego nie doświadczę na sobie?
Kobieta wymówiła słowa, jednocześnie zamykając oczy.
-Experrectus!- świat wokół Jonaha zaczął wirować. Chłopak ledwno zdołał się utrzymać na nogach. Poczuł ogromne pokłady energii przepływające przez jego... ciało... a może świadomość? Nigdy do tej pory nie przeżył niczego podobnego. Przez jego myśli przelało się wiele obcych obrazów. Jakby nie należących do jego umysłu. Ludzie ubrani w długie szaty, stojący w kręgu i odprawiający jakieś rytuały. Świeczki, pentagramy, anioły, demony, życie i śmierć. Wszystko to trwało bardzo krótko, choć jemu wydawało się, że minęło co najmniej kilka godzin. Otworzył oczy i stał jeszcze bardziej zdezorientowany.
-Widzisz? To wszystko dotyczy również ciebie.- zwróciła wzrok na Bai- I Ciebie. Bije od was wielka moc, ale w tym stanie jesteście stanowczo za słabi, aby bronić się przed złem, jakie was czeka. Będziecie ze mną współpracować?
- I czego to miało mnie nauczyć? -
prychnął, powstając z nóg.

Był zdezorientowany, bał się. Stres był tak duży, że aż czuł się przypychany do ściany jeszcze mocniej... więc zareagował w sposób, w jaki zawsze reagował. Uzewnętrzniając agresję...

- Że strzelanie do ludzi z armat jest zawsze najlepszym wyjściem, co? - wręcz wykrzyczał. Widać było, że się boi...
-Lauro! Dosyć tego, toż to jeszcze dzieci!- krzyknęła Amelia.
-Przecież nic mu się nie stało. Amelio, nie utrudniaj sprawy. Jeśli ty nie chcesz uświadomić ich, to ja muszę.- spojrzała na chłopaka- Wiem, że początki są trudne. Zawsze były, dla mnie również. Naprawdę nie pozostało wiele czasu, wiem, że niebezpieczeństwo zbliża się dużymi krokami. Taka więc jest moja propozycja... niech młodzi zamieszkają u mnie, a ja ich będę ochraniać i uczyć podstaw magii. Ty Amelio, poradziłaś sobie, ale dobrze wiesz, że mogło się skończyć dużo gorzej... sama znasz jeden przypadek, prawda?
Ciotka Bai opuściła wzrok.
-Racja... ale niech oni zdecydują. Przecież nie można ich do niczego zmuszać.
-A jakie dokładnie niebezpieczeństwo nad grozi? -
zapytała Bai.
-Tego jeszcze nie wiem. Ale jestem przekonana, że ma to związek z ostatnią falą morderstw...rytualnych morderstw. Mogę tylko przypuszczać, że ma to pewne powiązania z czarną magią. Chcę, żebyście potrafili się przed tym bronić.
Jonah... zrobił krok w tył, wręcz skrył się za Bai. Dziewczyna... była spokojna. Zupełnie spokojna, w przeciwieństwie do niego. A wyjaśnienia... Laury?... nie były ani szczególnie składne, ani przekonujące. Wiedział tylko, że lubi strzelać w innych ludzi jakimiś promieniami - więc tylko przysłuchiwał się rozmowie z zaciśniętymi pięściami.
-Ale... to magowie byli zabijani? Czy po prostu chcesz sobie z nas zrobić jakąś armię do walki z tymi złymi? - Bai chociaż nie okazywała tego, też była nieco zdezorientowana - przecież moja moc jest bardzo słaba! Nic nie zdołam zdziałać. Trochę wiatru, trochę ognia, jak to ma niby pomóc?
-Wydaje mi się, że ofiary to ludzie bez magicznej mocy, ponieważ byłam we wszystkich miejscach tych tragicznych morderstw i nie wyczułam żadnych pozostałości magii w ich ciałach. Lecz i to nic pewnego. Niestety jestem ostatnią członkinią Starszyzny w Wielkiej Brytanii, a na całym świecie również nas nie wiele pozostało. Nie poradzę sobie z tym sama. To nie jest tak, że chcę was wykorzystać, tylko wam pomóc. Bo słaby, nieświadomy mag to najlepsza pożywka dla wroga.
-Wśród zwykłych ludzi tylu było seryjnych morderców, skąd pewność że to po prostu nie jest kolejny?

- Rozumiem, że poczekasz i przekonasz się o tym na własnej skórze? Wybaczcie, ale są jeszcze inni, którym trzeba pomóc. Moja propozycja pozostaje wciąż aktualna, dopóki... wszyscy żyjemy. A teraz wybaczcie...- wyciągnęła kartkę i zapisała na niej swój adres, po czym wręczyła ją Amelii.


Aliyah i Matt

Aliyah odkąd tylko wyszła z domu, cały czas miała jakieś złe przeczucia. Już wkrótce miała się przekonać, czy się spełnią, czy nie. Kiedy szła do sklepu, po drodze przechodziła obok jakiegoś zbiorowiska ludzi. Była tam policja, dziennikarze i grupka gapiów. Zatrzymała się na chwilę, aby rzucić z dala okiem i ruszyła w dalszą drogę.
Matt Winchester kierując się wskazówkami ducha już prawie był u celu. Los chciał, że akurat znalazł się w tym samym miejscu i o tej samej porze co Aliyah- przy dużym zbiorowisku ludzi. Na początku poczuł coś dziwnego. Jakby nagły przepływ aktywnej energii. Potem jego uwagę mimo tłumów przykuła jedna dziewczyna- Aliyah, pomimo, że jej nie znał to właśnie ona go najbardziej zainteresowała. Zatrzymała się na chwilę, po czym ruszyła w swoją stronę.



Piotr

Chłopak przemierzał ośnieżone chodniki Londynu. Coraz bardziej czuł potrzebę skonsumowania czegoś smacznego i pożywnego. Spojrzał w niebo, płatki śniegu bezwiednie opadały na jego twarz, tańczyły jakby w takt muzyki, którą słyszał w słuchawkach. O mało co nie wpadł na dziewczynę, która właśnie wiązała buta. Natychmiast podniosła się, była nieco wystraszona, ale od razu się uspokoiła. Była ubrana raczej na sportowo, miała długie, brązowe włosy, które dobrze komponowały się z różowymi nausznikami.
-Oj, przepraszam, nie powinnam tak rozkładać się na środku chodnika.- zagadała.
 
Koinu jest offline