Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2012, 20:14   #19
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
W końcu cała trójka naszych bohaterów znalazła się w umówionym przez siebie miejscu. Drzwi wozu Bajarza były jednak zamknięte a on sam nie reagował na wołanie. Po chwili jednak w głębi domu ich gospodarza rozległ się jakiś przytłumiony hałas i kilka sekund później w progu stał już znajomy im mężczyzna.

-Wejdźcie proszę. Przepraszam jeśli musieliście czekać uciąłem sobie krótką drzemkę.

Bajarz zaprosił całą trójkę do wnętrza swojego wozu. Urządzony był dość skromnie, ale przytulnie. Można było rozgościć się na fotelu lub pufach. Kiedy wędrowcy zajęli miejsce Bajarz zapalił swoją fajkę i podjął ponownie.

-Opuszczacie nas już tak szybko? Mam nadzieję,że miło spędziliście czas.

- Nie było najgorzej - odparł Caine siadając na fotelu i zakładając nogę na nogę. Widać było, że dobrze się bawi. Uśmiech nie schodził mu z ust, ruchy były jakby bardziej sprężyste i jakoś nie kwapił się do dogryzania co nie znaczyło że zaraz nie zacznie. Pachniał też znacznie lepiej niż wcześniej co, poza mokrymi włosami, świadczyć mogło że skorzystał z dobrodziejstwa przepływającej koło obozowiska rzeki.

-A wy drogie panie? Myślę, że nikt nie będzie przeciwny jeśli zostaniecie u nas trochę dłużej... Chyba, że spieszno wam w dalszą drogę - widać było, że mężczyzna mówi szczerze i zapewne ucieszyłby się na możliwość opowiadania swoich historii komuś kto nie słyszał ich już dziesiątki razy.

- Jeśli o mnie chodzi - Alicja odezwała się szybko - to chętnie zostałabym tu jeszcze... jakiś czas. I wykąpała - dodała pod nosem.

- Ależ moja droga... - Caine zwrócił się w stronę Lwicy z nieco zadziornym uśmiechem. - Skoro marzy ci się kąpiel mogę ci pokazać idealne miejsce. Cisza, spokój, latające ryby... - urwał i przeniósł spojrzenie na Karole. - Tobie też by nie zaszkodziło, skoro już o tym mowa.

Karola gładko zignorowała uwagę Caina.
- Nie rozumiem, czemu się tu znaleźliśmy - powiedziała, patrząc na Bajarza - mała powiedziała, że na raz umarłam i nie. Co to znaczy?

-Faktycznie nie mamy bieżącej wody, więc zostaje tylko kąpiel w rzece, żeby zaznać prywatności trzeba przejść się jednak kawałek w górę jej źródła... W każdym razie w większości wozów jest jest wanna, ale wodę z rzeki trzeba sprowadzić samemu. Z chęcią udostępnię wam swój dom jeśli trzeba sam mogę spać u baby Anny - Bajarz uśmiechnął się tajemniczo na tą myśl i zaczął nabijać fajkę.
-Jeśli zaś chodzi o twoje pytanie wędrowcze... - mężczyzna spoglądał chwilę na Karolę nie przerywając przy tym zajmować się swoją fajką, którą w końcu zapalił i zaciągnął się tajemniczym zielem.
-To co ci powiedziano faktycznie zna każde dziecko w obozie. Żadna to wróżba czy rewelacja, przynajmniej dla nas. Jesteśmy cyganami, potomkami wędrowców. Tacy jak wy byli naszymi praojcami chociaż nie żyjemy tyle by znać ich osobiście. Opuścili nas już dawno temu, czasem tylko odwiedza nas ktoś waszego pokroju co jest okazją do świętowania. Przepraszam, odbiegłem trochę od tematu - mężczyzna wypuścił z ust kolejne kłęby dymu i podjął ponownie.
-Istnieją dwa rodzaje wędrowców. Pierwsi którzy odwiedzają ten świat podczas snu. W zdecydowanej większości nie są nawet tego świadomi, bez problemu potrafią jednak znaleźć drogę do domu. Drudzy to ci którzy nie mogą tak łatwo znaleźć drogi powrotnej. Czasem im się to udaje... Czasem nie i ten świat staje się ich światem. Wy, moi przyjaciele, jesteście właśnie takim rodzajem wędrowców. Z jakiś powodów coś nie pozwala wam się obudzić. Jesteście zawieszeni pomiędzy śmiercią a życiem. Szalę tą możecie przechylić na którąś z tych stron właśnie tutaj. Nie będę was oszukiwał, nie będzie to łatwe zadanie.

