Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2012, 18:42   #26
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Greg popatrzył na czwórkę napastników. Nie stali jakoś daleko. Słowa Ruska jednak wydały mu się nieco … brutalne? Od razu tak zabić? Nie można ich postrzelić po prostu, albo coś? No tak... przecież w tym świecie prawo już nie obowiązywało. Martin bez słowa protestu wziął karabin. Dobrze leżał, ale wizualnie nie pasował do Martina. Nie lubił broni, z magazynkiem w kolbie. Miały one co prawda jeden ogromny plus - mały karabinek mógł mieć sporą lufę, jednak Greg był przyzwyczajony do długiej broni. Lubił karabiny z kolbą do której można się przytulić. Jak powtarzali zawsze jego kumple z pracy. “Broń to kobieta. Do niej trzeba z czułością.”
- Może bym się skitrał tam pomiędzy te dwa betonowe bloki. Z pozycji leżącej może to być bardzo dobra pozycja, moje ubranie jako tako może pokrywać się z tłem. Iść tam? - zapytał.
- Pewnie. Dobry pomysł. Najważniejszy jest sukces i wasze zdrowie. Mike mnie zabije jak coś wam się stanie. W razie komplikacji zdajcie się na zdrowy rozsądek. Pierwszego zajdę i wyciągnę z tego jebanego kanału. Następni powinni do mnie wyjść. Potem wkraczacie wy. - Rusek odszedł za murek, znajdujący się parę metrów od kolesia na czujach. - Dajcie znak ręką jak zajmiecie pozycje albo wyślijcie pojedynczy sygnał na radio...

Greg kiwnął tylko głową na znak tego, że zrozumiał. Nie mówił od teraz nic. Po prostu wykonał polecenie. Liczyła się cisza. Idąc zgarbiony trzymał broń. Palec nie za spuście, a obok. Tak go uczono. Nieraz dostał opieprz. “Broń raz do roku strzela sama”. Tak wołał kapral Hirre - jego znajomy, który zazwyczaj zamawiał u niego broń.
Greg poczekał aż wszyscy jego kompani ruszą. Rusek powoli zbliżał się do wartownika.Martin zgarbiony szedł przytulony do ściany garażu. Gdy już doszedł do końca jego najpewniejszej osłony kucnął. Z pozycji klęku przeszedł do leżenia. Wygramolił się na betonowe bloki. Ułożył wygodnie karabin i przymierzył. Kolba idealnie leżała w dołku strzeleckim. Policzek na lini z muszką i szczerbinką. Teraz palec na spust... i oczekiwanie...
Adam nie pamietał czasów kiedy musiał być tak czujny, Gregory nie pamiętał czy kiedyś w podobny sposób czekał na swoją ofiarę. Rusek, mimo sporych rozmiarów ciała, zakradł się tuż obok rury, gdy... wartownik z kątownikiem w łapach drgnął nerwowo. Chciał się cofnąć, krzyknąć, zareagować, ale było już za późno. Rozpędzone 90-kilogramów mieśni uderzyło z całą siłą w jego klatkę. Obaj zauważyliście jak oczy wartownika o mało nie wyskoczyły z orbit, gdy kolano Zadymy przybiło go do metalowej ściany kanału. Przez chwilę walczył aby złapać powietrze, ale gdy już mógł to zrobić miał zatkane usta. Siergiej założył mu chwyt na staw barkowy wywlekając na zewnątrz.
- Kurwa, gościu! - usłyszeliście głos ze środka. - Masz przejebane! Chłopaki idziemy do niego!
Zobaczyliście jak dwóch typów podchodzi do wylotu rury. Jeden duży z prętem zbrojeniowym w łapach, drugi mniejszy z giwerą wycelowaną pewnie w kierunku Ruska.
- Oddajcie ją i przyrzeknijcie, że nie będziecie więcej niegrzeczni a tylko połamie wam gnaty. - rzekł głośno Rusek wyciągając tym samym z rury typów.
Teraz widzicie ich dokładniej. Są w waszym polu rażenia.

Huknęło dwukrotnie delikatnie unosząc dłoń strzelca do góry. Krzyki kobiety zostały na chwilę zagłuszone kanonadą. Wystrzał Adama do pierwszego z napastników nie był jedynym. Poza Kowalskim strzelił uzbrojony w broń przeciwnik. Też dwukrotnie. Cel Adama został nieźle poturbowany. Pierwszy strzał w rękę spowodował wypuszczenie pręta a drugi trafił go w bebechy posyłając dwa metry do tyłu. Mechanik wyraźnie widział jak przeciwnik pada na ziemię a kałuża krwi wokół niego nieubłagalnie się powiększa.
Dwa strzały przeciwnika też były trafione. Pierwszy trafił w jego kumpla trzymanego przez Ruska a drugi w samego Zadyme. Mimo iż Siergiej trzymał typa bardzo blisko tamten wpakował mu kulkę w korpus. Nie widzieliście twarzy Ruska, ale zobaczyliście, że zaczyna się powoli cofać z swym niemal nieprzytomnym zakładnikiem.
Greg się nie ociągał. Oparł lufę na jednym z betonowych bloków. Przymierzył. Oddał strzał w mężczyznę stojącego po prawej. Mierzył co prawda długo, ale strzelił gdy czuł, że kula na sto procent dosięgnie celu. Nie chciał zabić. Chciał sprawić ból. Kula świsnęła w powietrzu lecąc w stronę kolana bandziora.
Kolejne pociski poleciały w tego trzeciego. Tak na wszelki wypadek...

Pierwszy z prętem leżał w coraz większrj kałuży krwi. Parę strzałów z XM29 spowodowało u trupa zmianę pozycji. Jego ręka wygięła się pod nienaturalnym kątem a same oczy wpatrujące się w Grega były zaszklone i zimne. Drugi z napastników dostał w kolano. Jego krzyki było zapewne słychać w całym Wielkim Jabłku. Leżał jakieś póltora metra od broni, którą z bólu wypuścił i darł się jak obrzezany pies. Trzeci trzymał się zaledwie na ramieniu Zadymy, który widząc, że jego zakładnik stracił przytomność i, co jak co, był już zbędny puścił go na ziemię. Bezwładne cielsko legło pod nogami Adama, który rozejrzał się wokół. Krzyki kobiety ucichły. Całkowicie. A rura ziała niezbadaną ciemnością.
- Wszyscy? - zapytał Greg dalej nie spuszczając oka z miejsca w które celował. Palec ze spustu powędrował już poza cyngiel. Dalej był czujny, jakby postrzeleni mieli zaraz wstać i władować w jego stronę serię z M249.
 
Aeshadiv jest offline