Bajarz rozejrzał się smutnym wzrokiem po twarzach zgromadzonych. Z jego oczu biło szczere współczucie.

-Jestem Bajarzem, swoją wiedzę czerpię z opowiadań i zapisków poprzednich osób sprawujących tą funkcję i opowiadam o niej każdemu kto chciałby usłyszeć. Jeśli mogę wam jakoś pomóc to będę zaszczycony. Pytajcie, więc żeby nie zbłądzić moi drodzy.

- Zatem... - zaczął Caine po chwili ciszy. - Chcesz powiedzieć, że gdzieś na ziemi leżymy sobie w najlepsze w stanie śpiączki podczas gdy nasze, nazwijmy to roboczo, dusze chadzają sobie po tym świecie szukając drogi do, kolejna robocza nazwa, domu? Kurwa, a myślałem że zdobycie pozwolenia na handel z Japonią było wyzwaniem... - Przerwał, potarł kciukiem i palcem wskazującym nasadę nosa po czym nieco spokojniej zapytał. - W jaki sposób przechylić tą szalę w jedną lub drugą stronę? Wolałbym wiedzieć czego unikać...
- A ja bym chciała wiedzieć, do czego dązyć.. czyli co możemy zrobic, żeby wrócić.

-Jest na tym świecie wiele dziwnych i zapewne nieznanych wam stworzeń. Niektórych z nich musicie się wystrzegać. Znam tylko część z nich gdyż my cyganie staramy się unikać kłopotów. Dlatego co jakiś czas przenosimy cały obóz w inne miejsce. Mogę wam powiedzieć o bestii, która od jakiegoś czasu grasuje w lesie, który znajduje się nieopodal. Nie wiemy dokładnie czym ona jest, ale nikt z nas nie zapuszcza się teraz do lasu. W nocy często słychać jej wycie. Zwierzęta są niespokojne, tak niespokojne, że w końcu wszystkie konie zerwały się z pęt i uciekły. Dlatego w tej chwili nie możemy podróżować dalej i musimy obozować w tej okolicy... Jeśli wasza droga wiedzie przez las to radzę wam uważać... Starajcie się po prostu nie zbaczać z drogi i ta zasada jest właściwie główną zasadą przy wędrowaniu. Jeśli już zboczycie to zróbcie wszystko, żeby ją odnaleźć. Trzymajcie się tego a może prędzej czy później odnajdziecie to czego szukacie.

Karola potrząsnęła głową.
- To oczywiste, ze należy się wystrzegać niebezpieczeństw . Powiedz nam, co mamy robić a nie czego unikać.

-Unikać... Zaraz gdzieś tu miałem odpowiednią książkę - Bajarz odwrócił się plecami do reszty i zaczął przeglądać tony papierów i szpargałów na półkach. W końcu zadowolony podniósł mały notes i zdmuchnął z niego kurz.
-Tu jesteś! A teraz gdzie to było... - przewertował kilka stron, po czym chyba znalazł to czego szukał bo zatrzymał się nagle zadowolony. Odwrócił notes pokazując wędrowcom to co znalazł. Były tam szkice rogatych i skrzydlatych demonopodobnych istot różnych kształtów.
-To właśnie to czego musicie unikać. Demony... Wędrowcy przyciągają je tak jak światło przyciąga ćmy. Nie wyczuwają was jeśli jesteście w formie awatara, tak jak teraz, ale jeśli wyjdziecie z niej lub stracicie awatara to demony, które znajdują się blisko zapewne od razu wyczują waszą obecność i popędzą w tym kierunku. Mało który jest tak potężny, że zaatakuje bezpośrednio chyba, że ciągle będziecie w formie duszy. Wtedy jesteście dla nich łatwym celem. Z reguły używają podstępów by wyrwać wam choćby część tego kim jesteście. Część waszego jestestwa, fragmentów duszy. Stanowią je wasze wspomnienia, których musicie strzec. Bez nich nie macie szans wrócić do waszego świata. Przynajmniej jeśli wierzyć notatkom naszych ojców.
- Zatem... Popraw mnie jeżeli się mylę... Mamy trzymać się naszej ścieżki, nie schodzić z niej, nie tracić wspomnień i nie opuszczać tego ciała? - Caine wymieniając prostował kolejne palce. - Wydaje się banalne jednak z tego co wiem, to co wydaje się być banalne nigdy takie nie jest. Jak mamy się bronić gdy coś nas zaatakuje? Noże, miecze, topory? Słowa, zaklęcia, modlitwy? Siła wyobraźni?

-Uhmm... Przykro mi, ale o tym nic ma jeśli chodzi o demony. Tak mi się wydaje a przestudiowałem dokładnie wszystkie zapiski... Zalecałbym użycie wszystkich dostępnych środków a jeśli one nie pomogą... Po prostu uciekać, chować się, mylić trop. Nie jestem pewny czy można w ogóle zabić demona... Z tego co wiem to można je zranić, oszukać, przegonić, ale nie słyszałem żeby ktoś kiedyś jakiegoś zabił. Jeśli chodzi o obronę hmm. Nie jestem wojownikiem a my cyganie raczej unikamy konfliktów, ale dlatego polecałem wam Shanksa i jego kram. Powinien mieć drobiazgi, które pomogą wam z tym co was czeka - Bajarz pociągnął pokaźnie dym z fajki i wypuścił go w postaci kilku małych kółeczek.
-Naiwnością jest jednak sądzić, że uchronią was od wszystkiego. Myślę, że sporo rzeczy nauczycie się sami. Mam nadzieję, że niekoniecznie na błędach.
- Jak mam bronic mojego... - Karola zawahała się - naszych..avatarów? Mam o nie dbać tak, jak o zwykłe ciało?
- No i nie powiedziałeś, w jaki sposób się stąd wydostać. - dopytywała gorączkowo - Czy ta podróż się kiedyś skończy? Znasz kogoś, kto stąd wrócił... żywy?

-Nie powiedziałem jak się wydostać gdyż szczerze nie wiem. Nie wiem czy komuś się to udało, gościliśmy u siebie wędrowców, ale nie było sposoby by dowiedzieć się o ich późniejszych losach. Przykro mi... Ale nie traćcie nadziei - mężczyzna spojrzał po kolei w każdą parę oczy jakby chcąc dodać im otuchy, a może szukał oznak słabości? Zaraz jednak zaczął mówić ponownie.
-Jeśli zaś chodzi o awatary to z tego co napisał wędrowiec Keito stanowią one prawie idealną kopię waszych ciał ze świata z którego pochodzicie. Oznacza to, że “nosząc” te powłoki będziecie tak samo odczuwać ból, pragnienie i postrzegać zmysłami podobnie jak robiliście to przez całe życie. Zalecałbym o dbanie o awatary jeśli o to pytasz, tak zdecydowanie bym zalecał... Jeśli jednak coś złego stanie się z awatarem... Wtedy poproście... Rozumiem, że poznaliście już waszego “opiekuna”? Z tego co wiem każdy wędrowiec przybywający przez światło ma kogoś takiego. Jaki on jest? Co to za istota? Chciałbym uzupełnić swoje notatki by w razie czego pomóc innym podobnym do was. Niestety niewiele mi o nich wiadomo.

- Yyyy, czy mówiąc o opiekunie masz na myśli tego irytującego błazna Rumpla coś tam coś tam?
- Myślę raczej, że chodzi o naszych …. - poszukała słowa - prywatnych opiekunów, czyli sługusów błazna.
- W moim przypadku to praktycznie bez różnicy. I nie powiem, żeby mi to pasowało.

-Błazen mówicie? Ciekawe... To jest ich więcej? Fascynujące... Potem poproszę, żebyście mi ich opisali, może uda mi się stworzyć kilka dobrych szkiców. Z tego co wiem to świat ma wielu opiekunów, ale unikają raczej jego zwykłych mieszkańców.

- Z czego każdy powinien być zadowolony. Im mniej świrów w otoczeniu tym lepiej. - Rzucił swoje trzy grusze po czym zmienił temat. - Jeżeli przebędziemy drogę bez odwiedzin u wilka dotrzemy do domu, tak? Co jednak gdy któreś z nas zdecyduje się pozostać? Powiedzmy w takiej gromadzie jak ta tutaj... Przeżyje swoje zwyczajne życie i umrze? Co z ciałem czekającym na nie w domu? Zginie natychmiast po podjęciu decyzji czy będzie czekać? Co się stanie gdy tamto ciało umrze... W końcu nie można w nieskończoność śnić. W końcu albo cię obudzą albo upewnią się że zwolnisz łóżko. Bądźmy realistami, nikt umierającej rośliny długo trzymać nie będzie, a my nawet nie wiemy czy znajdujemy się w szpitalu czy w roztrzaskanym samochodzie.

-Pytasz o rzeczy ważne wędrowcze, ale ja nie jestem bogiem tego świata. Dla mnie fakt, że gdzieś tam istnieją wasze prawdziwe ciała jest abstrakcją, mitem, którego istnienie dopuszczam, właściwie wierzę, ale nie mogę tego zweryfikować. Jeśli jednak chodzi o zbyt długie pozostanie w tym świecie to... Czas zdaje się tu biec innym tempem, ale biegnie. Słyszałem, że jeśli dusza pozostaje w tym miejscu zbyt długo to blednie, traci wspomnienia tego kim była i egzystuje tutaj zaledwie jako cień dawnego siebie.

- Czyli musimy się pośpieszyć - zaordynowała Karola.

-Ciężko mi powiedzieć ile będzie to dokładnie trwało, ale jest proces ten następuje dość powoli. Nie wiem tylko czy czasu starczy wam na dotarcie gdziekolwiek zmierzacie, więc pośpiech byłby tu rzeczywiście wskazany.

Wędrowcy w końcu zaczynali rozumieć powagę sytuacji. Traktowali sprawę bardziej poważnie kiedy dowiedzieli się, że to co tu się działo nie było tylko kolejnym snem. Na szali leżało nie tylko ich życie, ale także dusze. Nieskończone lata w tym miejscu bez wspomnień z prawdziwego świata brzmiała straszna, ale całkowite unicestwienie z rąk jakiegoś demona także nie nastrajało optymistycznie. Porozmawiali jeszcze chwilę z Bajarzem, który poprowadził ich z powrotem do straganu Shanksa. Ku ich zaskoczeniu okazało się, że za każdą z osób poświadczył któryś z mieszkańców obozu. Wielki Joe, mała Esmeralda, cygańska tancerka, każde z nich odwiedziło sklepikarza opowiadając mu swoją historię. Bajarz tylko uśmiechał się zagadkowo jakby już wcześniej wiedział to wszystko. Może istotnie tak było, któż to wie, zapewne tylko on sam. Cain wybrał dla siebie wielki miecz, który o dziwo zdawał się dopasowywać do jego ręki i jakby trochę zmalał z chwilą kiedy znalazł się w rękach nowego właściciela. Karola po krótkiej chwili na zastanowienie wybrała linę, która nie wyróżniała się niczym szczególnym, ale Shanks pochwalił ten wybór choć zapytany o jej właściwości nie był w stanie dać żadnej konkretnej odpowiedzi, tak samo miała się zresztą sprawa z innymi przedmiotami. Według sklepikarza specjalne zdolności owych artefaktów aktywować mogli jedynie wędrowcy. Musieli, więc sami poznać naturę pozyskanych rzeczy. Na koniec najmłodsza z trójki - Alicja - wybrała nietypowo wyglądające buty. Okazało się, że idealnie pasują na jej małe stopy. Kiedy grupa została już wyekwipowana Bajarz oświadczył im, że trochę potrwa zanim zgromadzą dla nich odpowiednie zapasy na dalszą drogę. Wykorzystali ten czas na mały posiłek, umycie w wozach udostępnionych przez cyganów i krótki odpoczynek. W końcu jednak nadszedł moment rozłąki z gościnnymi ludźmi.



W obozie nie było koni, ale mieszkańcy użyczyli im małego osiołka o silnych, krępych nogach. Zwierze było uparte i trzeba było trochę czasu, żeby przyzwyczaiło się do wędrowców jednak w końcu dało się prowadzić do przodu. Osiołek dźwigał na grzbiecie głównie worki z prowiantem, ale znalazła się tam także trzy grube śpiwory i kilka garnków. Nie było tego dużo, ale cyganie nie byli bogatymi ludźmi a niepytani dali nieznajomym część swoich dóbr. Byli prostymi lecz uczciwymi i ciepłymi ludźmi. Pożegnanie z nimi nie było takie łatwe, ale obie strony wiedziały, że musi ono kiedyś nastąpić. Po wielu uściskach, okrzykach, życzeniach na drogę nasza trójka w końcu wyszła z obozu.

-No ludzie. Teraz chyba zaczęło się na dobre.

Karolina pierwsza przerwała milczenie pomiędzy towarzyszami. Po niej odezwała się Alicja.

-Dokąd teraz? Skąd mamy pewność, że droga do lasu jest dobra?

Jakby w odpowiedzi na jej pytanie niewielka dróżka wychodząca z obozu podświetliła się w kierunku ściany drzew znajdującej się na wprost. Wędrowcy spojrzeli po sobie. Było to dziwne, ale wiele rzeczy na tym świecie wciąż pozostawało dla nich zagadką. Ruszyli przed siebie i po kilku minutach znaleźli się na skraju lasu. Odwrócili się by ostatni raz spojrzeć za siebie na tą małą utopię i ruszyli dalej ku nieznanym przygodom.

---
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 26-01-2012 o 14:20.
traveller jest offline